„I szemrali Faryzeuszowie i Doktorowie, mówiąc, iż ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi”. (Łuk 15, 2). Drodzy Wierni!
„Bóg jest miłością” – to podstawowa prawda naszej wiary. Dlatego – jako miłość uosobiona – Bóg kocha wszystkie stworzenia, w których przecież mniej lub więcej odbijają się skarby Bożej piękności i Bożej dobroci. I to rozumie każdy z nas, lecz wielu nierozumieją naprawdę miłości Boga wobec grzeszników. Wielu natomiast jest takich, co jak Faryzeusze i Doktorowie zakonni gorszą się tym, że Bóg istotnie kocha grzeszników. Nie brak też tych, co po dzień dzisiejszy nie rozumieją, by „w niebie była większa radość nad jednym grzesznikiem pokutą czyniącym niż nad dziewięćdziesięciu dziewięciu tych, co nie potrzebują pokuty”.
Stąd dobrze będzie, jeśli dziś zastanowimy się nad tą – po ludzku mówiąc – niewytłumaczoną tkliwą miłością, jaką Chrystus Pan okazuje grzesznikom. Więc rozważmy: A) powody, dla których Pan Jezus zwraca się z taką miłością do grzeszników, i B) cechy, jakie wykazuje miłość Zbawiciela względem grzeszników.
A) Pan Jezus sam wskazał nam, jakie pobudki kierują nim w miłości, okazywanej grzesznikom. Podejmuje bowiem zarzut Faryzeuszów i Doktorów zakonnych, że „przyjmuje grzeszników i jada z nimi”, opowiada rzewną przypowieść o zgubionej owieczce i daje w tym obrazku odpowiedź na wątpliwości, jakie nagromadziła dookoła stosunku Zbawiciela do grzeszników ciasnota i złość ludzka. Pan Jezus umyślnie wybrał właśnie porównanie o zgubionej owieczce, by wysunąć jasno i dobitnie powody, które skłaniają go do umiłowania grzeszników.
Wiemy dobrze, że owce spłoszone idą naoślep w jawne niebezpieczeństwo i zgubę. Zaślepienie to jest tak charakterystyczne i typowe, że mamy nawet stałe na nie określenie w słowach: owczy pęd. Ten owczy pęd obserwujemy u grzeszników, idących naoślep za podszeptem nieokiełznanych namiętności lub za złym przykładem otoczenia i zepsutego świata. I czyż będziemy się dziwić, że Pan Jezus – widząc zaślepienie biednych grzeszników, tyle im okazywał czułej troski i tyle miłości? Współczucie, jakie miał dla ich zaślepienia, popychało go do największych poświęceń, dla których Faryzeusze i Doktorowie zakonni mieli tylko kamienie potępienia i słowa pogardy. Z ich ciasnych serc zrodziły się te bezwzględne i wyniosłe sądy o biednych grzesznikach, tak obce sercu Bożemu: „nie jestem jako ten celnik…”, „takie nakazano w zakonie kamienować na śmierć” i t. p.
Jeśli chcemy podsłuchać, co Bóg sądzi o grzesznikach i jak ich sądzi, musimy odwrócić uszy od sądu ludzkiego, który nie zna ani litości ani wyrozumiałości, a wsłuchać się w takt serca Bożego. Ma ono dwa swe uderzenia: zrozumieć i przebaczyć.
Przy najwyższym nawet nasileniu ognia zapału apostolskiego nie wolno nam zapominać, że Pan Jezus stanowczo przeciwstawił się, gdy Apostołowie w uniesieniu gorliwości chcieli żywcem spalić zaślepione miasto. „Nie wiecie czyjego ducha jesteście!”, mówił Jezus, by oni ustrzegli się przesady w potępianiu. Każdego dnia musimy zetknąć się z brudem moralnym i złem, ale każdego dnia też musimy, współczując z zaślepionymi, powtarzać sobie: „nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni i nie potępiajcie, a nie będzie potępieni, bo jaką miarką mierzyć będziecie, taką i wam odmierzą!”. A przecież i dla naszego zaślepienia pragniemy przebaczenia, wyrozumiałości, łaski.
Owieczka, którą nam opisuje Pan Jezus, zupełnie nie nadaje się do walki, ani odpornej ani zaczepnej. Jest po prostu uosobieniem słabości, jej równoznacznikiem. Nikt oczywiście nie znał tak słabości natury ludzkiej jak Pan Jezus, bo był Bogiem, przenikającym na wskroś jej tajniki, a że z tą naturą ludzką w jednej osobie zjednoczył naturę Boską, jako prawdziwy Bóg i człowiek, nie tylko poznaniem wszystkowiedzącym objął słabość człowieka, ale niejako namacalnie dotknął się tej słabości ludzkiej. I dlatego – przebaczał, „przyjmował grzeszników i jadał z nimi”, wchodząc swą Bożą dobrocią w przepaście słabości człowieczej. Tylko ten, kto jest wszechmocnym i najświętszym zarazem, podnosi z błota moralnej nędzy złamanego człowieka i mówi do niego: „ja cię nie potępiam, idź i nie grzesz więcej!” A ci, co są sami słabi i sami „pełni wewnątrz plugastw”, jak powiedział Pan Jezus o Faryzeuszach, biorą kamienie potępienia.
Tylko ten, kto stworzył duszę ludzką, mógł należycie ocenić, jak wielkim i pięknym dziełem jest ratowanie tej duszy i podniesienie jej z otchłani zaślepienia i słabości. Dlatego to Pan Jezus z taką miłością pochylał się nad każdą grzeszną duszą. A ci, co podsłuchali w sercu Bożym, czym jest ratowanie grzeszników, od wieków idą za Zbawicielem na podbój dusz z najżywszym zapałem i radością, dziękując Panu Bogu, iż mogą się poświęcić najszczytniejszej pracy na tej ziemi. Wszyscy oni powtarzają słowa przypisywane św. Dionizemu Areopagicie, że „ze wszystkich rzeczy Boskich najbardziej Boską jest – współpracować nad zbawieniem dusz!”
B) Rozważywszy pobudki, jakie skłoniły Pana Jezusa do umiłowania grzeszników, zastanowimy się nad przymiotami i cechami tej miłości Chrystusa Pana ku grzesznikom. Sam Zbawiciel nam to ułatwił, podkreślając w przypowieści o zgubionej owieczce te przymioty i cechy bardzo wyraźnie.
Na pierwszy plan przymiotów niezrównanej miłości Pana Jezusa ku grzesznikom wysuwa się przede wszystkim bezinteresowność. A bezinteresowność – jak wiemy – była i będzie zawsze najpewniejszym probierzem prawdziwej miłości. Po ludzku mówiąc, Pan Jezus przecież nic a nic nie ma z tej miłości ku grzesznikom, która gorszyła Faryzeuszów. Przecież ta jedna zgubiona owca wobec 99 pozostałych nie przedstawiała właściwie takiej wartości, by opuszczać całe stado i wybierać się na szukanie zguby. A jednak „dobry pasterz” nie oblicza, nie kalkuluje, tylko idzie za porywem czystej i bezinteresownej miłości i porzuca całe stado, by znaleźć zgubioną owieczkę.
Dalej, prawdziwa miłość chrześcijańska idzie tak daleko, że zapominając o jakiejkolwiek osobistej korzyści, jest gotowa do ofiary i poświęcenia. Poszukiwanie owieczki nie jest łatwe, owszem przeciwnie, jest uciążliwe. Dobry pasterz w trudzie i znoju poszukuje swej zguby, a znalazłszy ją krwawi swe ręce, by ją wydostać spośród cierni. Potem bierze ją na ramiona i odnosi do owczarni, chociaż sam ze zmęczenia ledwie się trzyma na nogach.
To, co Pan Jezus tak pięknie naszkicował w przypowieści, to sam spełnił, ponosząc najcięższe ofiary i poświęcając się z zapałem dla grzeszników, aż „umiłowawszy swoje, do końca je umiłował” i wylał za nie swą krew na drzewie krzyża. To heroiczne poświęcenie Pana Jezusa znalazło dzięki Bogu licznych naśladowców w ciągu wieków. Dzieje Kościoła notują nam całą litanię tych, co „nazbyt wydali się za braci” i tych, co swe życie kładli dla „najmniejszych”, tych, o których Pan Jezus powiedział: „coście uczynili jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili”.
Wszystko, cokolwiek moglibyśmy jeszcze powiedzieć o miłości Pana Jezusa ku grzesznikom, wszystko to jest streszczone w jednym znaku: w krzyżu na Golgocie. Krzyż jest tą niezrównaną księgą, w której krwią Chrystusową jest opisana ta prawdziwa miłość, która „nie szuka swego”, gotowa jest do bohaterskiego poświęcenia i całopalnej ofiary, a za grzesznikiem idzie wytrwale poprzez rozłogi życia. Amen.
Ks. E. N.
Na podstawie: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XLVIII, 1935.