„Na każdym miejscu poświęcają i ofiarują imieniu memu ofiarę czystą, bo wielkie jest imię moje między narody, mówi Pan zastępów”(Malach 1, 11)
Wielkiego dzieła dokonał Chrystus Pan na górze Kalwarii. Siebie samego ofiarował Ojcu Niebieskiemu jako kapłan najwyższy za grzechy świata.
Otchłań piekła zamknięta, a otwarte podwoje niebios. Zdjęte przekleństwo z ziemi, wyrzeczone w raju a z nieba rozlany na świat obfity strumień zmiłowania Pańskiego – z niewoli szatana powołani ludzie do godności synów Bożych – z synów gniewu i potępienia mają się stać uczestnikami wiecznego szczęścia.
Cóż większego mógł sobie człowiek życzyć nadto? Czy mógł dostąpić czegoś zaszczytniejszego? Miłosierdzie Twoje Panie, jest ponad ludzkie pojęcie!
Przez śmierć Twego Syna wykonało się dzieło naszego odkupienia, wypełniły się proroctwa Starego Zakonu, urzeczywistniły figury, skończyły się ofiary starozakonne, jak kończy się noc, gdy słońce ukazuje rozjaśnione swoje oblicze. Najlepszym wyrazem tego, jak ze śmierci Chrystusa Pana straciły znaczenie ofiary dawne, które antycypuj–wały ofiarę Baranka Niepokalanego na krzyżu, jak Stary Zakon przygotowujący do Nowego, stracił swoje posłannictwo, jest rozdarcie się przy śmierci Pana Jezusa, zasłony w świątyni jerozolimskiej, poza którą kryły się najświętsze rzeczy starozakonne. To, co miał najświętszego, wszystkie ofiary i ceremonie straciły swą wartość, gdy Bóg człowiek złożył ze siebie ofiarę doskonałą za żywot świata.
Ale, czy po spełnieniu tej ofiary miały już ustać ofiary inne? Czy już po tej ofierze miał zginąć na; zawsze ten najdoskonalszy sposób chwalenia Pana Boga, jakim jest składanie ofiary? Nie – moi drodzy. Sam rozum odrzuca podobne przypuszczenie – co więcej, że ono zupełnie fałszywe, to nam okazuje Objawienie Boże zachowane w Piśmie św. i Tradycji, wreszcie cała starożytność chrześcijańska, tak przez usta swych świętych, jak i przez pomniki swoje uczy, że Chrystus Pan, Zakon przez siebie założony nie zostawił bez ofiary.
Dlatego dzisiaj przypomnę Warn przy pomocy Bożej tę prawdę, że w Kościele Chrystusowym jest ofiara prawdziwa, składająca się z Ciała i Krwi Pana Jezusa – czyli Msza św.
Człowiek, jak wiadomo, jest istotą zmysłowo–duchową. Jako taki, ma wielbić Pana Boga i wewnętrznie i na zewnątrz. Skoro zaś sama natura człowieka wymaga tej czci Bożej zewnętrznej, toć trudno przypuścić, żeby Pan Bóg, który „wszystko urządza wdzięcznie”, jak mówi Mędrzec Pański, pozbawił człowieka tego, żeby Mu oddawał cześć i na zewnątrz.
A czym tę cześć okaże najdoskonalej? Niczym innym, jak mówiłem w poprzednich naukach, tylko ofiarą.
W Starym Zakonie ofiarą były podstawy czci Bożej, więc i Nowy Zakon bez ofiary być nie może. W Starym Zakonie były ofiary krwawe i bezkrwawe. Pierwsze przedstawiały krwawą ofiarę Nowego Zakonu na krzyżu; cóż zaś mają przedstawiać ofiary bezkrwawe, jeśli w Kościele Chrystusowym nie będzie także ofiary bezkrwawej? Codzienne ofiary starozakonne wskazywały na przyszłą ofiarę krzyżową i przez wzgląd na nią jednały łaski ludowi wybranemu. Czyż więc nie stosowna, by po dokonaniu ofiary na krzyżu, również ofiary codzienne przypomniały nam śmierć Boga-człowieka dla nas poniesioną i przez wzgląd na nią jednały nam błogosławieństwo niebios?
Najmilsi! sam zdrowy rozum mówi, że Nowy Zakon jako najdoskonalszy pośród religii, musi mieć i ofiarę najdoskonalszą i ta ofiara Nowego Zakonu musi być w ścisłym związku z ofiarą dokonaną na krzyżu. Bo jeśli starozakonne ofiary przeobrażały ofiarę krzyżową i z niej czerpały swoją moc, to i w Nowym Zakonie mają ofiary zawdzięczać swoją moc zasługom na krzyżu i tą samą ofiarę krzyżową powinny przedstawiać. O tyle zaś doskonalej mają tę ofiarę krzyżową przedstawiać, o ile Zakon Nowy jest doskonalszym od Starego. Niemożliwe by to zaś było, gdyby w Kościele Chrystusowym nie były ofiarowane istotnie Ciało i Krew Pana Jezusa.
Ale tu już rozum ludzki ustaje. On się tu waha i pyta, jak to możliwe, by Syn Boży, który raz umarł na krzyżu, jeszcze codziennie ofiarował za nas Ciało i Krew Swoją?
Moi drodzy, co niemożliwym u ludzi, to jest możliwe u Boga. Pan Bóg w wszechmocy Swojej uczynił co chciał na niebie i ziemi. On Sam poucza nas przez swoich posłów, że istotnie chce się dla nas ofiarować pod postacią chleba i wina na naszych ołtarzach.
Psalmista Dawid widzi Go w duchu i pisze, o Nim: „Ty jesteś kapłanem a wieki według porządku Melchizedecha (Ps 59, 4). Św. Paweł apostoł w liście do żydów powtarza te same słowa (Żyd 7, 17). Więc musi zachodzić jakieś podobieństwo między Melchizedechem a Chrystusem Panem, i to podobieństwo musi się odnosić do godności kapłańskiej, I jest ono w istocie. Melchizedech król Salemu a zarazem kapłan, ofiarował Panu Bogu chleb i wino, jak mówiłem w pierwszej nauce. Chrystus Pan złoży podobną ofiarę Ojcu swemu przy ostatniej wieczerzy. O ile jednak przedmiot jest doskonalszym od obrazu, o tyle doskonalszą musi być ofiara Pana Jezusa od ofiary Melchizedecha. Istotnie też Boski Zbawiciel nasz ofiarował nie sam chleb i wino, ale pod ich postacią Ciało i Krew swoją.
Uważcie dalej, że Pismo św. nazywa Pana Jezusa nie tylko kapłanem według porządku Melchizedecha, ale kapłanem według jego porządku na wieki. A więc do końca świata ma Chrystus Pan składać ofiarę – po wszystkie dni ma ofiarować Ojcu swemu Ciało i Krew swoją pod postacią chleba i wina, po wszystkie dni ma istnieć w Jego Kościele ofiara bezkrwawa, Ciała i Krwi Pańskiej, czyli ofiara Mszy św.
„Nie mam chęci do was, mówi Pan Bóg, jak czytamy u proroka Malachiasza, i daru nie przyjmę z ręki waszej, bo od wschodu słońca aż do zachodu, wielkie jest imię moje między narody a na każdym miejscu poświęcają imieniu memu, ofiarę czysta, bo wielkie jest imię moje” (Malach 1, 10).
Msza św. jest zatem istotną, prawdziwą ofiarą. Pan Bóg przyrzeka nie przyjąć już ofiar z rąk kapłanów starozakonnych, a więc odrzuca te ofiary. Natomiast mówi o ofierze, która ma być składana od wschodu słońca do zachodu pośród ludów wierzących, na każdym miejscu. Cóż to za ofiara? Może to mowa o modlitwie, umartwieniu lub tp. ofierze serca? Nie – moi drodzy. Tą ofiary nie może być inna, tylko ofiara Mszy św. Bo zapytam, która ofiara oprócz Mszy św. odprawia się wśród ludzi wierzących, na każdym miejscu, która jest czystszą nad Mszę św., gdzie się ofiaruje Najczystszy, Niepokalany Baranek? Wszak ze względu na tę ofiarę domaga się Kościół i od sług swoich zupełnej czystości, świętości.
A teraz najmilsi, przenieśmy się na chwilę duchem do wieczernika w Jerozolimie.
Gdy Boski Zbawiciel miał odejść z tej ziemi, miłość Jego pałała tym samem pragnieniem, jakie żywi miłość ludzka w chwili rozstania. Lecz On może wszystko, czego pożąda, bo jest wszechmocny. Pragnął, żeby pomimo odejścia, Jego Bosko – ludzka obecność na ziemi nie ustawała, a łączność cielesne-duchowa z ludzkością trwała w dalszym ciągu. Pragnął zostawić po sobie pamiątkę, który by nie była tylko czczą figurą, lecz prawdą i rzeczywistością w całej pełni, pragnął zostawić pomnik swojej miłości, który by nie tylko uprzytomniał Jego ofiarę z siebie, ale złożoną przez Niego ofiarę stale ponawiał i czynił obecną. Pragnął zostawić Sakrament, w którym On sam z ciałem i duszą, bóstwem i człowieczeństwem na wielu miejscach jest jednocześnie obecny, w którym chce przy nas pozostać, a nie tylko przy nas, lecz i w nas. Tego pragnęła miłość Jego, a ponieważ jest wszechmocną, mogła to pragnienie urzeczywistnić.
Miłość połączyła się tutaj z wszechmocą a oboje powołują do bytu Przenajświętszy Sakrament przez swe twórcze słowa: „To jest Ciało moje, to jest Krew moja” i przez rozkaz dany apostołom: „To czyńcie na moja pamiątkę”.
Ewangelista św. Łukasz opisuje nam ustanowienie tego Najświętszego Sakramentu w te słowa: „Boski Zbawiciel przy ostatniej wieczerzy wziął chleb, dzięki czynił i lama i dal uczniom swoim, mówiąc: „To jest Ciało moje, które się za was daje” (Łk 22, 19). Komu się daje? Panu Bogu na ofiarę.
Św. Paweł np. w liście do Koryntian słowa przeistoczenia tak podaje: „To jest Ciało moje, które się za was łamie” (Kor 11, 24; tekst grecki). Rozumie się więc o. obecnej ofierze, a łamać Ciało Pana Jezusa o tyle tylko można, o ile znajduje się pod postacią chleba.
Mówi dalej ewangelista, że wziął Pan Jezus i kielich, mowiąc: „Ten jest kielich nowy testament we Krwi mojej, który za was wylany będzie” (Łk 22, 20), a św. Mateusz dodaje: „na odpuszczenie grzechów” (Mt 26, 28). Tymi słowami oznacza Pan Jezus ofiarę, bo cóż innego ma oznaczać wylanie krwi za kogoś i to ku odpuszczeniu grzechów? Z tych słów Pana Jezusa widać jasno i to, że ma na myśli nie tylko ofiarę na krzyżu, ale i ofiarę w wieczerniku, bo mówi o Krwi swojej w kielichu, który trzymał w ręku.
W wieczerniku zatem ofiarował Pan Jezus Ciało i Krew swoją. Tu się spełniło to, co przyrzekł przy innej sposobności: „Chleb, który Ja dam, jest Ciało moje za żywot świata” (J 6, 52). Jakże więc wielka, niepojęta dobroć Twoja, o Panie! Nie tylko apostołom, którzy dla Ciebie opuścili wszystko, dajesz swe Ciało, ale i nas nędznych chcesz tym chlebem anielskim zasilać, bo przy ostatniej wieczerzy powiedziałeś do nich i ich następców: „To czyńcie na moją pamiątkę” (Łk 22, 19). Podobnie jak ja, mówi Pan Jezus, tak i wy czyńcie tj. przemieniajcie mocą swoją, w moim imieniu, chleb i wino w Ciało i Krew moją. i ofiarujcie to Ojcu mojemu dla Jego czci a pożytkowi ludzi. Ofiarujcie od wschodu słońca aż do zachodu, we wszystkich czasach, bo wielkie jest imię moje między narody. I odtąd odprawia się ta ofiara Mszy św. i odprawiać się będzie do końca świata.
Mszę św. odprawiali z rozkazu Pana Jezusa apostołowie, po nich odprawiają ich następcy: biskupi i kapłani.
Św. Paweł apostoł pisze w liście do żydów: „Mamy ołtarz, z którego nie mają mocy jeść, którzy przybytkowi służą” (Żyd 13, 10). Gdzie zaś ołtarz, tam koniecznie ofiary domyślać się trzeba. Rozumie więc apostoł żydów, którzy w pożywaniu ofiar chrześcijańskich uczestniczyć nie mogą. Cóż to za ofiara? Nie mówi tego o ofierze na krzyżu, bo z niej ani żydzi ani chrześcijanie pożywać nie mogli, była to więc ofiara Mszy św., która się na ołtarzu składa i w Komunii św. jako pokarm daje.
Wszyscy Ojcowie Kościoła mówią o tej ofierze. Przytoczę tylko słowa św. Ireneusza: „Ofiarą Nowego Przymierza jest święta Wieczerza. Ustanowił ją Jezus Chrystus jako sakrament a zarazem jako ofiarę. Gdy On o chlebie powiedział: To jest Ciało moje a o winie: To jest Krew moja, to nas nauczył, że to jest ofiara Nowego Przymierza, którą Kościół od apostołów przyjąwszy, Bogu na całym świecie składa”[1].
Tę ofiarę przedstawiają nam i najdawniejsze obrazy. W katakumbach rzymskich św. Kaliksta, widać tę ofiarę przód– krów naszych, pierwszych chrześcijan. Na ścianie nad kamieniem, na którym składano ofiary, namalowany jest stół trójnożny, na nim spoczywa chleb i ryba. Błogosławi je kapłan – na nim stoi w modlącej postawie niewiasta. Żeby lepiej wyrazić znaczenie tego obrazu, wymalowana jest na przeciwnej ścianie ofiara Abrahama. Łatwo z tego poznać, że ten obraz przedstawia naszą naukę o Mszy św. Owa niewiasta na obrazie, oznacza matkę naszą Kościół św., w którego imieniu kapłan błogosławi chleb, wymawia cudowne słowa przeistoczenia i w ten sposób przemienia go w Ciało i Krew Pana Jezusa, którego oznacza na tym obrazie ryba, bo pierwsi chrześcijanie przedstawiali Pana Jezusa pod godłem ryby, dlatego, że litery w greckim języku ichtys na nazwę ryby składają: Jezus Chrystus, Syn Boży, Zbawiciel.
Na ołtarzach tedy naszych jest po przeistoczeniu sam Pan Jezus, chociaż widzimy tylko postać chleba i wina. Ofiara zaś Izaaka przypomina, że kapłan Nowego Zakonu czyniąc to, co Pan Jezus rozkazał czynić w wieczerniku, czyli przemieniając chleb i wino w Ciało i Krew Jego, sprawuje istotną ofiarę, ale ofiarę bezkrwawą jak Abraham, który nie przelał krwi swego syna Izaaka.
Drodzy moi, nie będę się dłużej rozwodził nad tym, że w Nowym Zakonie Msza św. jest bezkrwawą ofiarą Pana Jezusa, bo widzicie z dzisiejszej nauki, że ją ustanowił sam Pan Jezus, że ją sprawowali apostołowie, że uczestniczyli w niej pierwsi chrześcijanie. Nam tylko wielbić Pana Boga, że należymy do tego Kościoła, który tę ofiarę codziennie sprawuje. O, jakaż miłość powinna rozpalić serce nasze na widok miłości Pana Jezusa! Zanim serce Jego pogrążyło się w morzu boleści i cierpień, wybucha ogniem miłości ku ludziom przy ostatniej wieczerzy. W tej chwili, gdy ci ludzie silą się w swej złości na zbrodnie, gdy Go zdradza Jego uczeń Judasz, On największą miłość okazuje ludziom, daje moc nad sobą, zostawia siebie na pokarm i przez wszystkie dni aż do skończenia świata zostanie z nami pod postacią chleba. I któż tę dobroć wypowie? Kto pojmie to upokorzenie, że Bóg siedzący po prawicy Ojca, chce z nami zostawać pod postacią chleba?
Na potwierdzenie tego, niech posłuży zdarzenie, o jakiem czytamy w Rocznikach Przenajświętszego Sakramentu[2]. W r. 1263 pewien kapłan niemiecki pobożny i cnotliwy, dręczony był pokusami co do rzeczywistej, prawdziwej obecności Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Prosił on często Pana Boga o uwolnienie go od tych pokus i szukając ratunku, postanowił udać się do źródła światła i prawdy, które Pan Bóg postanowił na stolicy Piotrowej. Wybrał się więc do Rzymu, ale Pan Jezus wysłuchał go pierwej, zanim stanął u celu swej podróży. Przybywszy do Bolseno, małego miasteczka w diecezji Orvieto, odprawił Mszę św. w kościele św. Krystyny. A oto w chwili podniesienia Hostii, widzi w ręku prawdziwe Ciało oblane Krwią i Krew Najświętszą spływającą obficie na korporał, a każda jej kropla przedstawiała Oblicze Chrystusowe cudnej piękności.
Można sobie wyobrazić przerażenie owego kapłana… Prawie na półumarły ze wzruszenia, nie miał już siły dokończyć Mszy św. i złożywszy Hostię i korporał do tabernakulum, pośpieszył do stóp Ojca Św. Urbana IV, który był na ten– czas w Orvieto, prosząc o rozgrzeszenie za wątpliwość przeciw wierze. Ojciec Święty nakazał przynieść do Orvieto Naj świętszą Hostię i korporał. Złożono go uroczyście w kościele katedralnym, gdzie dotąd czczony jest od wiernych, którzy tam wiele łask otrzymują.
Wyryty na marmurze opis tego cudu stwierdza jego prawdziwość i podaje do wiadomości następnym pokoleniom.
Najmilsi, jak słonecznik zwraca się do słońca, które mu daje światło i ciepło, tak zwracajmy się wszyscy do tego Słońca na ołtarzach naszych, do Boskiego Zbawcy, ofiarującego się za nas we Mszy św. a znajdziemy tam światło i ciepło dla dusz naszych, zasłużymy sobie na Jego błogosławieństwo w życiu doczesnym, a kiedyś weźmie nas Pan Jezus na gody wieczne w Królestwie swoim, gdzie Go już nie pod zasłoną. chleba, ale twarzą w twarz oglądać będziemy. Amen.
Przypisy:
1. Zollner, O Mszy św.
2. O. Rossignoli, Cuda Boże we Mszy św.
Zawsze Wierni, nr 46, 05-06.2002, s. 129.