Czytamy w Piśmie Św., że życie ciała zależy od zdrowia serca: „żywot ciała, zdrowie serca”, mówi Księga przysłów (Prz 14, 30). Słowa te stosują się nie tylko do życia cielesnego, ale także do życia duchownego. Również i życie duchowne zawisło od zdrowia serca, od tego usposobienia duchownego, za którego siedlisko uchodzi serce. Dlatego zwykliśmy mówić o dobrym i o złym sercu, o sercu miękkim ci twardym. Dziś zwróćmy naszą uwagę na osobliwy rodzaj serc zepsutych, mianowicie na serca zatwardziałe, czyli, jak zwykliśmy mówić, serca z kamienia.
P. Jezus wyrzuca Żydom ich zatwardziałość serc, ich oporne zachowanie się względem światła Jego nauki, względem Jego łaski w ogóle, wzywa ich do opamiętania, a oni, niestety nie wrażliwi na te nowe dowody miłości Bożej, odrzucają Syna Bożego wyraźnie, usiłują zadać kłam Jego mowom, co gorsza, pomawiają Go nawet o spółkę z diabłem. Gdy zaś P. Jezus rzesze: „Zaprawdę, zaprawdę mówię wam, pierwej, niż Abraham się stał, Jam jest”, gdy w ten sposób zaklina się niejako i uroczystą przysięgą stwierdza Swoje bóstwo, oni, zamiast upaść Mu do nóg, zamiast Go uwielbić i oddać się Jemu tak, jak się oddać powinno stworzenie swojemu Stwórcy, „porwali kamienie, by rzucić na Niego; Jezus jednak ukrył się i wyszedł z świątyni”. Na tym niecnym zachowaniu się Żydów i na ich niewdzięcznym odniesieniu się do Mistrza Bożego mamy potwierdzenie tej prawdy, że człowiek odnosi się do swojego otoczenia zwyczajnie tym, co posiada, i czym jest. Toteż Żydzi, ludzie o sercach z kamienia, zdobyli się dla Boga nie na co innego, tylko na kamienie: „porwali kamienie, aby rzucić na Niego”. Chrystus jednak „ukrył się przed nimi”, zataił się bowiem od razu przed ich cielesnymi oczyma. Później zakrył się i przed oczyma ich dusz, a zagroził tym samym, że nie uzna ich godnymi oglądania Jego uwielbionego oblicza w wieczności.
Zwykliśmy mówić, że szczytem niewdzięczności jest to, gdy się oddaje kamieniem za chleb. A czyż Pan Jezus niejednokrotnie nie obdarzał tego ludu chlebem, że „jedli i nasycili się”, co więcej, czyż nie zapowiedział tego i czy nie przysiągł nawet, że się odda jako chleb, „który daje światu życie” (Jan 6, 33)? Czy nie wskazał wówczas na Siebie, mówiąc: „Jam jest chleb żywota; kto przychodzi do Mnie, nie będzie łaknął, a kto wierzy we Mnie, nigdy pragnąć nie będzie” (Jan 6, 35)? Oni jednak, choć korzystali z Jego dobroczynienia, choć słyszeli od Niego, że chleb Jego, który im da, którym się dla nich dobra sam stanie, nie może być nawet porównany z chlebem, który im dał na puszczy Mojżesz, a który tylko chwilowo zaspakajał głód ciała, choć o tej obietnicy Jezusowej nie mogli rozumnie wątpić, „porwali kamienie, by rzucić na Niego”. Czy nie mógł o nich powiedzieć z Izajaszem: „wychowałem synów i wywyższyłem, a oni mię wzgardzili” (Iz 1, 2)? Jednak „kto oddaje złe za dobre, nie wynijdzie złe z domu jego”, jak mówi Księga przysłów (Prz 17, 13); nie wyszło też zło z domu Izraelskiego, ale zamieszkało w nim przede wszystkim w postaci zaćmienia umysłów, które zadecydowało o odrzuceniu Żydów od Boga. Przed tym narodem zatwardziałym, nieczułym na Boże wołanie, niewdzięcznym za Jego łaski, ostatecznie „Jezus ukrył się”.
Ten szczegół o zatajeniu się Boga przed ludźmi powinien być i dla nas przestrogą, byśmy nie zasłużyli na podobną karę Bożą, byśmy nie narazili się na podobne nieszczęście, a mogłoby ono przyjść i na nas, gdybyśmy podobnie jak Żydzi, zachowali się wobec Boga opornie, czyli, gdybyśmy mieli serca z kamienia.
Przyglądnijmy się takim sercom. Podobnie jak kamień jest nieczuły, twardy, nie wzrusza się na słowa lub natchnienia, nie jest wrażliwy na to, co się w jego otoczeniu dzieje, a rozpada się chyba pod uderzeniem młotku, albo kruszeje pod wpływem gryzących go szkodników, tak dzieje się nieraz z człowiekiem. Człowiek o sercu z kamienia nie jest wrażliwy na Boże natchnienia, na Boże słowo, na Jego łaskę, budzi się natomiast ku Bogu zwyczajnie za późno, pod obuchem ciosów nieszczęść, którymi Bóg karze jego opór. Człowiek, którego serce jest twarde, jak gdyby z kamienia, daje się swoim usposobieniem we znaki także bliźnim. Zwyczajnie brak mu rozumienia niedoli nieszczęśliwych, nie wczuwa się w nią, nie przejmuje się nią, nie jest innym pomocny, choć żąda od nich pomocy dla siebie, nie odpuszcza innym, choć pragnie, by mu złego nie pamiętano.
Człowiek podobny szkodzi też sobie samemu, bo odsuwa od siebie i Boga i ludzi. Bóg zaś, spotykając się z jego niewdzięcznością, zakrywa przed nim Swoje łaskawe oblicze, a również i ludzie go unikają. Taki człowiek szkodzi sobie nade wszystko tym, że twardość jego serca się ustala, staje się jego naturą, że on do tego złego coraz bardziej nawyka, zatraca wrażliwość na wyrzuty sumienia, popada w jakąś zapamiętałość i grzeszy już bez wrażenia.
Oto P. Bóg, choć nie rychliwy, ale sprawiedliwy, dosięga go Swoją pomstą i na podobnie zatwardziałym grzeszniku spełnia się choć nieraz późno, ale tym dotkliwiej groźba Boża, którą zapowiedział w Piśmie Św., że mianowicie „serce twarde źle się na ostatek będzie miało” (Sir 3, 27). P. Bóg jest nieskończenie wierny, spełnia Swoje obietnice, ale wykonuje też swoje groźby, a nie cofa Swoich wyroków. Niechże zadrży przed groźbą sądów Pańskich teraz, kto niechce ich doświadczać przez całą bezkresną wieczność.
„Obyście dzisiaj usłuchali głosu jego, który mówi wam: Nie zatwardzajcie serc waszych”, woła Psalmista (Ps 94, 8). Skoro nas dziś P. Bóg woła, a woła nas istotnie wyraźnie, gdyż do nas wszystkich stosują się Jego słowa, tedy „nie zatwardzajmy serc naszych”, nie zachowajmy się wobec Jego natchnień ani biernie, ani opornie, by się i przed nami nie zataił Zbawiciel, jak to był uczynił przed Żydami. Korzystajmy z apostolstwa Kościoła Św., z którym się do nas zwraca teraz, w tym Wielkim Poście. ,,Oto teraz czas przyjemny, oto teraz dzień zbawienia” (2 Kor 6, 2). Pospieszajmy do zdroju życia (Ps 35, 10) i czerpajmy z radością ze zdrojów zbawicielowych (Iz 13, 3).
Niech się skruszą nasze serca przed Bogiem, Zbawicielem naszym, by rzeczywiście był dla nas Zbawicielem, a nie tylko sędzią. Z głębokości serc z Psalmistom wołajmy do Niego: „Odwróć oblicze twoje od grzechów moich” (Ps 50, 11), by zaniechał Swojego słusznego gniewu nad nami; by się zaś ku nam zwrócił Obliczem Swoim dobrotliwym, łaskawym, litosnym, wezwijmy Go, wołając kornie: „Okaż nam oblicze swe, a będziemy zbawieni” (Ps 79, 4). Amen.
Ks. E. N.