Rekolekcje adwentowe wygłoszone przez ks. Edmunda Naujokaitisa w dniach od 19 do 20 grudnia 2009 r. w kościele pw. Niepokalanego Serca N.M.P. w Gdyni na temat „Sąd Boży w wieczności i przygotowanie do niego przez sąd Spowiedzi św.”.
Nauka I
W pierwszą niedzielę adwentu rozpoczęliśmy rok kościelny. Rok kościelny trwa od tej niedzieli do ostatniej niedzieli po Zielonych Świątkach. Cały ten rok dzieli się zasadniczo na dwa okresy: okres Bożego Narodzenia i okres Wielkanocny. W ciągu roku kościelnego wprowadza nas Kościół katolicki w istotne i właściwe zrozumienie dzieła stworzenia i odkupienia rodzaju ludzkiego. To znaczy, poucza nas, jak Bóg stworzył świat i jak odkupił ludzkość z niewoli szatana, spowodowanej grzechem pierworodnym oraz poucza nas, jak mamy ustosunkować się do dzieła odkupienia.
Wstępem do pierwszego okresu roku kościelnego jest adwent. Słowo adwent pochodzi od łacińskiego wyrazu „adventus”, co znaczy „przyjście”. Cała ludzkość wskutek grzechu pierworodnego była pogrążona w duchowej ciemności i niemocy. Jęczała w niewoli szatana. Miłosierny Bóg zapowiedział, że kiedyś w przyszłości ześle Mesjasza. Ludzkość czekała na jego przyjście. Ludzie żyli nadzieją, że obietnica dana w raju na pewno się spełni. Słowo adwent oznacza ten właśnie czas oczekiwania przyjścia na świat obiecanego Mesjasza.
Podczas adwentu więc mamy uprzytomnić sobie ten długi czas od chwili stworzenia świata, a raczej stworzenia pierwszego człowieka, aż do tej chwili, kiedy Maryja wypowiedziała słowa: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1, 38). Czyli innymi słowy, mamy rozważać dzieło stworzenia człowieka, dobroć Bożą i niewdzięczność ludzką – upadek człowieka. Mamy przez ten czas rozważać wielkie miłosierdzie Boże i słabą naturę ludzką.
Rozróżniamy potrójne przyjście Pana Jezusa na ziemię: przyjście w stajence betlejemskiej, przyjście na ołtarze w czasie Mszy św. oraz do naszych dusz przez inne sakramenty i przyjście na sąd ostateczny. W stajence betlejemskiej przyszedł Pan Jezus w postaci dzieciny. W czasie Mszy św. na ołtarze i w Komunii św. do naszych serc przychodzi pod postacią chleba, a na sąd ostateczny przyjdzie jako sprawiedliwy i surowy sędzia.
I to jest właśnie tematem naszych rekolekcji – sąd Boży. Dlaczego mówimy właśnie o tej prawdzie naszej wiary w adwencie, kiedy już wszyscy przygotowani do wielkich radosnych świąt Bożego Narodzenia? Niestety, adwent jest najbardziej zapomnianym i lekceważonym okresem całego roku liturgicznego. Jeśli podczas wielkiego postu jeszcze ktoś przypomina sobie o grzechu, pokucie, spowiedzi, poście, to adwent jest nawet dla wielu gorliwych katolików tylko krótkim preludium do wesołych świąt, oczekiwaniem przyjścia naszego Zbawiciela jak miłego dzieciątka. Adwent zawsze jednak był nie tylko pamiątką tego pierwszego przyjścia Syna Bożego na ten świat, przyjścia przez wcielenie i narodzenie, żeby nam dać niezasłużoną łaskę odkupienia, ale i oczekiwaniem drugiego przyjścia tegoż Syna Bożego, tym razem jako wszechwiedzącego sędziego, który będzie sprawiedliwie sądzić żywych i umarłych. Ten sąd Boży będzie dopiero w wieczności, od razu po naszej śmierci jako sąd osobisty i na końcu historii świata jako sąd powszechny. Lecz ten sąd Boży odbywa się już teraz, i to jest sąd spowiedzi św. Sakrament pokuty jest prawdziwym sądem, ale jeszcze sądem miłosiernym, który przygotowuje naszą duszę do sądu surowej sprawiedliwości w wieczności. I o tym będziemy rozmyślali w ciągu naszych rekolekcji: o sądzie spowiedzi św. dokonywanym w czasie, gdy przygotowujemy nasze dusze na drugie przyjście naszego Zbawiciela u końca czasów na sąd ostateczny.
Hasłem, mottem naszych rekolekcji będą słowa ewangelii według św. Łukasza: „A wtedy ujrzą Syna Człowieczego przychodzącego w obłoku z mocą wielką i majestatem” (Łk 21, 27). Pierwsze przyjście Syna Bożego było ciche, łagodne, pełne miłosierdzia dla grzeszników. Drugie będzie majestatyczne, groźne, objawiające potęgę i sprawiedliwość Boga. Pierwsze przyjście już było, to fakt historyczny, i trzeba o nim rozmyślać, lecz drugie przyjście jest dla nas jakby aktualniejsze, bo nas nieuchronnie czeka w przyszłości, do której trzeba jak najlepiej przygotować swoją duszę. A wybornym środkiem takiego przygotowania jest właśnie spowiedź św., i przygotowanie do tej spowiedzi jest bezpośrednim celem naszych rekolekcji.
Korzystajmy z tego źródła łaski, spowiedzi św. Teraz jest czas pokuty, teraz jest czas zbawienia. Tego tak ważnego czasu nie zmarnujmy, bo nie wiemy co będzie później. Może później będzie już za późno? Pan Jezus powiedział: „Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą”. Tak, przeminie nasze życie ziemskie i to wszystko, co jest tylko światowe. Wcześniej czy później spotkamy się ze śmiercią. Ale pamiętajmy, że ze śmiercią nie kończy się nasze życie. Po życiu ziemskim czeka nas wieczność, a ta nigdy się nie skończy. W dodatku wieczność ta będzie taka, jaką my sami sobie niejako stworzymy. Dzisiaj Bóg jest przy nas, pragnie nas do siebie przygarnąć, daje nam moc środków pomagających nam do zbawienia – jest dla nas Ojcem najlepszym i najmiłosierniejszym. Na sądzie ostatecznym będzie inaczej. „Ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego z mocą wielką i majestatem” i wielu z ludzi usłyszy straszny wyrok: „Idźcie precz przeklęci w ogień piekielny” – oby do nikogo z nas nie odnosił się ten straszny wyrok.
Więc wczuwajmy się w piękne ceremonie i myśli adwentowe i tak układajmy nasze życie, ażeby przyjście Zbawiciela na sąd ostateczny zastało nas całkowicie przygotowanych, żebyśmy mogli powiedzieć otwarcie i bez zastrzeżeń słowami psalmisty: „Gotowe jest, Panie, serce moje, gotowe jest serce moje” (Ps 108, 2).
We Francji żył pewien człowiek, pochodzący z najwyższej sfery, bogaty i obsypany honorami. Był długi czas posłem do parlamentu, prefektem jednego z departamentów. Aż tu jednego dnia rozeszła się nieprawdopodobna wieść: oto ten człowiek właśnie znalazł się za furtą klasztoru Trapistów w Aiguebelle koło Marsylii.
Krewni i znajomi przypuścili formalny szturm, by go odwieść od tego zamiaru. Na wszelkie jednak prośby i nalegania miał on jedną odpowiedź.
– Nie mogę powrócić do świata!
– Dlaczego? – pytają znajomi i krewni.
– Czyż nie widzieliście przy furcie trzech żandarmów, którzy nie pozwalają mi stąd wyjść?
– Trzech żandarmów? Nikogo tam nie widzieliśmy.
– No to przeczytajcie, co jest napisane na bramie klasztornej!
Na bramie klasztornej widniał średniowieczny napis: „Śmierć! Sąd! Wieczność!” Ci żandarmi pilnowali wyjścia i powrotu. Zanim przekroczymy próg nowego roku kościelnego, napiszmy na nim: „Śmierć! Sąd! Wieczność!” Tylko te trzy słowa. One wystarczą!
W czasie adwentu Kościół zwraca się do nas słowami św. Jana Chrzciciela: „Prostujcie drogę Pańską!” Przypomina on dzieciom swoim, by przygotowały swe serca na przyjęcie Pana, by usunęły z nich wszelkie przeszkody, by on mógł w nich zamieszkać. Tymi przeszkodami to grzechy. Gdzie panuje grzech, tam nie ma Pana Jezusa. Usuńmy te przeszkody w sakramencie pokuty!
Tęsknota zaś duszy będącej w łasce, to pragnienie, to chęć ściślejszego połączenia się z Jezusem, to miłość Jezusa. Chrystus przecież z miłości przyszedł na ziemię, z miłości cierpiał za nas, z miłości odkupił nas na Krzyżu. On więc słusznie pragnie wzajemności od nas. Odpłaćmy się Mu miłością za miłość. Tęsknota za Bogiem to kamień węgielny pod całe nasze życie duchowe. Ona nie tylko jest u zarania naszego zbliżenia się do Boga, ale ona towarzyszy nam przez całe życie łaski tu na ziemi. Pobudzajmy ją w sobie i żyjmy nią przez całą naszą pielgrzymkę ziemską, aż dojdziemy do wiecznej tęsknoty – do Boga.
Adwent to czas tęsknoty, czas oczekiwania na przyjście Bożej Dzieciny, Zbawiciela. Kościół w brewiarzu mówi te słowa: „Oto przyjdzie Pan, książę królów ziemskich; błogosławieni którzy się przygotowali, by Go spotkać”. Naprawdę, „błogosławieni, którzy się przygotowali, by Go spotkać”. Jakże oni w ową wielką, świętą noc, kiedy to nasze kaplice i kościoły rozśpiewają się pieśnią „Bóg się rodzi”, będą się radowali razem z Kościołem św., jeśli ich dusza nie będzie oczyszczona od brudu grzechu? Trzeba się modlić o tę tęsknotę, o prawdziwe oczekiwanie Pana. Możemy do tego użyć słów św. Augustyna: „Daj, o Boże, sercu mojemu, by Cię pożądało, by pożądając, Ciebie szukało, by szukając, Ciebie znalazło, by znalazłszy, Ciebie kochało”.
Przyjrzyjmy się przynajmniej pokrótce, jak Pan Bóg swoją Opatrznością przygotował świat na przyjście Zbawcy, Mesjasza, a to posłuży nam za wzór do przygotowania naszych serc i dusz na przyjęcie Chrystusa.
Zaraz po grzechu pierwszych rodziców Adama i Ewy, skierował Bóg ku ludziom słowa zapowiadające przyjście Zbawiciela: „Położę nieprzyjaźń między tobą a niewiastą i między nasieniem twoim a nasieniem jej: ona zetrze głowę twoją” (Rdz 3, 15). Niewiastą tą jest Najświętsza Maryja Panna. Ona zetrze głowę węża, zwycięży szatana przez to, iż zrodzi Zbawiciela świata, Jezusa Chrystusa. Ten Zbawiciel ma być jednocześnie Bogiem i Człowiekiem. Według natury ludzkiej powinien pochodzić z rodu szlacheckiego i trzeba będzie czuwać całe tysiące lat, by przez ciągłą opiekę i odpowiedni wybór wypielęgnować Tę, która by była godną zrodzić Odkupiciela.
Będzie to wprawdzie córka Ewy, ale różnić się ma od niej tak, jak szlachetna róża wypielęgnowana troskliwą ręką ogrodnika różni się od dzikiej. Przez rozwój kultury duchowej mają zniknąć kolce grzechu, a zamiast nich mają rozwinąć się prześliczne kwiaty cnót według tego, co czytamy w ewangelii świętej: „Wszelka dolina będzie napełniona, a wszelka góra i pagórek poniżony i krzywe miejsca będą proste, a ostre drogami gładkimi” (Łk 3, 5).
Uszlachetnienie rodzaju ludzkiego postępuje według planu z góry nakreślonego przez Boga. Dobry ogrodnik, chcąc wyhodować piękny krzew róży, już zawczasu usuwa niepotrzebne pędy i gałązki, by nie przeszkadzały głównej latorośli w wytworzeniu pięknego kwiatu. Podobnie czyni Bóg z rodzajem ludzkim. Na tych, co nadużyli wolności woli, tego przymiotu Boskiego i upadli przez grzech tak nisko, że niegodni byli zwać się ludźmi, zesłał Bóg karę potopu, by nie marnowali łask Bożych i nie gorszyli tych, co zdolni byli pojąć ideę mesjańską.
Kary potopu uniknął tylko sprawiedliwy mąż, Noe, ze swą rodziną. Niedługo potem i w tej rodzinie trzeba było dokonać wyboru. Abraham, jeden z potomków Noego, otrzymał od Boga obietnicę, że z jego pokolenia narodzi się Zbawiciel. Jego to pokoleniem, narodem izraelskim, ze szczególną pieczołowitością opiekował się Bóg. Posłał ten naród do Egiptu, do Asyrii i do Babilonii, by posłani, patrząc na najwyższą kulturę materialną tamtych czasów, skorzystali z tego dorobku i dla siebie. Takie były starania Boże w porządku przyrodzonym.
Ale jak dzika róża, pomimo największej kultury nie wyda kwiecia róży ogrodowej, jeżeli w dziki pień nie wszczepi się gałązki szlachetniejszej, tak naród izraelski nie mógł krzewić idei mesjańskiej bez pomocy nadprzyrodzonej. I tu przyszedł Bóg z pomocą. Na górze Synaj wszczepił gałązkę nauki nadprzyrodzonej, dając żydom dziesięć przykazań, wypisanych na dwóch tablicach kamiennych. Ta gałązka nauki nadprzyrodzonej, skrapiana rosą ożywczą z nieba w postaci nauk ludzi natchnionych Duchem Świętym, rozwinęła się w wielkie drzewo.
Pielęgnowanie i kultura tego drzewa nie były łatwe, bo jego pień, naród izraelski był twardy, a w obyczajach na wpół pogański. Wyrastały więc z niego latorośle dzikie, w postaci kultów pogańskich, lub nieco szlachetniejsze, w postaci sekt. Takimi były sekty: samarytan, saduceuszów, esseńczyków i kilka innych. Dochodziło nieraz do tego, że chore latorośle, pogaństwo i sekty, zdawały się zupełnie zagłuszyć szlachetną gałązkę nauki nadprzyrodzonej. Wtedy zsyłał Bóg proroków. Ci niszczyli bałwochwalstwo i nawoływali lud izraelski do poprawy, zwiastując, że wkrótce zjawi się kwiat ludzkości, Mesjasz. Tegoż Odkupiciela wskaże ludzkości wprost palcem ostatni prorok Starego Zakonu, św. Jan Chrzciciel, mówiąc: „Oto Baranek Boży” (J 1, 29). Tak Opatrzność przygotowała świat na przyjęcie Zbawiciela.
A jak my mamy się przygotować na przyjęcie Chrystusa?
Już wprawdzie nie jesteśmy, jak człowiek starożytny, w stanie grzechu pierworodnego, bo ten został zgładzony przez sakrament chrztu św. I najlepiej bylibyśmy przygotowani na przyjęcie Chrystusa do naszych serc, będąc w takim stanie, w jakim znajdowaliśmy się bezpośrednio po chrzcie. Ale na nieszczęście popadliśmy w gorsze grzechy, bo uczynkowe. I tu już nie możemy złożyć winy na innych, bo sami jesteśmy sprawcami złego.
Światłość i ciemność nie mogą być jednocześnie, bo skoro zjawia się światło, niknie ciemność i odwrotnie, z ustaniem światła panuje ciemność. Podobnie nie może mieszkać w sercu człowieka Bóg, skoro jest ono zajęte przez grzech. Ten ostatni jest przeszkodą do połączenia się naszego z Chrystusem. Ludzkość musiała dużo przejść i przecierpieć, nim zlitował się Bóg i zesłał Mesjasza. Dusza musi też dużo przejść i przecierpieć, nim stanie się przygotowaną na przyjęcie Chrystusa.
Najpierw czeka ją potop szczerego żalu, w którym zniszczyć ma to, co przeszkadza jej w drodze do Boga, grzechy. Następnie należałoby wybrać jakąś skłonność naturalną, dążącą w dobrym kierunku i w szczególniejszy sposób pielęgnować ją, jak czynił Bóg z narodem niegdyś wybranym. Każdy z nas na pewno ma w sobie jakąś dobrą skłonność. Jeden np. jest bardzo czuły na nędzę ludzką, inny z natury lubi prawdę, inny wreszcie jest zawsze wyrozumiały dla otoczenia. W każdej z nich kryje się zarodek cnoty: u jednego miłość, u drugiego sprawiedliwość, u trzeciego wreszcie cierpliwość. Są to skarby nieoszacowane. Potrzeba je tylko umieć wykorzystać.
Taka skłonność naturalna, czyli zarodek cnoty, nie posiada jeszcze w porządku nadprzyrodzonym wartości, jak dla rolnika lub robotnika ruda żelazna. Chce on wprost żelaza, albo więcej nawet, przedmiotu żelaznego. Bóg od nas chce też cnoty nadprzyrodzonej, a nie tylko jakiejś skłonności. Bóg, to Pan wielki i ma prawo żądać od nas rzeczy wykończonych! Skłonność tę przyrodzoną możemy zamienić na prawdziwą cnotę, jeżeli przed każdym dobrym uczynkiem powiemy w myśli – czynię to dla Boga. Taki czyn w oczach Boga ma już swoją wartość! Ta przemiana skłonności w cnotę odpowiada analogicznie ogłoszeniu Izraelowi dziesięciu przykazań na górze Synaj. Tam Bóg też ogłosił prawo naturalne, a stało się ono nadprzyrodzone ze względu na sposób objawienia, ze względu na to, że podyktował je Bóg.
Minęło dużo czasu i kosztowało wiele trudów, by zachować to prawo Boże i potem je rozwinąć. Długo też trzeba nieraz czekać i mocno się natrudzić, żeby nie utracić wrodzonej skłonności, a więcej jeszcze, żeby ją rozwinąć w cnotę. Nasze złe nałogi, na kształt dzikich latorośli, będą wyrastały z tego pnia nieszlachetnego, jakim jest nasza skażona natura. Jak najprędzej trzeba będzie te nieszlachetne gałązki, nasze wady, odciąć nożem szczerego żalu i mocnego postanowienia, by nie zdążyły wydać swych gorzkich owoców, grzechów.
Do tej pracy nawołuje nas wielki święty adwentu, Jan Chrzciciel, mówiąc: „Czyńcie tedy owoce godne pokuty” (Mt 3, 8). „Przygotujcie drogę Panu, czyńcie proste ścieżki jego” (Łk 3, 4). Do tego nawołuje nas i Kościół święty przez przywdzianie szat koloru fioletowego, koloru pokuty, oraz przez śpiewy tęskne i żałosne. Ostrzega nas przed grzechem niosącym zagładę nawet sama natura. Dzień bowiem staje się coraz krótszy i zdaje się, że zupełnie zniknie, a panować będzie ciągła noc, ciemność. To powinno zwrócić naszą uwagę, czy czasem w naszej duszy nie dzieje się podobnie, czy tam nie rozszerza swego panowania ciemność grzechu. Jeżeli tak, to śpieszmy do trybunału pokuty, by w naszej duszy „wszelka dolina” niedoskonałości była wyrównaną przez nabycie odpowiedniej cnoty, „wszelka góra i pagórek” pychy były poniżone przez żal i pokutę. „Ostre drogi” cnoty staną się wtedy dla nas gładkie według słów Chrystusa: „Jarzmo moje słodkie jest, a ciężar mój lekki”.
Jeżeli nawet nie zdążymy jeszcze w pełni wyhodować całego krzewu wybranej przez nas cnoty, to na pewno zdobędziemy się na wprawę czynienia dobrych uczynków. Będzie to gałązka cnoty. Wyda ona na pewno wiele pięknych kwiatów w formie dobrych uczynków. A jeden najpiękniejszy z nich będziemy mogli wybrać i zanieść w darze nowonarodzonemu Jezusowi w żłóbku, mówiąc w sercu: „Co miałem najlepszego, Tobie oddaję”. I za to otrzymamy błogosławieństwo nowonarodzonego Syna Bożego.