Drodzy Wierni! Droga Anno!
Opowiadają taką historię z czasów wojny niemiecko-francuskiej. Na polu bitwy leży ranny żołnierz, a przy nim klęczy kapłan. Żołnierz mówi bardzo cichym głosem: „Księże kapelanie, umieram spokojnie, gdyż niedawno się spowiadałem i zawsze starałem się być w stanie łaski uświęcającej! Śmierci nie boję się, ale mam jedną prośbę. W notesie na piersi mam białą jedwabną wstążkę. Wstążkę tę dała mi moja matka w dniu pierwszej Komunii św. Podając tę wstążkę powiedziała: „Jak białość tej wstążki jest czysta i nieskalana, tak twoje życie niech będzie nieskalane aż do śmierci”. Przyrzekłem. Złożone przyrzeczenie w dniu pierwszej Komunii spełniłem i dotrzymałem go. Ja umieram, a ty, księże kapelanie, prześlij wstążkę matce, jako znak dotrzymanego przyrzeczenia”.
Po chwili żołnierz oddał ducha Bogu. Po kilku dniach matka otrzymała list o śmierci swego syna. Serce matki ścisnęło się z bólu, ale gdy zobaczyła wstążkę i przeczytała słowa księdza kapelana o śmierci syna, wtedy lżej zrobiło się jej na sercu. Dotrzymane przyrzeczenie dane w dniu pierwszej Komunii św. przez syna pocieszyło strapioną matkę.
„Znalazłaś łaskę u Boga” (Łk 1, 30) – słowa te wypowiedział Archanioł do Najśw. Panny, kiedy Jej zwiastował, że miała począć Syna Bożego. Co to za poselstwo! Jakaż to dobroć, jakie miłosierdzie Stwórcy i Pana wszechrzeczy, że tyle dla nas niegodnych grzeszników uczynił, że Syna własnego uczynił Synem niewiasty. A dla Niej jakaż to łaska niepojęta, jakie to wywyższenie! Dlatego też mógł powiedzieć do Niej Archanioł: „Znalazłaś łaskę u Boga”.
Ale i my słyszymy podobne poselstwo, i do każdego z nas przemawia Kościół św.: „Znalazłeś łaskę u Boga”! Możesz dostąpić, jeżeli tylko zechcesz, łaski wielkiej i nieocenionej. Ten sam Syn Boży, ten sam Bóg wszechmocny, który zstępuje codziennie na nasze ołtarze, chce i tobie oddać się cały, w tobie zamieszkać, tobie udzielić swoich zasług i całej pełni swoich darów. Tej łaski możesz doznać, ile razy zechcesz, bylebyś tylko dobrze przygotował swoje serce za przykładem Maryi na przyjęcie Syna Bożego. Od tego przygotowania zależy, czy najdobrotliwszy Zbawiciel chętnie do ciebie przyjdzie, przynosząc ciebie najobfitsze błogosławieństwo i stając się ciebie zadatkiem szczęścia wiecznego; – czyli też to przyjęcie Komunii nie tylko nie sprawia Mu radości, ale raczej niesławę i poniżenie.
Najśw. Panna przygotowała się na przyjęcie Syna Bożego najpierw przez to, że zachowała niczym nieskalaną czystość. Czysty jest śnieg świeżo spadły, który pokrywa ziemię podobny do białego kobierca, ozdobionego iskrzącymi się diamentami; czystą jest lilia, której liście, skąpane w rosie porannej, błyszczą w pierwszych promieniach słońca; czysty był Adam, kiedy powołany twórczą dłonią Boga do bytu i łaską Jego płonący, wzniósł po raz pierwszy oczy ku niebu. Ale jeszcze czystsze było serce Maryi. Przedziwnym cudem wszechmocy Bożej była Ona od pierwszej chwili swego poczęcia zachowana od grzechu pierworodnego, który plami serca wszystkich innych ludzi, wszystkich innych dzieci nowonarodzonych. A potem czuwał Bóg z największą troskliwością i czuwała Maryja sama nad tą czystością, tak iż nigdy w calem swoim życiu nie popełniła najmniejszego grzechu.
My takiej czystości osiągnąć nie możemy, ale starajmy się, idąc za wzorem Najśw. Panny, oczyszczać swoje serca przynajmniej przed Komunią św., o ile tylko zdołamy. Wiemy, jaki to gość pragnie wejść do naszego serca. Jest On najwyższy, najpotężniejszy, najbogatszy ze wszystkich istot, żyjących w niebie i na ziemi. Jest to wasz najmiłosierniejszy Zbawiciel, który dla nas stał się człowiekiem i za nas oddał krew i życie wśród niewypowiedzianych męczarni. On chce przyjść żeby nas ubogich zbogacić, nas słabych umocnić, nas cierpiących pocieszyć, uradować i uszczęśliwić. Musimy więc to serce swoje przede wszystkim starannie oczyścić z wszelkiego brudu grzechowego. Nic bowiem tak nie jest Mu nienawistne, niczym On tak się nie brzydzi, jak grzechem. Gdyby wam kto kazał mieszkać w pokoju wstrętnie zanieczyszczonym, pełnym robactwa, gdzie by nadto jeszcze leżał trup gnijący – jakżeby to było dla was przykre i straszne! Ale jeszcze daleko większe obrzydzenie sprawia Zbawicielowi widok serca, które jest zanieczyszczone grzechem śmiertelnym, w którym mieszka Jego wróg szatan. Kto ośmiela się przyjąć Komunie świętą w stanie grzechu śmiertelnego, ten wyrządza nieskończenie świętemu Bogu, największemu swojemu Dobroczyńcy największą obelgę, dopuszcza się okropnego świętokradztwa, pozbawia się wszelkich łask i ściąga sobie najcięższą karę, często już w tym życiu, a jeżeli nie, to w przyszłym.
Ale czy na tym macie poprzestać? Czy to już wystarczy, jeżeli uwolnicie się od brzemienia grzechu śmiertelnego? Czy troskliwa gospodyni, która oczekuje miłego gościa, albo nawet jakiegoś wielkiego pana, zadowoli się tym, że tylko najgrubsze śmiecie usunie z pokoju, gdzie on ma zamieszkać? Nie, ona będzie się starała wytrzeć także mniejsze plamy, pozmiatać kurz i pajęczynę, żeby wszystkie sprzęty i cały pokój wyglądały jak najczyściej i najpiękniej. „Czyż nie widzisz, – mówi św. Jan Złotousty, – jak starannie są wyczyszczone, jak błyszczą się naczynia święte (w których przechowuje się Ciało Pańskie)? Jeszcze czystsze, jeszcze jaśniej błyszczące i świętsze powinny by być nasze dusze. Te bowiem naczynia (cyborium lub kielich) nie mają uczestnictwa w Ciele Pańskim, które w nich spoczywa, nie spostrzegają go i nic o nim nie wiedzą. My zaś stajemy się jego uczestnikami i wiemy, kogo przyjmujemy” (In epist. ad Ephes. hom. 3, n. 4). Dlatego starajmy się, o ile możemy, pozbywać się takich grzechów powszednich. Prawda, że grzechy powszednie nie czynią jeszcze człowieka niegodnym Komunii św. Nie potrzebujesz więc iść do spowiedzi, jeżeli np. spowiadałeś się dnia poprzedniego, a potem dopuściłeś się niebacznie jakiegoś małego kłamstwa lub lekkiej, nieszkodliwej obmowy. Ale już sama cześć i miłość ku Zbawicielowi, który chce do was przyjść, a brzydzi się także grzechem powszednim, powinna was nakłaniać do wielkiego starania, aby was i taki grzech nie plamił w chwili, kiedy Go przyjmujecie.
Ale to jeszcze byłoby za mało. Najśw. Panna przyozdobiła się na przyjęcie Zbawiciela także najpiękniejszymi cnotami. I nam koniecznie potrzebne są cnoty, jeżeli chcemy zgotować Mu godną Jego majestatu i Jego dobroci gościnę. Kiedy gospodyni przygotowuje izbę na przyjęcie dostojnego i miłego gościa, czy tylko oczyści ją starannie z wszelkiego prochu i brudu i nic więcej nie zrobi? Czy może być gościowi miło w pokoju, który jest wprawdzie czysty, ale całkiem pusty i zimny? Z pewnością nie. Dlatego postara się gospodyni i o to, żeby były w pokoju sprzęty potrzebne, żeby na ścianach wisiały piękne obrazy, żeby w lecie były tam i kwiaty, a w zimie, żeby było przyjemnie i ciepło. Otóż podobnie jak pokój staje się miłym, kiedy jest pięknie ozdobiony i ciepły, tak ozdoba cnót i ciepło miłości sprawia, że P. Jezus chętnie przychodzi do nas i że miły Mu jest pobyt w naszych sercach.
Pomyślmy kim jesteśmy i kogo mamy przyjąć, że przychodzi do nas Ten, który jednym słowem swojej wszechmocy stworzył niebo i ziemię, któremu miliony Aniołów służą z najgłębszą pokorą i który przyjdzie sądzić żywych i umarłych. Ale nie lękajmy się do Niego zbliżyć, jeżeli staraliśmy się, jak mogliśmy, oczyścić duszę przez dobrą spowiedź. On was przyjmie do swojego stołu, jak przyjął nas w sakramencie Pokuty, i obdarzy nas nieocenionymi skarbami swojej łaski, żebyśmy mogli już odtąd rozpocząć lepsze życie i zasłużyli sobie na połączenie się z Nim w wieczności. Amen.