Jesteśmy praktykującymi katolikami i przynajmniej staramy się unikać grzechów ciężkich. Ale jak to jest z naszymi grzechami powszednimi, które nazywamy grzechami „lekkimi”? Te grzechy powinny stać się najważniejszym przedmiotem naszej uwagi w czasie przygotowania do spowiedzi.
U Eklezjastyka czytamy „Kto gardzi małymi rzeczami, pomału upadnie” (Syr 19, 1). Możemy powiedzieć: albo święci byli w błędzie, albo my błądzimy. Święci starali się jak najdokładniej wypełniać prawo Boże – my żyjemy z największą swobodą z dnia na dzień. Święci uważali każde, nawet najmniejsze zboczenie z prostej drogi zbawienia za bardzo wielkie – my pędzimy zuchwale po najniebezpieczniejszych drożynach, wiodących na wieczną śmierć, jak człowiek, który puścił wodze rozpędzonemu koniowi. Święci mieli bojaźń, która im kazała unikać najlżejszych błędów i chronić się przed wszelkimi pokusami, chociażby tylko pozornymi – my zaś narażamy się z niepojętą śmiałością na największe niebezpieczeństwa, za nic sobie mając drobne upadki i żartujemy nawet stojąc nad brzegiem przepaści.
Kto myli się tutaj, święci czy my? Przypomnijmy sobie słynną historię św. Bernarda, który rzucił się do zamarzniętego stawu, aby zagasić żar nieczystego ognia, którego pierwsze dopiero iskry poczuł w swoich żyłach. Z kolei św. Benedykt tarzał się po cierniach, skoro tylko zauważył nadchodzące pokusy przeciw czystości. Jaki to kontrast z nami! Widzimy tego węża kusiciela, ale on nas wcale nie zatrważa – nie mówię o iskrze, ale nawet często w płomieniach zmysłowości, wśród najczulszych spojrzeń, wśród bezczelnej swawoli chlubimy się spokojem i bezpieczeństwem! A o tych świętych myślimy, że oni przesadzali, że to była niepotrzebna gorliwość a może i skrupuły. Kto rozumniej czyni, my czy święci? Na pewno my jesteśmy w błędzie! Widząc, że często za nic sobie mamy grzech powszedni, powinniśmy zawołać do swojej duszy: co czynisz, bezmyślna? Nie widzisz, że ta droga prowadzi do zguby?
Należy sobie uświadomić, że po pierwsze, grzech powszedni, chociaż jako grzech jest lekki, przecież jest wielkim złem sam w sobie. Po drugie jest wielkim złem w swoich skutkach. Po trzecie jest wielkim złem z powodu kar, które za sobą pociąga. Trzeba więc go nienawidzić, jak go nienawidzili święci, jak go nienawidzi sam Bóg!
1. Z pewnością nie jest moim zamiarem niepokoić wasze sumienie ani wywoływać skrupuły. Nie myślcie więc, że kiedy mówię o grzechu powszednim, mam na myśli owe lekkie błędy, których bardzo trudno uniknąć naszej słabości i o których czytamy w Księdze Przypowieści (Przysłów), że w ciągu jednego dnia i „sprawiedliwy siedemkroć upadnie i powstanie” (Prz 24, 16). Nie mówię np. o owej ociężałości, która nas jakiś czas jeszcze po przebudzeniu się zatrzymuje w łóżku i sprawia, że nie dość gorliwie bierzemy się do pracy, albo o próżnym upodobaniu w sobie samym, itp. Chcę mówić tylko o tych grzechach, które popełnia się umyślnie i z rozwagą. One są czymś bardzo złym – dlaczego? Bo dusza w stanie łaski ma szatę białą jak śnieg i jaśnieje pięknością, jakiej nie zdołamy sobie nawet wyobrazić. Otóż grzech powszedni przyćmiewa tę jasność, plami tę szatę i szpeci piękno duszy.
O gdybyśmy mogli ujrzeć duszę, splamioną mnóstwem grzechów powszednich! Jakżeby przeraził nas ten widok. Kiedyś św. Katarzynę zdjął śmiertelny strach na widok cienia jednego grzechu powszedniego! O gdybyśmy mogli zobaczyć, jak wygląda dusza, która często unosi się gniewem, a w swoim uniesieniu nie liczy się ze słowami, albo poddaje się próżnym myślom, rozgląda się niebacznie, wyraża się o bliźnich z niechęcią i pogardą lub z szyderczym przekąsem, chwali sama siebie, traci całe godziny i dni na darmo, dopuszcza się kłamstwa, przebiera miarę w jedzeniu, zaniedbuje swoje obowiązki, kłóci się, obmawia innych – a to wszystko jest dla niej chlebem powszednim, ona „pije nieprawość jak wodę” (Job 15, 16), nie doznając już nawet wyrzutów sumienia! Czy myślimy, że Pan Bóg z upodobaniem spogląda na taką duszę, chociaż ona nie dopuszcza się występków, które same w sobie są ciężkie i śmiertelne?
Nie myślmy, że to jest jakaś przesadna surowość! Św. Augustyn powiedział, że gdybyśmy tylko jednym kłamstwem mogli zbawić od zatraty cały świat, to mimo to niewolno by nam było skłamać! Małe kłamstwo, które nikomu nie szkodzi, nikomu nie wyrządza krzywdy, jaką czyni oszczerstwo i fałszywe oskarżenie, jest z pewnością grzechem niewielkim. Często nawet ludzie, dosyć zresztą dobrzy, nie wzdrygają się przed nim, widząc w nim dozwoloną sztuczkę, by uniknąć jakiejś nieprzyjemności. A przecież ono nie może się podobać Bogu, który jest samą Prawdą najwyższą i źródłem wszelkiej prawdy, który więc nigdy nie może pozwolić na sprzeciwienie się prawdzie, chociażby stąd miały wyniknąć nie wiadomo jakie korzyści dla nas i dla całego świata.
Grzech powszedni nie jest ciężką obelgą Bożego Majestatu, nie jest bezczelnym i zuchwałym zdeptaniem Jego przykazań, ale jest zawsze obrazą, Jemu wyrządzoną, a więc nie wolno go lekceważyć. Zauważcie bowiem tylko, gdybyście znaleźli się w obecności jakiegoś monarchy i gdyby on wam zakazał wyraźnie śmiać się i krzyczeć, jaką by to było dla niego zniewagą, gdybyście uważali sobie ten zakaz za nic? A przecież śmiech i krzyk to rzeczy bardzo małe i nikomu nie szkodzące!
Podobnie ma się rzecz z drobnymi kłamstwami, z wybuchami gniewu, z nienauczeniem się jakiejś lekcji, z brakiem uszanowania, który okazujemy Panu Bogu w kościele. Nie są to grzechy śmiertelne, jeżeli nie pochodzą ze złej woli, jeżeli ich powodem jest tylko nierozwaga i roztargnienie, a jednak obrażamy przez nie Pana nad pany! Czy nam to wydaje się drobnostką? „Strzeż się, moja córko – powiedział sam Pan w jednym ze swoich objawień do św. Brygidy – nazywać lekkim złem jakiekolwiek, najmniejsze nawet wykroczenie!”
2. Po drugie, ciężkie są skutki grzechów powszednich. One są jak domowi złodzieje, którzy kradną bardzo mało, ale często i regularnie. Ileż to zasług porywają nam ukradkiem! Na przykład próżna chwała. Rozdawaj jałmużnę, jak św. Karol Boromeusz, który w jednym dniu rozdał odziedziczone 40 tysięcy dukatów ubogim mediolańskim. Módl się i rozmyślaj, jak św. opat Antoni, który modlił się po całych nocach. Usuń się od świata i czyń pokutę jeszcze ostrzejszą, niż św. Piotr z Alkantary, który sypiał zwykle tylko półtorej godziny z głową opartą o kamień lub ścianę. Bądź apostołem i nawet cudotwórcą. Nawracaj tysiące ludzi do Boga. Jeżeli czynisz to wszystko dla próżnej chwały, dla ludzkiego oka, dla dogodzenia swojej własnej miłości, dla wyniesienia się nad drugich, albo z innej podobnej pobudki, która przecież jest tylko grzechem powszednim, to daremne są wszystkie twoje prace i ofiary. Twoje jałmużny pójdą z dymem, jak mówi św. Tomasz. Szczytne twoje rozmyślania i zdumiewające dzieła miłości nie będą miały żadnej wartości, a twoje słowa, głoszące bliźnim naukę Chrystusową, przebrzmią w powietrzu, „jako miedź brząkająca, albo cymbał brzmiący” (1 Kor 13, 1). Ta nieczysta pobudka, chociaż jest tylko grzechem powszednim, skazi i zepsuje twoje dobre uczynki i chociaż dla drugich będą pożyteczne, odbierze im wszelką wartość! „Nikt nie zasługuje sobie na żywot wieczny przez grzechy, mówi św. Tomasz, więc cnotliwy uczynek traci moc zasługującą, gdy jest wykonany dla próżnej chwały, chociaż ta próżna chwała nie jest grzechem śmiertelnym”.
Jeżeli więc dobrze przypatrzymy się swoim, jak myślimy, dobrym uczynkom, przekonamy się, że wiele z nich skaziła nam bądź pycha, bądź niedbałość, bądź samolubstwo. Modlimy się, ale bez uwagi i z pośpiechem. Spełniamy swoje obowiązki i polecenia rodziców lub przełożonych, ale niedbale. Może i naszym Komuniom św. odbiera skuteczność przywiązanie do grzechów powszednich i nie dopuszcza do pomnożenia łaski, które by one Komunie mogły sprawić. Kościół otwiera swoje skarbnice i hojnie rozdziela odpusty, a przecież odchodzimy najczęściej z próżnymi rękami, bo naznaczone do uzyskania odpustu warunki spełniamy w grzechu powszednim. Tyle więc złego sprawia grzech powszedni – czemuż więc dopuszczamy się go co chwila z upodobaniem i dobrowolnie?
Ale ktoś może powiedzieć, że przecież bardzo łatwo uzyskać przebaczenie grzechu powszedniego. Nie koniecznie trzeba iść do spowiedzi, wystarczy uklęknąć, uderzyć się w piersi, przeżegnać się wodą święconą, a już Pan Bóg daruje nam nawet bez spowiedzi owe lekkie winy! Tak, ale pamiętajmy o jednym warunku, który musi być spełnionym, jeżeli Pan Bóg ma wybaczyć umyślne grzechy powszednie, o jakich mówimy. Trzeba mianowicie należycie prosić o przebaczenie, trzeba prawdziwie za nie żałować i postanowić sobie szczerze, że już nie będziemy ich popełniać, że już nie chcemy nimi znieważać Boskiego majestatu! Nawet sakrament pokuty nie pomoże nam i nie zgładzi naszych grzechów powszednich, jeżeli nie ma w naszym sercu szczerego żalu i mocnego postanowienia poprawy! A czy myślimy, że to łatwa rzecz dla niedbałego chrześcijanina prawdziwie żałować za grzechy powszednie, kiedy on je nazywa drobnostką?
Jeszcze gorszym skutkiem grzechów powszednich jest ten, że one w końcu prowadzą do śmiertelnych! One bowiem sprawiają, że źródło Bożych łask wysycha dla nas, a zarazem naszą duszę coraz to więcej osłabiają. Na prawdę tylko łaska Boża podtrzymuje nas i broni od ciężkich upadków, a czyż nie jest rzeczą słuszną i sprawiedliwą, że ona się usuwa albo nawet opuszcza nas zupełnie, kiedy jej nie umiemy uszanować? Kto gardzi małymi upadkami, będzie spadał coraz niżej i będzie stawiał coraz mniejszy opór złemu duchowi, uderzającemu z podwójnym wysiłkiem na duszę, osłabioną przez ubytek łaski Bożej. Skończy się na tym, że owe dowcipne żarty, swawolne spojrzenia, rozmowy, dwuznaczne uprzejmości i dotknięcia doprowadzą nas do strasznych i haniebnych występków.
Kiedyś Saul zakazał wojsku jeść przed końcem pewnej bitwy z Filistynami. Nie posłuchał go jego syn i spożył trochę miodu. Miał za to ponieść śmierć. „Skosztowałem trochę miodu – zawołał z boleścią – a oto umieram” (1 Krl 14, 43). Kilka więc kropel miodu naraziło na śmierć Jonatana. Podobnie mógłby powiedzieć niejeden młodzieniec, że kroplą miodu było owo czułe spojrzenie, które go zraniło przy owej wieczornej zabawie; a jakież wywołało namiętności i „oto umieram!” Kropelką miodu – mogłaby powiedzieć niejedna niewiasta – był ów uprzejmy uśmiech, owo dotknięcie ręki, a do czegóż mnie doprowadziło! „Oto umieram!” Kroplami miodu – mógłby powiedzieć niejeden sprzedawca lub pracownik – były owe drobne zyski, na które się połakomiłem, ale one złożyły się na taki ciężar, że pod nim upadam, bo nie zdołam wszystkiego wynagrodzić i oddać. „Oto umieram!” Każdy grzesznik może rozważać, jaki był „niewinny” początek występnego życia, które prowadzi teraz. Czy nie było tym początkiem jakieś spojrzenie, jakiś żart, jakiś niewielki grzech? „Każdy grzesznik – mówi św. Augustyn – zaczyna zwykle od małej jakiejś swobody, a potem już wykracza zuchwale, a kończy bezwstydną rozpustą”. Początki złego są zwykle podobne do pięknych a niewinnych kwiatów. „Chodźmy w wieńcach różanych”, mówią ludzie, którzy zaczynają grzeszyć, jak czytamy w Księdze Mądrości (Mdr 2, 8), ale cóż słyszymy dalej: „żadnej łąki niech nie będzie, po której by nie miała przejść rozpusta nasza!” Już oni depcą kwiaty nogami! A w końcu mówią: „Uciśnijmy ubogiego sprawiedliwego i nie przepuszczajmy wdowie, ani nie uszanujmy u starca siwizny wiekowej. A siła nasza niech będzie za prawo sprawiedliwości!” (Mdr 2, 10–11). Tak, niezawodnie i Saul, i angielski król Henryk VIII, i tysiące innych zaczęło od grzechów powszednich, zanim poważyli się zdeptać wszelkie prawa Boskie i ludzkie!
3. I po trzecie, jakie kary za sobą pociąga grzech powszedni? Poważne! Może ktoś powie, że taka nauka wywoła tylko trwogę i niepokój w sercach, bo każdy z nas dopuścił się wielu grzechów powszednich i są to w ogóle grzechy, których trudno uniknąć. Skoro te drobne błędy – jak się okazuje – są jednak niebezpieczne, to czy winniśmy się obawiać o swoje zbawienie? Zanim odpowiemy na to pytanie, przypomnijmy, że mówimy nie o słabostkach, od których żaden z nas nie jest wolny, ani o upadkach niespodziewanych, o błędach, popełnionych wskutek braku zastanowienia, ale o grzechach, których dopuszczamy się z rozwagą i umyślnie, mówiąc na przykład: „cóż w tym złego, że skłamałem, że w gniewie obraziłem bliźniego, że pozwoliłem sobie na niepotrzebny i nie całkiem przyzwoity żart?” Otóż takie winy sprowadzają ciężkie skutki i kary. W Piśmie św. mamy wiele przykładów kar za grzechy lekkie. Oto tylko niektóre: na lud Dawida zesłał Pan Bóg zarazę, kiedy dla zadowolenia swojej próżności król ten kazał zliczyć swoich poddanych; małżonka Lota za oglądanie się wstecz zamieniła się w słup solny, Oz za dotknięcie arki został zabity, Ananjasz i Safira umarli za kłamstwo. Czy to nie wystarczy, by przestać lekceważyć grzechy lekkie? A my się pytamy, czemu w naszych rodzinach lub domach jest tyle utrapienia? Jeden grzech powszedni może być tego powodem!
Także kary czyśćcowe ściągamy na siebie przez grzechy powszednie. Z objawień Świętych dowiadujemy się jak uciążliwe, choć czasowe, są to kary. Np. biskup Durandus długo pokutował w czyśćcu za zbyteczne upodobanie, jakie miał w dowcipnych pismach. Możemy przeczytać mnóstwo historii o objawieniach dusz czyśćcowych, jak np. 9-letnie dziecko cierpi za to, że nie oddało małej kwoty skradzionej, inni za stroje, za niewstrzemięźliwość w jedzeniu, za rozmowy w kościele…
Cóż więc mamy czynić, żeby nie wpaść w ręce sprawiedliwego Sędziego, który niczego nam nie przepuści, jeżeli serdecznym żalem i pokutą nie oczyścimy się sami już w życiu ziemskim? Św. Katarzyna Sieneńska, św. Agnieszka płakały i nie mogły się uspokoić z powodu niepotrzebnego jakiegoś słówka lub małej ciekawości. I nam więc trzeba szczerze żałować i poprawić się z naszych grzechów powszednich, bo chociaż nie dopuszczamy się, popełniając je, rokoszu przeciw przykazaniom Bożym, chociaż nie wyrządzamy przez nie ciężkiej zniewagi Panu Jezusowi, to jednak plamimy białą szatę niewinności otrzymaną przy chrzcie św., tamujemy działanie łaski Bożej, narażamy się nawet na jej utratę i na grzech śmiertelny. Czuwajmy więc już nad sobą, nad swoimi zmysłami, a zwłaszcza powściągajmy swój język, aby nie miotał przekleństw, kłamstw lub obelg, żebyśmy chwalili Pana Boga każdą swoją myślą, każdym słowem i uczynkiem i ciągle wzrastali w Jego łasce aż do końca tej doczesnej wędrówki, żeby i na nas spełniły się Jego słowa: „Jeśli kto zachowa mowę moją, śmierci nie ogląda na wieki” (J 8, 51).