III Niedziela Wielkiego Postu, 07.03.2010

Drodzy Wierni!

W lekcjach niedzielnych Wielkiego Postu św. apostoł Paweł mówi ciągle o nowym życiu w przeciwieństwie do życia w ciemnościach pogaństwa. To nowe życie, do którego my jak chrześcijanie zostaliśmy powołani i zobowiązani przy chrzcie św., musi odżyć w naszej świadomości w tym okresie Postu. Trzeba odłożyć wszystko, co wcisnęło się do nas ze starego pogańskiego ducha i życia.
„Bracia, mówi Apostoł na początku, bądźcie naśladowcami Bożymi jako synowie najmilsi”. Osobliwe to rzeczywiście wezwanie! Bo pomyślmy: człowiek, ten biedny robak ziemi, którym w jego najgłębszej istocie wstrząsają namiętności i złe skłonności, to mizerne i politowania godne stworzenie miałoby naśladować potężnego, najświętszego, nieskończenie doskonałego Boga? Oczywiście, gdyby naśladownictwo powyższe polegało na upodobnieniu się do Boga, to nie pozostawałoby nam nic innego, jak w najgłębszym zawstydzeniu wyznać całkowitą naszą niemoc.
Ale tego też nie żąda Apostoł od nikogo. Pragnie raczej, abyśmy w całym naszym postępowaniu zapatrywali się na Boga, Jego stawiali sobie na wzór naszego życia, ożywieni świętym postanowieniem naśladowania Go w miarę naszych słabych sił. Do zachęty swej: „Bądźcie naśladowcami Bożymi” Apostoł dodaje znamienne słowa: „Jako synowie najmilsi”. To właśnie stanowi potężną pobudkę do naśladowania Boga. Chrześcijanie to dzieci Boga, a to nie tylko w tym samym znaczeniu, w jakim każdy w ogóle człowiek jest dzieckiem Bożym; nie, w nieskończenie wyższym znaczeniu. Chrzest we Krwi Chrystusa odrodził ich do życia wiecznego, obdarzył nowym, niebiańskim życiem łaski, o którym niewierzący nie mają pojęcia.

Są jednak nie tylko dziećmi, oni są „najmilszymi synami”. Miłość Boża udzieliła się im w najwyższej mierze. „Tak bowiem Bóg umiłował świat, mówi św. apostoł Jan, że Syna swego jednorodzonego dał” (Jan 3, 16). A stopniowi miłości Ojca odpowiada również miłość Syna Bożego. Chrześcijanie miasta Efezu, do których pisze apostoł Paweł, i też my wszyscy, powinniśmy pamiętać o tym, „jako i Chrystus umiłował nas i wydał samego siebie za nas na dar”. Dzięki dobrowolnej swojej śmierci na krzyżu, gdzie wylał dla zmazania naszych win ostatnią kroplę swej Krwi, stał się ofiarą Bogu przyjemną. Była to ofiara na „wonność wdzięczności”, ponieważ ta jedna ofiara, raz złożona, już nie zniknie, lecz stanowić ma ciągły środek pojednania między niebem a ziemią. Bo nie dość było dla miłości Syna Bożego ofiarować się raz za nasze grzechy. Pragnie być i pozostać już barankiem ofiarnym i obiatą po wszystkie czasy i dla wszystkich pokoleń. Albowiem „umiłowawszy swoich na świecie, do końca ich umiłował” (Jan 13, 1).
Czy ta niewypowiedziana miłość ku nas naszego Boga i Zbawiciela, nie ma nic do powiedzenia naszemu sercu i naszej woli? Jak musimy naśladować jego? Św. Paweł odpowiada: „Postępujcie w miłości, jako i Chrystus umiłował nas”. Kochać masz swego bliźniego, swego brata podobnie, jak Zbawiciel ukochał ciebie. Samemu Bogu nie zdołasz się niczym odwzajemnić, jemu nie trzeba twych darów. Jemu możesz jednak odwdzięczyć się w osobie swego bliźniego. „Albowiem wszystko, mówi Pan Jezus, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, mnieście uczynili” (Mt 25, 40). Spadkobiercami swojej miłości uczynił on naszych bliźnich. Kochajmy ich, czyńmy im dobrze, nie wzdrygajmy się przed żadną ofiarą uczynnej miłości wobec cierpiących, i w ten sposób będziemy mogli na prawdzie naśladować samego Boga.

„Bądźcie naśladowcami Bożymi”. Bóg to czysty duch, on mieszka w świetle niedostępnym, dokąd nie wciśnie się żadne oko, żadna plama ni cień. On, nieskończenie święty, z nienawiścią odpycha wszelką nieczystość i grzech. Pośród zaś wszystkich grzechów ludzkich znajduje się jeden najbardziej odrażający, najbardziej zawstydzający i najniegodniejszy Boga – „rozpusta i nieczystość”, o których mówi dalej Apostoł. Bóg nienawidzi tego grzechu ze względu na jego haniebność, która tkwi w poniżeniu i znieprawieniu obrazu Bożego w człowieku. „Bo o tym winniście być przekonani, że żaden rozpustnik albo nieczysty lub chciwiec (co jest bałwochwalstwem) nie ma dziedzictwa w królestwie Chrystusowym i Bożym”.
Czy możemy dać się opanowywać poglądom ludzi, którzy ten właśnie występek przybierają w płaszczyk niewinności, nazywając go czymś zupełnie naturalnym, owszem koniecznością natury, albo po prostu ludzką słabością, jakimś psychicznym kompleksem? Te ludzi już zatracili pojęcie grzechu i ciężkiej jego winy wobec Boga i własnego sumienia. Ale Apostoł pouczy nas o czymś innym. Przecież tego rodzaju poglądy panowały już ongiś wśród pogan i żydów. Apostoł wyraża się o nich dobitnie: „Niechże was nikt nie zwodzi próżnymi słowy, bo za to naciąga gniew Boży na synów niedowiarstwa. Nie wchodźcie więc z nimi w uczestnictwo”. Kto pragnie być dzieckiem Boga i kroczyć godnie drogą swego powołania, ten musi trzymać się z dala od tego występku i unikać wszelkiej wspólnoty z tymi, którzy mu schlebiają.
Zwróćmy jednak na to uwagę, że wśród występków niegodnych dziecka Bożego, znajduje się również chciwość. Nikt bowiem, kogo zaraziło i opanowało uwielbienie mamony, nie może być naśladowcą Boga i Chrystusa. Nic prócz tego występku nie sprzeciwia się w takim stopniu przymiotom Boga, jak właśnie bezlitosna, egoistyczna żądza, która dozwala spokojnie ginąć swoim bliźnim, byle tylko sama ciągnęła zyski. Istotą Boga jest dobroć, miłosierdzie, litość i czynna miłość. On rozsiewa pełnię swego błogosławieństwa na wszystkie swe stworzenia, jest Ojcem ubogich, wdów i sierot. A co czyni człowiek? Apostoł twierdzi, że jest bałwochwalcą. Swego boga upatruje w mamonie, w brudnym pieniądzu, dla którego wszystko poświęca, nawet szczęście własne, dobro swoich bliźnich i wszelką wrażliwość na niedolę biednych. „Byłem głodny, mówi w ich imieniu Pan Jezus, a nie daliście mi jeść; byłem spragniony, a nie daliście mi pić” (Mt 25, 41).

Na jeden jeszcze szczegół zwraca św. Paweł uwagę tym wszystkim, którzy pragną Pana Boga naśladować: ze świętych ust Boga nie wychodzi nigdy żadne grzeszne, niestosowne, lekkomyślne, bezlitosne słowo. Z tego powodu nie przystoi świętym „bezwstyd albo głupie mowy, lub nieprzystojne żarty… ale raczej składanie dziękczynienia”. Kto Boga nosi w sercu i Boga czyni rzecznikiem swego życia, zastanawiać się będzie codziennie nad swą mową i „składać będzie dziękczynienia”.
Św. Paweł pisze w innym miejscu o pierwszych chrześcijan, którzy zawsze „przemawiali do siebie w psalmach i hymnach, i pieśniach pełnych ducha… dziękując zawsze za wszystko Bogu” (Ef 5, 19). Oni przywykli pozdrawiać się wzajemnie słowami: „Deo gratias”, „Dzięki Bogu”. „Nie ma innego słowa, pisze św. Augustyn, które można by lepiej w sercu rozważyć, usty wypowiedzieć, piórem napisać, jak to „Deo gratias”. Krótkie do wypowiedzenia, pocieszające dla uszu, ważkie dla rozumu, pełne błogosławieństwa dla czynu” (Ep. 77).

Ale niektórzy z was mogą zapytać: czy dla chrześcijan zupełnie nie wolno żartować? Jakie żartowanie jest dla św. Pawła „nieprzystojne”? Słowo „żarty” w tekście łacińskim brzmi „scurrilitas” i oznacza samo w sobie cnotę towarzyską, wesołe usposobienie, miłą rozmowność, która uprzyjemnia wspólne życie. Każda jednak cnota posiada swój złoty środek, poza którym staje się błędem bądź przez nadmiar bądź przez niedostatek. Św. Paweł nie gani wesołości i towarzyskości, szlachetnej, skromnej, uwzględniającej roztropnie osoby i stanowiska. Nie przemawia bowiem za żadnym świętoszkowatym, ponurym lub stoicko niewzruszonym chrześcijaństwem. On tylko zwraca uwagę na to, że i wesoła rozmowność, gdy jest płytka i pusta, a przy tym narusza czci bliźniego, staje się nieodpowiednią, zniesławiającą i oczerniającą, lub też obniża i ośmiesza rzeczy święte. Więc kto jest w tych rzeczach lekkomyślny, czyniąc sobie igraszkę nawet z czystości i skromności, nie może wmawiać w siebie, że jest naśladowcą Boga.
A przecież tak nieskończenie wiele zależy od tego naśladowania Boga: posiadanie królestwa Bożego, to jest wieczne zbawienie, oraz pytanie, czy już tu na ziemi jesteśmy dziećmi światłości, czy bierzemy na serio sprawę swego chrześcijaństwa, czy też pomimo chrztu i chrześcijańskiego imienia tkwimy nadal w pogaństwie. Albowiem kto schlebia rzeczom, które w dzisiejszej lekcji potępia Apostoł, czym bogiem jest brzuch albo pieniądz, kto zatem w usposobieniu i w życiu pozostał bałwochwalcą – ten pomimo chrześcijańskiej metryki jest poganinem i kiedyś dzielić będzie ich wieczny los.
Dlatego i dzisiaj jeszcze całkowite zastosowanie i swoją powagę posiada napomnienie, które już pierwszym chrześcijanom w Efezie wpajał Apostoł – to napomnienie, z którym na ustach umarł jeden z największych mistrzów duchowych średniowiecza, św. Bernard z Clairvaux. Ostatnie słowa, jakie skierował do zakonnych swych braci, zaczerpnął z ostatnich wierszy dzisiejszej naszej lekcji: „Niegdyś bowiem byliście ciemnością, ale teraz staliście się światłością w Panu. Postępujcie jako synowie światłości”. Amen.

Ks. E. N.

Na podstawie: Józef Ries, Lekcje niedzielne, WAM, Kraków, 1967, s. 286.