Ks. Mikołaj Grou SI, O śmierci

Myśl o śmierci jest straszną dla tych, którzy żyją w grzechu; dlatego ją oddalają od siebie. Smutny to stan! Podobni są do człowieka, który, stojąc nad brzegiem przepaści, zamyka oczy, aby nie widzieć niebezpieczeństwa.

 

Jeszcze więcej przerażającą jest myśl o śmierci dla tych osób, które służą Bogu dla własnej korzyści; pragną zbawienia, ale tylko ze względu na siebie samych; więcej myślą o sprawiedliwości Boga niż o Jego miłosierdziu. W ogóle myśl o śmierci jest przykrą dla tych, którzy nie są zupełnie oderwani od rzeczy doczesnych i nie starają się umrzeć samym sobie.

Ale myśl o śmierci jest miłą i pocieszającą dla dusz, żyjących życiem wewnętrznym, które oddały się całkowicie Bogu: zajęte służbą dla Niego jedynie, złożyły los swój w Jego ręce.

Pierwsi uważają śmierć jako koniec przyjemności tego życia, jako początek nieszczęść bez końca i to ich do rozpaczy przyprowadza.

Drudzy, z pobudki miłości własnej, bojąc się zbytecznie sądów Bożych, widzą w śmierci straszną chwilę, która ma stanowić o ich wieczności: niepewność czekającego ich losu przeraża ich, bo, z jednej strony, nie mają dosyć ufności w Bogu, a z drugiej strony wiara i sumienie nie pozwalają im liczyć na swoje dobre uczynki ani na odpuszczenie grzechów.

Ci, którzy się Bogu zupełnie oddali, wszystkiego się spodziewają od Jego nieskończonej dobroci. Ponieważ więcej się boją obrazy Boskiej niż piekła, z radością myślą o śmierci, o tej chwili, w której wola ich ustalona będzie w dobrem, o chwili, która ich uwolni na zawsze od pokus i grzechu. Ponieważ główną i jedyną ich myślą jest miłość Boża, widzą w śmierci tylko szczęśliwą zmianę, która im zapewnia posiadanie Boga i miłość Jego na wieki. Nie mają wprawdzie pewności zbawienia, ale mają niezachwianą ufność w Bogu, a sumienie daje im świadectwo, że Mu wiernie służą.

Wspomnienie przeszłych grzechów nie przeraża ich, bo już od dawna nimi się brzydzą, ufając zupełnie miłosierdziu Bożemu.

Pamiętają, że sędzią ich będzie Jezus Chrystus i mówią sobie: Czemuż mam się bać Tego, który mi wyświadczył tyle łask, który mnie zachował od grzechu, albo z niego wyrwał, który mi dał natchnienie, abym Mu się całkowicie poświęcił, którego więcej miłuję niż samego siebie i którego kochać pragnę do ostatniego tchu życia.

Słowem: sposób, w jaki sobie śmierć wyobrażamy, zależy od usposobienia serca. Kiedy serce wolne jest od trucizny miłości własnej, kiedy przez umartwienie i modlitwę usunięte zostały wszelkie przeszkody między duszą a Bogiem, kiedy przechodząc przez różne próby doszliśmy stopniowo do największych ofiar, kiedy dusza doszła do zupełnego zjednoczenia z Bogiem, niepodobna, aby miała bać się śmierci: nie myśli o niej nie ze względu na siebie, ale ze względu na wolę Bożą; śmierć, przyjęta z woli Bożej, przestaje być straszną; jest owszem miłą j pożądaną dla duszy, która swą wolę zupełnie poddała woli Bożej.

Aby zrozumieć to, co powiedziałem i przekonać się o tej prawdzie, trzeba dojść do zupełnego zjednoczenia z Bogiem. Ale chociaż tego nie rozumiemy, możemy być pewni, że tak jest, wierząc tylu duszom świętym, które w śmierci znalazły pokój, słodycz i szczęście.

Jest to również prawdą, że dusze, żyjące życiem wewnętrznym, mało się zajmują myślą o śmierci. Przyczyna tego jest ta, że Bóg, będąc panem ich duszy, podaje im inne myśli, pożyteczniejsze dla ich postępu.

Ponieważ bojaźń śmierci pochodzi w części z wyobraźni i z naturalnego wstrętu, jaki w nas wzbudza, przeto w miarę tego, jak się stajemy coraz więcej duchowymi, tracimy tę bojaźń, którąśmy czuli dawniej i przyzwyczajamy się wy­obrażać sobie śmierć taką, jak Bóg chce, abyśmy ją uważali. Bóg z pewnością nie chce, aby myśl o śmierci przerażała duszę, która Mu się oddala. Zresztą swoboda, z jaką się myśli o śmierci, nie nabywa się przez żadne rozumowania, ani nawet przez pobudki, jakie wiara podaje. Ta swoboda jest łaską, którą Bóg daje tylko tym, którzy zupełnie zdali się na Jego wolę w rzeczach doczesnych i wiecznych, którzy nie zajmują się sobą, jednym zajęci przedmiotem, to jest: spełnieniem woli Bożej. Gdy się całkowicie zatopimy w Bogu, śmierć nie będzie miała dla nas nic przerażającego.

Zwykle zachęcają chrześcijan w ogóle, aby myśleli o śmierci, o niepewności chwili, w której umrą, o tym, co po śmierci nastąpi; i dobrze robią, bo tym sposobem zachęcają do dobrego życia.

Ale to zalecanie, tak zbawienne dla wszystkich wiernych, nie stosuje się do dusz żyjących życiem wewnętrznym, które nie powinny przepisywać żadnych szczególnych ćwiczeń, ale oddać się zu­pełnie wpływowi łaski.

Duch Boży nie pobudza zwykle tych dusz do zajmowania się myślą o śmierci; ale daje im natchnienie, aby umierały sa­mym sobie śmiercią mistyczną, aby oczyszczały swe zmysły, wyrzekły się swe­go rozumu, swojej woli, aby zapomniały o sobie, a żyły tylko w Bogu.

Ta śmierć mistyczna głównie je zajmu­je; pracują same, aby do niej dojść. Bóg także, ze swej strony nad tym pracuje; a gdy już dojdą do tej szczęśliwej śmierci, naturalna śmierć jest dla nich tylko przejściem z życia doczesnego do szczęścia wiecznego.

Nie trzeba zatem, aby dusza, żyjąca życiem wewnętrznym, obierała sobie śmierć za przedmiot rozmyślania. Nie jest to dla niej ani potrzebne, ani pożyteczne, od chwili, jak się oddała Bogu, który nią zupełnie owładnął. Jedno jej tylko pozostaje, aby pozwoliła łasce rządzić sobą, w myślach i we wszystkim innym. Jeżeli jej przyjdzie myśl o śmierci w modlitwie, albo w czasie czytania, to sama spostrzeże, że Bóg nie daje jej pociągu do zajmowania się tym przedmiotem i że tego od niej nie żąda.

Nie trzeba zatem, aby opierała się łasce, myśląc o tym, co nie jest pożyteczne dla obecnego stanu jej duszy. Miłość Boża, hojność względem Boga, wierność łasce, ciągłe usiłowanie, aby się zwyciężać, nie myśląc wcale o sobie: oto są myśli, którymi Bóg chce, aby się zajmowała.

Wszystkie te myśli, mające na celu śmierć mistyczną, pożyteczniejsze są dla niej niż myśl o śmierci naturalnej i pobudzają ją daleko więcej do zaparcia i wyrzeczenia się siebie.

 

Tekst za: ks. Mikołaj Grou SI, Przewodnik na drodze życia duchowego, Kraków 1907.

 

Zawsze Wierni, nr 48, 09-10.2002, s. 134.