Drodzy Wierni!
W tym dniu Wielkiego Czwartku, w dniu ustanowienia największego i najświętszego z sakramentów, przypominamy sobie o tym pokarmie Ciała i Krwi Pana naszego Jezusa Chrystusa, którego Psalmista nazywa „Chlebem anielskim”: „Chleba anielskiego pożywał człowiek” (Ps 77, 25).
Ewangelia św. często opowiada nam o człowieku, który zgotował wielką wieczerzę i wielu na nią zaprosił. Ten człowiek wyobraża samego Króla niebieskiego, który nas karmi jako najlepszy ojciec i zawsze pamięta o wszystkich naszych potrzebach. W innym miejscu (144, 15) Psalmista śpiewa o nim: „Oczy wszystkich nadzieje mają w Tobie, Panie, a Ty dajesz pokarm ich czasu słusznego”. I słońce i deszcz i ziemia: wszystkie żywioły pracują nad tym, aby nam dostarczyć chleba powszedniego w zwyczajnym porządku przyrody. Ale zdarza się także, iż ludziom dostaje się w udzielę jeszcze inny, niepowszedni, cudowny pokarm. Tak było wówczas, kiedy lud izraelski znalazł się w nieurodzajnej piaszczystej pustyni, i z nieba zaczęło mu padać najlepsze pożywienie: jakiś chleb niebieski przedziwnego smaku. „Man-hu?” to znaczy „cóż to jest?”, pytali Żydzi zdziwieni, i dlatego pokarm ten nazwano „manną”. I żyli tym chlebem, dopóki nie weszli do Ziemi Obiecanej.
Jakież powinno być nasze zdumienie i jaka wdzięczność za tę ucztę godową, którą dla nas, dla swoich uczniów i przyjaciół zgotował Pan Jezus? „Ten jest chleb, który z nieba zstąpił”, powiedział Jezus do Żydów o Najświętszym Sakramencie, „nie jako ojcowie wasi jedli mannę i pomarli. Kto pożywa tego chleba, żyć będzie na wieki” (Jan 6, 59). Czyż, słysząc te słowa, nie musimy zapytać, jak naówczas Żydzi, tylko z jeszcze bardziej radosnym zdziwieniem: „Cóż to jest? – Czymże my jesteśmy, że dajesz nam, Panie, swoje Ciało za pokarm?” – „Cóż jest człowiek”, pyta się sprawiedliwy Job (7, 17), „iż go wielmożysz”, to znaczy, iż go tak wysoko podnosisz, „albo co przykładasz ku niemu serce twoje?” Skądże nam ta nigdy niepojęta łaska? – Zastanówmy się więc dzisiaj nad tym cudownym dowodem Boskiej dobroci, abyśmy lepiej nauczyli się go cenić, abyśmy poznali, że ten niebieski pokarm tak jest potrzebny dla naszej duszy, jak dla życia cielesnego potrzebny jest codzienny posiłek.
Z wielką dumą przypominali sobie Żydzi ową mannę, co ich żywiła na pustyni; myśleli oni, że nikt już nie może dostać lepszego i cudowniejszego pokarmu. Kiedy Pan Jezus ich wzywał do swego królestwa, odpowiedzieli Mu z pysznym uporem: „Cóż Ty za znak czynisz, abyśmy ujrzeli i wierzyli Tobie? Cóż działasz? Ojcowie nasi jedli mannę na puszczy, jako jest napisano: Chleb z nieba dał im jeść” (Jan 6, 30–31). Ten zaślepiony i zatwardziały naród żył tylko zmysłami, tylko ciałem i do dnia dzisiejszego nie chce znać innego życia, nie nauczył się cenić żadnej rzeczy innej, oprócz strawy cielesnej, oprócz dóbr znikomych: on i dzisiaj nie chce usłuchać wezwania Chrystusowego: „Róbcie nie pokarm, który ginie” (to znaczy: nie starajcie się o pokarm dla ciała), „ale który trwa ku żywotowi wiecznemu, który wam da Syn człowieczy”! (ib. 27). Naród ten nie chce zrozumieć, że dusza jest ważniejszą niż ciało i że główną naszą troską powinno być, abyśmy mogli sobie pozyskać żywot wieczny.
Oczywiście, nie jesteśmy Żydami, my mamy wiarę! Nie wątpliwie, ale ta nasza wiara potrzebuje ożywienia, bo jak mało z nas posila się często pokarmem niebieskim, jak mało kto przychodzi do stołu Pańskiego częściej niż co niedziela! A przecież o ile ważniejszą jest nieśmiertelna dusza, stworzona na podobieństwo Boże, od ciała, skazanego na rozkład, o tyle wyżej powinniśmy cenić to, co zachowuje nam życie duchowe, od wszystkich innych rzeczy na świecie. Nasze ciało otrzyma pokarm przynajmniej trzy razy dziennie, a dla naszej duszy musiało wystarczyć jeden posiłek w tygodniu?
W Starym Zakonie odbiły się naprzód, jak w zwierciadle, dzieje Nowego Zakonu i dzieje naszej duszy. Niewola egipska, w której tak długo jęczał lud izraelski – to niewola grzechu, to niewola, w której żyją ludzie, kiedy poddają się złym pożądliwościom, panującym na świecie, kiedy poddają się łakomstwu, pysze i nieczystości. Czytamy w Piśmie św. o wielkiej nienawiści, jaką pałali mieszkańcy Egiptu przeciwko Żydom, mieszkającym wśród nich, dlatego że był to naród obcego pochodzenia, który nie łączył się z nimi, prowadził życie całkiem inne, miał całkiem różną wiarę i różne pojęcie o dobrem i złem i o całej służbie Bożej. Egipcjanie oddawali cześć Boską zwierzętom, bo sądzili, że woły, koty i inne nierozumne stworzenia wyobrażały im Bóstwo. Żydzi zaś przeciwnie zabijali zwierzęta, a niektóre z nich składali Bogu na ofiarę. Podobna różnica jest zawsze i wszędzie pomiędzy tymi ludźmi, którzy chcą być dziećmi Abrahamowymi, bo chcą Bogu służyć z wiarą, nadzieją i miłością, a owym światem, który składa się z ludzi, miłujących tylko dobra doczesne. Oni oddają cześć nie Bogu, ale zabronionym przez Niego, zwierzęcym namiętnościom, dla nich „Bogiem jest brzuch” (Fil 3, 19), Bogiem jest pieniądz, Bogiem jest nieczysta rozkosz cielesna. A cóż czynią dobrzy chrześcijanie? Czy oni nie zabijają w sobie tych grzesznych pożądliwości, aby z nich Bogu złożyć ofiarę? Tak, i przez to ściągają sobie nienawiść świata i nie mogą być z nim w przyjaźni: „Ktobykolwiek chciał być przyjacielem tego świata, stawa się nieprzyjacielem Bożym” (Jak, 4, 4).
Jak wówczas manna spadała Żydom na posiłek cielesny, tak nam na posiłek dla naszej duszy podaje Pan Jezus samego siebie, swoje własne Ciało, które jest prawdziwym „chlebem anielskim”. „O, gdybyś wiedziała dar Boży!”, powiedział niegdyś Pan Jezus do Samarytanki (Jan 4, 10); te same słowa przypominają nam, kiedy rozważamy wielkość dobrodziejstwa, jakiem nas obdarzył najdroższy nasz Zbawiciel. O, gdyby wszyscy ludzie poznali, jak ten dar jest niewymownie wielki i cenny! Miejsce smutku zajęłoby w każdym domu wesele, i rajem wydałaby nam się ziemia, na której przecież tyle wytryska źródeł łaski Bożej, tyle wznosi się kościołów, a w każdym możemy przytulić się do serca Jezusowego i jak najściślej z Nim się zjednoczyć w Komunii św.
Ale dla czego ten chleb nazywa się „chlebem Aniołów”? Czymże mogą się karmić owe czyste duchy? – Pokarmem dla ducha jest poznanie prawdy i radość, jaką mu sprawia wszystko, co dobre i piękne, jaką mu więc przede wszystkim sprawia poznanie najwyższej dobroci i nieskończonej doskonałości Bożej. Otóż Aniołowie nieustannie doznają największej rozkoszy, bo oglądają Bóstwo, a zarazem człowieczeństwo Pana naszego i podziwiają tę łaskę, że ludzka dusza i ludzkie ciało jest połączone ze Słowem przedwiecznym i wywyższone ponad wszystkie stworzenia. Oni nam nie zazdroszczą bynajmniej tej chwały i tego szczęścia, że Bóg stał się naszym bratem, że Syn człowieczy nad nimi także króluje i że ten Król ich raczy zstępować przy każdej Mszy św. na każdy nasz ołtarz, chociażby najskromniejszy i najmniej godny Jego Majestatu. Oni nam nie zazdroszczą, ale z czystą braterską miłością cieszą się z naszego szczęścia i śpieszą do naszych kościołów, aby Mu oddawać powinną cześć, do której my ludzie niestety nie wszyscy się poczuwamy. „Oni by przedarli się”, jak mówi św. Jan z Avili (w traktacie 19-tym o N. Sakramencie), „przez płomienie i groty, aby tylko mogli otoczyć N. Sakrament i spożywać go sposobem duchownym”.
Ale poco Aniołowie mają schodzić z nieba dla oglądania Pana Jezusa, kiedy Go tam widzą lepiej, bez żadnej zasłony? Posłuchajmy, jaką odpowiedź daje ten sam święty: „Innym sposobem gotuje się ten pokarm na ołtarzu; przyrządza go taka przedziwna mądrość i taka nieopisana dobroć, że Aniołowie nie mogą nasycić się widokiem tego dzieła Bożego”. Do ustanowienia N. Sakramentu trzeba było, żeby Słowo stało się Ciałem i żeby narodziło się słabym niemowlęciem w stajence betlejemskiej. Natychmiast otoczyli Je Aniołowie i karmili się tym słodkim widokiem, a swoje wesele wyrazili w pieśni: „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli!” (Łk 2, 14). Odtąd zasiedli oni do Chrystusowego stołu i ciągle na Niego patrzyli, podziwiając całe Jego życie, wszystkie Jego czyny, Jego boską naukę, Jego śmierć krzyżową i sposób, w jaki zaczął karmić podczas Ostatniej wieczerzy stworzenia najniższe i najsłabsze z pomiędzy istot rozumnych. Cóż czyni najmiłosierniejszy Zbawiciel? On zniża się aż do tych stworzeń, dźwiga ich z ziemskiego prochu i sadza przy swoim stole obok czystych owych duchów!
Nie dla Aniołów został On człowiekiem, nie dla nich zamknął się w tym ciasnym mieszkaniu w tabernakulum; my daleko więcej mamy powodu do radości, bo nas ten cudowny pokarm zachowuje od wiecznej zagłady. Ten Chleb niebieski broni nas od pocisków szatańskich, on leczy duszę z ran, które zadał jej grzech, on uspokaja złe żądze, ucisza burze namiętności, umacnia do najcięższej walki. A jakże niewiele żąda za to od nas Pan Jezus, jak mało trzeba zadać sobie trudu, ilekroć chcemy zasiąść do tej uczty! Trzeba nam tylko miłością odpłacić się za miłość, a z miłości żałować za swoje grzechy i zgładzić je dobrą spowiedzią.
Pomnijmy dzisiaj i jutro, w Wielki Piątek, ile ten Chleb anielski kosztował dla samego P. Jezusa! Ile nielitościwych razów oblało krwią przeczyste Jego Ciało, gdy Go przywiązano do słupa na rozkaz Piłata, ile ostrych cierni wbiło się w najświętszą Jego głowę i jaką poniósł śmierć, żeby nas ocalić, okazać nam swoją miłość i obdarzyć nas tym chlebem! A wtenczas, kiedy to będziemy przywodzili sobie na pamięć, obudzi się w naszych duszach wielka, serdeczna wdzięczność za ten dar niebieski i będziemy go często i godnie przyjmowali jako zadatek nieśmiertelności i wiecznego szczęścia. Amen.
Ks.E.N.
Na podstawie: Ks. A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923.