X niedziela po Zielonych Świątkach, 01.08.2010

Drodzy Wierni!

Dzisiejsza Ewangelia św. głosi nam wielką wartość i doniosłość cnoty pokory. Wprawdzie znano ją z imienia i była również przez Boga zalecona już w Starym Zakonie. Pan „się naśmieje z naśmiewców, a cichym da łaskę”, czytamy w księgi Przypowieści (3, 34).

Lecz ten woniejący kwiat pokory był zbyt delikatny, aby się mógł przyjąć na twardym, skalistym gruncie Izraela i rozwinąć się pod nieprzyjaznym tchnieniem faryzejskiego ducha pychy. Musiała dopiero nadejść wiosna życia, musiało najpierw to słońce sprawiedliwości, Pan nasz Jezus Chrystus dać ludzkości światło swej nauki, życiodajne tchnienie swego przykładu i rosę swej łaski, zanim nadszedł odpowiedni czas dla tej przedziwnie pięknej cnoty.

I. „Pewnego dnia znajdowali się w otoczeniu Pana Jezusa niektórzy, którzy ufali sami w sobie, jakoby sprawiedliwi, a innymi gardzili” (Łk 18, 9), zatem ludzie, zarażeni pychą faryzeuszów. Żeby więc ich uleczyć i przygotować na przyjęcie swej łaski i prawdy, które przede wszystkim wymagają serca pokornego, wygłosił następującą przypowieść:

„Dwóch ludzi, mówił, wstąpiło do kościoła, aby się modlić”. Należeli oni do dwu różnych grup społecznych. Jeden faryzeusz, a drugi celnik. Z tych wszystkich, którzy codziennie wstępowali do świątyni na modlitwę wybiera Pan Jezus właśnie tych dwóch ludzi – nie bez powodu. Faryzeusze słynęli z wielkiej pobożności. Uchodzili za ludzi, którzy dokładnie zachowują prawo i odznaczają się surowością i czystością obyczajów; dlatego też dawano im powszechnie zaszczytne imię „Mistrza” i ustępowano pierwsze miejsca na ucztach i w synagogach. Ale jak faryzeusze należeli do ludzi najwięcej szanowanych, tak znów celnicy spotykali się u żydów z największą pogardą. Pobierali oni cła, które wydzierżawiali od Rzymian, byli zatem na usługach obcego najeźdźcy. Spełniali często swój urząd z wielką surowością, nierzadko nawet popełniając niesprawiedliwości wobec swych ziomków. Uważani byli z tego powodu prawie za zdrajców narodu i publicznych grzeszników.

Faryzeusz stanął na dziedzińcu świątyni i modlił się w ten sposób: „Boże, dziękuję tobie, żem nie jest jako inni ludzie, drapieżni, niesprawiedliwi, cudzołożnicy: jako i ten celnik” (11). Piękna to cnota, wdzięczność względem Pana Boga za otrzymane łaski! Ale za co dziękuje faryzeusz? „Żem nie jest jako inni ludzie”. Dziękuje więc za własną swą dobroć i szlachetność, a to nie dlatego, że go Bóg dobrym uczynić raczył; nie, tylko dlatego, że jest takim, jakim jest, mianowicie tak dobrym.

Modlimy się po to, aby Boga wychwalać i oddawać mu cześć. Dla faryzeusza chwała Boża nie istnieje; modli się, aby siebie wychwalać i popisywać się przed ludźmi. Modlimy się o przebaczenie grzechów, o miłosierdzie Boże nad nami i o potrzebne łaski. Faryzeusz nie potrzebuje miłosierdzia; nie ma na sumieniu żadnej winy; modli się po to, by powiedzieć Panu Bogu, że nie jest jako inni ludzie. Modlimy się, aby wyprosić sobie pomoc Bożą. Faryzeusz nie potrzebuje żadnej pomocy z góry; modli się jedynie po to, aby Panu Bogu powiedzieć, że ma wszelkie do tego powody, by być z niego zadowolonym.

„Możesz się modlić, – mówi św. Chryzostom, – możesz pościć, możesz spełniać uczynki miłosierdzia, zachowywać czystość i w innych dobrych ćwiczyć się uczynkach, lecz bez pokory, na nic to wszystko. Tak się też stało i z faryzeuszem. Pozornie stanął na szczycie wszelkiej doskonałości i cnoty, a jednak wszystko utracił, bo matki wszystkich cnót nie posiadał. Jak bowiem pycha jest źródłem wszystkiego zła, tak pokora źródłem wszelkiego dobra”. O tym przekonuje nas przykład celnika.

II. Wstąpił do świątyni jako grzesznik, może nawet obarczony grzechami ciężkimi; ale wiedział dobrze, co o sobie sądzić. O tym świadczy całe jego zachowanie się.

„A celnik stojąc z daleka” (13) uświadomił sobie całą wielkość i świętość Boga. Dla tego został w tyle, w ostatnim kącie dziedzińca. Nie śmie niejako pokazać się Bogu na oczy ze swymi grzechami. „Nie chciał ani podnieść oczu w niebo”. „Nie patrzy w górę, – mówi św. Augustyn, – aby Pan Bóg na niego łaskawie spojrzał”. Wina go poniża, ale nie przygniata; zbyt ufa Bogu, aby oddawać się zwątpieniu. Jest przekonany, że miłosierdzie Boże jest większe, nieskończenie większe, niż wszystkie jego grzechy.

Ale też tym boleśniej odczuwa, że tak obraził dobrego Boga. „Bije się w piersi”, aby zaznaczyć, że gardzi i zrywa z tym, co kryje się w jego piersi, że zasługuje na karę i gotów jest pokutować. Do tego wszystkiego dołącza jeszcze modlitwę. Modlitwa to krótka, składa się z trzech tylko słów: „Boże, bądź miłościw mnie grzesznemu”. Ale prośba ta przebija niebiosa i ściąga na niego łaskę Bożą: „Zstąpił ten usprawiedliwionym do domu swego”.

Jakże pięknym jest obraz tego pokornego grzesznika, lub raczej: jak piękną jest cnota pokory, która nawet grzesznika czyni pociągającymi! Któryż z tych dwu jest zacniejszy: czy ten wierny prawu, ale pyszny faryzeusz, czy grzeszny, ale pokorny celnik? Słuszność ma Ojciec Kościoła, Optatus z Mileve, kiedy mówi, że grzech złączony z pokorą, piękniejszym jest, niż niewinność, połączona z pychą.

A z jakim szacunkiem odnosi się celnik do swych braci! Jakże łatwo, a nawet i słusznie, mógłby odpłacić się faryzeuszowi i powiedzieć np.: „Boże, dziękuję tobie, że nie jestem jako ten pyszny faryzeusz. Jestem wprawdzie grzesznikiem, jak i inni, ale uznaję przynajmniej mą winę i niegodność”. Tego jednak nie mówi. To właśnie jest cechą pokory, że nie bada ona cudzego sumienia, ale spogląda we własne serce i z dziecięcą ufnością wznosi wzrok od własnej nędzy do tronu miłosierdzia Bożego. „Boże mój, w tobie ufam, niech się nie zawstydzę” (Ps 24, 2), mówi Psalmista. A z tronu odwiecznej Miłości słyszy głos, który napełnia jej serce otuchą: „Pociesz się duszo moja! Ktokolwiek się uniża, będzie podwyższony”.

Kończymy słowami św. Bernarda, tego wielkiego apostoła pokory. Jeżeli ta cnota jest tak piękną w duszy grzesznika, to jak wspaniałym blaskiem musi płonąć w duszy niewinnej! „Zaprawdę, mówi, wielka to i rzadka cnota, czynić wielkie rzeczy, a swej wielkości nie widzieć; świętym być, a o swej świętości, znanej wszystkim innym, nic nie wiedzieć… Zaprawdę! jesteś wiernym sługą, jeżeli chwały Pańskiej, która, choć nie od ciebie wyszła, to jednak przez ciebie przechodzi, sobie ani w drobnej części nie przywłaszczasz”

Bodźmy więc i my we wszystkim wiernymi sługami Pańskimi. A kiedy wszystko uczyniliśmy, co nam polecono, mówmy w pokorze: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy: cośmy byli winni uczynić, uczyniliśmy” (Łk 17, 10). Amen.

Ks. E. N.