Wielkanoc w nocy, 4.04.2010

„Wstał, nie masz Go tu; oto miejsce, gdzie Go położono” (Mk 16, 16).

Drodzy Wierni!

Cały wszechświat drżał w swoich posadach, kiedy jego Pan i Stwórca konał na krzyżu; zaćmiło się słońce, żeby ciemności zasłoniły ten straszny widok; ziemia trzęsła się i rozpadały się opoki, żeby wszelkie stworzenia przejęła zgroza; zasłona w świątyni jerozolimskiej rozdarła się od dołu do góry, żeby ludzie poznali, iż Stary Zakon już jest rozdarty i zniesiony, bo najwyższy Kapłan wstąpił do najświętszego przybytku, a za Nim już mogli wstępować wszyscy wierni Jego uczniowie. Umarli wyszli ze swoich grobów i pokazali się dla wielu, bo śmierć już była pokonana, już nie mogła swych ofiar zatrzymać na wieki.

Ta wielka noc Zmartwychwstania napełniła niewymowną radością i niebo, i ziemię, i otchłań podziemną, gdzie od wieków czekali sprawiedliwi z największą tęsknotą swojego wyzwolenia. Raduje się niebo, bo zamknięte dotychczas jego podwoje miały otworzyć się ludziom, i Anioł, postawiony u wrót rajskich z mieczem ognistym, miał opuścić swoje stanowisko. Za owym łotrem pokutującym, który usłyszał zapewnienie: „Zaprawdę mówię tobie, dziś ze mną będziesz w raju!”, miały się dostać do wiecznego szczęścia całe rzesze pokutujących grzeszników.

Jest to noc radości i triumfu dla całego plemienia Adamowego, które jęczało w niewoli grzechu, już może ono skruszyć kajdany i każdy może zawołać z Psalmistą (83, 2): „Serce moje i ciało moje uweseliło się w Bogu żywym!” Tak jest, nie tylko nasze serce weseli się, ale również i ciało, bo zmartwychwstanie P. Jezusa jest dla nas rękojmią, że my także zmartwychwstaniemy, jak pisze św. Paweł (Rz 8, 11): „A jeśli Duch Tego, który Jezusa wzbudził z martwych w was mieszka, ożywi i ciała wasze śmiertelne dla Ducha Jego w was mieszkającego”. Więc przypominamy sobie tą wielką prawdę naszej św. wiary o zmartwychwstaniu, żebyśmy pocieszyli się w naszych utrapieniach i chętnie wytrwali w dobrym aż do końca, wiedząc, że śmierć otworzy wam wrota nowego i lepszego życia!

Już sam rozum nam mówi, że śmierć cielesna nie może być tym samym śmiercią dla duszy. Dlaczego? Bo najpierw dowodzi nam wszystko, co wiemy o tej istocie, która w nas żyje, myśli, wyobraża, czuje, dąży i postanawia, że ona jest czymś całkiem rożnym od ciała. Nasza myśl nie zna granic czasu i przestrzeni, może w jednej chwili przelecieć z jednej półkuli ziemskiej na drugą, z ziemi na słońce, ze słońca na gwiazdy. Chociaż jesteśmy maleńkim proszkiem wśród wszechświata bezmiarów, możemy myślą objąć cały świat, a nawet do pewnego stopnia poznać nieskończonego Boga! Nasza wyobraźnia wystawia nam rzeczy, które działy się przed wiekami, albo dziać będą, a nawet rzeczy, których nigdy nie było i nie będzie. Nasze pragnienia nie znają granic, bo chcemy być szczęśliwi bez końca i na zawsze. Nasza wola nie jest przymiotem ciała, bo może sprzeciwić się ciału, umartwiać je, podbijać, a nawet zabić.

Nieraz ciało choruje, doznaje najstraszniejszych udręczeń, umiera, a duch przeciwnie rośnie, potężnieje, nabiera coraz większej siły, jak mówi nam św. Paweł o siebie (2 Kor 4, 16): „Chociaż ten, który z zewnątrz jest nasz człowiek psuje się”, to znaczy, chociaż człowiek ten niszczeje wskutek głodu, chorób i cierpień jako istota cielesna, „wszakże ten, który wewnątrz jest, odnawia się ode dnia do dnia”, t. zn., że dusza swoich sił nie traci, ale raczej codziennie nabiera świeżych, nie da się niczym ugiąć, złamać ani skruszyć, moc jej woli ustawicznie rośnie, i coraz gorętszą jest jej miłość ku P. Jezusowi. A więc śmierć rozkłada tylko ciało, nie może zaś rozłożyć duszy, bo to istota nie złożona z cząstek, jak ciało. Ciało jest doczesnym mieszkaniem duszy, jej namiotem podlegającym zepsuciu. Kiedy nasz dom lub namiot psuje się i wali, musimy go opuścić; podobnie i dusza rozłącza się z ciałem, kiedy ono już rozsypuje się na części, z których jest zlepione.

Mówią nieraz grzesznicy, albo czasem i ludzie nieźli, ale upadający pod ciężarem smutku, utrapień i prześladowań, że niema na świecie sprawiedliwości, że cnota nie znajduje zbyt często zasłużonej nagrody, a zbrodnia triumfuje bezkarnie i szydzi sobie ze wszystkiego co święte, a nawet z samego Boga! „Oto ci grzesznicy, a obfitujący na świecie, otrzymali bogactwa”, mówi Psalmista (7, 2, 12-13); „I rzekłem: wtedy próżno usprawiedliwiał serce swe i omywałem między niewinnymi ręce moje!”. Ale i nasz rozum, i sumienie, i serce domaga się koniecznie sprawiedliwości, a nie byłoby sprawiedliwości, gdyby dusza nie była nieśmiertelną, gdyby nie było dla niej drugiego życia. Tam wszystko się wyrówna, co nas tutaj razi, tam będą gorzko płakali ci, którzy tutaj śmieją się i obfitują, zapominając o Bogu, tam obfitą będzie nagroda wiernych uczniów Chrystusowych. Tam dusza pozna prawdę, do której tęskni, najwyższe i prawdziwe dobro i najdoskonalszą piękność, której wszelka piękność ziemska jest tylko słabym odbiciem.

Lecz i dla naszego ciała zabłyśnie kiedyś dzień, w którym zbudzi się ono z grobowej pleśni do nowego życia! Te wszystkie kości, które dziś próchnieją w mogiłach, wszystkie zrosną się na nowo w jednej chwili na odgłos trąby archanielskiej i zbiegną się ze wszystkich krańców ziemi na jedno miejsce, żeby każdy odebrał zapłatę swoich uczynków. „I wynijdą, którzy dobrze czynili, na zmartwychwstanie żywota, a którzy źle czynili, na zmartwychwstanie sądu”, mówi Pan Jezus (Jan 5, 29). Jak się to stanie, nie możemy pojąć, ani sobie wyobrazić, dlatego niedowiarkom zdaje się to niepodobnym do prawdy. Ale wiele innych rzeczy i prawie wszystko, co nas otacza, jest tak niepojęte, że zdawałoby się nam niemożliwym, gdybyśmy nie musieli wierzyć własnym oczom. Któżby np. uwierzył, że drobne, suche, sczerniałe ziarnko, zakopane w ziemi, wydobędzie się na wierzch własnymi siłami i rozrośnie się w olbrzymie drzewo? Albo któżby uwierzył, że z brzydkiej poczwarki, niepodobnej do żyjącego stworzenia, wyleci motyl, jaśniejący pięknymi barwami? Albo któż pojmie, jak to się dzieje, że garstka ziemskiej masy – bo czymże jest nasze ciało, jeżeli nie garścią prochu? – któż pojmie, jak ten proch zlepia się pod działaniem sił niewidzialnych w cudowny ustrój naszego ciała, obdarzony wzrokiem i słuchem i innymi zmysłami?

Dla czego więc mamy uznawać za rzecz niepodobną do prawdy powtórne złożenie rozproszonych jego cząstek, a choćby tylko za trudniejszą rzecz od samego stworzenia? Czyż Ten, który nas stworzył z niczego, nie zdoła ras wzbudzić do nowego życia? Któż rozumny zechce przypuścić, że jakiekolwiek dziwo jest niemożliwe dla Stwórcy, dlatego że jest niepojęte dla nas? „Żyć będą umarli twoi, pobici moi powstaną”, wołał prorok Izajasz (26, 19), zanim jeszcze sam P. Jezus swoim zmartwychwstaniem upewnił nas, że i my dźwigniemy się z prochu.

„Lecz teraz Chrystus zmartwychwstał”, pisze św. Paweł (1 Kor 15, 29), „pierwiastki tych, którzy zasnęli, ponieważ przez człowieka śmierć i przez człowieka powstanie umarłych. A jako w Adamie wszyscy umierają, tak i w Chrystusie wszyscy ożywieni będą”. Tak, wszyscy będą ożywieni, ale „nie wszyscy odmienieni będziemy” (ib. 51), bo ciała potępionych będą jakby wstrętnymi trupami! Za to, że je pieścili, że im dogadzali, że ich nadużywali do grzechu, zamiast ich siły poświęcić służbie Bożej, za to oni i na swoim ciele doznają zasłużonej kary. Ciała zaś zbawionych będą już nieskazitelne i tak piękne, że je P. Jezus porównywa ze słońcem (Mt 13, 43): „Sprawiedliwi świecić będą jako słońce”. Oni będą już niepodległe żadnemu cierpieniu za to, że służyli duszy do wykonywania dobrych uczynków, że ich ręce karmiły głodnych, przyodziewały nagich, pielęgnowały chorych i wykonywały wiele innych prac dla chwały Bożej; że usta ich pouczały nieświadomych, upominały błądzących, śpiewały pieśni nabożne; za to że ciała te były umartwione za życia, za to więc im także należy się nagroda. To „skazitelne musi przyoblec nieskazitelność”, wedle słów św. Pawła (ib. 53), „i to śmiertelne przyoblec nieśmiertelność”, a „tedy stanie się mowa, która jest napisana: pożarta jest śmierć w zwycięstwie”. Wtedy będziemy mogli zawołać z radością: „Gdzie jest zwycięstwo twe, śmierci? Gdzież jest, śmierci, oścień twój?”

Niech już nie płacze ubogi, nie wynosi się bogacz, niech nie smucą się słabi, niech nie ufają swym siłom możni, bo wszyscy zarówno obrócimy się w proch, a przy zmartwychwstaniu nie będzie względu na osoby u Boga, który „odda każdemu według uczynków jego”! Niechaj już nikt nie przywiązuje się całym sercem do ziemi, niech na niej nie szuka szczęścia. Niech nikt sam sobie nie gotuje ciężkich smutków, albo i śmierci wiecznej przez to, że swe nadzieje zamyka w ciasnym kole ziemskich pragnień. Pamiętajmy raczej o naszej nieśmiertelnej duszy, żeby nie straciła chwały wiecznej, pamiętajmy i o naszym ciele, które musi ulec skażeniu i zgniliźnie, ale na to tylko, żeby zniszczało w nim to wszystko, co jest nieczyste i skazitelne, żeby wyszło z pod ziemi odmłodzone, opromienione cudowną pięknością i nieśmiertelne. Tę oto nadzieję wlał Pan w serca nasze (Ps 4, 10), a nadzieja ta nie będzie zawiedziona, jeżeli będziemy wiernie spełniać świętą Jego wolę aż do końca naszej ziemskiej pielgrzymki, co daj, Boże, nam wszystkim! Amen.

Ks.E.N.

Na podstawie: Ks. A. Pechnik, Kazania i nauki, 1923.