W każdym sądzie świeckim sędzia robi dużą różnicę miedzy przestępcami, którzy popełnili zbrodnię po raz pierwszy i tak zwanymi recydywistami (od słowa łacińskiego recido, upaść na powrót), którzy już odbyli karę, ale niczego się nie nauczyli i znowu wkroczyli na drogę przestępstwa. To samo z powrotem do grzechu. Spowiednik ma obowiązek surowo potraktować penitenta, który przychodzi w krótkim okresie czasu, już po raz trzeci lub czwarty, i spowiada się wciąż z tego samego grzechu, np. kradzieży, stosowania niesprawiedliwych kar wobec swoich dzieci lub przemocy wobec współmałżonka, nieczystych uczynków, cudzołóstwa. Pierwszym warunkiem ważności spowiedzi jest szczery żal za grzechy i twarde postanowienie, by podejmować wysiłki woli zmierzające do wyeliminowania tego grzechu. Jeśli grzech się powtarza, to jest znakiem, że takiego żalu nie ma. W takim przypadku spowiednik ma obowiązek nie dać rozgrzeszenia i wyznaczyć jakiś czas próby, np. dwa tygodnie, aby grzesznik w tym czasie postarał się powstrzymać się od tego grzechu i potem znowu przyszedł do spowiedzi.
Spowiednik więc, jak dobry lekarz, często musi mówić do penitenta słowami proroka Jeremiasza: „Zła bardzo rana twoja – pożytku leczenia nie masz” (Jr 30, 12–13). Grzesznik często nie umie korzystać z leków, dostarczanych mu przez Pana Jezusa za pośrednictwem Kościoła. Dlatego, chcąc się podźwignąć z grzechu, niekiedy upada jeszcze niżej i znów ściąga na siebie duchową chorobę, z której przed chwilą powstał! Łaską Bożą oświeceni, chcemy zerwać gniotące nas pęta grzechu i wzbudzić w sobie świętą nienawiść do grzechu. Czynimy to nawet, ale nałóg grzechowy sprawia, że ta nienawiść trwa dziwnie krótki czas, a nasz wstręt do złego szybko wyparowuje z duszy i gdzieś niknie. Wielu żali się dzisiaj na trawiący ich ogień namiętności. Zalany łzami pokuty, gaśnie, ale szybko znów odżywa i płonie jeszcze większym płomieniem niż pierwej. Jakże wielu dziś wyznaje swoje występki, aby jutro pogrążyć się w jeszcze większych!
Podobnie rzecz się często ma jak u owych uczniów, zdążających do Emaus. Upadli na duchu i stracili wiarę ponieważ już trzeci dzień nie widzieli Zbawiciela. Podobnie niejeden z tych, którzy w czasie adwentu okazywali serdeczną skruchę i obiecywali poprawę, już na Boże Narodzenie zmienia swoje zamiary i już myśli wrócić do dawnego towarzystwa i miłostek, do dawnej nienawiści i wszystkich owych rzeczy, którymi się brzydził, których się wyrzekł w trybunale spowiedzi.
Zawsze pamiętajmy, że stan grzesznika, wracającego do swoich występków, jest bardzo niebezpieczny, bo po pierwsze taki człowiek grzeszy z wielką łatwością; po drugie trudno mu powstać z upadku, a po trzecie nie można już prawie spodziewać się dla niego zbawienia.
1. Więc po pierwsze, tym ludziom, nawet spośród wiernych, o których Pan Bóg wie, że są niepoprawnymi i nałogowymi grzesznikami, trzeba powiedzieć, że z nimi jest bardzo źle. Kto znowu powraca do grzechu, będzie upadał coraz łatwiej i coraz częściej. Według św. Tomasza i wielu innych, jeden grzech pociąga za sobą drugi. Niezmiernie rzadko będzie sam jeden obciążał sumienie przez dłuższy czas. Św. Grzegorz, papież tak uczył: „Jeżeli człowiek wpada znowu w te same grzechy, odwraca się od niego Pan Bóg, bo mu odmawia łaski skutecznej, coraz mniej udziela mu wewnętrznego światła, coraz rzadsze i słabsze wywołuje w nim dobre poruszenia, tak iż stopniowo jego duszę zalegają ciemności, a wola słabnie coraz bardziej. Jednocześnie doznaje ona z dopuszczenia Bożego częstszych i silniejszych pokus, tak iż mnożą się ciągle jej grzechy i zanurza się codziennie głębiej, i na coraz cięższe zasługuje kary”. A więc „nie dawajcie miejsca diabłu” (Ef 4, 27), powtarzamy za św. Pawiem, bo zły duch nie poprzestanie na małym i nie spocznie, dopóki nas nie strąci na samo dno występków!
Niechaj nikt nie mówi: cóż to wielkiego, że na niejedno patrzę, albo takich rozmów słucham, bylebym tylko nie dał przyzwolenia? Cóż wielkiego, że dla zabicia czasu oglądam jakieś telewizyjne romansidło, przeglądam jakieś kolorowe, pełne budzących zmysły treści, piśmidło, albo zabawiam się w wesołym towarzystwie? „Nie dawajcie miejsca diabłu!” Do zwycięstwa nad nami, jemu wystarczy, byśmy tylko pozwolili mu zająć mały kącik w naszym sercu. Skoro owładnie zmysłami, okiem lub uchem, rychło podbije całą duszę i wypędza z serca życie i łaskę, wprowadzając w nie występek i śmierć. Tak, zły nie ustąpi, dopóki nie zapanuje w ludzkim sercu sam jeden i nie zatknie tam swojego sztandaru. „Jeżeli dusza dobrowolnie upadła – mówił dalej św. Grzegorz – nie zostaje nigdy na tym samym miejscu, ale jej ciężar ściąga ją na dół do coraz gorszych rzeczy”. Podobnie jak kamień staczający się po pochyłości w głąb doliny. Sakramenty św. są podporą, która trzyma na górze grzesznika, ale gdy on upadnie po ich przyjęciu, stacza się w głąb z zamachem tak potężnym, że nie powstrzymają go ani upomnienia, ani nauki, ani groźby, ani kary, ani smutne przykłady innych, ani prośby i zaklęcia, bo, jak mówi mędrzec w Księdze Przypowieści: „Bezbożnik, gdy zanurzy się w głębinę grzechów, lekceważy…” (Prz 18, 3).
2. Po drugie, trzeba powiedzieć: grzeszniku, uważaj! Jest bardzo trudno powstać z powtórnego upadku. Ale niejeden mówi sobie inaczej: ja czasem upadam, bo moja słabość jest wielka, ale zawsze mam nadzieję, że znowu powstanę i nie będę już na przyszłość grzeszył! Zbłądzić od czasu do czasu, cóż to strasznego? I święci upadali! Człowiek zapomniał się chwilowo, lecz zaraz podźwignął się znowu. O, gdybyśmy wiedzieli, ilu już w taki sposób znalazło się w piekle! Pamiętajmy, że zły duch nie będzie nas straszył groźbą, iż nas strąci aż na samo dno przepaści. Bynajmniej! On będzie nam mówił: tylko jeden raz jeszcze dopuść się tego grzechu, a potem już nigdy! Ale biada nam, jeżeli ten raz mu ustąpimy! Bo od razu poznamy, jakim było kłamstwem owo: „potem już nigdy!” Czyż nie zapewnialiśmy już nieraz swego spowiednika: nigdy już, nigdy nie popełnię tego grzechu? Może zapewnienia te były szczere, a przecież upadliśmy znowu! Jakże więc jeszcze możemy się łudzić i sami siebie okłamywać?
Niech nam to zrozumieć pomoże pewne porównanie. Otóż wyobraźmy sobie, że jakiś poganin lub żyd przyjmuje chrzest, uroczyście staje się katolikiem, otrzymuje łaskę i staje się dzieckiem Bożym, a potem znów idzie do pogańskiej świątyni lub do synagogi. Gdy mu bracia w wierze zwracają uwagę, przyrzeka, że już tego nie zrobi, że to był już ostatni raz, a jednak idzie po raz drugi, trzeci i dziesiąty! Któż mu wówczas uwierzy, że on naprawdę chce zostać chrześcijaninem? Podobnie i nam trudno uwierzyć, kiedy mówimy sobie: jeszcze tylko raz zgrzeszę, i kiedy z łatwością upadnę, od razu pójdę do spowiedzi. Trudno uwierzyć, że naprawdę brzydzimy się grzechem, tak jak powinniśmy się brzydzić, t. j. bardziej, niż innym jakimkolwiek złem. Są to jednodniowe pokuty, które kończą się z zachodem słońca. Obyśmy się nie przekonali w godzinie śmierci, że dźwigamy na sobie brzemię wszystkich przewinień, któreśmy niby zrzucili z siebie podczas 20-tu, 40-tu lub 60-ciu spowiedzi!
Ale ktoś może powiedzieć: za wielkie to żądania! Mówisz, że jeżeli nie chcę być grzesznikiem, to muszę być świętym, który nigdy nie upada. Ja nie mogę ustrzec się wszystkich upadków, ale wciąż od nowa, prędzej czy później, będę powstawał! Na takie słowa, można odpowiedzieć w ten sposób: sam siebie łudzisz, człowieku! Nie bez przyczyny wszyscy Ojcowie Kościoła zapewniali, że zastarzałe nałogi są jakby żelaznym łańcuchem. Mają w sobie ogromną moc. Stają się niejako drugą naturą i potrzeba potęgi ramienia Boskiego, aby je przezwyciężyć, bo wspiera je przyjemność, wzmacnia namiętność, żywią wszystkie skłonności serca. Chociaż Pan Bóg woła, grozi i karze nieszczęściem, chorobami i rozlicznym utrapieniem, nałogowy grzesznik wszystko inne porzuci prędzej, niż grzech. Chociaż boli go strata dochodów, czci czy zdrowia, trzyma się złego, wiedząc, że czyni źle i że właśnie z tego powodu źle mu się wiedzie! „Poznajesz – mówił św. Augustyn – szkaradę swego sposobu życia, a przecież dalej grzeszysz”.
Jakżeż się więc leczyć? Jakie lekarstwa mogą nam pomóc? Gdzie jest owa święta bojaźń, którą Pan Bóg wlał nam w serce i która niegdyś sprawiała, że drżeliśmy na samo wspomnienie grzechu śmiertelnego? Gdzie owe wyrzuty sumienia, które może nam dawniej ani w dzień, ani w nocy nie dawały spokoju? Wszystko niestety straciliśmy! Wygasły w naszej duszy owe jasne światła, które nam ukazywały wielką wartość łaski Bożej a brzydotę występku i wielkość nagrody zgotowanej wiernym sługom Bożym. Spowiednicy już nie wiedzą, co mają czynić, aby nas podźwignąć z tej toni. Nie chcemy spowiadać się często, nie chcemy pościć, ani modlić się, ani udzielać jałmużny.
A dodajmy jeszcze do tego wszystkiego natarczywość napaści szatańskich. Zastępy piekła wytężają jeszcze bardziej wszystkie swoje siły, aby już drugi raz nas nie stracić, skoro już raz im się wymknęłyśmy i oczyściliśmy się dobrą spowiedzią. Zły duch będzie tłumił swoimi podszeptami każde zbawienne poruszenie w naszym sercu, będzie nas ogłuszał i odurzał zgiełkiem światowym, nawałem spraw doczesnych, abyśmy nie słyszeli głosu Bożego i własnego sumienia.
A Pan Bóg? Czy zechce udzielać nam ciągle nowych, nadzwyczajnych, cudownych łask, skoro tyle razy haniebnie złamaliśmy dane Mu słowo? Wszakże między ludźmi nie ma nic bardziej szanowanego, jak dane słowo, dane przyrzeczenie, a tym więcej przysięga. Najdziksze ludy uważają przysięgę za rzecz świętą. A przecież grzesznik, spowiadając się, odnawia śluby chrztu św. i przyrzeka poprawę! Ludziom wstydzilibyśmy się nie dotrzymać słowa, a kiedy chodzi o to, żeby go dotrzymać Bogu, nie chcemy sobie zadać najmniejszego gwałtu dla poskromienia zmysłów i namiętności. Jakaż to obelga, jaka pogarda dla naszego Pana! „Więc wolicie być niewolnikami szatana – mówił Tertulian – niż poddać się miłościwemu panowaniu Jezusa Chrystusa? Straszna to rzecz, gdy grzesznik stawia czarta wyżej ponad Pana nieba i ziemi”.
Popatrzmy na owego grzesznika, który przychodzi do kościoła z skruszonym sercem, aby odbyć dobrą spowiedź. On klęka, wzdycha i spuszcza oczy ze wstydu, uderza się w piersi i mówi z serdecznym żalem do spowiednika: „Ojcze, pobłogosław mnie, bo zgrzeszyłem!”. Na ten widok weselą się Aniołowie i Święci, wychwalając łaskę Bożą. „Większa jest radość w niebie nad jednym grzesznikiem pokutę czyniącym, niż nad 99-u sprawiedliwymi, którzy nie potrzebują pokuty” (Łk 15, 7). Ale gdy ten pokutnik znowu wraca do grzechu, jakże smutne widowisko staje przed oczami mieszkańców nieba i ziemi! Bo cóż on robi? On nakłada sobie niejako pokutę dla diabła za ową pokutę, którą uczynił dla Boga; żałuje, że wówczas żałował swoich przewinień, i stara się niejako nowymi grzechami uzyskać przebaczenie od diabła, wstępując na powrót w jego służbę i wyznając, że lepiej jemu służyć niż Bogu!
Z jakąż pychą przyjmuje zły duch to haniebne wyznanie! Szydzi on sobie z Anioła Stróża tego grzesznika, cieszy się, że zaspokoił swoją nienawiść przeciwko Chrystusowi, że wydarł znowu duszę Bogu i Kościołowi! Czyż więc możemy się dziwić, że Ojcowie Kościoła porównywali nas z Judaszem, nazywając nas odszczepieńcami i zdrajcami Kościoła, a pokutnikami szatańskimi? Czy jeszcze będziemy spodziewali się pomocy Bożej, kiedy złamawszy dane Mu słowo, wystawiliśmy Go niejako na pośmiewisko w oczach Jego wrogów? Zbliża się dzień, kiedy nic już nam nie będzie w stanie pomóc. Szybko zbliża się smutna wiadomość, że śmierć nas zaskoczyła, kiedy znów zgrzeszyliśmy, i że w jednej chwili przestaliśmy i żyć i grzeszyć. „Jest to zwykłym nieszczęściem – jak mówił św. Atanazy – które przytrafia się notorycznym grzesznikom, że umierają nagłą śmiercią, umierają w rozpaczy, jako potępieńcy”.
3. I po trzecie, zbawienie notorycznego grzesznika jest bardzo trudne, a nawet można by powiedzieć, że po ludzku mówiąc, niemożliwe! Czy nas to słowo przeraża? Powinno przerazić! Tego słowa, jak ostrego miecza, użył sam św. Apostoł Paweł żeby nim przeszyć serce niepoprawnego grzesznika: „Albowiem nie podobna, aby ci, co raz zostali oświeceni, a nawet zakosztowali daru niebieskiego i stali się uczestnikami Ducha Świętego, zakosztowali również dobrego słowa Bożego i mocy przyszłego wieku, a odpadli – aby znowu odnowili się przez pokutę, skoro znowu sami w sobie krzyżują Syna Bożego i na pośmiewisko wystawiają” (Hbr 6, 4–6). „Nie podobna” – co mówi przez te słowa św. Apostoł narodów? Przecież nikomu Kościół nie każe zwątpić i oddawać się rozpaczy. W wielu innych miejscach Pismo Boże zapewnia wyraźnie, że każdy grzesznik może się zbawić, byleby zechciał czynić pokutę! Otóż, jak mówi św. Tomasz, wyrazu „nie podobna” nie trzeba tak rozumieć, że to nigdy stać się nie może, tylko, że jest to rzecz bardzo trudna i dlatego niepodobna do prawdy.
Salomon zbudował świątynię jerozolimską w ciągu 7 lat. Kiedy pierwszy raz Chaldejczycy zburzyli świątynię, odbudował ją Zorobabel, ale potrzebował na to już lat 15. Kiedy nową świątynię zburzył znów Herod, drugi Herod wystawił ją na nowo, ale potrzebował na to 46 lat. Kiedy zaś ją znów zburzyli Rzymianie, Żydzi już nie zdołali jej odbudować. Oto obraz notorycznego grzesznika! Na tym miejscu, gdzie stała świątynia jerozolimska, przez stulecia, do wieków średnich było mieszkanie żmij, wężów, jaszczurek i skorpionów – to obraz serca grzesznika! Jeżeli jednak on chce, może się podźwignąć! Nie traćmy – dla chwilowej przyjemności, dla jakiejś zemsty, albo miłostki, albo chciwości – nie traćmy pięknej korony, którą w tych adwentowych dniach pozyskaliśmy!
Mówmy więc ze łzami: O Boże mój! Twoim jestem, boś mnie stworzył, boś mnie odkupił, boś mnie usprawiedliwił. Ponieważ więc, dzięki łasce Twojej, Twoim jestem za życia, spraw, abym był Twoim także w godzinie śmierci i przez całą wieczność! Amen.