„Wieści świdwińskie”, 26.05.2008, Nr 10 (17), s. 14
Ukazał się kolejny numer „Wieści .Świdwińskich”. I nikt nie poruszył kwestii Mszy Trydenckiej ani wydarzeń ostatnich miesięcy. Gdzie się podziali przeciwnicy Mszy Trydenckiej i Bractwa Kapłańskiego świętego Piusa X? Gdzie są ci, z wyższym wykształceniem, nakłaniający ludzi do zdejmowania ogłoszeń z witryn sklepowych? Gdzie ci, co z takim zapałem rywali ogłoszenia ze słupów? Mniej eufemistycznym językiem nazywa się to kradzieżą. Kradzieżą, piszę, gdyż moja własność została zabrana i wykorzystana do publicznego obrażania mnie z ambony. Nie był więc to żaden akt wandalizmu. Gdzie są ci, „w pełnej łączności”, którzy wołali „schizma”, a sami mówili: „papież daleko”, „tu kościół koszalińsko-kołobrzeski”, „dokument papieża nas nie dotyczy”, „jaki dokument?”, „dokumenty biskupa służą mi tylko do zapychania kosza na śmieci”? Gdzie ci „posłuszni”, a którzy w tak podstawowej kwestii, jak choćby nakaz noszenia sutanny przez duchownych, nie słuchali Jana Pawła II? Gzie ci, tak nowocześni, że aż chcą się cofnąć w rozwoju o 2000 lat, do czasów pierwszych chrześcijan? Gdzie ci, tak otwarci i uznający wolność religijną, że prześladują katolików? Gdzie ci, tak ceniący godność człowieka, że sięgają do słów jak choćby: „zaraza”, „manipulatorzy”, „pan przebieraniec”? Gdzie ci, tak katoliccy, że śmią Mszę Wszystkich Świętych i Wszystkich papieży nazywać przedstawieniem i cyrkiem? Czyż nie wiedzą, że plując na Mszę, będącą bezkrwawą Kalwarią Syna Bożego, narażają się na gniew Boga samego? Czyż nie wiedzą, że plując na Mszę Wszechczasów plują na wszystkich, którzy uświęcili się ją odprawiając, bądź jej słuchając? Któż nie słyszał o ojcu Pio? Właśnie na niego napluli. Napluli na ojca Pio, ogłoszonego świętym przez Ojca Świętego Jana Pawła II. Ojciec Pio do końca życia, na mocy dyspensy udzielonej przez papieża, odprawiał tylko Mszę Trydencką. Jedna z jego najbardziej uprzywilejowanych córek duchowych, Katarzyna Tangari, do końca swego życia popierała i wspierała Bractwo Kapłańskie świętego Piusa X (FSSPX). O przeoratach FSSPX mówiła: „W każdym przeoracie jest, jak w duchowej ojczyźnie, jak w domu”. Została pochowana na cmentarzu w Zaitzkofen, obok seminarium FSSPX. Gdzie ci, co tak gorliwie przepraszają za innych, że zapomnieli przeprosić za swoje własne słowa i czyny? Czemu milczą, skoro mają monopol na prawdę? Czyżby go jednak nie mieli? Gdzie tym razem, w poniekąd katolickim kraju, Msza Święta, ta Msza, dla której zbudowano wszystkie najpiękniejsze bazyliki i katedry, zostanie odprawiona? Gdzieś na działkach? Na polach? Na wietrze? W czasie, gdy dwa kościoły i kilka kaplic będzie stało pustych? Gdy św. Józef, 2000 lat temu pukał od drzwi do drzwi, by znaleźć miejsce dla Boga samego, czyż nie słyszał – „Nie ma dla was miejsca”? Gdzie jesteście wy, tak odważni, że po kątach nazywacie sekciarzem, zbyt odważni by powiedzieć to wprost i osobiście? Katolickiego kapłana, wyświęconego w katolickim Bractwie, przez katolickiego biskupa, nazywacie sekciarzem? Czy to znaczy, że katolicka Msza, różaniec, katolicka sutanna, katolicki brewiarz, katolickie pozdrowienie to teraz wyraz sekciarstwa? Kto tu naprawdę jest sekciarzem? A Ty, przechodniu, czemu odwróciłeś głowę widząc księdza katolickiego? Czy tak przywykłeś, a właściwie odwykłeś od widoku księdza w sutannie, nie odjeżdżającego samochodem, tylko normalnie chodzącego po ulicy? Nie wiedziałeś jak się zachować? A może o co innego chodziło? Któż nie zna ewangelicznego Pasterza? Co z nim wspólnego mają ci, których nie obchodzą powierzone im owce, nie mówiąc o tych zagubionych? Czemu tak są przeciwko Mszy Trydenckiej? Czemu przeciwko temu kapłanowi, który zgodnie z duchem ubóstwa, zgodnie ze słowami św. Maksymiliana, sam w połatanej sutannie, przy użyciu najlepszych dostępnych środków dla sprawy bożej, niepomny na obelgi, przemierza kilkaset kilometrów w trosce o dusze? Czyż nie rażący kontrast? Ów kapłan, a ci, co z ciepłej plebani, z obowiązku, dobrym samochodem, te parę metrów jadą „odbębnić swoje”? Czy tylko o pieniądze i emeryturę tu chodzi? A może Msza Wszechczasów zobowiązuje do czegoś? Może wymaga poświęcenia się służbie innym? Może trzeba zrezygnować z tylu wygód? Może po prostu wymusza bycie kapłanem? Dobry samochód, dom, kilka tysięcy miesięcznie, za danie do obejrzenia filmu, pogranie w karty z uczniami, czasem powiedzenie czegoś sensownego, za „odbębnienie” góra 30 minutowego obowiązku, za z łaski wysłuchaną spowiedź? Czy nie jest to naprawdę dobry zawód? Tylko czy nie jest to zaprzeczeniem kapłaństwa? Czy postępowanie księży przyciąga nas do Kościoła? Czy chętnie, o każdej porze służą nam pomocą? Czy też mówią: „Nie mam obowiązku odbierać telefonu. Jakim prawem dzwoni Pan na moja komórkę”? Czyż nie strach umierać? Dzwonisz czytelniku bo ktoś Tobie bliski umiera, a ten ksiądz nie odbiera, bo jest „po pracy”? Niedługo ów kapłan-misjonarz znów przybędzie, by głosić Dobrą Nowinę. W Afryce, rzekomo zacofanej, witano go z szacunkiem i radością. A my, Wielcy Europejczycy? Znów będzie opluty? Znieważony?
Gdy idziemy na spotkanie z kimś ważnym, np. papieżem, jakimś hierarchą, albo z prezydentem, burmistrzem, czy ubierzemy się byle jak? Czy chłopak prosząc ojca, o rękę jego córki, czy pójdzie w byle czym, z chwastami w rękach? Czy też ubierze najlepsze ubranie, weźmie bukiet np. róż? Gdy idziemy za coś podziękować lub o coś prosić, to czy ubierzemy się byle jak? Czy nie była by to oznaka braku szacunku? Gdy Jan Paweł II umierał, to wszyscy bili brawo, klaskali i radośnie śpiewali, czy też pogrążyli się w zadumie, smutku, niejednemu łza popłynęła z oka? Jak było? A jak zachowujemy się na Mszy? Prosimy lub dziękujemy za coś Bogu. Dostajemy, ciągle chcemy więcej. W zamian – żadnego dziękuję. Nie rzadko złorzeczenia lub obojętne milczenie. Przychodzimy nierzadko, ubrani byle jak, niedbale. Klaszczemy, śpiewamy, nierzadko śmiejemy się, rozmawiamy z sąsiadem. A w tym czasie – Jezus, nasz Zbawiciel, Pan panów i Król królów, większy od każdego papieża, od każdego prezydenta czy sportowca bądź muzyka, od każdego człowieka, kolejny raz ofiaruje się za nasze grzechy. Kolejny raz całuje krzyż i niesie go. A my śmiejąc się obrzucamy Go kamieniami naszej obojętności, złorzeczeń, niewdzięczności. W momencie Przemienienia umiera, wylewa za nas Swoją Krew do ostatniej kropli. On Bóg, za nas marnych ludzi, Stwórca za swoje stworzenia. I to mimo nieskończonych obraz i ran zadanych biczami i gwoździami naszych grzechów. Co za miłość! A my co czynimy? Wtedy tłum krzyczał „Ukrzyżuj. Go! Na krzyż z nim! Nie chcemy Go!”. My wołamy: „Niech sobie umiera, co mi tam, co mnie to obchodzi”. Ile razy wstydzimy się swojej wiary, bądź zdejmujemy krzyż na czyjeś żądania. Czy różnimy się od tamtego tłumu? Na pewno nie jesteśmy lepsi. Czy tak powinno wyglądać Przedmurze Chrześcijaństwa? Czy tak ma wyglądać naród, który Królową Nieba i Ziemi wziął za swoją królową? Naród, który uroczyście składał ślubowania?
Czym jest Msza? Tego nie podejmę się napisać. Przyjdź, zobacz. Zapytaj kapłana, tę „miotłę Niepokalanej”. Wy, którzy idziecie na chór by nie widzieć zgorszenia, wy, którzy zamykacie uszy by nie słyszeć tego, czego księża nie powinni mówić, wy, którzy ciągle szukacie – przyjdźcie. On, Jezus Król Miłości czeka na Was z otwartymi ramionami. Czym jest Tradycja? Tradycja jest ustnym przekazem, jest depozytem, który musimy zachować by pozostać katolikami. Kościół Katolicki opiera się na Tradycji i Piśmie Świętym. Jeżeli odrzucimy Tradycję, co pozostanie? Sola Scriptura (tylko pismo, podstawowa zasada protestantyzmu). Święty Paweł woła: Tenete Traditione” – „Zachowajcie Tradycję”. Jan Paweł II mówił: „Każdy ma swoje Westerplatte. Nie wolno zdezerterować!”. Czy katolik może pozostać głuchy na to wołanie?
Gdy Pan powie na sądzie: „Nie byłeś ze mną”, odpowiesz: „Panie, nie byłem przeciw”? Czyś niepomny słów, „kto nie jest ze mną, jest przeciwko mnie?” Nie słyszałeś słów: „Obyś był zimny albo gorący. Atak, skoro jesteś letni, i ani gorący, ani zimny, chcecie wyrzucić z mych ust?”. Powiesz: Nie wiedziałem? A chciałeś wiedzieć? Powiesz, nie pomyślałem? Anie wygodniej było nie myśleć? Ludzką rzeczą jest nieświadomie błądzić, ale diabelską świadomie bądź z wygody trwać w błędzie.
Paweł Stando