N. N., Katolickie matki

Są dziś pośród nas prawdziwi bohaterowie, anonimowi najczęściej bojownicy, od których w wielkim stopniu zależy przyszłość nasza i całego katolickiego świata. Są oni ważniejsi dla przetrwania Starej Wiary niż tych niewielu dobrych kapłanów, którzy nam pozostali w rozdartym wojną Kościele; ważniejsi niż wszyscy razem katoliccy pisarze i publicyści. Mam na myśli młode katolickie matki… prawdziwych bohaterów, nowe matriarchinie Starej Wiary, które, jak Rut i Estera przed nimi, są mężnymi strażniczkami świętego Słowa Bożego.

O ile pamiętam, to Wilhelm Ross Wallace powiedział: „Ręka, która trzyma kołyskę – trzyma w ręku rządy nad światem”. Jak bardzo prawdziwe zdanie! I jakim szaleństwem jest sugerowanie, że kobiety powinny zostać wyzwolone. Są one jedynymi, które przez cały czas sprawują władzę prawdziwą i trwałą władzę, pozwalającą zmieniać przyszłość przez wychowywanie dzieci. Jedynie one są w stanie odbudować społeczeństwo, chroniąc przed zagładą jego zaczątek – rodzinę.

Ale to nie tylko matki, czy kobiety w ogólności, były zawsze duszą społeczeństwa. W przeszłości wyrażały to pewne pozornie mało znaczące zachowania mężczyzn w stosunku do nich. Mężczyźni przytrzymywali kobietom drzwi, zrzekali się na ich rzecz najlepszych miejsc, pilnowali języka w ich obecności, walczyli dla nich, strzegli ich honoru, bronili cnoty i otaczali czcią. Dlaczego? Czy dlatego, że uważali kobiety za nic nie warte, za istoty słabe i niższe od nich? Tylko głupiec mógłby twierdzić coś podobnego. Działo się tak dlatego, że otaczali kobiety czcią i szacunkiem należnym szlachetniejszej płci.

Mężczyźni instynktownie rozumieli zawsze, że bez cywilizującego wpływu „słabszej płci” szybko popadliby w aro­gancję i barbarzyństwo. Dlatego kobieta otaczana była niezmiennym szacunkiem przez setki lat trwania cywilizacji chrześcijańskiej … Christianitas nie mogła więc stracić swej duszy.

Nie jest przypadkiem, że to właśnie godność kobiety jako jedna z pierwszych atakowana była z całą zaciekłością piekła w ostatnim stuleciu. Wężowi, który zwiódł Ewę w ogrodzie rajskim, udało się oszukać także jej współczesne córki – sprawił, że uwierzyły one, że są kimś niższym, a upodobniając się do mężczyzn staną się bogami. I rzeczywiście, upodobniły się one do mężczyzn, ale w efekcie stały się bardziej zwierzętami niż bogami… zwierzętami, które zabijają swe nienarodzone dzieci lub porzucają potomstwo w diabelskiej pogoni za męskością. Wszystko zmieniło się, gdy tradycyjna kobiecość została spalona na stosie współczesnego „postępu”. Granice pomiędzy płciami zostały kompletnie zatarte, dochodząc do punktu, gdy kobiety chodzą na wojnę, a mężczyźni noszą stroje zawsze uważane za kobiece, gdy „małżeństwa” par tej samej płci stają się czymś zwykłym, a społeczeństwa pogrążają się w chaosie. Zaczyna się to w domu, od matek i córek, którym wmówiono, że powinny być jak mężczyźni… Efektem było katastrofalne w skutkach odwrócenie ról w rodzinie, prowadzące do wzrostu liczby rozwodów, rozwiązłości i inwazji liberalnych „wolności” – jak np. aborcja. Pozbawienie kobiety roli królowej rodziny i zarazem pozbawienie domu jego serca w imię prawa do ubierania się i zachowywania jak mężczyzna było jednym z głównych elementów procesu, który zburzył katolicki dom i zniszczył ostatnie ślady Christianitas.

Myślę, że musimy oddać cześć tym szlachetnym kobietom, które miały odwagę oprzeć się tej nawałnicy, kontynuując opór wobec najgorszej rewolucji w historii. Nie jest łatwo stawiać opór. Dawniej młodym matkom przychodziło to łatwiej. Miały „sąsiadki” (które nie pracowały poza domem i wychowywały liczne potomstwo). Parafie sprzed Vaticanum II oferowały rodzinom rozmaite wsparcie, pomagające matkom wytrwać w zniechęcającej pracy prawdziwie katolickiego wychowania dzieci. Posiadały one kapłanów i spowiedników, zakonnice i nauczycieli, katolickie szkoły i starą Mszę. Miały przyzwoite sąsiedztwo dzieci, które były towarzyszami zabaw ich własnych pociech.

Jak niemal wszystko, również to przeminęło. Dziś młoda katolicka matka razem ze swym mężem i dziećmi znajduje się na pewnego rodzaju samotnej wyspie. Pozostaje powściągliwa, kiedy sąsiedzkie „mamy” próbują nawiązać z nią znajomość. Nawet dzieci z sąsiedztwa są problemem.

Najmłodsze z dzieci są zwykle oddawane pod opiekę, jeśli jednak z jakichś powodów tak się nie stało, wówczas obawiając się nadużyć seksualnych i perwersyjnej popkultury, katolickie matki niech nie pozwolą swym pociechom bawić się z przypadkowymi „dziećmi z sąsiedztwa”. Nasze społeczeństwo zdołało „wyprodukować” przestępców moralnych nawet spośród najmłodszych. To najwyraźniejszy dowód na tryumf szatana!

Niegdysiejszy azyl zwany „domem sąsiada” jest dziś miejscem, gdzie matka nie jest wcale koniecznie poślubiona ojcu, gdzie przez niemal cały dzień oglądane są graniczące z pornografią programy telewizyjne, gdzie akceptowana jest plugawa muzyka rockowa, gdzie przekleństwa i bluźnierstwa są czymś zwykłym, podobnie jak rozmowy o seksie podczas posiłku.

Jak powiedziałem, dla młodych katolickich matek czasy są dziś zdecydowanie cięższe. Zamknięte w swym katolickim domu, po kryjomu starają się przekształcić go w szkołę, obawiając się, że wścibscy sąsiedzi mogą zaszkodzić im u władz. Gdziekolwiek pójdą na zakupy ze swoimi siedmioma dziećmi, zmuszone są znosić pełne politowania spojrzenia, a nawet pogardę… matek z dwójką dzieci zapiętych bezpiecznie w ostatnim modelu samochodu.

Co pomaga im przetrwać to wszystko? Jedynie Bóg oraz wiara warte są tego cierpienia i poświęcenia. Ich misja nie jest na tyle spektakularna, by budzić natychmiastowe pochwały rówieśniczek. To inny rodzaj posłannictwa, którego czas mierzony jest w dekadach – nie w dniach. Jest ono ciche i, jak na dzisiejsze standardy, niezbyt olśniewające. Trwa miesiące i lata. Wiele w nim niewiadomych, pełno lęków i mało wsparcia naprawdę, bardzo niewiele, nawet ze strony Kościoła. A jednak trwają one i co ważniejsze nie ustępują.

I dlatego powtarzam: patrzcie na prawdziwych bohaterów! Patrzcie na katolickie matki! Ich życie nie jest łatwe. Dostarcza ono ogromnej satysfakcji i pełne jest wielu szczęśliwych chwil, ale nie przekreśla to tysięcy zmartwień i niepewności. Chętnie i z radością przyjmują wiele dzieci, wiedząc dobrze, że to one muszą je wychować, nakarmić, uczyć, ubrać, kochać, wykształcić i próbować pokazać, jak zbawić swe dusze w tym bezbożnym świecie. Ich matki miały przynajmniej szkoły i kościoły; one nie mają. Ale gdyby się poddały lub zniechęciły i porzuciły swą życiową misję, wszystko byłoby stracone. Bez odważnych matek nie będzie kapłanów, nie będzie zakonnic, nie będzie bojowników nie będzie katolików, którzy nieśliby zasady Starej Wiary w niekatolicką przyszłość. Wszystko zależy od nich. Nie da się przecenić wagi ich powołania, są one bez wątpienia najwybitniejszymi kontrrewolucjonistkami naszych czasów.

 

* * *

Módlmy się za nie – za współczesne bohaterki chrześcijaństwa. Pamiętajmy o nich, samotnie uczących swe dzieci czytać, pisać i wierzyć (podczas gdy ich mężowie zmuszeni są znosić bezbożną atmosferę dzisiejszych zakładów pracy) na tych samotnych wyspach, jakimi są dziś katolickie domy. Z pewnością są chwile, kiedy tracą cierpliwość i są rozdrażnione, ale wewnątrz katolickich domów Stara Wiara jest bezpieczna – tak długo, jak długo matki trwają na pierwszej linii obrony i nie poddają się. Świat powstaje przeciwko nim, tak jak powstawał przeciwko Matce Bożej, kiedy narodził się Jej Syn. Katolicka matka, jak Niepokalana, często musi uciekać przed „żołnierzami Heroda”, którzy chcą wypaczyć jej świętą, macierzyńską misję. Ale również podobnie jak Matka Boga, jest ona kobietą prawdziwie „wyzwoloną”, ponieważ w sposób wolny wybrała pełnię: woli Bożej i to uczyniło ją potężniejszą niż miliony feministek. Książę tego świata może wyszydzać jej liczną rodzinę, może też naśmiewać się z jej domowej szkoły i ośmieszać jej wysiłki mające na celu podtrzymanie ogniska rodzinnego w tych straszliwych ciemnościach, w których przyszło nam żyć. Ale ostatecznie wie ona, że to nie mężczyzna, nie dziennikarz, nawet nie kapłan – ale właśnie kobieta. Postrach Demonów – zmiażdży jego głowę. To kobiety lęka się najbardziej i to właśnie kobiety – katolickie matki, wzorując się na Niewieście Obleczonej w Słońce mają w sobie moc pokonania go każdą modlitwą, której uczą, każdym ziarnkiem różańca, które cierpliwie przesuwają w palcach dziecka, każdym pytaniem z katechizmu, które zadają, i każdą łzą, którą powstrzymują, kiedy przychodzą naprawdę ciężkie chwile.

Zawdzięczamy im bardzo wiele i nie wolno nam nigdy zapomnieć o cichej wojnie, jaką toczą one każdego dnia w tych osamotnionych fortecach, jakimi są dziś katolickie domy. Niech Dzieciątko z Betlejem będzie z wami. Niech zachęca was, byście nigdy nie traciły serca i nie oglądały się wstecz, nigdy nie żałowały. Bo to wasze ręce trzymają dziś kołyskę i to w nich spoczywają ostatecznie rządy nad światem… ponieważ przez was, przez wasze dzieci i dzieci waszych dzieci Stara Wiara przetrwa, a ludzie zachowają nadzieję, aż przyjdzie dzień, kiedy Król powróci. Niech żyją katolickie matki! Nie jesteście same.

 

Za „The Traditionalist” nr 19, z języka angielskiego tłumaczył Wojciech Zalewski.

 

Rodzina Katolicka, nr 16 (przy ZW nr 48), s. IV. [5/2002 (48)]