Drodzy Wierni!
W przyszłym piątku, 13. listopada obchodziliśmy święto św. Stanisława Kostki, drugiego Patrona Polski. Możemy dzisiaj przypominać sobie tego świętego Polskiego, który jest znany i drogi całemu światu katolickiemu.
W dzień Wniebowzięcia Najśw. Panny 1568 roku Rzym, stolica Kościoła, przedstawiał niezwykły widok. Od samego rana tłumy mieszkańców Piotrowego grodu spieszą w stronę Jezuickiego nowicjatu św. Andrzeja, rzucając po drodze znajomym i nieznajomym jedno tylko słowo: „umarł”… I w tejże chwili przechodzień zwraca swe kroki, spiesząc za drugimi do dzielnicy Kwirynała. Któż to umarł, że śmierć jego sprawia takie wrażenie w całym mieście? Ten zmarły to był Polak, nowicjusz Jezuitów – osiemnastoletni młodzieniec.
Czemuż spieszą duchowni i świeccy, poważni starcy i młodzież, bogacze i ubodzy, czemuż spieszą cudzoziemcy oglądać i czcić zmarłego Polaka? – Bo ten Polak, ten zmarły młodzieniec – to Stanisław Kostka, już za swojego życia czczony jako święty. Co podziwiano w osiemnastoletnim młodzieńcu? Czy rozniósł on światło Ewangelii między dzikie, barbarzyńskie narody, jak Franciszek Ksawery? Czy jak Wincenty a Paulo zajaśniał cudami miłosierdzia? Czy może władał sercami ludzkimi, jak Jan Złotousty? Czy wsławił się umartwieniem, pokutą, albo zajaśniał wszechstronną nauką, jak św. Bernard, Jan Kanty, lub Szymon z Lipnicy?
Bynajmniej. Święty Stanisław wielki był swoją małością. Świętym został za wierne wypełnienie drobnych, niby nic nieznaczących swoich powinności. Przypatrzmy się tej wielkości na kanwie życia Świętego, by w swoim życiu nauczyć się naśladować jego życie.
Święty Stanisław pochodził ze sławnej podówczas na całą niemal Europę, spowinowaconej ze wszystkimi możnymi rodami Korony i Litwy, znakomitej, senatorskiej rodziny Kostków. Stanisław od dzieciństwa pokazał, że jest Kostką, dzieckiem szlachetnego rodu, a okazał to swoim szlachetnym postępowaniem tak, iż otaczający i domownicy go zwali aniołem. Posłuszeństwo dla rodziców, nadzwyczajna uprzejmość w obejściu, ujmująca grzeczność dla służby, skromność i pobożność – oto dziecinne jego cnoty, którymi przez całe życie wyróżniał się spośród rówieśników.
To wychowanie Stanisław otrzymał od swoich rodziców, które dali mu podstawę całego świętego życia. „Rodzice nasi, opowiadał w starszym już wieku brat Stanisława Paweł Kostka, rodzice nasi chcieli, abyśmy byli wychowani w wierze katolickiej, dobrze poznali jej naukę i nie oddawali się zbytnim zabawom i rozkoszom. I owszem, trzymali nas w ścisłej karności i rygorze, pobudzając nas i sami przez się i przez domowników do pobożności, skromności i wstrzemięźliwości. Wszystkim, jak gdyby byli naszymi rodzicami, wolno było przypominać nam nasze obowiązki i karcić za ich niedopełnienie”.
Jakże dalecy dziś jesteśmy od podobnego wychowania dzieci. Dziecku, nawet w rodzinach katolickich, wszystko wolno, bo to dziecko. Może dziecko jest nieznośne i krnąbrne, a rodzice mówią: „Cóż w tym dziwnego, że trochę swawoli, przecież to dziecko”. Lecz taka miłość jest nierozumna. Dziecko teraz swawoli, ale gdy podrośnie, rodzice sami będą na niego skarżyć, że nie mogą sobie z nim poradzić. Słuchajmy co mówi Mędrzec Pański: „Masz syny, ćwicz je, a nachylaj ich z dzieciństwa ich”, a na innym miejscu: „Nie dawaj mu swej woli za miodu, a nie lekceważ sobie myśli jego. Nachylaj szyją jego za młodości… póki jest dziecięciem, by snąć nie zatwardział i nie słał ci się nieposłusznym, a będziesz miał żałość serdeczną” (Ekk. 7, 25 i 30, 11–12).
Lecz co najsmutniejsze w wychowaniu naszych czasów, to zupełne zaniedbanie pierwiastka religijnego. Staramy się o zdrowe pożywienie, higieniczną odzież, rozwijanie sił fizycznych. Troszczymy się o dobre ułożenie dzieci, umiejętne znalezienie się w towarzystwie. Ostatni grosz oddajemy, by dziecku dać wykształcenie, zapewnić mu przyszłość, ale zaszczepienie w sercu dziecka zasad religijnych, głębokiej wiary i pobożności, wdrożenie go do sumiennego wypełniania praw Bożych i kościelnych – o tym rodzice przynajmniej bardzo mało myślą, a są i tacy, którzy przeszkadzają nawet w tym dziele.
Dzieląc czas między naukę, modlitwę i niewinną zabawę, przeżył Stanisław w domu rodzicielskim do czternastego roku życia. Trzeba było pomyśleć o dalszym wykształceniu, zwłaszcza, że wiek starszego syna Kostków, Pawła, na zwłokę nie pozwalał. Dlatego też kasztelan Zakroczymski rozstaje się z synami, posyłając ich do Wiednia, do konwiktu Jezuitów, aby zapewnić im szczerze katolickie wychowanie i naukę. Zmieniło się otoczenie naszego młodzieńca, zmieniły się warunki życia, ale nie zmieniło się jego postępowanie. Pozbawiony opieki rodzicielskiej, zdała od rodzinnego kraju Stanisław w szczególniejszy sposób polecił się opiece Matki niebieskiej, a jedynym jego staraniem było nabycie wiedzy i sumienne wypełnianie przepisów szkolnych. Chociaż z początku nauka szła mu nieco oporem, wkrótce jednak zwyciężyła pilność i na retoryce był już jednym z najpierwszych. W postępowaniu z kolegami był uprzejmym, usłużnym, cichym i skromnym tak, że wszyscy go pokochali, a wszyscy dobrzy starali się go naśladować.
Oto, co pisze o nim towarzysz jego szkolny, Meier: „Chociaż Stanisław był bardzo jeszcze młodym, w poruszeniach jednak, gestach i uczynkach przebijała się powaga męża dorosłego. Czuł wstręt do wszystkiego, co mogło trącić nieprzyzwoitością, a nawet do żarcików i figlów niewinnych”. Z towarzyszami obcował tylko tyle i wtedy tylko rozmawiał, kiedy na to pozwalały reguły konwiktu. Życie, obyczaje i uczynki Stanisława służyły wszystkim za wzór i okazywały, jaką powinna być doskonała cnota. Spełniły się na nim słowa Mędrca Pańskiego: „Stawszy się za krótki czas doskonałym, przeżył czasów wiele, podobała się bowiem Bogu dusza jego” (Mądr. 4, 13).
Bardzo trudno zachęcić nie tylko młodych ludzi, lecz i dorosłych do cichej i skromnej pracy. Lecz Stanisław przez takie życie właśnie zdobył wiecznotrwałą sławę u rodaków i obcych, wsławił swoje imię po wszystkich krańcach ziemi, bo został świętym. Chcemy zostać świętymi? Nic innego nie trzeba robić tylko to i tak, co i jak czynił Kostka.
Prawda, on nie tylko sumiennie wypełniał swoje obowiązki, on musiał przy ich wypełnianiu znosić rozmaite przykrości. W niespełna rok po przybyciu Kostków do Wiednia, zabrano Jezuitom dom przeznaczony na konwikt dla uczniów. Konwiktorzy musieli zamieszkać w prywatnych domach. Kostkowie więc przenieśli się do domu niejakiego Kimberkera. I teraz rozpoczęły się dla Stanisława lata ciężkiej próby, która zahartowała go w dobrem – i z niewinnego, pobożnego dziecka przemieniła w świętego młodzieńca. Starszy jego brat, Paweł, był lekkim, próżnym, lubiącym życie swobodne, więc wydostawszy się teraz na wolność, rozpoczął wesołe życie. Dom zabrzmiał huczną zabawą, dawano obiady wystawne i smakowite, po obiedzie zasiadano do kart lub kości, a wieczorne zebrania były na porządku dziennym. Bolał nad tym Stanisław, a nie mogąc złemu zaradzić, modlił się i pracował teraz za siebie i za brata. Jedyna droga, jaką znał w Wiedniu, wiodła do szkoły i do kościoła; nigdy nie brał udziału w bankietach brata i jego towarzyszy. Unikał kolegów nie z braku przyjemności, lecz dla tego, że towarzystwo to było złe i do złego wiodło.
Rzecz jasna, że życie skromnego i pracowitego brata nie podobało się hulaszczemu Pawłowi, było dla niego ciągłym wyrzutem i za to na biednego młodzieńca spadały najrozmaitsze dokuczania, szyderstwa, drwiny, a często nawet i razy. Jednak ani namowy, ani groźby, ani bicie nie mogły skłonić Stanisława do zejścia z drogi obowiązku. Wiedział on, że należy słuchać raczej Boga, niż ludzi i niezachwiany pełnił swoją powinność. Prześladowanie, prawdziwie ciche męczeństwo cierpiał Stanisław przez dwa lata, ale cierpienie to nie tylko nie osłabiło jego woli, lecz przeciwnie, wyrobiło go takim, jak już słyszeliśmy ze słów Księgi Mądrości: „Stawszy się za krótki czas doskonałym, przeżył czasów wiele, podobała się bowiem Bogu dusza jego”. O tak, „podobała się Bogu dusza jego” i wezwał ją do swojej szczególniejszej służby. Stanisław postanowił wstąpić do zakonu Jezuitów.
Dlaczego dziś tak niewielu ludzi słucha głosu powołania Bożego? Z pewnością Pan Bóg w każdych czasach daje swe powołanie dokładnie dla tylu dusz, ile jego Kościołowi trzeba pracowników. Nigdy nie było i nie będzie czasu, kiedy było by za mało powołań, lecz bardzo często jest za mało tych, którzy go nie słuchają. Młody człowiek słyszy głos powołania, gdy jego serce jest jeszcze szlachetne, nieskażone przewrotnością, niezepsute materializmem i żądzą używania, zdolne i skore do poświęceń. Lecz z wiekiem, gdy namiętności potężnieją, odgłos uciech światowych przytłumia Boże wołanie, i wówczas wielu już go nie rozumieją.
Stan duchowy na pewno ma swoje przykrości, wymaga poświęceń i zaparcia się siebie, wyrzeczenia się wielu uciech światowych, ale, z drugiej strony, gdy godnie spełnimy wysokie jego zadanie, wielką oddamy przysługę Kościołowi, wielką zapłatę zgotujemy sobie na życie przyszłe. Tak właśnie rozmyślał Stanisław Kostka. Życie świętego w klasztorze czyż mogło być inne, niż dotychczasowe w świecie? Czy mogło nie być życiem pracy, zaparcia się i poświęcenia dla innych?… Istotnie, przyzwyczajony dotąd panować nad sobą, ściśle wypełniać swoje obowiązki – teraz, w klasztorze, stał się Kostka pod tym względem wzorem dla wszystkich. Oto jakie świadectwo wydaje o nim jego przełożony O. Facjusz: „Stanisław… wyszczególniał się cnotliwym postępowaniem tak, że, choć młody i nowicjusz, stał się wzorem dla starych, wytrawnych zakonników, wzorem wierności, posłuszeństwa i wszelkich cnót. Jak najdokładniej zachowywał reguły i przepisy zakonne… zawsze gotowy na każdy rozkaz, na każdy znak posłuszeństwa, chociażby chodziło o rzeczy trudne i wstrętne… Z całego serca kochał swych braci i wszyscy nawzajem otaczali go szczególną miłością”. Oto streszczenie życia zakonnego św. Stanisława.
Młodzieńcem będąc dojrzał już do nieba i niebo pozazdrościło go ziemi. Przyszła chwila, w której Stanisław, rzuciwszy więzy ciała, przeniósł się do niebieskiej ojczyzny. Lotem błyskawicy rozeszła się ta wieść po wszystkich krańcach ziemi. Cały świat uczcił świętego Stanisława; uczcił jego pamięć sam Stwórca w rozlicznych cudach; uczcił go Kościół, umieszczając go na powszechne żądanie na ołtarzach i czyniąc szczególniejszym narodu Polskiego.
Do niego więc uciekajmy się we wszystkich potrzebach naszych, bierzmy go za wzór naszego postępowania, naśladujmy go w cichym wypełnianiu wszelkich naszych powinności, a wówczas staniemy się prawdziwymi chrześcijanami, ozdobą swojego kraju i dziedzicami niebieskiej naszej Ojczyzny. Amen.
Ks. E.N.
(Na podstawie: Ks. Prał. Fr. Kulikowski, w: Nowa Bibljoteka kaznodziejska t. XLIX 1935, s. 353)