Nadchodzi prawdziwa wiosna Kościoła

http://new-arch.rp.pl/artykul/845002.html

Sławomir Cenckiewicz

17-02-2009

Zezwalając księżom na swobodne odprawianie mszy trydenckiej i zdejmując ekskomunikę z lefebrystów, Benedykt XVI wykazał się odwagą, gdyż tradycjonaliści mają wpływowych przeciwników również w samym Kościele – pisze znany historyk.

Jeśli przyjąć, że wielu publicystów wypowiadających się krytycznie o niedawnej decyzji papieża Benedykta XVI w sprawie zdjęcia ekskomuniki z biskupów Bractwa św. Piusa X ma na względzie dobro i jedność Kościoła, to przyznać należy, że ich wiedza o katolicyzmie, soborach powszechnych i lefebrystach pozostawia wiele do życzenia. Przyglądając się trwającej dyskusji na ten temat, nie sposób nie zauważyć, że o jakości przywoływanych argumentów decydują raczej negatywne emocje aniżeli chęć przybliżenia długiej historii posoborowego sporu wokół reform i przemian w Kościele, abp. Marcela Lefebvre’a i założonego przez niego w 1969 r. instytutu życia apostolskiego pod nazwą Bractwo św. Piusa X.

Ekumenizm bez lefebrystów

Niektórzy z krytyków decyzji Benedykta XVI uspokajają, że mimo dekretu Kongregacji ds. Biskupów z 21 stycznia 2009 r. tak naprawdę niewiele ona zmienia w relacjach Rzymu z lefebrystami. Być może najlepiej wyraził tę myśl Jan Turnau, który w przeszłości nieraz dawał wyraz swojej niechęci wobec typowych dla przedsoborowego Kościoła pojęć w rodzaju „heretyk” i „schizmatyk”.

Dzisiaj natomiast chętnie i, co charakterystyczne, jedynie w stosunku do nielubianych przez siebie lefebrystów szermuje pojęciem „schizma”: „Mógłbym zacząć uspokajająco. Od tego, że wbrew prasowym doniesieniom schizma lefebrystów trwa, wcale się nie skończyła. Mimo że papież zdjął ekskomunikę z lefebrystów” („Gazeta Wyborcza”, 30 stycznia 2009). Tę radosną i uspokajającą nowinę Turnau łączy ze zdecydowaną krytyką papieża, zarzucając mu „brak duszpasterskiej mądrości”, obrażanie muzułmanów i żydów oraz niechęć wobec rehabilitacji kontestującego nauczanie Kościoła w sprawach wiary i moralności ks. Hansa Künga, którego nazwał teologiem wielkiej miary.

Zaprezentowany tu sposób myślenia wydaje się typowym dla przedstawicieli tzw. otwartego katolicyzmu, dla których jedność Kościoła oznacza de facto wizję doktrynalnie pluralistycznej i nieustannie „dialogującej” instytucji, której celem nie jest już „jedna owczarnia i jeden pasterz”, ale budowa synkretycznego religijnie świata, gdzie żadna z konfesji nie uzurpuje sobie miana jedynie prawdziwej.

Dlatego ci, którzy nieustannie mówią o uznaniu dla duszpasterskiego Soboru Watykańskiego II, nie wspominają ani słowem o pozostałych 20 soborach powszechnych Kościoła (jak choćby Zbigniew Nosowski w tekście „Dobra i zła wiadomość dla Kościoła”, „Rz”, 6 lutego 2009). Wrogami takiej wizji muszą zatem być wszyscy, dla których Kościół katolicki jest jedyną Arką Przymierza, której założycielem jest sam Jezus Chrystus, poza którą nie można osiągnąć zbawienia. Dla nich Kościół katolicki nie zaczął się ani nie skończył na Soborze Watykańskim II.

I tutaj leży zapewne sedno sporu związanego z Benedyktem XVI i jego decyzją w sprawie lefebrystów. W epoce liberalnej demokracji i powszechnej laicyzacji papież potrzebuje tych, którzy wspólnie z nim będą odważnie przypominać odwieczne prawdy Kościoła katolickiego.

Kościół czy Kościoły?

Jeszcze będąc kardynałem, obecny papież przypomniał odwieczną naukę Kościoła, że Chrystus jest „jedynym Zbawicielem”, który „nie ustanowił zwyczajnej wspólnoty uczniów, lecz założył Kościół jako tajemnicę zbawczą”. Dlatego też – pisał kardynał Joseph Ratzinger w deklaracji „Dominus Iesus” – „należy stanowczo wyznawać jako prawdę wiary katolickiej jedyność założonego przezeń Kościoła”.

Na polecenie papieża Jana Pawła II kardynał Ratzinger wyłożył też prawdę na temat tego, czym jest jedność Kościoła: „Tak jak jest jeden Chrystus, istnieje tylko jedno Jego Ciało, jedna Jego Oblubienica: „jeden Kościół katolicki i apostolski”. Ponadto obietnice Pana, że nigdy nie opuści swojego Kościoła (por. Mt 16, 18; 28, 20) i będzie nim kierował przez swego Ducha oznaczają też, iż według wiary katolickiej jedyność i jedność Kościoła, a także wszystko to, co stanowi o jego integralności, nigdy nie przeminie”. I dalej: „Nie wolno więc wiernym uważać, że Kościół Chrystusowy jest zbiorem – wprawdzie zróżnicowanym, ale zarazem w jakiś sposób zjednoczonym – Kościołów i wspólnot eklezjalnych. Nie mogą też mniemać, że Kościół Chrystusowy nie istnieje już dziś w żadnym miejscu i dlatego winien być jedynie przedmiotem poszukiwań prowadzonych przez wszystkie Kościoły i wspólnoty”.

Za przypomnienie tej wykładni Ratzinger był wówczas ostro krytykowany i atakowany, nierzadko przez niektórych księży i hierarchów kościelnych, którzy podobnie jak dzisiaj zarzucali mu „integryzm” i postawę antyekumeniczną. Publicznie kontestowali oni wówczas jedną z najważniejszych prawd Magisterium Kościoła katolickiego o „jednym, świętym, katolickim i apostolskim Kościele”.

Aby się przekonać, jak to wygląda w praktyce, warto sięgnąć do popularnej w Polsce, wydanej za zgodą władzy kościelnej, książki poświęconej ekumenizmowi autorstwa ojca profesora Zdzisława Kijasa, który napisał m.in.: „Kościół istnieje i działa na ziemi nie inaczej, jak w wielu Kościołach. Każdy z nich nazywa się Kościołem i jest nim prawdziwie, ponieważ w każdym z nich obecna jest jedna i ta sama rzeczywistość Kościoła Jezusa Chrystusa. To z kolei sprawia, że Kościoły partykularne (np. katolicki, prawosławny, luterański, anglikański itd.) nie istnieją obok siebie i niezależnie od siebie, lecz stanowią wielość jednego i tego samego Kościoła Jezusa Chrystusa” („Odpowiedzi na 101 pytań o ekumenizm”, Kraków 2004, s. 19).

Taką postawę Benedykt XVI wielokrotnie piętnował i określał mianem relatywizmu. Jednocześnie niemiecki purpurat diagnozował kryzys w Kościele w sposób, który zbliżał go do stanowiska Bractwa św. Piusa X. Wskazywał na relatywizm doktrynalny, upadek dyscypliny i destrukcję liturgii w Kościele. Osobiście powrócił wówczas do liturgii trydenckiej, którą publicznie odprawiał m.in. we Francji i w Niemczech.

„Łódź, która nabiera wody”

Jednocześnie już od lat 80. Ratzinger mówił, że mimo Soboru Watykańskiego II, który zapowiadał „wiosnę Kościoła”, doszło do „zapaści w wielu sferach”, które sięgają „samych korzeni Kościoła”. Nie wahał się wyznać, że nastąpił wręcz „wewnętrzny rozłam Kościoła”, który stał się „jednym z najpilniejszych problemów naszych czasów”. „Jesteśmy zajęci ekumenizmem i zapominamy przy tym, że Kościół podzielił się w swoim wnętrzu” – mówił Ratzinger. Ubolewał przy tym, że „rozumienie Kościoła zostało u katolików zrelatywizowane. Nie chcą oni dalej uznawać, że Kościół daje im autentyczną gwarancję prawdy”.

Najbardziej dramatyczny opis stanu Kościoła sformułował niemal w przededniu swojego wyboru na Stolicę Piotrową. 25 marca 2005 r. odczytano tekst rozważań, które kardynał Ratzinger przygotował na wielkopiątkową drogę krzyżową w rzymskim Koloseum. Dla wielu słowa te brzmiały wręcz szokująco: „Panie, tak często Twój Kościół przypomina tonącą łódź, łódź, która nabiera wody ze wszystkich stron. Także na Twoim polu widzimy więcej kąkolu niż zboża. Przeraża nas brud na szacie i obliczu Twego Kościoła. Ale to my sami je zbrukaliśmy! To my zdradzamy Cię za każdym razem, po wszystkich wielkich słowach i szumnych gestach. Zmiłuj się nad Twoim Kościołem”.

Nieprzypadkowo tekst rozważań opisujący kondycję współczesnego Kościoła trafił rychło na sztandary katolickich tradycjonalistów, a w rozmowach ze Stolicą Apostolską odwoływał się do nich bp Bernard Fellay – przełożony generalny Bractwa św. Piusa X.

Wątpliwa ekskomunika

Mimo dekretu o ekskomunice z lipca 1988 r., którą objęto abp. Marcela Lefebvre’a i bp. Antonio de Castro Mayera oraz wyświęconych przez nich biskupów: Bernarda Fellaya, Bernarda Tissier de Mallerais, Alfonsa de Galarreta i Richarda Williamsona, Bractwo św. Piusa X nigdy nie uznało tej kary za ważną. Mimo prześladowań i straszenia wiernych karami kościelnymi zgromadzenie rosło w siłę i może się dzisiaj pochwalić prawie 500 księżmi, ponad 300 zakonnicami i zakonnikami, blisko 1000 kościołów i kaplic, sześcioma seminariami duchownymi, setką szkół i dwoma uczelniami wyższymi.

Zawsze też Bractwo św. Piusa X podkreślało swoje przywiązanie do Stolicy Apostolskiej i całego nauczania Kościoła, odrzucając jednocześnie współczesne „nowinki” z nową interpretacją ekumenizmu i wolności religijnej (równość wszystkich religii) na czele. Od 1988 r. w korespondencji ze Stolicą Apostolską, podczas wielu spotkań z hierarchami i przedstawicielami Watykanu uzasadniano konsekracje dokonane przez abp. Lefebvre’a tzw. stanem wyższej konieczności, który nakładał na niego obowiązek „konsekracji innych biskupów w celu zapewnienia (poprzez dalsze święcenia kapłańskie) wiernym tego, co mają prawo otrzymać od hierarchii, czyli zdrowej doktryny i sakramentów”.

Trzeba przyznać, że w tej kwestii podzielili się również watykańscy kurialiści i specjaliści od prawa kanonicznego. Przewodniczący Papieskiej Rady ds. Jedności Chrześcijan kardynał Edward Idris Cassidy w maju 1994 r. napisał: „Sytuacja członków tego bractwa jest wewnętrzną sprawą Kościoła”. Z licznych wypowiedzi kurialistów rzymskich i oficjalnych publikacji watykańskich wynika od lat, że kwestia uregulowania statusu kanonicznego lefebrystów nie dawała im spokoju.

Pewnie dlatego, co jest tajemnicą poliszynela, kontakty pomiędzy Watykanem a Bractwem św. Piusa X nigdy nie ustały, choć przybierały one różne formy. W 2000 r. w proces ten zaangażował się osobiście Jan Paweł II, który przyjął na audiencji prywatnej bp. Fellaya, a kardynałowi Dario Castrillon Hoyosowi polecił misję doprowadzenia do porozumienia z wychowankami abp. Lefebvre’a.

Wysiłki te zostały w znaczący sposób zintensyfikowane po wyborze kardynała Ratzingera na papieża. Benedykt XVI został z radością i nadzieją powitany przez rzesze katolickich tradycjonalistów. Doszło do spotkania przedstawicieli Bractwa św. Piusa X z papieżem, a na polecenie kardynała Hoyosa lefebryści sformułowali swoje stanowisko: uwolnienie mszy trydenckiej, wycofanie dekretu o ekskomunice, a później podjęcie rozmów o sytuacji Kościoła.

Bukiet duchowy dla papieża

Biskup Fellay tłumaczył wówczas, że jedynym sposobem na osiągnięcie porozumienia jest przejście przez etapy. Nie chciał zaczynać dyskusji od sytuacji kanonicznej Bractwa św. Piusa X. Dlaczego? „Ponieważ nie buduje się przęseł mostu przed postawieniem filarów. Jeśli spróbuje się położyć od razu przęsła, wszystko się wali” – tłumaczył. Najwyraźniej Benedykt XVI uznał to za rozsądne rozwiązanie.

Najpierw, w lipcu 2007 r., papież ogłosił motu proprio Summorum Pontificum, które bez ograniczeń zezwala każdemu księdzu na odprawianie mszy trydenckiej (wcześniej wymagana była zgoda biskupa). W styczniu 2009 r. Benedykt XVI polecił natomiast Kongregacji ds. Biskupów ogłoszenie dekretu o „zwolnieniu” z kary ekskomuniki biskupów wyświęconych w 1988 r.

Obie decyzje wymagały od papieża wielkiej odwagi, gdyż tradycjonaliści mają wpływowych przeciwników również w samym Kościele. Kiedy Benedykt XVI ogłaszał Summorum Pontificum, miał podobno wyznać: „W całym swoim życiu nie cierpiałem tak bardzo, jak za przyczyną motu proprio. Sumienie kazało mi to zrobić”. Zapewne dlatego Bractwo św. Piusa X i cały ruch katolickiej tradycji na świecie otoczył papieża modlitwą i duchowym wsparciem. Kardynał Hoyos, a później sam Benedykt XVI mieli być pod ogromnym wrażeniem, kiedy bp Fellay przywiózł do Rzymu dokumentację świadczącą o odmówieniu przez wiernych miliona siedmiuset trzech tysięcy różańców w intencji zniesienia ekskomuniki. Ten duchowy bukiet ofiarowany papieżowi podobno ostatecznie zaważył na decyzji Benedykta XVI.

Co dalej?

Niewątpliwie wydarzenia z ostatnich tygodni diametralnie zmieniły sytuację w Kościele. Benedykt XVI dał wyraźny sygnał, w jaki sposób postrzega jedność Kościoła. W postawie papieża łatwo dostrzec powrót do zdefiniowanej przez jego poprzedników nieomylnej nauki o jednym, niepodzielnym i widzialnym Kościele, którego zewnętrzna jedność wyraża się w wyznawaniu tej samej wiary, tych samych sakramentach, uczestnictwie w tej samej ofierze mszy św. oraz zachowaniu tych samych praw.

O tym zapewne papież i kuria rzymska będą rozmawiali z biskupami Bractwa św. Piusa X, co już zostało zasygnalizowane w dekrecie z 21 stycznia 2009 r. Mówi też o tym oficjalny komunikat Bractwa św. Piusa X: „W konsekwencji pragniemy rozpocząć owe rozmowy – które dekret uznaje za niezbędne – dotyczące głoszonych dziś nauk sprzecznych z Magisterium wszystkich wieków. Nie możemy nie dostrzegać bezprecedensowego kryzysu wstrząsającego dziś Kościołem: kryzysu powołań, kryzysu praktyk religijnych, katechizacji, przyjmowania sakramentów… Przed wielu już laty Paweł VI mówił nawet o „dymie szatana, który wdarł się przez jakąś szczelinę do świątyni Boga”, a także o „samozniszczeniu Kościoła”.

Jan Paweł II nie zawahał się stwierdzić, że katolicyzm w Europie znajduje się w stanie jak gdyby „milczącej apostazji”. Miejmy nadzieję, że procesowi temu nie przeszkodzą ani nieodpowiedzialne i szkodliwe wypowiedzi bp. Richarda Williamsona na temat Holokaustu, które na szczęście zostały potępione w samym Bractwie św. Piusa X, ani też hałaśliwe pokrzykiwania „otwartych katolików” i polityków na Benedykta XVI.

Autor, historyk, jest od lat związany z duszpasterstwem Bractwa św. Piusa X.