Drodzy Wierni!
Przemienienie się Pana naszego Jezusa Chrystusa stanowi ważny punkt zwrotny w życiu Zbawiciela. Z tą chwilą zamyka Jezus swą działalność nauczycielską i potwierdza uroczyście główną jej treść, objawienie swego Bóstwa, którą to prawdę tydzień przedtem wyznał św. Piotr w imieniu wszystkich Apostołów w Cezarei Filipowej, w tych gorących słowach: „Tyś jest Chrystus Syn Boga żywego” (Mt 16, 16).
„Wiara Apostołów – mówi na temat dzisiejszej Ewangelii świętej papież Leon Wielki – którzy złożyli takie cudowne wyznanie wiary w Bóstwo Chrystusa, musiała dopiero oswoić się z tajemnicą poniżenia i wzgardy; musiała się nauczyć boskiej godności Pana, nie tylko nie zapoznawać pod osłoną ludzkiej słabości i poniżenia, ale tym bardziej ją cenić i kochać”. Żeby Apostołowie w tych ciężkich chwilach próby nie upadli na duchu, stawia im Jezus przed oczy świetlany obraz na górze Tabor, wskazując tym samym na swe chwalebne zmartwychwstanie, które nastąpi po męce, jak Przemienienie było do niej wstępem.
„Onego czasu, wziął Jezus Piotra i Jakuba i Jana brata jego i wprowadził ich na górę wysoką osobno”. Nie całe grono apostolskie miało być świadkiem tego zdarzenia. Z pewnością jeszcze wszyscy nie dojrzeli do ocenienia tego, co by tu byli zobaczyli, i zamiast ich umocnić, posłużyło by to im do tym większego upadku na duchu po śmierci Chrystusa. Dlatego Jezus zabrał ze sobą na świadków tylko trzech Apostołów, odgrywających wśród reszty rolę wybitniejszą.
To byli Piotr, „klucznik królestwa Bożego”, uznany za głowę kolegium apostolskiego, który gorącą miłość ku Jezusowi łączy z stanowczą energią; Jakub Starszy, syn Zebedeusza, pierwszy z grona apostolskiego, który przelał swą krew dla Chrystusa; wreszcie Jan, opiekun Matki Najśw., którego Zbawiciel szczególnie miłował i któremu z powodu jego wielkiej miłości i dziewiczej czystości oddał w opiekę swą najdroższą i niepokalaną Matkę.
Nie jest to jedyny wypadek, iż ci trzej uczniowie doznają takiego wyszczególnienia przed innymi Apostołami; oni to przecież byli świadkami wskrzeszenia córki Jaira i oni również mieli oglądać śmiertelną trwogę Zbawiciela w ogrodzie Oliwnym.
Przyszedłszy na górę, udał się Jezus na modlitwę; i uczniowie poszli za przykładem Mistrza i z początku modlili się, ale wreszcie zmęczenie wzięło górę i posnęli. O co modlił się Pan Jezus na tej górze? Tego nie wiemy. Z późniejszej rozmowy z Mojżeszem i Eliaszem możemy to wywnioskować: jego Duch był zajęty czekającą Go wkrótce męką; i o tym również na pewno rozmawiał ze swym Ojcem Niebieskim.
Jaki piękny widok musiał przedstawiać modlący się Syn Boży już w zwykłych warunkach! Cóż bowiem może być piękniejszego i bardziej zachwycającego w oczach Bożych, aniołów i ludzie jak czysta dusza, pogrążona w modlitwie. A jak przecudownie dopiero musiała się odbijać na obliczu Jezusa cała czystość i świętość Jego duszy!
„Oblicze jego, jak czytamy dalej, rozjaśniało jako słońce, a szaty jego stały się białe jako śnieg”. Jezus pozwolił, by chwała i majestat, którą dobrowolnie ukrył w głębi swej ludzkiej natury, objawiły się na zewnątrz i ukazały się oczom uczniów. Lecz nie była to jeszcze pełnia chwały, w jakiej ukazuje się w niebie oczom błogosławionych. Nawet bowiem w stanie Przemienienia zachował zwyczajne właściwości swego ciała.
Oczywiście jasność ta nie była właściwie żadnym cudem, gdyż był to jego stan naturalny, który jednak dobrowolnie ukrył w głębi duszy, by się tym bardziej uniżyć i upokorzyć. Chociaż całe Jego ciało promieniało światłem, jednak szczególnie jaśniało Jego boskie oblicze, tak, że apostoł nie mogąc znaleźć nic jaśniejszego, przyrównywa oblicze Mistrza do słońca. Lecz i całe ciało również jaśniało; promienie przedzierały się przez Jego szaty, nadając im taką jasność i piękność, że św. Marek powiada: „a szaty jego stały się jasnej bardzo białe, jako śnieg: jakich nie może farbiarz na ziemi białych uczynić” (9, 2). To, co się ukazało oczom apostołów, miało być tylko słabym obrazem tych nieskończonych cudów piękności, które się kryły w jego najświętszym wnętrzu.
Św. Jan, ukochany uczeń Jezusa zdaje się wspominać o tej chwili, gdy mówi we wstępie do swej Ewangelii: „I widzieliśmy chwałę jego, chwałę jako jednorodzonego od Ojca, pełnego łaski i prawdy” (Jan 1, 14). Pamięć tej chwili była dla nich rękojmią ich wiary, podobnie jak i Zmartwychwstanie Zbawiciela; ale także podstawą ufności w przyszłe własne uwielbienie. Wielki święty z Asyżu, św. Franciszek, rozważając tajemnicę Przemienienia wypowiadaj te słowa: „Chwała, jaka mnie czeka, jest tak wielka, że wszelkie cierpienia i umartwienia stają mi się rozkoszą”. Czyż już przed nim nie czuli tego samego apostołowie? Z pewnością. Radowali się później, że mogli dla imienia Jezusowego cierpieć zelżywości. Teraz, co prawda jeszcze zapewne nie rozumieli jasno związku, jaki zachodzi między Przemienieniem Chrystusa a ich własnym uwielbieniem. Dopiero przyszłe zdarzenia, a przede wszystkim nauka Ducha Świętego, miały im, a również i nam to wyjaśnić.
Dlatego też ciągle podnoszą tę myśl Ojcowie święci, że Przemienienie Zbawiciela nie tylko było obrazem Jego chwalebnego Zmartwychwstania, lecz również jest poręczeniem i naszego uwielbienia. Św. Leon Wielki mówi: „W tajemnicy Przemienienia o to chodziło przede wszystkim, by ze serc uczniów wyrwać zgorszenie z krzyża, żeby uniżenie dobrowolnej męki nie zachwiało w nich wiary, skoro widzieli ten niezmierzony majestat chwały, jaki się kryje w Jezusie”. Lecz niemniej chodziło o to, by utwierdzić nadzieję Kościoła: całe ciało mistyczne musiało się dowiedzieć, jakie uwielbienie zgotowane jest dla niego w niebie; wszystkie członki miały otrzymać zapewnienie współuczestnictwa w tej chwale, jakiej przykład oglądali na swojej Głowie. Zbawiciel sam jasno się o tym wypowiedział, gdy mówił o chwale swego powtórnego przyjścia: „Wtedy sprawiedliwi świecić będą jako słońce w królestwie Ojca ich” (Mt 13, 43). Również św. Paweł zapewnia nas o tym, gdy mówi: „Albowiem mam to za pewne, iż utrapienia tego czasu niniejszego nie są godne przyszłej chwały, która się w nas objawi” (Rzym 8, 18).
Kościół św. przypomina nam to zdarzenie o Przemienieniu Pańskim właśnie dziś, na początku Wielkiego Postu. Czyni to dlatego, by nas wszystkich zachęcić do wstąpienia na wysoką górę, skąd możemy oglądać chwałę Jezusową, na której i w serca nasze wstąpi pociecha i pokrzepienie, na której to górze przebywając z Jezusem, zawołamy jak Piotr św.: „Dobrze nam tu być”. Amen.
Ks.E.N.