Ks. E. Naujokaitis, Rekolekcje adwentowe, 19–20.12.2009, Gdynia, nauka IV – sąd osobisty

„Postanowiono ludziom raz umrzeć, a potem sąd” (Hbr 9, 27).
Bardzo słusznie przypomina nam Kościół św. w adwencie o sądzie i o potrzebie świadomego oczekiwania końca naszego życia na tej ziemi. Cóż może nas bardziej zachęcać do umartwienia, jaka myśl, jaka nauka może nas łatwiej odwieść od przyjemności ziemskich, jak wspomnienie śmierci? Gdybyśmy mieli wiecznie żyć na świecie, gdybyśmy byli pewni, że będziemy mogli po wszystkie czasy, bez końca używać dóbr ziemskich, można by jeszcze zrozumieć i wytłumaczyć zdanie owego bogacza, wspomnianego w ewangelii, który sobie powiedział: „Duszo, masz wiele dóbr zgotowanych na wiele lat, odpoczywaj, jedz, pij, używaj” (Łk 12, 19). Ale wiemy, jak straszne słowa usłyszał w odpowiedzi, słowa, stanowiące i dla nas wszystkich groźną przestrogę, bo wypowiedział je sam Bóg: „Szalony! Tej nocy duszy twojej zażądają od ciebie, a coś nagotował, czyjeż będzie?” (Łk 12, 20). Tak, któż wie, czyje będą zgromadzone na bankowym koncie przez człowieka oszczędności, zakupione nieruchomości i kto będzie miał z nich pożytek? „Nie zbierajcie skarbów na ziemi, upominał Pan Jezus, ale w niebie”.
Do św. Filipa Nereusza przyszedł pewien raz młodzieniec i powiadomił go z wielką radością, że rodzice ulegli w końcu jego prośbom i pozwolili mu uczyć się prawa i wybrać sobie zawód, który mu się ze wszystkich podobał najwięcej, zawód prawnika. – „Cóż więc myślisz ze sobą zrobić, skoro swoje nauki pokończysz?” zapytał go uprzejmie św. Filip. – „Zostanę adwokatem”. – „A potem?”, zapytał święty. „Potem osiądę w stolicy i mam nadzieję, że będę miał dużo spraw, że szybko pozyskam sobie sławę, znaczenie i majątek”. – „A potem?”, odezwał się znowu święty. – „Potem ożenię się bogato, będę wiódł życie spokojne i szczęśliwe i wychowywał starannie swoje dzieci”. – „A potem?” spytał święty. – „Potem powydaję córki za mąż, zabezpieczę los synów i na starość będę zażywać miłego po pracy spokoju”. – „A potem?”, zagadnął go znowu święty, mówiąc już głosem dobitniejszym i podniesionym. – „Potem?”, odrzekł młodzieniec z pewnym smutkiem i ociąganiem się, „potem trzeba będzie umrzeć”. Teraz powtórzył św. Filip raz jeszcze swoje zapytanie, ale z większą powagą i szczególniejszym naciskiem: „A potem?” Wtedy zmieszał się młodzieniec i już nie znalazł odpowiedzi. Poczuł się wstrząśniętym i przerażonym do głębi serca. „Na cóż mi się przyda wszystko, o czym marzę i do czego dążę – pomyślał on w duszy – jeżeli nie zasłużę sobie na szczęśliwą wieczność?” I postanowił rozpocząć inne życie. Postanowił całym sercem służyć Panu Bogu.
Nawet ten, kto jest jeszcze młody, dobrze zrobi, jeżeli często będzie stawiać przed oczyma duszy tę chwilę, w której skończą się jego zajęcia, prace i zabawy, a której samo wspomnienie powinno go oderwać od wszelkich marności ziemskich. Bo czyż to jest rozumnie przywiązywać się do uciech i dóbr znikomych, które już jutro śmierć może nam wydrzeć, a kiedyś wydrze z pewnością? Ale jeszcze daleko więcej powinno od nich odstręczać wspomnienie wieczności. Gdybyśmy wiedzieli, że razem ze śmiercią kończy się już absolutnie wszystko, że nie ma już dla nas życia za grobem, to byłoby mniej nierozsądku w zasadzie, której wielu się trzyma, a którą powtarza i Księga Mądrości: „Pójdźmy tedy a używajmy dóbr niniejszych!” (Mdr 2, 6). Inna podobna zasada brzmi: „jedzmy i pijmy, bo jutro pomrzemy!” Ale któż ośmieli się twierdzić, kto jest rzeczywiście przekonany, że na ostatnie pytanie św. Filipa: „A potem?” – należy się odpowiedź: „Potem już nic, zupełnie nic, umierając zaśniemy i już nie zbudzimy się nigdy”? Kto nam potrafi dowieść takiego twierdzenia? Inaczej uczy nas święta wiara i sam zdrowy rozum. Jeżeli chcesz koniecznie wątpić, no cóż, nie zmusi cię Pan Bóg do wiary, ale rozważ tylko, co ci pomogą twoje wątpliwości? Czy one uczynią Boga nieistniejącym? Czy unicestwią wieczność? Zastanówmy się więc nad tym, co nastąpi zaraz po śmierci, t. j. nad sądem osobistym.
1. „Postanowiono ludziom raz umrzeć, a potem sąd”, mówił św. Paweł. Chwila śmierci jest pełna tajemniczej grozy. Jeszcze ciało nasze leżeć będzie na posłaniu, jeszcze nie zmienią się rysy naszej twarzy i nie przybiorą owego wstrętnego wyglądu, którym razi nas trup, jeszcze nie rozpocznie się proces gnicia ciała, jeszcze nas otaczać będą płaczący przyjaciele i krewni, a już dusza stanie przed swoim Sędzią i już zapadnie wyrok.
Sąd bowiem pośmiertny różni się bardzo od sądów ziemskich. Na ziemi trzymają oskarżonego przez długi czas w więzieniu śledczym, badają go i dochodzą winy, pozwalają się bronić a nawet używać wykrętów, przyzywać świadków i wymownych obrońców, a nieraz zdarza się, że po długich badaniach oskarżony uchodzi kary, na którą zasłużył. Ale Sędzia przedwieczny widzi od razu w pierwszej chwili, kiedy przed Nim staniemy, wszystko co jest w naszej duszy i co ukrywa się przed wzrokiem ludzkim. Podobnie jak na białej karcie przy świetle dziennym dokładnie widać wszystko, co na niej napisano, każde pociągnięcie pióra, podobnie odczyta Pan Bóg za jednym wejrzeniem wszystkie uczynki, któreśmy popełnili. Nie tylko uczynki, ale wszystkie słowa, któreśmy wypowiedzieli, wszystkie myśli i pragnienia, które nas zabawiały od pierwszych lat dzieciństwa. I żadne wymówki, żadne usprawiedliwienia, żadne wykręty nie będą dozwolone. Nie będziesz mógł się tłumaczyć, że nie wiedziałeś coś robił, że tego lub owego nie uważałeś za grzech, że widziałeś innych tak samo czyniących i szedłeś za ich przekładem, że trudno ci było wierzyć we wszystko, czego nauczał Kościół, że nazbyt silne były pokusy i nazbyt gwałtowne twoje namiętności. Dla takich wymówek nie pozwolą ci nawet ust otworzyć!  Sędzia natychmiast rozpozna czy i w jakim stopniu byłeś winnym. I dla ciebie samego tanie się to jasne!
„Jak to? – możemy spytać – wszakże słyszeliśmy wielokrotnie, że Pan Jezus jest nieskończenie miłosierny, że za nami się wstawia, że On nam wyjednywa przebaczenie i łaskę?”. Tak, Pan Jezus wstawia się za nami, ale wstawia się teraz, dopóki żyjemy tu na ziemi, i będzie się wstawiał dopóki nie wydamy ostatniego tchnienia. Dziś jeszcze możemy śmiało prosić o miłosierdzie Boże i przez Chrystusowe zasługi możemy je uzyskać: „Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a najdziecie, kołaczcie, a będzie wam otworzone” (Łk 11, 9). – „Zaprawdę, zaprawdę wam powiadam, kto wierzy we Mnie, ma życie wieczne” (J 6, 47) – to Jego własne słowa, ale po śmierci już będzie za późno! Po śmierci nie będzie On już naszym obrońcą, ale naszym sędzią, i już nam nie użyczy łaski i zmiłowania, jeżeli Go nie chcieliśmy przebłagać za doczesnego życia. Kto jest Jego nieprzyjacielem aż do chwili skonania, tego nic nie ocali od zasłużonej kary! – Nie ocali go ani Matka Najświętsza, ani święci jego patronowie. Nikt w niebie nie będzie już nawet prosił o łaskę dla takiego nieszczęśnika, bo mieszkańcy nieba zgadzają się zupełnie z wolą Boga Sędziego. Chrystus Pan nie udziela już nikomu łaski nawrócenia po śmierci, musi po śmierci wymierzyć karę, bo przestałby być tym samym sprawiedliwym. Więc już nie będzie adwokata – obrońcy, będą tylko zawzięci oskarżyciele. Zewsząd otoczą nieszczęsnego grzesznika złe duchy, żeby na niego skarżyć i porwać go ze sobą do piekielnej otchłani. Łatwo sobie wyobrazić pogardliwy i pełen politowania uśmiech wielu ludzi naszych czasów na te słowa. Może się ktoś śmiać, fizycznie wszyscy jesteśmy zdolni do śmiechu, ale prawdy w ten sposób nikt nie zmieni.
2. „Straszno jest wpaść w ręce Boga żywego”, pisał św. Paweł (Hbr 10, 31). Dziwią się nieraz ludzie i niepokoją, czemu Pan Bóg pozwala tak długo żyć największym zbrodniarzom, tyranom i gnębicielom narodów. Tak wielu prawych ludzi umarło we wczesnych latach życia, tak wielu świętych umarło w młodym wieku, a niejeden okrutnik i prześladowca Kościoła żyje do 80-ciu lat a nawet dłużej, i dopuszcza się coraz to nowych zbrodni. Gdybyśmy jednak tak znali przymioty Boskie, jak je poznamy po śmierci, nie dziwilibyśmy się Bożej cierpliwości. Przecież Bóg wie, że dla wiernych Jego sług nie są bynajmniej prawdziwym nieszczęściem te krzywdy i prześladowania, których doznają na ziemi. Wie, że one się przyczyniają do pomnożenia ich nagrody, natomiast los potępieńca będzie okropny. Bóg wie, co czeka grzesznika, a że jest nieskończenie dobrotliwy, więc lituje się nad nim i ociąga się często z wymierzeniem kary. Nie przestaje mu nią grozić słowami Pisma św. i głosem sumienia, ale daje grzesznikowi czas na wzbudzenie żalu i na rozpoczęcie pokuty.
Zdarza się często już na ziemi, że ludzie doznają niewymownych cierpień. Ktoś np. przez długie lata musi znosić chorobę, która przykuła go do łoża boleści, przy tym będąc zupełnie opuszczony i doświadczając głodu i zimna i wszystkich utrapień, połączonych z ubóstwem. Jakaż gorycz napełnia wówczas serce. O ileż lepszą wydaje się śmierć od takiego życia! A jednak niczym to jeszcze nie jest w porównaniu z karą potępionych! Bo w każdej chorobie bywają jakieś przerwy i ulgi, przynajmniej we śnie, a zawsze pozostaje jakaś nadzieja wyzdrowienia i szczęśliwszej doli. W piekielnej zaś otchłani nie ma żadnej ulgi, żadnego wytchnienia, żadnego snu, żadnej nadziei!
Trudno nam pojąć wieczność, dopóki w niej nie zaczniemy istnieć. My znamy tylko ciągłe następstwo uczuć miłych i przykrych, robotę i spoczynek, rozmaitość dziennych zajęć i nieprzytomność snu. Jakże całkiem inna jest wieczność! Dusze zbawionych cieszą się w niej ciągle jednym uczuciem radości, które zaspokaja wszelkie ich pragnienia i nie dopuszcza żadnej tęsknoty, żadnego przesytu. Jak mówi św. Paweł, „ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani w serce człowiecze nie wstąpiło, co nagotował Bóg tym, którzy Go miłują” (1 Kor 2, 9). A potępieńcy doznają bez przerwy takiej boleści, jaką nam wyobrazić może ziemski ogień, kiedy nas parzy. I oni dobrze wiedzą, że ich męczarnie nie skończą się nigdy.
Wyobraźmy sobie, że na posadzkę kościoła spada co dziesięć lat jedno ziarnko piasku. Jakież by było nasze przerażenie, gdybyśmy taki wyrok usłyszeli od Pana Boga: „Będziecie tak długo cierpieli w płomieniach, póki cały ten kościół nie napełni się piaskiem!” Ileż to lat musielibyśmy czekać na koniec naszej męki! A jednak mieszkańcom piekła sprawiłoby to niezmierną radość, gdyby usłyszeli taką zapowiedź, i piekło nie byłoby już dla nich piekłem, bo w nim zabłysnął by rajski promyk nadziei!
3. Tylko jeden raz odmieni się cokolwiek stan potępionych, a stanie się to wówczas, gdy trąba archanielska zwoła wszystkich na sąd ostateczny. Wówczas połączą się z powrotem ze swoimi ciałami. Oni tęsknią za tym połączeniem, bo wszakże ciało należy do ludzkiej istoty. Oni może myślą, że im ta chwila przyniesie jakąś ulgę, jakąś pociechę. Jakże smutnego doświadczą jednak zawodu! „Wszyscy wprawdzie zmartwychwstaniemy – pisał św. Paweł – ale nie wszyscy odmienieni będziemy” (1 Kor 15, 51). Ciała zbawionych będą jaśniały pięknością, o jakiej dziś nawet wyobrażenia nie mamy. „Usprawiedliwi świecić będą jako słońce w królestwie Ojca ich”, powiedział Pan Jezus (Mt 13, 43). Ciała zbawionych będą nieskazitelne i wolne od wszelkiego bólu, od wszelkiej dolegliwości i doznając samych miłych uczuć, jeszcze powiększą szczęśliwość duszy.
Ciała zaś potępionych będą wstrętnymi trupami, i dusza wzdrygnie się i przerazi, skoro znów ujrzy swoją ziemską powłokę. Ona pragnęła otrzymać z powrotem swą nadobną postać, którą się niegdyś chlubiła, która może i wielu innych oderwała od Boga. Dusza potępiona pragnęła znów dostać swe ciało wypieszczone, któremu zawsze dogadzała, dla którego przyjemności po tysiąc razy znieważyła Majestat Boży. „Jakże to? – zawoła w uniesieniu rozpaczy – ja mam wejść w tego trupa? Ja mam go dźwigać przez całą wieczność i z nim pogrążyć się w ogniu?” Ale jej upór będzie daremny, bo go przełamie wszechmocna dłoń.
A z jaką zgrozą i odrazą będą uciekać od niej dawniejsi jej przyjaciele, kiedy zobaczą na jej licach zgniliznę, a w jamach oczu płomienie! Wtenczas zobaczy ona także po raz pierwszy i ostatni przedziwne blaski Królestwa niebieskiego, zobaczy wierne sługi Boże, którymi niegdyś gardziła, których cnotliwość nazywała głupotą. Zobaczy je cieszące się niewysłowioną radością, a między nimi będą może jej rodzice, jej bracia i dzieci. „Żegnajcie mi na zawsze!” zawoła do nich z ponurym żalem, jak pisze św. Efrem. „Żegnaj mi, ojcze i matko, synu i córko! już was nie ujrzę nigdy! Żegnaj mi krzyżu, źródło życia! Żegnaj, raju rozkoszy!” I wtenczas przeklnie ona siebie samą, że nie była posłuszną zbawiennym upomnieniom i słowu Bożemu, które ją wzywało do poprawy, że odepchnęła od siebie rękę Chrystusa, który ją chciał zaprowadzić do nieba, że odrzuciła zbawienie, które było tak łatwym i tak niewiele wymagało trudu!
4. Na prawdę, nie sprawia to kapłanowi przyjemności, kiedy mówi wiernym o takich rzeczach. On by wolał mówić tylko o Boskiej dobroci i o szczęściu, które czeka ludzi, jeśli będą wiernie służyć Bogu. Nie to jest jednak ważne, co by kapłan „wolał”, ale to co jest wolą Boga. A Bóg chce, by wierni znali prawdę nie tylko dotyczącą nieba, ale także dotyczącą piekła. Dlatego kapłan ma obowiązek roztaczać przed oczyma ducha wiernych także ten obraz pełen wstrząsającej zgrozy.
Wiemy o tym wszyscy, że Pan Bóg jest nieskończenie dobry, że wszystko dobre mamy od Niego, że On jest naszym Ojcem. Ale nie jest On podobny do wielu słabych ojców ziemskich, którzy nie umieją karać, których dzieci mogą bezkarnie lekceważyć i wyśmiewać. U Niego miłość łączy się najściślej ze sprawiedliwością. Nie łudźmy się, nie dopuszczajmy do swego serca żadnych wątpliwości. Te wątpliwości nic nie odmienią w wyrokach Bożych. Równie jak to jest rzeczą pewną, że teraz jesteśmy tu zgromadzeni, tak też nie możemy wątpić, że znowu zejdziemy się wszyscy w dzień sądu i ujrzymy Syna Człowieczego, przychodzącego z mocą wielką i majestatem sądzić żywych i umarłych. Oddzieli On wówczas niepoprawnych grzeszników od swoich przyjaciół i jednych wezwie do siebie, do swego przybytku, mówiąc: „Pójdźcie, błogosławieni Ojca mego, otrzymajcie królestwo wam zgotowane od założenia świata” (Mt 25, 34), a drudzy usłyszą straszny wyrok potępienia!
Dziś On woła jeszcze nas wszystkich. Dziś jeszcze nie odrzuca nikogo. W Kościele swoim ustanowił Bóg trybunał miłosierdzia i łaski: „Których odpuścicie grzechy, są im odpuszczone” (J 20, 23), powiedział do Apostołów i ich następców. Uciekajmy się do tego trybunału miłosierdzia, do św. sakramentu spowiedzi, jeśli chcemy uniknąć nieubłaganej sprawiedliwości wyroku! Miejmy litość nad samymi sobą, nad swoją duszą, którą Pan Bóg stworzył na to, żeby jej dać żywot wieczny, żeby Go mogła chwalić przez całą wieczność i radować się Jego własnym szczęściem. Amen.