Które z sakramentaliów Kościoła św. możemy przywołać sobie do pamięci w miesiącu wrześniu jeśli nie krzyż św.? Przecież 14. września w kalendarzu liturgicznym od wieków mamy wspomnienie Podwyższenia św. Krzyża, tego narzędzia naszego zbawienia. Krzyż zajmuje pierwsze miejsce wśród katolickich sakramentaliów. Jest symbolem odkupienia ludzkości, używanym od samego początku istnienia Kościoła, obecnym w każdym kościele.
„Słowo krzyża tym, którzy giną, jest głupstwem, lecz tym, którzy zbawienia dostępują, to jest nam, jest mocą Bożą” (1 Kor 1, 18). Krzyż był niegdyś znakiem hańby i poniżenia. Poganie przybijali do krzyża tylko największych złoczyńców, tylko zbrodniarzy ostatniego rzędu. Żydzi uważali również krzyżowanie za karę najhaniebniejszą, wzbraniali modlić się za duszę ukrzyżowanego, a sam Mojżesz napisał te słowa: „Przeklęty od Boga, który wisi na drzewie” (Pwt 21, 23). Tak było w zakonie starym. W nowym rzecz się jednak zupełnie zmieniła. Odkąd Chrystus Pan zaniósł krzyż na Golgotę i umarł na nim, krzyż stał się przedmiotem najwyższej czci. Krzyże poczęły ozdabiać ściany mieszkań; krzyże stanęły na drogach i polach, na ołtarzach i kopułach kościołów; krzyże lśniły na piersiach ludzkich i koronach królewskich, i przed krzyżem zaczęli klękać wszyscy: prości i uczeni, ubodzy i bogaci, panowie, książęta i najpotężniejsi mocarze świata.
Dwa zdarzenia utrwaliły tę cześć krzyża św. Kiedy bowiem św. Helena, matka cesarza Konstantego Wielkiego, wyszukiwała wszystkie pamiątki po Chrystusie Panu, postanowiła ona też odnaleźć jego krzyż, zakopany na górze kalwaryjskiej. Bóg poszczęścił temu przedsięwzięciu. Odgrzebano rzeczywiście trzy krzyże tj. dwa, na których ukrzyżowano łotrów, i trzeci na którym umarł Zbawiciel. A ponieważ wszystkie trzy były jednakowe, aby więc poznać krzyż Chrystusowy użyto następującego środka. Pewna znakomita niewiasta w Jerozolimie była bliska śmierci. W obecności cesarzowej i wielkiej rzeszy ludu kazano jej dotykać się odgrzebanych krzyży. Dotknięcie się dwóch pierwszych nie miało żadnego skutku, lecz zaledwie się dotknęła trzeciego, stała się zupełnie zdrowa. Wkrótce znowu przyłożono święte drzewo do zmarłego, a tenże odzyskał życie. Poznawszy krzyż Chrystusowy Helena posłała jedną część synowi, i ta dostała się do Rzymu; drugą cześć oprawiła w srebro i złożyła w umyślnie ku temu zbudowanej świątyni. Zdarzenie to uwiecznił kościół osobnym świętem, które nazwał Znalezieniem św. krzyża, a naznaczył na dzień 3. maja.
W 300 lat później, tj. w r. 614 Chosroes II, król perski zdobył Jerozolimę. Wiedząc zaś, że drzewo krzyża św. jest dla chrześcijan skarbem nieoszacowanym, zabrał je ze sobą, spodziewając się drogiego okupu. Przez lat 14 drzewo krzyża było w rękach Persów, aż w r. 628 cesarz Herakliusz ich pobił i przymusił do wydania krzyża św. W uroczystej procesji cesarz niósł krzyż na swoich barkach, ale w bramie Jerozolimy wiodącej na Golgotę wstrzymany niewidomą siłą, mimo wytężenia nie mógł ruszyć się z miejsca. Świątobliwy patriarcha Zacharyasz spostrzegł to i rzekł: „Cesarzu! zrzuć z siebie purpurę królewską, a naśladuj ubóstwo Chrystusowe”. Herakliusz usłuchał, i w szatach pielgrzyma, boso, zaniósł krzyż na miejsce, gdzie dawniej spoczywał. A ponieważ zdarzenie to przypadło 14. września 629 r., kościół nazwał ten dzień Podwyższeniem św. krzyża.
To cudowne znalezienie i odebranie krzyża św. z rąk Perskich miało ten skutek, że wiele kościołów chrześcijańskich gorąco się starało, aby otrzymać z niego choć drobniutką cząstkę. Prośbom tym stało się zadość. Papieże i biskupi Jerozolimy dzielili drzewo krzyża św. wedle możności, i rozsyłali je na wszystkie strony świata. Tak krzyż, niegdyś znak hańby i poniżenia, stał się najznakomitszą relikwią chrześcijańską, przedmiotem powszechnej czci i uwielbienia.
Na samo wspomnienie, że Syn Boży za nas umarł na krzyżu, już się przed nim ugina kolano, a kto rozważy, jak wielkie łaski z krzyża św. codziennie na nas spływają, ten będzie go cenił jako największy skarb. Krzyż św. jest jakby medycyną powszechną; środkiem, który może zaradzić wszelkim naszym potrzebom.
1) Krzyż jest najpierw amboną, z której Syn Boży naucza cały świat; jest szkołą, w której święci Pańscy nabyli przedziwnej mądrości i cnoty.
„Krzyż, mówi św. Jan Złotousty, rozprasza ciemności błędu, zaszczepia i krzewi prawdę, przemienia ziemię w niebo, a ludzi w aniołów”. Św. Tomasz z Akwinu, dla głębokiej nauki nazwany doktorem anielskim, sam wyznaje, że z krzyża Chrystusowego więcej się nauczył, aniżeli z książek. Św. Bonawentura spytany, gdzie ma te księgi, z których czerpie skarby swej mądrości, wskazał na krzyż mówiąc: „To moja biblioteka; co wiem, wszystko z niej czerpałem”. Św. Dominik zagadnięty, skąd bierze swoje prześliczne nauki, odpowiedział: „Biorę je z księgi miłości t. j. z krzyża. Na nim widzę niewymowną miłość Pana Jezusa i wielkość grzechu, a ten widok mi dyktuje całe kazanie”. I św. Gertruda, i św. Teresa, i św. Katarzyna, niewiasty słynące głęboką nauką, czerpały ją także w krzyżu.
Więc i my stawajmy często z Matką bolesną, św. Janem Ewangelistą i z Marią Magdaleną pod krzyżem, a znajdziemy w zawiłych wypadkach życia oświecenie, w wątpliwościach najlepszą radę i wskazówkę. Wpatrując się w Zbawiciela, nauczymy się, że „wszystko, co jest na świecie, jest pożądliwością ciała i pożądliwością oczu i pychą żywota” (1 J 2, 16); że jednego tylko człowiekowi potrzeba, t. j. aby zbawił swoją duszę; że, aby Chrystusa Pana pozyskać, trzeba „ciało swe krzyżować z namiętnościami i pożądliwościami jego” (Gal 5, 24). Słowem nauczymy się pokory, zaparcia się, miłości, łagodności i wszelkiej cnoty. U stóp krzyża nabędziemy nie tej mądrości światowej, próżnej i nadętej, ale mądrości prawdziwie chrześcijańskiej, która buduje, podnosi, uszlachetnia i prowadzi do zbawienia; mądrości, o której św. Paweł pisze: „Nie daj Boże, abym się chlubić miał, jedno w krzyżu Pana Jezusa Chrystusa, przez którego świat jest mi ukrzyżowany, a ja światu” (Gal 6, 14).
2) Krzyż św. jest także lekarstwem ciała i duszy.
Na puszczy, w drodze do ziemi obiecanej, tak czytamy w Piśmie Św., zgrzeszył naród żydowski szemraniem. Pan Bóg ukarał go za to, zesłał bowiem węże ogniste, które ukąszeniem wielu zabijały. Przyszli Izraelici do Mojżesza i rzekli : „Zgrzeszyliśmy, żeśmy narzekali przeciw Panu i tobie”. I modlił się Mojżesz za ludem, a Pan rzekł do niego: „Uczyń węża miedzianego i wystaw go na znak, a kto ukąszony nań wejrzy, żyw będzie”. Uczynił wtedy Mojżesz węża miedzianego na znak, na którego ukąszeni gdy patrzyli, byli uzdrowieni (Num 21, 6).
Któż nie widzi w tym wężu miedzianym przedobrażenia Krzyża św.? Naprawdę, nasi pierwsi rodzice także zgrzeszyli, wąż piekielny również ich ukąsił. Aby rodzaj ludzki z ran tego grzechu uleczyć, dał nam Pan Bóg znak, a każdy kto na niego z wiarą i ufnością wejrzy, bywa uzdrowiony. Tym znakiem jest krzyż Chrystusowy. Zbawiciel sam to wyraził w Ewangelii św. Jana tymi słowy: „Jako Mojżesz podwyższył węża na puszczy, tak potrzeba, aby był wywyższon Syn człowieczy, aby wszelki, który weń wierzy, nie zginął, ale miał żywot wieczny” (J 3, 14). Ktokolwiek więc jest obciążony grzechem, ktokolwiek czuje zgryzoty sumienia, niech biegnie pod krzyż, a tam znajdzie przebaczenie winy, uleczenie ran i pokój duszy.
I nie tylko uleczenie duszy znajdziemy w Krzyżu św., ale też pomoc dla ciała. Przeczytajmy, co nam opisuje św. Augustyn, świadek bez wątpienia bardzo wiarygodny. W Kartaginie żyła za czasów jego niewiasta, imieniem Innocencja, chora na raka, i przez lekarzy zadekretowana na niechybną śmierć. Nie mając nadziei w ludziach, położyła ona ufność swą w Bogu, a Pan tę wiarę nagrodził. W śnie otrzymała wskazówkę, aby się w wielką Sobotę, kiedy to zwykle udzielano chrztu, udała do kościoła i pierwszą napotkaną ochrzczoną niewiastę prosiła, aby ta uczyniła nad raną znak krzyża św. Ona poszła za tym natchnieniem i została uzdrowiona. Tej cudownej mocy krzyża św. doznał też na sobie św. Jan Ewangelista. Gdy mu bowiem poganie dali zatrute wino do picia, aby się przekonać, czy trucizna wierzącemu w Chrystusa Pana nie zaszkodzi, uczynił św. Jan nad czaszą znak krzyża, a trucizna wyszła w postaci węża. I wypił Jan wino bez szkody. Słusznie więc woła św. Anzelm: „O krzyżu miłościwy, znaku najczcigodniejszy, przez ciebie żyjemy, w tobie mamy lekarstwo dla duszy i ciała”.
3) Krzyż jest nadto naszą tarczą, zasłoną i obroną wobec pokus i natarczywości szatana.
Kiedy się naród żydowski znajdował w Egipcie, posłał Bóg Mojżesza z cudowną laską do Faraona, aby go zmusił plagami do wypuszczenia ludu z niewoli. Dziesięć plag spadło na Egipt, ale plaga ostatnia była najstraszniejsza. Anioł śmierci miał iść o północy od domu do domu, i zabić wszystko pierwodne z ludzi i zwierząt. Aby zaś żydów od tej plagi zachować, wydał Mojżesz z woli Bożej taki nakaz: Każdy dom żydowski uczyni z krwi baranka ofiarowanego na drzwiach znak. Według tradycji była to ostatnia litera alfabetu hebrajskiego Taw, mająca kształt krzyża. I przyszedł anioł śmierci i pozabijał wszystkich pierworodnych Egipskich, a znak krzyża nie dopuścił mu wnijść do domów żydowskich.
Jako tam w Egipcie anioł śmierci, tak teraz szatan „krąży około nas, aby nas pożarł”. Jako tam znak krzyża uchronił domy żydowskie od zguby, tak i nas znak krzyża św. zasłania i broni od napadów szatańskich. Św. Cezariusz zawsze używał przeciw pokusom diabelskim tarczy krzyża św. Trzymając krucyfiks w rękach wołał: „Uciekajcie wrogowie Boga i zbawienia mojego! Ustąpcie duchy ciemności, czyż nie widzicie w moich rękach krzyża Chrystusowego? To jest broń, która bramy piekielne skruszyła. O mój Zbawicielu i Panie, przez zasługi krzyża twojego ratuj mnie od nieprzyjaciół moich!” Po takim westchnieniu pokusy szatańskie przycichały. Tego samego środka używali, i zawsze skutecznie, św. Antoni, św. Justyna, św. Agnieszka.
Mając takie przykłady naśladujmy je. Ile razy szatan kusiciel przystąpi do nas, aby podszeptami swymi skłonić nas do złego ; – ile razy ogień namiętności rozżarzy w ciele grzeszne chucie; ile razy będziecie się czuć słabymi do oporu i walki; ile razy bliskie niebezpieczeństwo upadku straszyć was będzie, — tyle razy biegnijcie pod krzyż, tyle razy zasłaniajcie się tarczą krzyża, tyle razy używajcie broni krzyża, bo tak mówi św. Augustyn: Krzyż Chrystusowy posiada cudowną moc; sama myśl o nim odpędza piekielnych wrogów naszych, krzepi nas przeciw ich napadom, wybawia z zastawionych sideł. „Krzyż, pisze św. Ambroży, jest znakiem zwycięstwa nad piekłem; jest mieczem, którym szatan został pokonany”.
4) Krzyż św. jest na koniec najpewniejszą osłodą i pociechą we wszelkich troskach, utrapieniach i nędzach tego ziemskiego życia.
Po przebyciu morza Czerwonego szli Izraelici trzy dni po puszczy, tak czytamy w Księdze Wyjścia, i nie znajdowali nigdzie wody. Przyszli do miejscowości Mara, i nie mogli pić wód z Mara, bo były gorzkie. Szemrał lud przeciw Mojżeszowi mówiąc: „Co będziemy pić?” A Mojżesz zawołał do Pana, który mu ukazał drewno. Gdy włożył Mojżesz drewno do wód gorzkich, odmieniły się w słodkie.
To drewno, jest zdaniem Ojców Kościoła wiernym obrazem krzyża św. Jak bowiem tamto przemieniło wodę gorzką w słodką, tak krzyż św. łagodzi wszelkie gorycze życia i przemienia w słodycz. Św. Andrzej Apostoł, zawołał na widok krzyża, na którym miał umrzeć: „Bądź pozdrowiony, krzyżu przenajdroższy, tyś dźwigał Zbawiciela, więc przyjmiesz także ucznia”. Św. Teresa modliła się zwykle tymi słowami: „Panie, pozwól mi cierpieć albo umrzeć”. Św. Magdalena de Pazzi mówiła: „Panie! nie umierać, ale pragnę ciągle cierpieć”. Nam ludziom miękkim taka mowa wydaje się być niezrozumiałą i niepojętą, ale święci pańscy dobrze zrozumieli słowa Zbawiciela: „Kto nie bierze krzyża swego i nie naśladuje mnie, nie jest mnie godzien” (Mt 10, 38). Oni wiedzieli, że skoro Chrystus Pan z miłości ku nam cierpiał, i my z miłości wzajemnej ku niemu powinniśmy ochotnie cierpieć. Oni w krzyżu czerpali radość w cierpieniach. Św. Bonawentura pisze: „Kto w utrapieniach i uciskach pragnie zachować cierpliwość i pogodę duszy, niech się wpatruje w rozpiętego na krzyżu Zbawiciela. Z ran Chrystusowych czerpie człowiek takie pokrzepienie, że potrafi nie tylko cierpieć, ale nauczy się nawet cierpieć z radością”. W istocie! kogo ogarnął smutek, kogo gniecie niedostatek, komu dokucza prześladowanie, kogo trapi choroba, kto poniósł ciężkie straty, niech bieży pod krzyż, niech w nim zatopi swą duszę, a widząc Mistrza cierpiącego niewinnie, cierpiącego okrutnie, ale ochotnie, powie sam sobie: „Nie jest sługa większy nad pana swego, ani uczeń nad mistrza swego” (J 15, 20). Pokrzepi się w duchu i radować się będzie, że stał się Zbawicielowi podobnym.
„Krzyż, powiada św. Jan Złotousty, jest podporą chwiejnych, lekarzem chorych, chlebem zgłodniałych, okryciem nagich. Krzyż jest bezpieczeństwem bogatych, szczęściem ubogich, opieką prześladowanych, obroną uciśnionych, balsamem cierpiących, podstawą cnoty, znakiem przecudownym. Krzyż zgładził gniew Boski ku ludziom, sprowadził pojednanie, zwyciężył śmierć, starł panowanie szatana, pokruszył więzy grzechu, wywrócił bałwochwalstwo, a zaszczepił wiarę, nadzieję i miłość. Krzyż otworzył zwarte niebiosa, nawrócił łotra i przyniósł zbawienie całemu światu”. Prawdą jest wtedy, co napisał św. Paweł: „Słowo krzyża tym, którzy giną jest głupstwem, lecz tym, którzy zbawienia dostępują, to jest nam, jest mocą Bożą” (1 Kor 1, 18). Więc z wiarą, nadzieją i miłością zwracajmy się często do Ukrzyżowanego wołając: „Krzyżu święty, drzewo przenajszlachetniejsze! bądź pochwalony na wieki! Bądź nam obroną i pomocą za życia i w śmierci. Amen”.
Wasz Duszpasterz, ks. Edmund Naujokaitis