Drodzy Wierni!
Czym to tłumaczyć? Odpowiedź może być tylko jedna: człowiekowi nie wystarczą same tylko warunki materialne, choćby były najlepsze. Potrzebuje on prócz tego wiedzieć, po co naprawdę żyje, potrzebuje przeświadczenia, że jego życie nie zamyka się w kilkudziesięciu latach używania na ziemi, po czym nastąpiłby koniec i pustka. Tego rodzaju przeświadczenie nazywa się ufnością w Bogu, czyli nadzieją świętą.
Przyszłość nie znajduje się w naszych, lecz w Bożych rękach. Chodzi więc o to, „aby nie ufać sobie samemu, lecz Bogu“ (2 Kor 1, 9), jak pisze św. Paweł do Koryntian. Poganie i ludzie niewierzący opierają się na sobie i dlatego też prawdziwej nadziei nie mają. Kto jednak wierzy w Boga i słucha woli Jego, ten spokojnie przyszłość swoją składa w ręce Boga, ten ma w Nim nadzieję, ten ufa Jego mocy i spokojnie składa na Niego wszelką swoją troskę o przyszłość. Takiej właśnie ufności w Bogu uczy nas Matka Najświętsza, którą szczególnie czcimy w tym miesiącu maju.
Im ktoś lepiej zna Boga, Jego wszechmoc i dobroć, tym więcej Mu ufa. Im ktoś sam czuje się słabszym, tym większą nadzieję pokłada w potędze dobrego Boga. Maryja spośród wszystkich łudzi najlepiej Go poznała, bo była pełna łaski, najniżej też myślała o sobie, bo mając najczystszą duszę, wolną od wszelkich namiętności, patrzała na siebie jasnym okiem pokornego stworzenia; dlatego też niezachwianie ufała Bogu, a nie sobie, i w Nim pokładała całą swoją nadzieję. Do Niej stosuje Kościół zdanie Pisma świętego: „Jam matką nadziei świętej“ – czyli wzorem świętej i całkowitej ufności w Bogu. Maryja widziała zło na świecie i prosiła Boga, by zesłał Zbawiciela, który by odkupił i uszlachetnił ludzi, lecz nie marzyła o tym, by sama miała przez to zyskać coś więcej oprócz tego, że może będzie mogła służyć w pokorze przyszłemu Mesjaszowi. Zadowolona ze swych ubogich warunków życia czuła się szczęśliwą, że może Bogu służyć i pokazać Mu, iż Go kocha przez najdokładniejsze posłuszeństwo dla Jego przykazań.
Wielu ludzi na ziemi jest niezadowolonych ze swego stanu, uważa się za pokrzywdzonych. Iluż z nas, gdyby to tylko od nas zależało, zmieniłoby warunki swego życia. Niekiedy zdawać by się mogło, że ludzie mają pretensje do Boga za to, że im właśnie takie życie stworzył, a nie inne. Niekiedy mają wprost żal do Niego o to, że nie są bogatsi, że nie zdobyli wyższego stanowiska, że są zapomniani i nic nie zmienia się u nich na lepsze. Maryja natomiast ziemskich pragnień nie miała. Jedynym Jej dążeniem było: przyjąć wszystko z ręki Boga i Jemu się tylko podobać. W tej też myśli np. złożyła ślub czystości, bo była przekonana, że to będzie miłe Bogu. We wszystkich ziemskich sprawach Jemu się poddała, zgodnie z tym, co mówi Pismo Św.: „Zrzuć swą troskę na Pana, a On cię podtrzyma; nie dopuści nigdy, by miał się zachwiać sprawiedliwy“ (Ps 55, 23).
Tak dalece Maryja zaufała Bogu, że kiedy bliscy radzili Jej, by zgodnie ze zwyczajami wszystkich niewiast izraelskich wyszła za mąż, Ona chociaż ślubowała dziewictwo, zdecydowała się poślubić Józefa, bo ufała, że Bóg i w małżeństwie zachowa Jej czystość. Zwykła roztropność i uczciwość nakazywała Jej, by powiadomiła Józefa o tym, iż pragnie zostać na zawsze dziewicą. Ale też, gdy Józef oświadczył Maryi, że i on chce dochować czystości, Najświętsza Panna z zupełnym zaufaniem w opiekę Bożą zaręczyła się z nim.
Kiedy św. Józef spostrzegł, że Maryja jest w stanie błogosławionym, a nie wiedział nic o zwiastowaniu anioła ani o tym, że to Duch Święty ukształtował ciało Syna Bożego w Jej łonie, martwił się tym, bo nie rozumiał cudu Bożego, i zastanawiał się, jak ma postąpić wobec tego, czego nie pojmował. Najśw. Dziewica widziała niepokój świętego oblubieńca, mogła mu wytłumaczyć, co się stało, mogła przecież mu powiedzieć o zwiastowaniu i o słowach anioła. Ponieważ jednak nie otrzymała polecenia od Boga, by mówić komukolwiek, że zostanie Matką Zbawiciela, dlatego milczała — zostawiła wszystko mądrości Bożej. Dlaczegóż by więc miała niepokoić się wątpliwościami Jozefa i wyjaśnić mu sama tajemnicą wcielenia Syna Bożego, skoro sam Bóg z miłością i dobrocią myśli o wszystkim?
Józef znał Maryją i Jej świętość. Nie robił więc żadnych przypuszczeń. Po prostu nie rozumiał, co się stało, i dlatego postanowił w tajemnicy się usunąć. „Gdy powziął tę myśl — mówi Pismo święte — oto anioł Pański ukazał się we śnie i rzekł: Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło“.
Czyż zawiodła się nadzieja Maryi? Czy niedobrze uczyniła, że nie tłumaczyła się Józefowi? Czy lepiej i wspanialej nie uczynił tego sam Bóg? Ileż radości przeżyła Ona następnego dnia po śnie św. Józefa, kiedy Jej powiedział: Wiem wszystko.
Taką nadzieją świętą miała Maryja i w chwili narodzenia Pana Jezusa. Oto Syn Boży narodził się w warunkach przynajmniej dziwnych, jeśli już nie sprzecznych z tym, co anioł powiedział przy zwiastowaniu. Mówił przecież, że Jezus ,,będzie wielkim i będzie nazwany Synem Najwyższego“, a tymczasem naprawdę urodził się w największym ubóstwie i stajni dla bydląt. Pan Bóg miał Mu dać „tron Jego praojca Dawida“, natomiast w rzeczywistości Matka Najśw. „owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie“. Według zapewnienia anioła Pan Jezus miał panować „nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca“, lecz gdy się miał narodzić — nawet miejsca nie było dla Niego w gospodzie, wśród ludzi (Łk 1, 32; 2, 7).
Matka Boża jednak ufała, że Pan Jezus narodzony w całkowitym ubóstwie spełni wszystko, co Bóg o Nim powiedział. Ona wiedziała, że Jej Syn, a zarazem Syn Boży przychodził na świat, by zbawić ludzi, nauczyć ich prawdy, otworzyć niebo i dać im życie wieczne. Chociaż więc w chwili swego narodzenia Pan Jezus był najuboższym Dziecięciem, Jego Matka ufała, że mimo to dokona wszystkiego, co Mu Bóg przeznaczył — i będzie wielki, i będzie zwany Synem Najwyższego, i królestwo Jego będzie na wieki.
Wprawdzie w żłóbku był Jezus ukryty, nieznany, ubogi, ale był On zapowiedzianym przez proroka Izajasza „Bogiem ukrytym“ (Iz 45, 15). Bóg rzeczywiście ukryty jest dla naszych oczu na ziemi. On też często ukrywa przed nami swoje drogi tak bardzo, iż nie możemy zrozumieć, dla jakich celów coś czyni. Mimo to jednak możemy i powinniśmy Mu zaufać. Powinniśmy mieć świętą nadzieję, że ostatecznie doprowadzi nas do swego królestwa i panować z Nim będziemy szczęśliwi na wieki, w niebie.
Taka nadzieja w Bogu daje człowiekowi spokój, zadowolenie, chęć do życia, nawet radość. Mogą wprawdzie być ludzie od nas bogatsi, bawiący się i używający przyjemności, lekkomyślni i beztroscy, ale gdy my złożymy naszą ufność w Bogu, posiadamy więcej niż oni, bo jesteśmy pewni, że Bóg z całą pewnością doprowadzi nas do szczęśliwego końca — szczęśliwej wieczności.
Dlatego nie powinniśmy myśleć, że ten człowiek jest szczęśliwy, który na ziemi zdobył wszystko, lecz ten, kto Boga słucha i Jemu zaufał. I nie w postępie, ani w wysokiej stopie życiowej, ani w przyjemności, ani w pieniądzu, ani w doczesnych korzyściach, ale w Bogu jest nasz skarb i nasza nadzieja. Na wzór Najśw. Panny powinniśmy Bogu przede wszystkim ufać, w Nim złożyć naszą nadzieję i mówić często: „W Tobie, Panie, zaufałem, nie zawiodę się na wieki“. Amen.