Chrystus Król, 25.10.2009

Drodzy Wierni!

Wszystkie święta Pana naszego Jezusa Chrystusa to święta katolickie, lecz może dzisiejsze święto Chrystusa Króla wolno nam będzie określić jako najbardziej katolickie ze wszystkich. Jak mówił Ojciec Święty Pius XI w swej encyklice „Quas primas”, wszystkie w ciągu roku kościelnego obchodzone tajemnice Chrystusowego życia koronuje święto Chrystusa Króla. W królestwie Chrystusa spoczywa centralne, niby w słońcu, całe chrześcijaństwo. Z tego powodu właśnie założyciel naszego Bractwa ,arcybiskup Lefebvre, tak bardzo bronił tę królewską godność Jezusa i tak często mówił o Jego królowaniu nie tylko w sprawach czysto duchowych i nie tylko w wieczności, lecz we wszystkich dziedzinach naszego prywatnego i społecznego życia.
Już w czasach Piusa XI było oczywiste, że współczesna ludzkość coraz dalej odbiega od Chrystusa, coraz zuchwalej wyłamuje się z pod Jego świętych, nigdy nieprzedawnionych praw i nakazów. Oglądając się za lekarstwem, co by skutecznie mogło usunąć tę straszną chorobę dni naszych, przenikliwe oko papieża nie widziała zbawiennejszego środka nad przypomnienie całej ludzkości, że „Pan Sędzia nasz, Pan Zakonodawca nasz, Pan Król nasz: On nas zbawi”. Żeby zaś ta wielka, podstawowa prawda nigdy nie wychodziła z pamięci ludzkiej, Ojciec św. ustanowił doroczną uroczystość Jezusa Chrystusa Króla, którą dziś właśnie obchodzimy.
Odkąd ludzkość otrzymała radosną zapowiedź Mesjasza, nie mogła sobie Zbawiciela wyobrazić inaczej, jak w postaci Króla i możnego Władcy. Sam Bóg tego chciał. Już przez usta swego Psalmisty nieraz ogłasza światu królewską godność Syna; przypomnijmy tu choćby słowa ps. 2 (w. 6, 8): „Otom ja postawion Królem przezeń nad Syjonem, świętą górą Jego, i oznajmiam wyrok jego”, i dalej: „Żądaj ode mnie, a dam ci narody w dziedzictwo Twoje, a w posiadłość Twoją krańce ziemi”. Na innym zaś miejscu (Ps 23, 7–10), niby surmy bojowe, niby pieśń triumfu brzmią dwukrotnie słowa: „Podnieście, książęta, bramy wasze; podnieście się, bramy odwieczne: a wnijdzie król chwały. Któż to jest ten Król chwały? Pan mocny i możny; Pan możny na wojnie… Pan zastępów, On to jest Król chwały”. Wyraźniej jeszcze godność królewska Chrystusa przebija ze słów tegoż Psalmisty: „Pan najwyższy straszny jest: Król On wielki nad wszystką ziemią… Bóg jest Królem wszystkiej ziemi… Bóg zakrólował nad narodami: Bóg zasiadł na świętej stolicy swojej” (Ps 46, 3, 8, 9).
A cóż powiedzieć o innych księgach świętych, zwłaszcza prorockich? Z natchnionych kart Izajasza, Jeremiasza, Daniela, Zachariasza oraz innych wstaje przed wzrokiem naszej duszy postać wszechwładnego Króla, co z przedziwną łagodnością i słodyczą skojarzył w sobie niesłychaną moc i światowładny majestat tak, iż słusznie modlił się Prorok Izajasz do Boga: „Ześlij, Panie, baranka panującego ziemi” (Iz 16, 1). Zachariasz z weselem mógł obwieszczać Jerozolimie bliskie już przyjście Króla Chrystusa: „Oto Król twój przyjdzie tobie sprawiedliwy i Zbawiciel… i będzie mówił pokój narodom, a władza jego od morza aż do morza, a od rzek aż do kończyn ziemi” (Zach 9, 9–10). Archanioł zaś Gabriel zwiastował Maryi, że ten, kogo porodzi, „obejmie tron Dawida ojca swego… a królestwu jego nie będzie końca” (Łk 1, 32–33).
To też nic dziwnego, że skoro Chrystus wystąpił na widowni świata, od razu oddani Mu uczniowie i całe rzesze ludu witają Go jako prawdziwego Króla i chcą Go osadzić na tronie jerozolimskim. Chrystus jednak, nie mając zamiaru wikłać się w sprawy czysto doczesne i nieraz bardzo poziome, a tym bardziej nie mogąc swej władzy królewskiej zacieśnić do wąziutkich granic państwa żydowskiego, nie przyjął ofiarowanej Mu godności i ukrył się na górze (Jn 6, 15). Jego panowanie, źle rozumiane przez współczesnych, sięga nieskończenie szerzej i rozciąga się na wszystkie narody i kraje, na wszystkie pokolenia i wieki, – „a panowaniu Jego nie będzie końca”.
Chrystus nie może stanąć w szeregu królów ziemskich, choćby najpotężniejszych; nie może mieć sobie współzawodnika, – On musi panować wszechwładnie i niepodzielnie, bo jest „sam możny Król królów i Pan panujących” (I Tym 6, 15; Obj 17, 14). Przecież On sam uroczyście wobec namiestnika potężnych cezarów zaświadcza, że jest Królem, i choć dodaje, że królestwo Jego nie jest z tego świata, czyli że nie posługuje się marnymi środkami ludzkimi do zachowania swego bytu i powagi, gdyż rozporządza środkami stokroć skuteczniejszymi, wszakże bynajmniej nie zrzeka się naczelnej władzy nad światem. Przecież On sam przed Wniebowstąpieniem, rozsyłając Apostołów na podbój świata, mówi do nich: „Dana mi jest wszelka władza na niebie i na ziemi” (Mt 28, 18). Były to Jego ostatnie słowa, zapisane przez ewangelistów i stanowiły jakby uroczysty manifest Króla do poddanych – całego wszechświata. Znaczą zaś te słowa, że niema i być nie może żadnej władzy ani na niebie ani na ziemi, która by nie brała swego początku od Chrystusa, która by się mogła prawnie Mu przeciwstawić, i że nie ma nigdzie takiego zakątka, gdzie by Chrystus nie czuł się Królem.
Ale gdzie źródło tej niesłychanej władzy Chrystusa? Jezus Chrystus, jako Bóg-Człowiek, skojarzył w sobie dwie natury – Boską i ludzką. Prawa Boże przeszły na niego, nawet jako na człowieka, w całej swej rozciągłości. Nikt zaś nie zaprzeczy, że Bóg, jako Stworzyciel, jest nieograniczonym Panem i Królem wszechświata. Jest nim tedy i Chrystus, „gdyż, jak pisze św. Paweł, w Nim mieszka wszystka zupełność bóstwa cieleśnie” (Kol 2, 9). Lecz Chrystus ma inny jeszcze tytuł do panowania nad nami: On nas odkupił „nie skazitelnym złotem albo srebrem,… ale drogą krwią swoją” (1 Pt 1, 18–19). Staliśmy się tedy Jego niezaprzeczoną własnością, On zaś naszym Panem, Władcą i Królem.
Panowanie zaś to Jego rozciąga się przede wszystkim na rzeczy duchowe, którymi zarządza przez swój Kościół. Lecz bardzo myliłby się ten, kto by sądził, że sprawy tego świata, sprawy czysto ziemskie, doczesne, wymykają się z pod władzy Chrystusowej. Nie! Chrystus i w tych rzeczach jest Panem i Królem, dana Mu jest bowiem wszelka władza i wszystko zostało poddane Jego woli, – nie tylko jednostki, ale i narody, i całe państwa, i nawet ci, którzy są poza Kościołem, trwając w błędzie, odszczepieństwie lub w całkowitej niewierze. Chrystus jest źródłem prawdziwego dobra, pomyślności i szczęścia tak jednostki, jak ogółu; przed Nim tedy, jako przed dobrotliwym i potężnym Królem, ukorzyć się powinniśmy nie tylko w życiu prywatnym, ale i publicznym: ,,Pan Sędzia nasz, Pan Zakonodawca nasz, Pan Król nasz, On nas zbawi!”
Tak, tylko On, tylko Chrystus zbawić nas może! Najchlubniejsze karty w dziejach ludzkości to te, na których zapisano zwycięstwo krzyża. Krzyż, niegdyś drzewo sromoty i hańby, stał się po Chrystusie znakiem chwały i szczęśliwości. Nie potrafimy wyliczać wszystkie dobrodziejstwa, jakie nam przyniosło panowanie Chrystusa – wszystko, co wielkiego stało się na ziemi, zawdzięcza swój początek Chrystusowi, choćby się nawet ludziom niekiedy zdawało, że z innego wypłynęło źródła. Ludzkość współczesna nie zawsze chce uznać tę prawdę. Coraz więcej, coraz zuchwałej wyłamuje się z pod panowania Chrystusa Króla i jeżeli nie słowem, to uczynkiem i opuszczeniem, a to przecież stokroć gorsza! – raz po raz powtarza ze zbuntowanymi sługami z przypowieści ewangelicznej: „Nie chcemy, aby ten nad nami królował!” (Łk 19,14).
Dziś ludzkość natworzyła sobie innych królów. W pogoni za szczęśliwością doczesną, która jej ciągle przyświeca błędnym ognikiem, nie pozwalając zbliżać się zanadto ku sobie; zbyt ufna w swe siły przyrodzone, ubóstwiająca rozum, brutalną siłę i dobrobyt materialny, ludzkość współczesna coraz więcej puszcza w niepamięć królewskie prawa Chrystusa, coraz gwałtowniej usuwa się spod ich wpływu. Narody i państwa w swym życiu publicznym chcą się obchodzić bez Chrystusa. Różne dziedziny, jedną po drugiej, wycofują spod opieki Kościoła. Następuje coraz widoczniej zeświecczenie życia we wszystkich jego przejawach. W wielu państwach religia Chrystusowa jest prześladowaną; w innych tylko cierpianą, jako szacowna pamiątka wieków minionych, – nic ponadto.
I cóż? Może to wyszło na dobre ludzkości? Ludzkość dzisiejsza, nękana niedolą, ociekająca potem i krwią, wcale niewesołe przedstawia widowisko! Nędza społeczna zwiększa się z dniem każdym, nienawiść wzrasta, wojny stają się coraz okropniejsze, coraz dziksze, rządy się chwieją i upadają, największe świętości idą w poniewierkę i pośmiewisko, rodzina się rozprzęga, natomiast panoszy się samowola, powszechne zepsucie i wyuzdanie. Kto nie zadrży na ten widok? Kto nie zechce szukać ratunku? Ale gdzie go znaleźć? Ludzkość już wszystkiego spróbowała i przekonać się mogła dostatecznie, że poza Chrystusem i Jego najwyższym Prawem niema ratunku. Zawiodła mądrość i nauka czysto ludzka; zawiodły najnowsze zdobycze techniczne i tak wysławiany postęp; zawiodły modne hasła i teorie… Jest jednak ktoś, kto nie zawodzi nigdy, – to ten zapomniany, wzgardzony Chrystus. Powrót do niego, do Jego nauki, będzie naszym ratunkiem i zbawieniem. Jeżeli ludzkość szczerze się nawracając, znowu stanęła by pod znakiem królewskim Chrystusa, wnet odmieniło by się oblicze ziemi, jak to jasno udowadnia Pius XI w swej encyklice. Rządy by się umocniły i nabirałyby powagi, bo przecież przez Chrystusa, jak mówi księga Przypowieści, „królowie królują i prawodawcy stanowią sprawiedliwość” (Przyp 8, 15), ale też pamiętały by, że władza ich jest tylko względną, podporządkowaną wyższej władzy Chrystusa i Jego świętej woli. Utwierdziła by się wolność, oparta na sprawiedliwości; ustali by waśnie i rozlewy krwi, a zapanował by prawdziwy, powszechny pokój, Chrystus bowiem jest Królem pokoju; pod ożywczym tchnieniem miłości chrześcijańskiej złagodnieli by różnice w majętności i stanowiskach, a tym samem znikła by podstawa do ciągłych walk społecznych, do buntu i gwałtów z jednej, do wyzysku i poniewierania – z drugiej strony. Słowem, ludzkość coraz bardziej zbliżała by się do prawdziwej a trwałej szczęśliwości.
Kiedyż ziści się ta przedziwna wizja przyszłości papieża? Nie wcześniej, aż nim wszyscy my wierzący nie staniemy w szeregach Chrystusa i nie tylko słowem, ale czynem, całym naszym życiem i prywatnym i publicznym, uznamy Go jako swego Pana i Króla. Co rok w dniu dzisiejszym zbieramy się w świątyni Pańskiej przed tronem Króla królów, aby z głębi serca wołać do Niego: „Królem bądź nam, o Panie, nie tylko wiernym, którzy nigdy nie odstąpili od Ciebie, ale i synom marnotrawnym, którzy Cię opuścili; spraw, aby do domu rodzicielskiego wrócili co prędzej i nie zginęli z nędzy i głodu… Użycz Kościołowi bezpiecznej wolności. Użycz wszystkim narodom spokoju i ładu”. Pokorna modlitwa przebija niebiosa, działa cuda. „I choć, pisze Ojciec Święty na końcu encykliki, na cud dzisiaj wygląda rychły powrót zaślepionej ludzkości pod rządy Jezusa Chrystusa Króla, wierzmy mocno, módlmy się wytrwale, a stanie się nam. Zaświta nam pokój, spłynie ukojenie, zaleczą się rany bolesne, i jeszcze tu na ziemi otrzymamy przedsmak szczęśliwości niebieskiej; Królowi zaś wieków, nieśmiertelnemu, niewidzialnemu, samemu Bogu, będzie z tego cześć i chwala na wieki wieków” (1 Tym 1, 17). Amen.

Ks. E. N.

Na podstawie: Nowa bibljoteka kaznodziejska, t. XXXI, 1926, s. 344.