Najdroższa Krew Jezusa Chrystusa, 19.07.2009

Drodzy Wierni!

Pierwszego lipca Kościół św. obchodził uroczystość Najdroższej Krwi Pana naszego Jezusa Chrystusa. Cały ten miesiąc lipiec jest szczególnie poświęcony pamięci tej tajemnicy Krwi naszego Zbawiciela, miłosiernie przelanej za nas wszystkich, więc możemy jeszcze raz przypomnieć sobie moc i łaski tej tajemnicy.

Krew, jak wiemy, wychodząc z serca, obiega przez żyły cały organizm człowieka, przynosząc każdej cząstce ciała te zapasy materii, które są jej konieczne do życia. Bez krwi życie cielesnych istot jest niemożliwe, dlatego to w mowie ludzkiej krew znaczy tyle, co życie. Z tego powodu krew była zawsze w wielkim poszanowaniu, tak w prawie Bożym, jak w prawach i zwyczajach ludzkich. Gdy przez niegodziwość Kaina krew ludzka została po raz pierwszy rozlana na świecie, mówi Bóg do zabójcy: „Głos krwi brata twego woła do Mnie z ziemi” (Rodz 4, 10). Kiedy Bóg zawierał z ludźmi najpierw jedno, potem drugie przymierze, oba, jak mówi apostoł Paweł, musiały być potwierdzone we krwi (Żd 9, 15).
W tym wszystkim jednak odgrywała rolę albo krew zwierzęca, jako zastępczy symbol krwi ludzkiej, albo krew ludzka. Przez tysiące lat nikomu nawet przez myśl nie przeszło, żeby mogła istnieć i mogła być przelana krew Boża. Dopiero wtedy, kiedy stał się ten niepojęty cud, że Syn Boży, „Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego” przyjął z łona ludzkiej matki naszą naturę, stało się, że Jego Ciało i Jego Krew zaczęły być najrzeczywiściej Ciałem i Krwią żywego Boga.
Syn Boży przyjął tę krew na to, żeby najpierw żyć tu z nami widzialnym, ludzkim życiem, by nas podźwignąć swoją nauką i przykładami. Ale przede wszystkim dlatego, żeby za nas tę krew przelać i jej ceną wykupić nas od kary, która należała się nam za nasze grzechy. My zgrzeszyli, a On nasze winy wziął na siebie i swoją krwią je zmazał, czyli wybielił, jak mówi w Objawieniu św. Jan (7, 14), by nas uchronić od wiecznej zguby. Bez tej Krwi, po grzechu pierworodnym, nikt by się nie dostał do nieba. Św. Jan słyszał całe niebo śpiewające pieśń nową: „Godzien jesteś, Panie… otrzymać chwałę i błogosławieństwo… iżeś jest zabity i odkupiłeś nas Bogu przez Krew Twoją ze wszystkiego pokolenia… i ludu, i narodu, i uczyniłeś nas Bogu naszemu królestwem” (Obj 5, 9).

Jak każdemu człowiekowi drogie jest życie, a więc i krew własna, która to życie zasila, tak Panu Jezusowi drogą była ta Najświętsza Krew, którą był otrzymał z macierzyńskiego łona Przeczystej Panny. I oto tę krew tak przedziwnie drogą, że, mówi św. Tomasz z Akwinu, jedna jej kropelka wystarczyłaby była na zgładzenie grzechów całego świata, z niepojętą hojnością postanowił za nas przelać do ostatka.
Pierwsza jej kropelka wypłynęła, kiedy jako malutkie Dzieciątko, poddał się pokornie starozakonnemu obrzezaniu, by tym posłuszeństwem prawu zadośćuczynić za tak bardzo liczne nieposłuszeństwa nasze.
Kiedy na modlitwie w Ogrójcu, ściśnięty widokiem nadchodzących już straszliwych cierpień, poddawał się woli Ojca, stał się pot Jego, mówi ewangelista, jako krople krwi spływającej na ziemię (Lk 22, 44). Był to objaw niesłychanej walki wewnętrznej, a walki zwycięskiej, bo do końca powtarzał Ojcu: „Nie jako ja chcę, ale jako Ty”. I było to wolą Ojca, by ta krew popłynęła dalej całym strumieniem, bo wołały o nią grzechy całego świata, podległe temu groźnemu prawu, że bez krwi przelewu nie ma odpuszczenia (Żd 9, 22). Zaczęły się więc coraz stroże katusze. Zapewne zrumieniło się już krwią Oblicze Chrystusowe od gwałtownych policzków i innych znęcań, poniesionych w dziedzińcu kapłańskim. Prawdziwy deszcz Krwi Najświętszej zrosił twarz i ciało Zbawiciela przy straszliwym biczowaniu i koronowaniu cierniem. Z przebijanych rąk i nóg popłynęły strumyczki krwi, która zbierała się powoli koło krzyża.

Ale i tego wszystkiego było Panu Jezusowi za mało. Ten, co za swoich umiłowanych duszę miał oddać, nie chciał ani jednej kropelki krwi zachować dla siebie. Na jego własne ciche życzenie, od razu po zgonie żołnierz rzymski zadał Mu samowolnie w prawy bok tak potężny cios włócznią, że ostrze w poprzek całego ciała dotarło aż do serca. A wtedy stało się to, co opowiada naoczny świadek, św. Jan ewangelista: „Natychmiast wypłynęła krew i woda. A ten, który widział… wie, że prawdę mówi, abyście i wy uwierzyli” (Jn 19, 34). Wszystka krew Chrystusowa spadła strumieniem na tę ziemię, aby wszystkim jej mieszkańcom dać prawo do życia wiecznego, i też żeby dla ich pełniejszego uświęcenia napełnić wszystkie kielichy ołtarzów podczas Mszy św.

Była niegdyś legenda, że ptak pelikan dziobem rani sobie piersi, by krwią własną posilać pisklęta. W rzeczywistości, nie w legendzie, dzieje się w chrześcijaństwie coś nierównie piękniejszego. Pan Jezus najdobrowolniej wystawił swoje ciało na wszystkie rany, żeby z tych ran wytrysły dla nas źródła nieśmiertelnego życia. On nam nakazał w przykazaniu miłości, byśmy miłowali bliźnich jak samych siebie (Mt 12, 31), a On nas ukochał bardziej niż samego siebie, bo za każdego z nas przelał krew do ostatka i położył swoją duszę (1 Jn 3, 16). Każdy z nas bowiem może i powinien do siebie samego odnosić to słowo apostoła: „Umiłował mnie i wydał samego siebie za mnie” (Gal 2, 20).

Więc myślmy często o tej Krwi Chrystusowej, zwłaszcza wtedy, gdy ją razem z Najświętszym Ciałem przyjmujemy w Sakramencie Ołtarza. Prośmy gorąco Boga, by ta Najdroższa Krew, łącząc się z naszą, oczyszczała ją, uszlachetniała i uświęcała, abyśmy już tu na ziemi byli zdrowymi członkami tego mistycznego Ciała, które ona ożywia, a w niebie mogli odczuć, że jesteśmy już całkowicie Chrystusowi, by z Nim dzielić Jego chwałę i Jego szczęście na zawsze. Amen.

Ks. E.N.

Na podstawie: Ks. Rostworowski, Współczesna ambona, 1958/3