Uroczystość Serca Maryi, 22.08.2010

„A Matka Jego wszystkie te słowa zachowała w sercu” (Łk 2, 51).

Drodzy Wierni!

Wszystkie uroczystości Kościoła są pięknie i miłe dla naszych serc, wszystkie wplatają się w ów przedziwny wieniec tajemnic naszego Odkupienia, skąd, jak nam przepowiedział prorok Izajasz, „czerpiemy z radością zdroje łaski i żywota” (Iz 12, 3). Ale dzisiejsze święto na pewno jest osobliwe, dziś bowiem Kościół św. przedstawia naszej czci Serce, które tyle nas umiłowało, tyle cierpiało dla nas, i teraz nad nami czuwa jeszcze więcej niż macierzyńską miłością i troskliwością. I ten dzień właśnie jest największym świętem naszego kościoła w Gdyni, to dzień odpustów albo uroczystość tytułu naszej świątyni.
Czcimy więc dzisiaj Serce Maryi, przybytek i narzędzie jej najczulszej ku nam miłości. W jakim zaś duchu mamy czcić to Serce, jak mamy to nabożeństwo rozumieć, t. j. co w tym Sercu mamy szczególniej upatrywać, wielbić i naśladować, wskazuje Kościół św., czytając nam na tę uroczystość Ewangelię, którą my dopiero słyszeli: ,,A matka Jego wszystkie te słowa zachowała w swym sercu” (Ł. 2, 51); a w tym samym rozdziale nieco wyżej czytamy: „Maryja te wszystkie słowa zachowywała, stosując w sercu swoim” (tamże, w. 19).
Te słowa objawiają nam życie Serca Maryi, t. j. życie jej skupione, życie wewnętrzne. To więc ma być przedmiotem rozwagi i naśladowania dla czcicieli Serca Maryi. Jest to przedmiot bardzo ważny dla nas i najgodniejszy naszego zastanowienia. Patrzymy dzisiaj z przerażeniem na spustoszenie społeczności ludzkiej, na spustoszenie rodziny, wiary, obyczajów, dawnych cnót praojców. Oto Duch Św. przez Proroka Jeremiasza objawił przyczynę tego spustoszenia: „Spustoszeniem spustoszona jest wszystka ziemia, bo nie masz, kto by uważał w sercu” (Jer 12, 2). Z drugiej zaś strony Maryja, uważając w swoim sercu, ukazuje nam to Serce jako lekarstwo dla schorzałej ludzkości, jako wzór, wedle którego ta ludzkość ma się przeobrazić, aby powstać z tej niedoli.
Uczymy się więc od Serca Maryi: najpierw na czym polega to życie wewnętrzne, potem: jak ono jest dla nas konieczne.
I. Co to jest życie wewnętrzne, życie skupione, życie serca? Zobaczmy najpierw, co się temu sprzeciwia, przez co lepiej poznamy samą rzecz. Przeciwne życiu wewnętrznemu jest życie rozproszone, przeciwne życiu serca jest życie zmysłów.
Życie rozproszone jest to życie całkiem wylane na zewnątrz, jest to ubieganie się za stworzeniami, bez zastanawiania się nad celem, dla którego jesteśmy stworzeni, nad stosunkiem stworzeń, którymi się bawimy, do naszego celu. Życie zmysłów jest to życie jedynie zajęte szukaniem uciech ziemskich, powierzchownych, bez pamięci o potrzebach duszy, bez odnoszenia serca do Boga – słowem, jest to, co nazywają życiem nie mówię świeckim, ale światowym, sekularyzowanym.
Czym zaś jest ów świat, którym się to życie karmi, nauczył nas św. Jan Apostoł: „Wszystko, co jest na świecie, jest pożądliwość ciała i pożądliwość oczy i pycha żywota” (Jan 2, 16). Wyjaśnienia tych słów nie potrzebujemy, bo ten wir świata, na który ciągle patrzymy, może niestety i nasze własne życie, żywo nam je tłumaczą. Żyjemy może wśród zabaw, śmiechów, marnych interesów i zabiegów, które nazywamy ważnymi, ale których próżność kiedyś u progu wieczności jasno poznajmy. Cóż nam z tego wszystkiego zostanie, gdy staniemy u kresu? I dziś nawet, cóż mamy z tylu lat życia? Spustoszeniem spustoszone jest życie nasze, spustoszeniem spustoszone jest serce nasze. A dlaczego? Bośmy nie rozważali w sercu, bośmy żyli wylani na zewnątrz, życiem rozproszonym, życiem zmysłów. „Stworzyłeś nas dla siebie, Panie, – woła Augustyn, – i niespokojne jest serce nasze, aż póki nie spocznie w Tobie”.
O! gdybyśmy wiedzieli wartość tego, co straciliśmy, wartość tych zmarnowanych chwil życia, z których każda tyle warta, co cała wieczność, bo w każdej z nich mogliśmy wysłużyć szczęśliwą wieczność! Gdybyśmy wiedzieli wartość tych krzyżów, darmo przecierpianych, tych łez na próżno wylanych, które, gdyby były uświęcone cierpliwością i krzyżem Chrystusowym, policzone by były do owych drogocennych cierpień, wielbionych przez Apostoła: „Niewielkie bowiem utrapienia nasze obecnego czasu gotują bezmiar chwały przyszłego wieku” (2 Kor 4, 17). Gdybyśmy mogli zmierzyć ogrom naszych strat, opłakiwalibyśmy je gorzkimi łzami. Ale my nawet nie czujemy naszego spustoszenia, „bo nie masz, kto by uważał w sercu”. Życie wewnętrzne, życie serca, nasze właściwe życie, jest w nas uśpione; a czynność zewnętrzną, albo marzenia gorączkowe, bierzemy za życie.
Zwróćmy się teraz do Serca Matki Najśw. i zobaczmy, co to jest życie skupione. Św. Łukasz opisuje życie wewnętrzne Maryi w krótkich słowach. Mówi nam w dzisiejszej Ewangelii, że słowa Syna swego zachowała w swym sercu; a nieco wyżej, opowiadając przyjście Trzech Króli, mówi, że „Maryja te wszystkie słowa zachowywała, stosując w sercu swoim”. Oto, w czym zależy życie wewnętrzne.
Jak życie rozproszone stąd pochodzi, że człowiek na zewnątrz wylany nie rozważa w swym sercu, nie zastanawia się nad celem, do którego ma dążyć, nad środkami do tego celu i nad swoim postępowaniem: tak życie wewnętrzne i skupione ma za podstawę rozważanie w sercu. Człowiek wewnętrzny – prawdziwy mędrzec, oświecony mądrością Bożą – ma zawsze przed oczyma swój koniec, do którego dąży. Na co ja jestem na świecie? – pyta się; co będzie potem? na co mi się przydadzą taki stan życia, takie interesy, takie rozrywki? na co mi się one przydadzą dla wieczności? bo jeśli mi się dla wieczności nie przydadzą, to mnie, który mam żyć wiecznie, nie warto się o nie starać. A jeśli w wieczności mają mi być powodem nieszczęścia, to chyba trzeba być szalonym, aby całą wieczność poświęcić dla chwilki. Tak zastanowiwszy się, człowiek działa i rzadko mu się zdarzy żałować swoich czynów. A gdy nadejdzie dla niego kres tego życia, wspominając na swoje dni na pewno zawoła ze św. Stanisławem: „Gotowe serce moje, Boże, gotowe serce moje!” (Ps 107, 2) i z św. Alojzym: „Weseląc się, pójdziemy, weseląc się, pójdziemy!” (Por. Ps 111, 1).
II. Cóż więc sądzimy o takim sposobie życia? To dobre dla mnichów; to nie dla mnie! Ale czyż i ty nie jesteś stworzony dla wieczności? Czyż nie jest więc rzeczą słuszną, żebyś pamiętał, rozważał w sercu ten nadziemski cel i dostrajał do niego całe życie? – Ale, powie jeszcze niejeden, tak na świecie żyć niemożliwe! – Jak to niemożliwe człowiekowi rozważać w sercu? niemożliwe rządzić się rozumem, który każe dążyć do swego celu, wybierać środki do tego stosowne? To by znaczyło, że niemożliwe być człowiekiem.
A jeszcze gdy przy tym widzimy tyle środków podanych od Boga, opiekę Opatrzności, obfite łaski, sakramenty, światło wiary, przewodnictwo Kościoła, pieczę Anioła Stróża, przyczynę i przykłady Matki Najśw. i tylu Świętych, krew Zbawiciela za nas się przelewającą; jeśli mówimy, że to niemożliwe, nie tylko ubliżamy godności natury ludzkiej, ale ubliżamy Zbawicielowi, którego wystawiamy jako tyrana, nakazującego rzeczy niepodobne i za to karzącego potępieniem.
My, którzy nie spróbowaliśmy, nie doświadczyliśmy, wierzmy tym, którzy uczynili tę próbę i jednomyślnie świadczą, że słodki jest Pan, że Jemu służyć jest królować. Wierzmy tym świętym Chrystusowym, którzy będąc ulepione z tej samej gliny, co my, porzuciwszy świat, podjęły dobrowolnie życie modlitwy i pokuty, i w nim czują się szczęśliwe, i sądzą, że jeszcze mało czynią dla Boga. Czyż nie wstydzimy się mówić, że to zbyt trudno nam, od których Bóg wymaga ledwo setną cząstkę? Wierzmy Wiecznej Prawdzie mówiącej: „Jarzmo moje słodkie jest, a brzemię moje lekkie” (Mt 11, 30); tym zaś tylko ciężkie, którzy razem chcą dźwigać jarzmo Chrystusa i jarzmo świata.
Św. Augustyn przez trzydzieści lat się wzbraniał i mówił, że niemożliwe. Ale gdy raz rozważył w Sercu i zawołał stanowczo: „Mogli ci, mogły te, a czemu nie ty, Augustynie?”, wszystko stało mu się możliwe, i bieżał w drogach Pańskich aż do szczytu doskonałości. Czemuż by i my tego samego nie powtórzyliśmy? Mamy przed sobą wzór naszej Najśw. Matki, wzory tylu Świętych, nawet bliższe nam wzory wielu dusz nam znajomych: co mogli owi, co mogą ci, czemuż by nie moglibyśmy i my?
Rozważajmy w sercu, a wszystko się naprawi. To obietnica Ducha Św.: „Pamiętaj na ostateczne rzeczy twoje” – mówi przez Ekklezjastyka – a na wieki nie zgrzeszysz” (Ekkl 8, 40). Św. Teresa z Awili ręczy za zbawienie tego, kto codziennie jeden kwadrans poświęca szczeremu zastanowieniu się nad swoim życiem i nad końcem tego życia. Czy nam brakuje na to czasu? Jakkolwiek zajęci, czas znajdujemy na wszystkie interesy, czas mamy na spoczynek, na rozrywkę, nawet na tysiąc niepotrzebnych zajęć, a czasu byśmy nie mieli na nasz główny, nasz jedyny interes, na zabezpieczenie wieczności naszej?
Jeśli chcemy naprawić spustoszenie naszego serca i spustoszenie straconych lat, jeżeli chcemy zbawić duszę, musimy porzucić to życie rozproszone, musimy wydobyć się z tego wiru, który pędzi szeroką drogą do przepaści. Prawda, że nieskończone mnóstwo tą drogą bieży; ale to zamiast nas ubezpieczać, niech nas zastrasza, bo Duch Św. ostrzega, że „głupich jest poczet nieprzeliczony” (Ekkl 1, 15). A Chrystus Pan mówi, że wiele wezwanych, a wybranych mało. Musimy od Serca Maryi uczyć się życia wewnętrznego, wglądnąć w nasze serce, uporządkować życie i zwrócić się całym sercem do naszego Boga, który nas wzywa z niewymowną dobrocią. Amen.

Ks. E. N.

Na podstawie: Ks. Marjan Morawski, Kazania i szkice, 1921.