Nr 12 – listopad A.D. 2008

pobierz wersję .pdf

SŁOWO DUSZPASTERZA

Drodzy Wierni!

Liturgia miesiąca listopada, jak wiecie, zawiera szczególny apel o spełnienie bardzo ważnego czynu miłości bliźniego. Możemy mianowicie w tym miesiącu szczególnie owocnie pomóc wszystkim duszom cierpiącym w czyśćcu, a przede wszystkim naszym zmarłym krewnym, przyjaciołom, dobrodziejom.
Wyobraźmy sobie, że najbardziej przez nas kochana osoba żyjąca na świecie bardzo cierpi. Czy nie wzruszy nas do głębi widok mąk tej osoby, bardziej nawet niż nasze własne cierpienia? W tym przypadku łatwo rozumiemy jaka powinna być nasza reakcja. Chcemy we wszelaki dostępny nam sposób ulżyć tej osobie w cierpieniach, a jeśli to tylko możliwe, dążymy do położenia tym cierpieniom całkowitego kresu. Ludzie wierzący jednak wiedzą, a my jesteśmy wierzącymi, że cierpi się nie tylko na ziemi przed śmiercią. Wiemy, że cierpi się także w czyśćcu po śmierci. Co więcej, wiemy, że cierpienia czyśćcowe, choć mające kres w czasie, to jednak są o wiele większe niż te z jakimi ludzie borykają się na ziemi.
W tym miesiącu więc Kościół Święty, jak najlepsza Matka, pochyla się nad losem swych cierpiących w czyśćcu dzieci. Wzywa nas, właściwie zobowiązuje nawet, byśmy na to cierpienie nie byli obojętni. Przestrzega, że jeśli obojętni będziemy, to także sami kiedyś cierpiąc w czyśćcu spotkamy się z obo-jętnością tych, którzy pozostaną jeszcze na ziemi. To wezwanie, zobowiązanie, ta przestroga są nam dane wraz ze szczególnymi środkami pozwalającymi skutecznie i szybko przyjść z pomocą duszom w czyśćcu. Jeśli nasze codzienne modlitwy, wyrzeczenia i dobre uczynki są dla nich owocne, to w listopadzie Kościół daje ze swego skarbca duchowego w nasze ręce dodatkowe środki. My przynosimy jakby malutki dzbanek żywej wody, a Kościół ze swego źródła dodaje całą beczkę, a często całe jezioro. Na tym właśnie polega wartość i znaczenie odpustów, które możemy w listopadzie uzyskać dla zmarłych.
Aby wyrazić tę myśl nieco bardziej precyzyjnie można powiedzieć tak: zwykle nasze modlitwy za zmarłych mogą skrócić ich okres cierpień w czyśćcu (według naszych ludzkich miar) o jakiś określony czas. Taki jest właśnie owoc łaski odpustów cząstkowych. Natomiast przez odpust zupełny możemy wyjednać u Pana Boga dla duszy natychmiastowe i trwałe wybawienie z tych mąk. Odpust zupełny otwiera duszy cierpiącej w czyśćcu bramę nieba. Wyobraźmy sobie szczęście i wdzięczność takiej duszy za to, co my dla niej zrobiliśmy. To o wiele, wiele więcej niż uratować człowieka od najcięższego doży-wotnego więzienia.
Takie właśnie odpusty zupełne (codziennie jeden) możemy uzyskać każdego dnia od 1 do 8 listopada włącznie. Jakie są warunki uzyskania tych odpustów?
Pierwszego listopada wystarczy modlić się w jakimś kościele za zmarłych. W dniach od 2 do 8 listopada nie wystarczy obecność w kościele. Należy nawiedzać jakiś cmentarz i tam pomodlić się za zmarłych. Oprócz tego obowiązują pozostałe warunki zyskania odpustów: Komunia Święta, spowiedź w ciągu 8 dni przed lub potem, modlitwa w intencji Ojca Świętego, wolność od przywiązania do grzechu. Jeśli zabraknie jednego z tych warunków, wtedy odpust zupełny będzie miał moc odpustu cząstkowego.
Pamiętajmy, że kiedyś i my będziemy w tym bolesnym miejscu oczyszczenia jakim jest czyściec. Jakże będziemy szczęśliwi, gdy ktoś z żyjących na ziemi będzie o nas pamiętał i uzyska w intencji naszego uwolnienie z czyśćca odpust zupełny. Zależy to w wielkiej mierze od naszej miłości do dusz w czyśćcu, bo „jeśli Ty dobrze uczynisz, to i inni uczynią dobrze Tobie”.
Łaska odpustu zupełnego jest szczególnie cenna, gdy w czyśćcu cierpi ktoś, kogo za jego życia w taki czy inny sposób skrzywdziliśmy. Wyrządzonej takiemu człowiekowi krzywdy nie można już na ziemi naprawić, ale można taką duszę poprzez odpust zupełny uwolnić z czyśćca. Korzystajmy więc z dobroci Boga! Korzystajmy z hojności Kościoła!

Wasz duszpasterz, ks. Karol Stehlin

 

ŚWIĘTY MIESIĄCA

Św. Albert Wielki
(15 listopada)
Św. Albert żył na przełomie XII i XIII w. Pochodził z zamożnej, rycerskiej rodziny osiadłej w Lauingen nad Dunajem koło Augsburga. Studiował w Padwie i Bolonii. W pierwszym z tych miast obudziło się w nim powołanie do stanu zakonnego i wstąpił do Zakonu Kaznodziejskiego. Po studiach w Bolonii skierowano go do Kolonii, gdzie w konwencie dominikańskim dokończył studia teologiczne, złożył profesję zakonną i otrzymał święcenia kapłańskie. Nauczał w różnych dominikańskich klasztorach. Na paryskim uniwersytecie uzyskał profesurę. Powrócił do Kolonii, gdzie uczył młodych zakonników. Wśród jego uczniów znalazł się także św. Tomasz z Akwinu. Po objęciu funkcji prowincjała niemieckiej prowincji zakonnej wiele podróżował w sprawach zakonu. Od króla Francji św. Ludwika IX otrzymał cząstkę relikwii Krzyża świętego. Od papieża Aleksandra IV otrzymał nominację na biskupa Ratyzbony. Na tym stanowisku dał się poznać jako dobry zarządca i administrator, a także troskliwy duszpasterz. Praca dydaktyczna i naukowa odpowiadała jego zdolnościom najbardziej. Dlatego zrzekł się biskupstwa w nadziei poświęcenia się jej. Kolejny papież Urban IV przyjął rezygnację, ale wyznaczył św. Albertowi kilka ważnych misji w sprawach kościelnych i politycznych. Jedną z nich było propagowanie idei krzyżowej oraz zbieranie kolekty w krajach niemieckich i w Czechach na zorganizowanie jednej z krucjat. W pełni mógł się św. Albert poświęcić nauczaniu i nauce dopiero po śmierci Urbana IV, ale i wówczas nie trwało to długo. Stolica Apostolska zlecała mu kolejne misje, czasami bardzo delikatne, jak na przykład godzenie skłóconych możnych, albo wygaszanie napięć w stosunkach kościelno-cesarskich. Bieg wydarzeń zmuszał też św. Alberta do zabiegów w obronie pozycji zakonu w życiu uniwersytetów. Zakonnicy stanowili często dla duchowieństwa diecezjalnego pewną konkurencję w sytuacji gdy zapadały decyzje kto ma objąć taką czy inną uniwersytecką katedrę. To było powodem krytyki pod adresem dominikanów i franciszkanów. Udając się w drogę na sobór w Lyonie (1274 r.), dowiedział się o śmierci św. Tomasza z Akwinu. Do spotkania więc w Lyonie między tymi oboma ludźmi, których później Kościół obdarzył zaszczytnym tytułem swoich „doktorów” niestety nie doszło. Sam św. Albert zmarł i został pochowany w Kolonii, w 1280 r. Choć jego praca naukowa była przerywana licznymi obowiązkami innego rodzaju, to jednak pozostawił po sobie bogatą spuściznę naukową. Zajmował się oczywiście przede wszystkim teologią ale także filozofią. W średniowieczu obie te dyscypliny nie tylko, że nie były poróżnione, ale wręcz przeciwnie, zasadniczo panowała pomiędzy nimi owocna harmonijna współpraca. Filozofię nazywano „służebnicą teologii” i nikomu nie przychodziło do głowy upatrywać w tym jakąkolwiek ujmę dla filozofii. Św. Albert jako jeden z pierwszych dostrzegł w myśli Arystotelesa nie zagrożenie dla teologii, ale jej sojusznika. Szlakiem przetartym przez św. Alberta powędrował odważnie św. Tomasz. Zaowocowało to wspięciem się filozofii chrześcijańskiej na szczyty. Wielkość św. Tomasza jest w pełni zrozumiała dopiero w kontekście osoby św. Alberta. Jego pasją były też nauki przyrodnicze, co znalazło wyraz w wielu pismach poświęconych biologii i botanice. Kanonizacja św. Alberta odbyła się kilka wieków po jego śmierci. Ogłosił ją w 1931 r. papież Pius XI. Także w tym roku papież ogłosił wielkiego dominikanina „Doktorem Kościoła” z dodatko-wym przymiotnikiem „uniwersalny”, co świadczyło o uznaniu wszechstronności wiedzy i nauko-wych osiągnięć zakonnika. W roku 1942 Sługa Boży Pius XII ogłosił św. Alberta patronem wszystkich studiujących nauki przyrodnicze. Dziś niestety nauki przyrodnicze a także fizyka i che-mia są często uprawiane w duchu materializmu. Jakże z tego powodu musi ubolewać św. Albert pomimo nawet tego, że cieszy się chwałą nieba. Dla niego świat przyrody był niczym innym jak tylko wielkim i wyraźnym śladem aktu stwórczego wszechmogącego Boga. Badanie przyrody, podobnie jak studia teologiczne i analizy filozoficzne, wiodło św. Alberta do Boga. Oby i dziś wszyscy adepci nauk przyrodniczych dostrzegli w nich te walory jakie widział św. Albert.
PYTANIA i ODPOWIEDZI
Jak i gdzie przechowuje się Najświętszy Sakrament?„Konsekrowane Hostie, pozostałe ze Mszy św., przechowywano za dawnych czasów w zakrystii albo też w prywatnym mieszkaniu księdza. Później składano je w kosztownej kapsułce albo w srebrnym naczyniu o wyglądzie gołębicy, które zwisało w chórze z sufitu. Dla przechowywania Najświętszego Sakramentu budowano w kościołach gotyckich osobne kapliczki. Tabernakulum (namiot) poczęto stawiać na ołtarzu dopiero w nowszych czasach. Powinno się ono mieścić na jednym z najbardziej okazałych ołtarzy kościoła. Niekoniecznie musi być to ołtarz główny. Na przykład w katedrach i w kościołach opackich nie wolno nawet stawiać tabernakulum na głównym ołtarzu, gdyż przy uroczystej celebrze biskupa lub opata nie powinien się w tym ołtarzu mieścić Najświętszy Sakrament. Dlatego to istnieje w wymienionych kościołach osobny ołtarz Najświętszego Sakramentu. Na ołtarzu tym znajduje się zawsze małe naczynie z wodą (naczynie do ablucji) a przy nim mały ręczniczek, aby kapłan udzielając Komunii św. poza Mszą św., mógł sobie obmyć i wytrzeć palce.”

Powyższy cytat pochodzi z pracy benedyktyna o. Hariolfa Ettenspergera pt. W służbie Ołtarza. Podręcznik dla ministrantów. Polski przekład tego dzieła wydano w Poznaniu, w 1948 roku. Wynika z zacytowanego fragmentu, że sposób przechowywania Najświętszego Sakramentu nie zawsze był taki sam. Zmiany dotyczące tej kwestii pozwalają stwierdzić, że Kościół poprzez wieki udoskonalał sposób przechowywania Najświętszego Sakramentu. Zmiany te podobne były do rozwoju rośliny. Każdy kolejny etap rozwoju róży czyni ją pięk-niejszą. Podobnie i z przechowywaniem Najświętszego Sakramentu. Najpierw czyniono to w pomieszczeniach poza samą świątynią. Później w świątyni, „w chórze z sufitu”. Z czasem, w średniowieczu, warunki pozwoliły na przygotowywanie Najświętszemu Sakramentowi specjalnych miejsc. Dlatego zaczęto w kościołach budować specjalne kaplice gdzie umieszczano tabernakulum, które to słowo dosłownie znaczy „namiot” lub „przy-bytek”. Później stało się oczywiste, że tabernakulum i ołtarz stanowią nierozerwalną jedność i dlatego tabernakulum należy stawiać na ołtarzu, przy ołtarzu. Dlatego właśnie mówimy: „Najświętszy Sakrament Ołtarza”. Pojawiła się kwestia na którym ołtarzu, gdyż najczęściej w świątyniach stało ołtarzy kilka, główny i boczne. Ojciec Ettensperger pisze, że na „jednym z najbardziej okazałych”. Pisze dalej, że nie musiał to być ołtarz najbardziej okazały, czyli główny. Jego zadaniem, np. w katedrach nawet nie wolno przechowywać Najświętszego Sakramentu na ołtarzu głównym, gdyż podczas uroczystej celebry biskupa musiałby on często stawać do Najświętszego Sakramentu odwrócony plecami. No cóż, zapewne były takie katedry i formułowano takie argumenty. Trzeba jednak zaznaczyć, to czego na pewno o. Ettensperger nigdy nie kwestionował, a mia-nowicie że Najświętszemu Sakramentowi należy się w kościele miejsce centralne. Takim miejscem jest tylko i wyłącznie właśnie ołtarz główny ustawiony w prezbiterium, u zwieńczenia osi symetrii świątyni. Tron króla stoi zawsze w centrum komnaty tronowej. To jest oczywiste, tym bardziej jeśli mowa o tronie Króla królów i Pana panów. Dlatego triumf praktyki by umieszczać tabernakulum na głównym ołtarzu należy uznać w tej kwestii liturgicznej za osiągnięcie pełni, a pełnia ma to do siebie, że nie można jej już niczym uzupełnić. W ołtarzach bocznych także są tabernakula, ale przechowywanie w nich Najświętszego Sakramentu nie jest praktyką stałą tylko epizodyczną. Z zasady w świątyni pali się wieczna lampka tylko przed głównym ołtarzem. Wyjątkiem są w wybranych, nielicznych kościołach boczne kaplice wieczystej adoracji, ale i wówczas tabernakulum przy ołtarzu głównym nie jest puste. W takich wypadkach Najświętszy Sakrament jest zarówno w ołtarzu głównym jak i w kaplicy wieczystej adoracji. Raz jeszcze należy powtórzyć, Królowi królów, Zbawicielowi, naszemu Panu należy się w świątyni miejsce centralne. Oczywiście nie tylko w świątyni, ale przede wszystkim w świątyni, w domu Bożym. I wszystko inne winno być temu podporządkowane, łącznie z uroczystą celebrą biskupa lub opata. Sprawa ta jest tym ważniejsza, im bardziej budownictwo sakralne doby współczesnej zatraca swój sakralny charakter. Znamy te obrazy: na krzyżu wieńczącym kościół – antena telefonii komórkowej czy jakaś inna, wnętrze świątyni w postaci wielkiej sportowej hali, w środku prezbiterium fotel celebransa i stół, a tabernakulum… pozbawione ołtarza, gdzieś z boku, zawieszone niczym jakaś apteczka czy szafka z kluczami na ścianie. Nie, tak być nie może. Dlatego cieszmy się, iż w naszym kościele tabernakulum jest tam gdzie być powinno i pamiętajmy by Panu Jezusowi oddać też centralne miejsce w naszej duszy.

ROZWAŻANIE NA ŚWIĘTO OFIAROWANIA
NAJŚWIĘTSZEJ MARYI PANNY

(21 listopada)
„Wstań, spiesz się przyjaciółko moja, gołębico moja, a przyjdź.” (Pieśń 2, 10)
Maryja ofiaruje się Bogu co do duszy:
Według tradycji rodzice Matki Najświętszej ofiarowali Ją, jako dziecię jeszcze, na służbę i wycho-wanie w świątyni. Uroczystość dzisiejsza nawiązując do tego podania, mówi nam o tym akcie dobrowolnym, którym Maryja nie tyle została ofiarowana przez świętych rodziców, ile raczej sama siebie złożyła na ofiarę całopalną Panu. Dlatego pozostanie Ona po wszystkie czasy wzorem całkowitego poświęcenia się Bogu. Duszą i ciałem chciała do Boga należeć. Przede wszystkim oddała Bogu swój rozum. Przyjmowała nim bez zastrzeżeń, cokolwiek Bóg objawiał. Jej umysł poddawał się bez trudności nauce wiary. Dlatego św. Elżbieta sławiła w Niej szczególnie wiarę: „Błogosławionaś Ty, która uwierzyłaś” (Łk 1, 45). Również ofiarowała swoją wolę przez żarliwą miłość ku Bogu.
Gdybyśmy i my zdobyli się na takie oddanie Bogu, zostalibyśmy również napełnieni Jego łaską i miłością. „Jeśli Bóg nie użycza nam i nie podnosi nas do doskonałej miłości, tłumaczy św. Teresa, to cała wina leży po naszej stronie. Tak ciężko i z ociąganiem przychodzi nam zupełne oddanie się Bogu, że nigdy należycie nie jesteśmy przygotowani do przyjęcia tak wzniosłego dobra. Gdybyśmy jednak czynili co w naszej mocy, aby nie przywiązywać się do żadnej rzeczy ziemskiej, to uważam za pewne, że to dobro dane by nam było w krótkim czasie. Ponieważ my nie wszystko zupełnie i naraz oddajemy, dlatego ten skarb doskonałej miłości nie zaraz otrzymujemy” (Życie, rozdz. 11, 1).Maryja ofiarowuje się Bogu co do ciała:
Maryja ofiarowała się Bogu także co do ciała na najdoskonalszą ofiarę całopalną przez dobro-wolną czystość. Wiedziała, że Bogu nie można oddawać połowicznie serca. Dlatego pierwsza ze wszystkich ślubowała Bogu dziewictwo, aby Mu mogła służyć niepodzielnym sercem, „aby być świętą ciałem i duchem” (1 Kor 7, 34). Tak bardzo umiłowała tę cnotę, że gdy Jej anioł przedstawił godność Matki Mesjasza, zawahała się, czy ją przyjąć skoro ślubowała pozostać z miłości ku Bogu dziewicą. Zgodziła się dopiero wówczas, gdy Ją anioł zapewnił, że Jej całkowity dar z siebie uczyniony Bogu nie zostanie w niczym uszczuplony. Ta piękna cnota zdobiła nie tylko Jej duszę, ale Jej myśli, uczucia, wyobraźnię. Promieniowała z całej Jej powierzchowności i sposobu zachowania się wobec ludzi. „W Jej oczach, twierdzi słusznie św. Ambroży, nie było nic swawolnego, w Jej słowach nic lekkiego, w Jej zachowaniu nic nieprzyzwoitego, cała Jej postać była wyrazem Jej najczystszego serca i zwier-ciadłem bogobojności”. Według przypuszczenia św. Bonawentury samo wejrzenie na tę Dziewicę najczystszą zapalało w sercach wszystkich patrzących na Nią gorącą miłość do tej anielskiej cnoty. Po-dobnie i w nas wszystko winno być wyrazem całkowitego oddania się Bogu przez doskonałą czystość.
Cóż jest piękniejszego nad duszę niewinną w kwiecie młodości, która całą swoją istotę oddała z miłości Bogu? „O, jak piękny jest, powiada Mędrzec, czysty rodzaj z jasnością, gdyż u Boga znany jest i u ludzi” (Mdr 4, 1). Patrzmy więc na najczystszą Pannę, „w której jak w zwier-ciadle odbija się piękność czystości, na Niej poznamy łatwo, co mamy przestrzegać, a czego unikać” (św. Ambroży).

Mój Boże, Ty jesteś moim początkiem i moim ostatecznym celem i końcem. Tyś mnie stworzył tak co do ciała jak i co do duszy. Jest więc całkiem słuszną rzeczą, abym moje ciało i moją duszę na służbę Twoją zupełnie poświęcił. Za przykładem Maryi poświęcam Ci na nowo mój rozum przez wiarę i posłuszeństwo, moją wolę przez najżarliwszą miłość, a ciało moje przez ślub czystości. Aby ta ofiara była Ci tym przyjemniejszą wołam do Ciebie z Dawidem: „Niech serce moje – i ciało moje – będzie niepokalane w sprawiedliwościach Twoich, abym się nie zawstydził” (Ps 118, 80). Amen.

(z: o. Jerzy od św. Józefa, Chleb powszedni. Rozmyślania na wszystkie dni roku kościelnego. Wydawnictwo OO. Karmelitów Bosych, Kraków 1959)

* * *
Perła z Księgi Eklezjastyka (Syracha)

„Synu, przystępując do służby Bożej, stój w sprawiedliwości i w bojaźni, i przygotuj duszę swą na pokusę. Uniż serce twe i bądź cierpliwy; nakłoń ucha twego i przyjmij słowa rozumne, a nie spiesz się czasu i doświadczenia. Znoś zwłokę Bożą; złącz się z Bogiem i trwaj, aby wzrosło na końcu życie twoje. Wszystko, co na cię przyjdzie, przyjmuj i w boleści trwaj, a w uniżeniu twoim miej cierpliwość; bo złoto i srebro w ogniu bywa próbowane, a ludzie przyjemni w piecu utrapienia. Wierz Bogu, a On cię podźwignie; i prostuj drogę twoją, a miej nadzieję w Nim. Zachowaj bojaźń Jego i zestarzej się w niej.” (Syr 2, 1-6)