Św. Jan Ewangelista, 27.12.2009, Gdynia

Drodzy Wierni!
Dzisiaj obchodzimy ostatnią niedzielę roku kalendarzowego, niedzielę w oktawie Bożego Narodzenia. W introitus Mszy św. Kościół śpiewa bardzo poetyckimi słowami starotestamentowego Mędrca: „Gdy wszystko było w głębokim milczeniu, a noc w swym biegu połowy drogi dosięgła, wszechmocne Słowo twoje, Panie, zstąpiło z nieba, z królewskiego tronu” (Mdr 18, 14). Odwieczne Słowo Boże, Sermo, czyli po grecku Logos, stało się ciałem i zamieszkało między nami. Głosicielem nauki o Synu Bożym jak o Słowu, który wychodzi z ust Ojca, był św. Jan Ewangelista. Jego święto mamy właśnie dzisiaj, 27 grudnia.
O tym Słowie św. Jan przypomina nam na końcu każdej Mszy św., w Ostatniej Ewangelii, która jest wzięta z prologu Ewangelii według św. Jana: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo… A Słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami. I oglądaliśmy chwałę Jego, chwałę jako Jednorodzonego od Ojca, pełnego łaski i prawdy”. Dlatego św. Jan w Kościele Wschodnim jest tytułowany jako św. Jan Teolog, czyli nauczyciel o Bogu, który najgłębszej zrozumiał tajemnicę Trójcy Przenajświętszej. Ostatnia Ewangelia Mszy św. była zawsze czczona jak potężny egzorcyzm, broń przeciw diabłu, który nienawidzi tego światła nadprzyrodzonej wiedzy o Bogu.
Któż był ten św. Jan Teolog, autor ostatniej z czterech Ewangelii, zwanej Ewangelią mistyczną, trzech listów oraz Objawienia, czyli Apokalipsy? Był synem Zebedeusza i Salome, młodszym bratem Jakuba Starszego (Mt 4, 21). Był najmłodszym z apostołów, jedynym, który podobnie jak Jan Chrzciciel i Pan Jezus żył w doskonalej czystości i pozostał nieżonatym.
Początkowo uczeń Jana Chrzciciela, Jan razem ze św. Andrzejem poszedł za Jezusem (J 1, 35–40): „Nazajutrz Jan (Chrzciciel) znowu stał w tym miejscu wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: „Oto Baranek Boży”. Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: „Czego szukacie?” Oni odpowiedzieli do Niego: „Rabbi!” – to znaczy: Nauczycielu – „gdzie mieszkasz?” Odpowiedział im: „Chodźcie, a zobaczycie”. Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i od tego dnia pozostali u Niego”. Św. Jan nawet przypomina sobie o godzinie tego wielkiego wydarzenia swego życia: „Było to około godziny dziesiątej”.
Jan musiał należeć do najbardziej zaufanych uczniów Chrzciciela, skoro Chrzciciel z nimi tylko i ze św. Andrzejem przebywał właśnie wtedy nad rzeką Jordanem. Po tym pierwszym spotkaniu św. Jan jeszcze nie na stałe został przy Panu Jezusie. Być może musiał załatwić przedtem swoje sprawy rodzinne. O ostatecznym przystaniu Jana do grona uczniów Jezusa pisze św. Mateusz: „Gdy Jezus przechodził koło Jeziora Galilejskiego, ujrzał dwóch braci – Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieci w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: „Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi”. Oni natychmiast zostawili sieci i poszli za Nim. A gdy poszedł stąd dalej, ujrzał innych dwóch braci – Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca, i poszli za Nim” (Mt 4, 18–22).
Więc Jan pracował jako rybak. O jego zamożności świadczy, że miał własną łódź i sieci. Niektórzy sądzą, że dostarczał ryby na stół arcykapłana – dzięki temu być może mógł wprowadzić Piotra na podwórze arcykapłana po aresztowaniu Jezusa. Ewangelia odnotowuje obecność Jana w najważniejszych chwilach publicznego życia Jezusa: podczas Przemienienia na Górze Tabor (Mk 9, 2), przy wskrzeszeniu córki Jaira (Mk 5, 37) oraz w czasie konania i aresztowania Jezusa w Ogrodzie Oliwnym (Mk 14, 33).
Kiedy św. Jan wyraził zgorszenie, że ktoś obcy ma odwagę wyrzucać z ludzi szatanów w imię Jezusa (sądził bowiem, że jest to wyłączny przywilej Chrystusa i Jego uczniów), otrzymał od Pana Jezusa odpowiedź: „Nie zabraniajcie mu, bo nikt, kto czyni cuda w imię Moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami” (Mk 9, 37–38).
Pewnego dnia przybyła do Pana Jezusa matka św. Jana i św. Jakuba z dziwną prośbą, aby jej synowie zasiadali w Jego królestwie na pierwszych miejscach, po jego prawej i lewej stronie. Pan Jezus wiedział, że matka nie uczyniła tego sama z siebie, ale na prośbę synów. Dlatego odezwał się nie do niej wprost, ale do nich: „Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić”! Kiedy zaś ci odpowiedzieli: „Możemy”, otrzymali odpowiedź: „Kielich mój pić będziecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej czy lewej, ale (dostanie się ono) tym, dla których mój Ojciec je przygotował” (Mt 20, 21–28; Mk 10, 41–52). Ta przypowieść wypełniła się dosłownie w historii o kielichu z zatrutym winem, o której przypominamy sobie dalej.
Ten szczegół zdradza to, że nawet tak świątobliwy Jan nie całkiem bezinteresownie przystąpił do Pana Jezusa w charakterze Jego ucznia. Przekonany, że wskrzesi On doczesne królestwo Izraela na wzór i co najmniej w granicach królestwa Dawida, marzył, by w tym królestwie mieć wpływowy urząd, być jednym z pierwszych u Jego boku ministrów. Samemu jednak wstydząc się o to prosić, wezwał interwencji swojej matki. Potem zrozumie, że chodzi o królestwo Boże, duchowe, o zbawienie ludzi i odda się tej wielkiej sprawie aż do ostatniej godziny życia.
W Ew. według św. Łukasza czytamy: „Gdy dopełniał się czas Jego wzięcia (z tego świata), postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy. Widząc to uczniowie, Jakub i Jan, rzekli: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?” Lecz On odwróciwszy zabronił im, mówiąc: „Nie wiecie, czyjego ducha jesteście; Syn Człowieczy nie przyszedł zatracać dusze, lecz zbawiać”” (Łk 9, 51–56). Być może, że do tego wypadku nawiązuje św. Marek, kiedy w spisie Apostołów do imion św. Jana i Jakuba dodaje: „którym nadał przydomek Boanerges, to znaczy synowie gromu” (Mk 3, 17). Więc możemy przypuścić, że św. Jan był bardzo gorliwy, „syn gromu”, ale tylko z czasem głębiej zrozumiał naukę Chrystusa i tajemnice Królestwa Bożego, stał się prawdziwym teologiem i mistykiem.
Św. Jan zostaje wyznaczony ze św. Piotrem, aby przygotowali Paschę wielkanocną. Podczas Ostatniej Wieczerzy Jan spoczywał na piersi Zbawiciela, cierpiąc bezpośrednio z Najświętszego Serca Jezusowego wiary i miłości Boga. Może dla tego tylko św. Jan pozostał do końca wierny Panu Jezusowi, wytrwał pod krzyżem. Dlatego Chrystus z krzyża powierza mu swoją Matkę, a Jej – Jana jako przybranego syna (J 19, 26–27).
Po zmartwychwstaniu Jan przybywa razem ze św. Piotrem do grobu, gdzie „ujrzał i uwierzył” (J 20, 8), że Chrystus żyje. On zobaczył pusty grób i od razu uwierzył w zmartwychwstanie Pana. W Dziejach Apostolskich św. Jan występuje jako nieodłączny towarzysz św. Piotra. Obaj idą do świątyni żydowskiej na modlitwę i dokonują u jej wejścia cudu uzdrowienia paralityka (Dz 3, 1–4, 13–21). Jan z Piotrem został delegowany przez Apostołów dla udzielenia sakramentu Bierzmowania w Samarii (Dz 8, 14–17). Razem przemawiali do ludu, zostali pojmani i wtrąceni do więzienia (Dz 4, 1–24). O św. Janie Apostole wspomina także św. Paweł Apostoł w Liście do Galatów, nazywa go „filarem Kościoła” (Ga 2, 9).
Tradycja wczesnochrześcijańska okazywała żywe zainteresowanie losami św. Jana Apostoła po zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Pana Jezusa. Św. Papiasz (ok. 80–116) i św. Polikarp (ok. 70–166) szczycą się nawet, że byli uczniami św. Jana. Podają nam pewne cenne szczegóły z późniejszych jego lat, że św. Jan głosił Ewangelię albo w samej Ziemi Świętej, albo w jej pobliżu, a to ze względu na Matkę Bożą, nad którą mu Chrystus powierzył opiekę. Według starochrześcijańskiego podania Maryja nie chciała opuścić Jerozolimy, ponieważ chciała być blisko wzgórza kalwaryjskiego, na którym Jej Boski Syn oddał życie za zbawienie świata. Jan, jako Jej opiekun, również pozostał w okolicach Jerozolima. Tam, razem z Piotrem, służył młodemu Kościołowi do czasu odejścia Matki Zbawiciela. W czasie wybuchu powstania żydowskiego św. Jan schronił się zapewne w mieście Pełła w Zajordanii, gdzie przebywał do końca wojny, tj. do roku 70, kiedy Jerozolima była zburzona.
Swoją Ewangelię napisał św. Jan prawdopodobnie po roku 70, kiedy przejechał z Pełli do Efezu. Był on w tym czasie biskupem Efezu i kierował innymi gminami Azji Mniejszej. Miał w ręku Ewangelie Mateusza, Marka i Łukasza, dlatego jako naoczny świadek nauk Pana Jezusa i z Nim związanych wydarzeń nie powtarza, co już napisano, uzupełnia wypadki szczegółami bliższymi i faktami opuszczonymi. Pierwszymi adresatami Ewangelii św. Jana byli chrześcijanie Małej Azji. W owych czasach grasowały pierwsze herezje gnostyckie: ceryntian, nikolaitów i ebionitów. Dlatego Ewangelia wykazuje, że Jezus jest postacią historyczną, że jest prawdziwie Synem Bożym. Tradycja za symbol słusznie nadała mu orła, gdyż głębią teologiczną i polotem mistycznym przewyższył wszystkich Ewangelistów.
Do naszych czasów zachowały się fragmenty pisma „Dzieje Jana”, który powstał w wieku II lub III. Według tego pisma, cesarz Domicjan wezwał św. Jana do Rzymu. Domicjan najpierw usiłował otruć św. Jana. Kielich pękł i wino się rozlało w chwili, gdy Apostoł nad nim uczynił znak krzyża świętego. Wtedy cesarz kazał go męczyć we wrzącym oleju, ale Święty wyszedł z niego odmłodzony. Zdarzyło się to przy Bramie Łacińskiej miasta Rzymu. (Na pamiątkę tego cuda 6 maja obchodzi się święto Św. Jana, Apostoła i Ewangelisty, przy Bramie Łacińskiej.) Cesarz nie miał wszakże odwagi skazać starca na śmierć gwałtowną, dlatego skazał go na wygnanie na wyspę Patmos, by na tej skalistej, niezaludnionej wyspie Morza Egejskiego zginął powolną śmiercią. Na szczęście chrześcijanie nie zapomnieli o ostatnim świadku Chrystusa. Wśród szumu morza i dokuczliwej samotności przeżył tam objawienie, które później opisał w Apokalipsie, gdy przywrócono mu wolność. Ukazał w niej koniec świata, przyjście Antychrysta, przyszły sąd nad żywymi i umarłymi, powstanie nowego nieba i nowej ziemi oraz niebieskie Jeruzalem i ostateczne zwycięstwo Boga.
O cudzie z kielichem wina znamy jeszcze inną tradycję, zapisaną w piśmie „Virtutes Johanni”, pochodzącym z VI wieku. Pismo podaje, że kiedy św. Jan po całej Azji głosił słowo Boże, kapłan bożków Aristodemus wzniecił przeciw niemu rozruchy wśród ludu. Ów kapłan zażądał od św. Jana, aby poddał się próbie zatrutego wina, gdyż tylko w tym przypadku, gdyby zobaczył, że św. Jan po jego spożyciu nadal będzie żyć, uwierzy w Boga. Przedtem podał to zatrute wino dwom skazańcom, których dostarczył mu prokonsul. Skazańcy po wypiciu wina zmarli. Św. Jan wziął kielich, nakreślił na sobie znak krzyża i bez szkody dla zdrowia wypił je. Gdy Aristodemus nadal jeszcze nie był przekonany, św. Jan dokonał dodatkowo cudu przywrócenia życia obu skazańcom. To dopiero sprawiło nawrócenie zarówno owego kapłana, jak też prokonsula wraz z ich rodzinami.
Na pamiątkę tego cuda dzisiaj w kościołach praktykowane jest błogosławieństwo wina. Zwyczaj tego błogosławienia sięga XIII wieku. Sens błogosławienia wina najlepiej oddają teksty obrzędu. Tu prosimy Boga, „aby nas uwolnił od wszelkiej trucizny nienawiści i podtrzymał wśród nas wzajemną miłość, od której św. Jan na wzór samego Chrystusa tak gorąco zachęcał swoich uczniów”. Zwyczajowo pijący poświęcone wino składają sobie życzenia: „bibe amorem sancti Joanni” (pij miłość św. Jana).
Według podania, cesarz Nerwa (96–98) miał uwolnić św. Jana z wygnania. Apostoł wrócił do Efezu, gdzie zmarł mając już prawie sto lat. Jako jedyny z apostołów zmarł śmiercią naturalną. Dlatego podczas dzisiejszej liturgii celebrans nosi szaty białe, a nie – jak w przypadku wszystkich pozostałych Apostołów – czerwone. Grób św. apostoła stał się główną świątynią Efezu. Niestety, dzisiaj z wielkiej metropolii, z Efezu pozostały ruiny, a na nich powstała tylko mała wioska turecka.
Kult św. Jana Apostoła w Kościele zawsze był bardzo żywy. Najwspanialszą świątynię wystawiono mu w Rzymie. Jest nią bazylika na Lateranie pw. świętych Jana Chrzciciela i Jana Apostoła – to bazylika papieska, matka wszystkich kościołów chrześcijaństwa. Do św. Jana Apostoła miały szczególne nabożeństwo św. Gertruda i św. Małgorzata Alacoque. Właśnie w dniu dzisiejszym, w dniu jego święta (1302 i 1690 r.) miały one objawienia dotyczące nabożeństw do Serca Pana Jezusa, na którym spoczywał św. Jan podczas Ostatniej Wieczerzy.
Nie zapominajmy św. apostołów, tych pierwszych wielkich świętych Kościoła! Prośmy św. Jana o łaskę prawdziwej miłości do Boga i do Matki Bożej, o łaskę głębokiej wiary i wytrwania w tych trudnych dla Kościoła czasach. Amen.

Ks. E.N.

(na podstawie: www.diecezja.zam-lub.pl)