Piotr Chojnowski, Katolicyzm, protestantyzm, kapitalizm

Gdy w połowie lat trzydziestych XX wieku Amintore Fanfani pisał książkę pt. Katolicyzm, protestantyzm i kapitalizm, ustrój kapitalistyczny przeżywał głęboki kryzys. Nie tylko giełdy, stanowiące siłę napędową współczesnego kapitalizmu, dusiły się, ale także największe narody świata rządzone były przez zdecydowanie antykapitalistyczne ideologie. W czasie dekady pomiędzy kipiącymi rozkwitem latami dwudziestymi a wojenną ekonomią łat czterdziestych XX wieku myśli wielu ludzi w Ameryce oraz w Europie skupiały się na dwóch kwestiach: dlaczego kapitalizm upadł tak katastrofalnie w latach 1929-1930 oraz co można zaproponować jako jego alternatywę? Zgadzano się zasadniczo co do przyczyn pierwszej klęski kapitalizmu po blisko stuletnim okresie dominacji tego systemu gospodarczego. natomiast zdecydowanie różniła ideologów i filozofów odpowiedź na pytanie o alternatywę dla ułomnego, jak się okazało, kapitalizmu.

Rozwiązania obejmowały całą gamę systemów, od narodowego socjalizmu, w Niemczech, poprzez socjalizm międzynarodowy w Rosji, faszyzm we Włoszech, demokratyczny etatyzm w Stanach Zjednoczonych, demokratyczny socjalizm w Wielkiej Brytanii, aż po katolicki korporacjonizm w Hiszpanii, Portugalii i Austrii. Kryzys kapitalizmu z lat 1929-1930 był tak wielki, że w jego wyniku właściwie żadne z czołowych państw nie pozostało ideologicznie kapitalistyczne.

Zanim uda się wskazać przyczyny niepowodzenia lub zaproponować program alternatywny do tego, który chrześcijanom zaoferował kapitalizm, należy tę „bestię” zidentyfikować. Czym dokładnie jest kapitalizm? Dla katolika z przygotowaniem scholastycznym pytanie o naturę kapitalizmu jest pytaniem o cel, który tkwi w samej istocie systemu. Tylko poprzez zbadanie celu możliwe jest prawdziwe zidentyfikowanie istoty działań osób, które przyswoiły sobie kapitalistyczną mentalność. Ukazanie celu jest zatem jedyną drogą do zrozumienia wszystkich działań i przejawów kapitalizmu.

W pewnym sensie zazdrościmy pisarzom i teoretykom lat dwudziestych i trzydziestych XX wieku. Mogli oni rozpoznawać „bestię” i racjonalnie badać istotę oraz historyczną rzeczywistość kapitalizmu, pracując jednocześnie nad tworzeniem rozwiązań alternatywnych, mających zaspokoić ekonomiczne i osobiste potrzeby człowieka, których kapitalizm zaspokoić nie był w stanie. Obecnie liberalny system ekonomiczny, nazywany kapitalizmem, polecają wszyscy – od rosyjskich parlamentarzystów po nowojorskich maklerów. Liberalny system ekonomiczny postrzegany jest bowiem jako „nadany”, jako system, który wszystkie narody po prostu muszą przyjąć, jeżeli chcą pozostawać częścią „społeczności międzynarodowej”. Wygląda na to, że obecnie nie można już nawet myśleć nad koncepcją alternatywną dla kapitalizmu. Max Weber w ocenianej bardzo wysoko książce Etyka protestancka i powstanie kapitalizmu rozpoznał totalitarną naturę kapitalizmu, stwierdzając, że „obecny system kapitalistyczny jest ogromnym kosmosem w którym jednostka rodzi się i który przedstawia się jej jako jedyne i niezmienne środowisko, w którym musi żyć”.

Taka „zasłona dymna” oraz powszechny tryumf liberalnej teorii społecznej i ekonomicznej sprawia, że poddanie rzetelnej ocenie historii oraz zalet i wad kapitalizmu, wraz z analizą wszystkich prób znalezienia alternatywnych rozwiązań, wydaje się prawie niemożliwe. Dzisiaj o wiele trudniej jest nam obiektywnie odpowiedzieć na nie cierpiące zwłoki pytania, niż teoretykom ekonomii i filozofii działającym przed II wojną światową. Profesor Fanfani, zajmujący się historią ekonomii na Uniwersytecie Najświętszego Serca w Milanie, nie byłby zaskoczony naszym kłopotliwym położeniem. Główna teza jego wielkiej pracy na temat historii stosunków pomiędzy religią katolicką a kapitalizmem głosiła, że kapitalizm jest systemem absolutystycznym w taki sam sposób, jak katolicyzm. System absolutystyczny, będąc intelektualną podstawą – prawdziwą bądź fałszywą, legalną bądź bezprawną – daje kompletne wyjaśnienie znaczenia wszystkich wydarzeń i bytów, znanych umysłowi ludzkiemu; wszystko zatem rozumiane jest w odniesieniu do podstawowych zasad systemu. Fałszywe systemy – co oczywiste – odnoszą się w całości tylko do siebie, a zrozumienie ich twierdzeń możliwe jest tylko w odniesieniu do pozostałych założeń (np. idea zanikania państw ma sens i znaczenie tylko w kontekście marksizmu).

Tak więc żyjąc w świecie zdominowanym przez systemy fałszywych ideologii, jak ma to miejsce obecnie, możemy tylko mieć nadzieję, że w życiu kogoś z naszych współczesnych lub w społeczeństwie pojawi się jakaś nieprawidłowość (np. naturalna lub nadprzyrodzona rzeczywistość), która „nie pasując do systemu”, będzie wymagała od ludzi przemyślenia wiarygodności dotychczasowych zasad. Profesor Fanfani twierdził, że kapitalizm jest takim systemem umysłowym, który napotkał swoją nieprawidłowość w czasie wielkiego krachu 1929 roku.

Kapitalizm zatem jest rozumiany przez Fanfaniego jako system zupełny, którego główne idee mają wpływ na całe życie umysłowe ludzi żyjących w społeczeństwie kapitalistycznym. Każdy cel działania, każda instytucja, każda postawa jest w mniejszym lub większym stopniu ukształtowana i „zabarwiona” przez podstawową zasadę kapitalizmu, którą jest maksymalna osobista korzyść ekonomiczna. Teza ta służy za punkt wyjścia dla trzech zasadniczych celów historyczno-analitycznych rozprawy Fanfaniego. Pierwszy cel polega na rozwinięciu tezy mówiącej, że kapitalizm jest systemem absolutystycznym, a nawet – można powiedzieć – totalitarnym, który wpłynął na wiele, jeśli nie na większość wydarzeń historii ostatnich 400 lat i całkowicie opanował umysłowość większości współczesnych ludzi. Drugie zadanie przedstawia się jako próba zrozumienia relacji pomiędzy absolutyzmem kapitalizmu a „absolutyzmem” religii katolickiej. Katolicyzm jest „absolutystyczny” w takim znaczeniu, że wszystkie działania człowieka oraz wszystkie instytucje społeczne, polityczne i ekonomiczne muszą być poddane osądowi odnośnie do wierności katolicyzmowi, zgodnie z moralnym i doktrynalnym nauczaniem Magisterium. Żadna działalność człowieka nie jest wyłączona spod oceny i osądu Kościoła katolickiego. Czy zatem człowiek może pozostawać pod wpływem kapitalizmu i być jednocześnie katolikiem? Czy katolicyzm i kapitalizm będąc systemami zupełnymi, pomimo tego mogą ze sobą współegzystować? Jakie są historyczne powiązania pomiędzy nimi dwoma? Odnośnie do tych zagadnień Fanfani rozważa, czy kapitalizm wyrósł w katolickim środowisku chrześcijańskich stuleci, a jeśli tak, to czy to katolicyzm początkowo wypromował lub ułatwił nadejście „ducha” kapitalizmu. Na koniec włoski uczony odpowiada na twierdzenie niemieckiego socjologa Maxa Webera utrzymującego, że to protestancka „etyka pracy” i jej pojęcie świeckiego „powołania” leżały u początków kapitalizmu jako dominującej rzeczywistości społecznej, politycznej i ekonomicznej. Jeśli katolicyzm nie jest źródłem kapitalizmu, to czy mógł nim być protestantyzm?

 

Kapitalizm jako „duch”

Dosyć interesujące jest rozważenie kapitalizmu jako systemu ekonomicznego pod względem jego technicznych możliwości i skuteczności, które odróżniają go od pozostałych systemów istniejących w przeszłości (np. komunizmu, feudalizmu, dystrybucjonizmu, wspólnoty pierwotnej). Te różnice były dobrze znane Fanfaniemu i nie zmieniły się w najmniejszym stopniu w naszych czasach, w których wszechobecny kapitalizm wydaje się osiągać szczyt społecznej akceptacji. Kapitalizm to według Fanfaniego „system charakteryzujący się dominacją kapitału, wolnym rynkiem pracy, nieograniczoną konkurencją, powiększającym się kredytem, w którym banki prosperują, wielki przemysł przybiera gigantyczne rozmiary, a światowy rynek jednoczy się”.

Zastanawiając się nad obecną sytuacją i porównując ją do tej z początku XX wieku dostrzegamy, że te pierwszoplanowe przejawy kapitalizmu tylko się nasiliły i wydają się bardziej groźne. Jeśli przez kapitalizm rozumiemy system ekonomiczny, cechujący się wymienionymi powyżej przymiotami, to pojawienie się tego systemu moglibyśmy historycznie umieścić nie wcześniej jak pomiędzy połową a końcem XIX wieku. Jednocześnie tak pojmowany „kapitalizm” moglibyśmy uznać za system ściśle ekonomiczny, jeden z wielu, którego celem jest wyłącznie dostarczanie potrzebnych dóbr i usług ludziom. którzy ich potrzebują. Czy zatem katolicyzm będący systemem religijnym i moralnym, nie mógłby pozostawać w doskonałej zgodzie z mechanizmami kapitalizmu? Czy starcia pomiędzy obydwoma systemami są nieuchronne? Czy obydwa systemy muszą rywalizować o absolutne i wyłączne pierwszeństwo zarówno w duszy ludzkiej, jak i we wspólnotach politycznych?

Powodem, dla którego toczy się walka pomiędzy obydwoma systemami, tak w duszy pojedynczego człowieka, jak i na płaszczyźnie społecznej, jest fakt, że kapitalizm nie stanowi jedynie szczególnego narzędzia dostarczania dóbr i usług, różniącego się w sposobach działania  od socjalizmu lub feudalizmu. Fanfani, Weber, a także brytyjski socjolog R. H. Tawney wysunęli pogląd, że istotą kapitalizmu jest jego „duch” – „duch kapitalizmu”, będący złożoną, po części świadomą, po części zaś podświadomą postawą, która „rządzi porywami woli i wpływa na podejmowanie działań, określa tworzenie nowych środków oraz instytucji lub modyfikację tych, które już istnieją” (Fanfani). To w tym – nie zaś w mechanizmach gromadzenia i dystrybucji kapitału! – tkwi sedno sprawy. Jeśli chcemy rzeczywiście zrozumieć kapitalizm jako konkurenta światopoglądu katolickiego, musimy zbadać „ducha kapitalizmu” jako „sposób życia wyznaczony przez duchową orientację”. Max Weber wielokrotnie zwracał uwagę na kapitalizm jako „duchową orientację”, pisząc min.: „Pytanie o siły, które pobudzają ekspansję nowoczesnego kapitalizmu nie jest, a z pewnością nie w pierwszym rzędzie pytaniem o źródła rezerw pieniężnych, które można wykorzystać jako kapitał, lecz przede wszystkim pytaniem o rozwój ducha kapitalizmu. Tam, gdzie ten duch ujawnia się i szuka, spełnienia, tam zdobywa kapitał jako środek dla realizacji swych zadań”.

 

„Człowiek kapitalistyczny”

Ponieważ „duch kapitalizmu”, siła ożywiająca „człowieka kapitalistycznego”, ma w istocie charakter ekonomiczny, należałoby w pierwszym rzędzie zainteresować się pojęciem bogactwa. Istotnie, ekonomiczne nastawienie obecnego wieku zdeterminowane jest przez powszechnie przyjętą ideę bogactwa. Osobliwość człowieka kapitalistycznego polega na tym, że właściwie nie zna on pojęcia celu, lecz tylko środków. „Cel”, do którego „człowiek kapitalistyczny” dąży – doskonalsze i pełniejsze niż kiedykolwiek zaspokojenie wszystkich wyobrażalnych potrzeb – jest hipotetyczny i w rzeczywistości nieprawdziwy. Jest to po prostu pojęcie ludzkiego zaspokojenia materialnego, pozbawionego wszelkich ograniczeń. Ponieważ ten „cel” jest, jak się rzekło, jedynie hipotetyczny (tj. żaden człowiek nie doświadczył nigdy stanu całkowitego materialnego i doczesnego zadowolenia), zatem prawdziwy cel nie orientuje życia kapitalisty. Owo nieskończone materialne pragnienie nigdy nie będzie nasycone. Bogactwo nie jest zatem celem, nawet dla „człowieka kapitalistycznego”, ale po prostu środkiem nabywania dalszych środków, służących nabywaniu następnych… środków.

Jedną z bardziej wyróżniających intelektualnych i moralnych cech „człowieka kapitalistycznego” jest to, że redukuje on wszystko do poziomu dóbr użytecznych (bonum utile), będąc ślepym na istnienie rzeczy, które można zaklasyfikować jako dobra dla nich samych (bona honesta). Dobro dla niego samego jest czymś pożądanym ze względu na własną istotę, nie zaś wskazanym jako pomocne przy osiąganiu czegoś innego.

„Instrumentalizacja” wszystkich dóbr jest częścią „nieograniczoności”, która charakteryzuje myślenie kapitalistyczne i liberalną ekonomię. Dobra wrodzone, czyli to, co warto posiadać, zaspokajają jasno określone potrzeby ludzkiej duszy. Dobra te zatem rzeczywiście zaspokajają, przynajmniej w pewnym stopniu. Jeśli jednak wszystkie dobra (np. gotówka w kieszeni, przedmioty użytkowe, oznaki zamożności, cenne medale, środki finansowe, nieruchomości, wiedza, pracownicy etc.) służą tylko do osiągania następnych dóbr, które z kolei są przydatne dla zdobycia jeszcze innych dóbr, to szybko można zagubić ograniczenia, które natura ludzka nakłada na pragnienia materialne. Trady­cyjne dążenie do zaspokajania potrzeb i utrzymania się przy życiu zostaje przekształcone w usiłowanie zaspokajania nieograniczonych ilości dóbr i nieograniczonego zaspokajania potrzeb materialnych. Nieograniczony materialny horyzont „człowieka kapitalistycznego różni się głęboko od rozumowania tradycyjnego chrześcijanina, a także – jak moglibyśmy dodać – od myślenia starożytnych pogan, zarówno tych prymitywnych jak i tych cywilizowanych. To „bezgraniczne pożądanie materialne byłoby przez „człowieka przedkapitalistycznego” postrzegane jako irracjonalne, ponieważ naturalnie rozpoznaje on, że ma ściśle określoną liczbę potrzeb, a stopień ich zaspokajania wyznacza dokładnie jego stan społeczny. W przeciwieństwie do „człowieka kapitalistycznego”, tradycyjny człowiek postrzega bogactwo w jego społecznym i naturalnym kontekście, Ponieważ własne potrzeby rozumie w całości społecznej struktury i naturalnych pragnień, jego chęć pomnożenia zysku i działania, które podejmuje dla jego osiągnięcia, są ściśle ograniczone przez zwyczaje społeczne, regulacje prawne i zasady religijne.

 

„Człowiek kapitalistyczny”: cios w chrześcijaństwo

Przekonanie o „braku ograniczeń”, jako kategoria psychologiczna znamionująca „człowieka kapitalistycznego”, skłania go do eliminowania wszystkich instytucji i norm kultury stawiających przeszkody, a przez to uniemożliwiających nieograniczone pomnażanie i przyswajanie dóbr. Pierwszym i najłatwiejszym do przezwyciężania ograniczeniem są wszystkie instytucje i zwyczaje społeczne, uniemożliwiające kapitalistyczne życie nieograniczonej konsumpcji. Patrząc z perspektywy historycznej na okres, w którym kapitalizm pojawił się jako „duch” ekonomii, można dostrzec. że to katolicka kultura oraz katolickie instytucje ożywiały i wychowywały człowieka poprzez nauczanie moralne oraz prawodawstwo kościelne, utrzymując w ryzach tak pożądaną przez kapitalistów swobodę ruchów.

Najbardziej oczywistym ograniczeniem, które katolicka kultura nałożyła na aktywność ekonomiczną, był społeczny i prawny obowiązek przestrzegania dni świątecznych. Miało to duże znaczenie ekonomiczne, ponieważ np. we Francji było ponad 100 dni w roku, w które możliwość pracy była ograniczana lub wręcz całkowicie zabroniona. Cześć oddawana Świętym oraz Tajemnicom Zbawienia była dobrem, które nie miało wartości użytkowej ani ekonomicznej. Kapitalizm ukierunkowany jest na stałą produkcję materialną oraz nabywanie, nie zaś na odpoczynek, kontemplację, pobożność czy uwielbienie. Ponieważ kapitalizm – w pewnym sensie – nie posiada celu, nie toleruje świąt będących zapowiedzią celu: przyszłej niekończącej się Radości. Historycznie rzecz biorąc, podkopanie ograniczeń wynikających z dni świątecznych przyszło dwoma drogami. Po pierwsze, zasady te były po prostu milcząco łamane przez ludzi, którzy chcieli pracować i sprzedawać – oraz nabywców gotowych kupować. Po drugie, kapitaliści wykorzystując swoje wpływy na organy państwa, popierali pomysł porzucenia prawnego zobowiązania wszystkich ludzi do przestrzegania odpoczynku w dni świąteczne. Odkąd odpoczynek stawał się jedynie nieobowiązkowy, bardzo szybko tracił jakiekolwiek znaczenie ekonomiczne. Człowiek, który chciał nadal świętować, odkrywał, że w ten sposób przegrywa z konkurencją, która dni świątecznych nie przestrzega.

„Wolność” w tej materii szybko eliminuje kulturę opartą na dniach świąt roku liturgicznego. Jednym z największych ekonomicznych osiągnięć Kościoła w wiekach średnich było utworzenie cechów zawodowych. Cechy, chociaż nie stworzone bezpośrednio przez duchowieństwo, były pomimo to przez nie kierowane i inspirowane, ograniczając swobodę ekonomiczną kapitalistów de facto uniemożliwiały rozwój kapitalizmu. Te braterskie korporacje katolickie: (w prawdziwym znaczeniu słowa corpus – organiczne ciała zrzeszające członków jednej wspólnoty zawodowej) były strażnikami systemu aktywności gospodarczej, zgodnie z którym czysto ekonomiczny interes jednostki poświęcany był dla moralnego i religijnego dobra jednostek albo ekonomicznego interesu wspólnoty. Organizacje cechowe zmuszały „jednostki zorientowane ekonomicznie” do takiego zachowania, które ich zawodowy talent wprzęgało w pracę dla dobra całości lub dla ich własnego, wyższego interesu.

Braterstwo wewnątrz określonego zawodu, które było jednym z zasadniczych właściwości cechu, ograniczało konkurencję pomiędzy osobami z tej samej branży. Ta braterska więź, będąca przeciwieństwem kapitalistycznego ideału maksymalizacji indywidualnego zysku ekonomicznego, wymagała sprawiedliwego i szerokiego rozdziału klientów – takie rozdzielanie zapewniało zatem minimum pracy dla każdego członka wspólnoty zawodowej. Dominująca zasada kapitalizmu powoduje, że człowiek pracuje w taki sposób, aby wyprzeć z rynku swoich konkurentów; osiągnięcie tego celu oznacza „sukces” w systemie kapitalistycznym. Dawny system korporacyjny istniał po to, aby człowiek wykonywał swój zawód, nie starając się jednocześnie walczyć z „konkurencją”. Aby zatem „kapitalistyczny duch” mógł zapanować bez żadnych ograniczeń, więzi miłości, braterstwa i sprawiedliwości musiały zostać osłabione lub sprowadzone do jedynie dobrowolnych. Idea korporacyjna odzwierciedla zasadę, zgodnie z którą dobro wspólne pracujących ludzi i ich rodzin jest stawiane ponad nieskrępowanym „prawem” jednostki do nabywania jakiegokolwiek produktu, który podsunie jej chęć i fantazja. Ekonomiczna „wolność” powoduje niepewność, która jest konsekwencją bezwzględnej rywalizacji ekonomicznej. Interesujące jest, że narodziny kapitalizmu i początek urbanizacji terenów podmiejskich przypadają na ten sam okres, ponieważ rodzący się kapitalista musiał uciekać ze średniowiecznego miasta, aby uniknąć ekonomicznych restrykcji nałożonych na niego przez cechy.

 

Kapitalistyczny zamach na suwerenne państwo

Odkąd kapitaliści osiągnęli względną przewagę nad kulturą chrześcijańską, szczególnie poprzez osłabienie cechów i marginalizację wpływów Kościoła katolickiego w różnych zakresach ludzkiej kultury, pozostała im do podbicia ostatnia niezbędna i bezdyskusyjnie pierwszorzędna instytucja państwo. Bez państwa kapitalistyczna maksymalizacja zysku ekonomicznego poprzez wykorzystanie minimalnych środków nie mogła zostać osiągnięta. Oprócz Kościoła katolickiego, który jest doskonałą społecznością, z „absolutystycznym” celem i wymogami nakładanymi na każdego człowieka jako takiego, podstawowym wrogiem kapitalizmu jest państwo. Istoty tej negatywnej postawy wobec państwa nie rozumieją „konserwatyści”, tworzący prawe skrzydło dzisiejszego establishmentu, a będący w rzeczywistości właściwie klasycznymi liberałami. Kapitaliści dla własnych przyszłych korzyści przedstawiają państwo jako nieprzyjazne ludzkim celom. Ostatecznym obiektywnym celem kapitalistycznego zamachu na suwerenność państwa jest zneutralizowanie go jako instytucji mającej wynikające ze swej istoty własne cele, tak naturalne, jak nadprzyrodzone. Dla państwa rządzenie społeczeństwem jako całością (włączając w to ekonomiczną sferę życia, która jest oczywiście tylko częścią pełnego życia społecznego) oznacza możliwość użycia siły wobec tych, którzy nie realizują, nawet w minimalnym stopniu, dóbr, które państwo, bez względu na to, czy oświecone objawieniem nadprzyrodzonym, czy też nie, uznaje za dobro wspólne społeczeństwa ludzkiego. Dobro to obejmuje zasadniczo więcej niż tylko ekonomiczne „powodzenie” człowieka. Zatem poczynania sił kapitalistycznych zmierzają do powstrzymania państwa przed działaniem wedle tych reguł dla osiągnięcia własnych celów.

Jednak cel kapitalizmu nie jest taki, jak teoretyczny cel marksizmu: „usunięcie państwa”. Chodzi raczej o podstępne opanowanie i przywłaszczenie sobie majestatu władzy i suwerenności należnej państwu w celu wykorzystania go jako niezbędnego i użytecznego narzędzia. Kapitalizm zgadza się pozostawić „oswojonemu” państwu kilka zadań. Po pierwsze – utrzymanie bezpieczeństwa w społeczeństwie. Oczywiście to działanie w celu zapewnienia prawa i porządku jest tolerowane przez kapitalizm tylko o tyle, o ile jest to „prawo” – i, w rezultacie, „porządek” – całkowicie uniezależniony od prawa naturalnego i prawa Boskiego oraz od Boskiego porządku stworzenia i pochodnego odeń porządku chrześcijańskiego. Bezpieczeństwo w państwie opanowanym z kapitalizm rozumiane jest wyłącznie jako obrona warunków, w których można osiągać maksymalną korzyść materialną przy minimalnych nakładach. Istotnie, jest to ostateczna gwarancja stabilności i trwałości systemu kapitalistycznego, który grozi terrorem i zniszczeniem tym, którzy ośmielają się próbować odstąpić w jakikolwiek sposób od narzuconego z góry systemu. W całkowicie kapitalistycznym społeczeństwie w istocie mamy do czynienia z obumieraniem państwa, nawet jeśli wydaje się ono być w najwyższym stopniu niemiłosierne i surowe.

Kolejne dwie „dozwolone” sfery, które system kapitalistyczny przeznacza „nowemu” państwu, to zadanie zagwarantowania „wolności” oraz „edukacja” społeczeństwa. Edukacja jest konieczna, gdyż niemożliwa jest maksymalizacja upragnionego zysku ekonomicznego, o ile siła robocza nie osiągnie minimum umiejętności koniecznych do uczestniczenia w masowej produkcji. Taki typ przedsiębiorczości wymaga więcej treningu, niż może dostarczyć ognisko domowe, warsztat, gospodarstwo rodzinne lub kościół. Tylko powszechny system „edukacji” może zapewnić fachową siłę roboczą dla planowanych przez kapitalistów przedsięwzięć ekonomicznych. Pracowni­cy stają się bardziej wydajni, przyczynia­jąc się do zwiększenia zysku kapitalisty. Powszechny i świecki system edukacji doprowadza równocześnie do pewnego okaleczenia psychicznego, odrywając ludzi od miejsca pochodzenia, domu, życia osobistego, upodabniając ich do bezdusznych maszyn.

 

Opłacalność wolności

Rozważaliśmy już, jak wolność „prawa do pracy” wykorzystana została przez pierwszych kapitalistów, pojawiających się między XVI a XVIII wiekiem, do podminowania ograniczeń konkurencji nakładanych na ekonomiczną sferę życia społecznego przez organizacje cechowe. Owa wolność doprowadziła do likwidacji „restrykcji”, takich jak zakaz pracy w nocy. Wolność ekonomiczna, która „pozwala” robotnikom pracować w nocy, „jeśli tego chcą”, została następnie przywołana także, aby „pozwolić” kobietom i dzieciom zasilić przemysłową siłę roboczą oraz „z własnej wolnej woli” zgodzić się na zarobki i warunki pracy oferowane przez przemysłowców Odtąd „wsteczne ograniczenia” pochodzące z „ciemnych wieków” nie stanowiły już utrudnień w wydłużaniu czasu pracy. Aby „swobodnie” zapewnić osiąganie największego ekonomicznego przychodu poprzez maksymalne wykorzystanie czasu pracownika, maksymalnie wydłużono dzień pracy mężczyzn, kobiet i dzieci, utrzymując jednocześnie wynagrodzenia na minimalnym poziomie. Fakt zatrudniania kobiet i dzieci był przy tym najspokojniej wykorzystywany do uzasadnienia wypłacania niskich wynagrodzeń. Szczęśliwa rodzina z własnym domkiem i warsztatem zamieniła się w „ręce do pracy” w kapitalistycznej fabryce – pracując przy użyciu narzędzi, które do niej nie należały, wytwarzając dobra, do których nie miała prawa, i otrzymując za to wynagrodzenie, które stanowiło ułamek wartości majątku przez nią wytworzonego. Bądźmy szczerzy: czy istnieje taki „biznesmen”, który starałby się maksymalnie zwiększyć zarobki swoich pracowników, wydłużyć ich czas odpoczynku lub przyznać udziały we własności przedsiębiorstwa, jeśli by to naruszyło w poważny sposób jego zyski? Czy ktoś zadał sobie pytanie, kto najbardziej korzysta na ekonomicznej „wolności”? I kto naprawdę odnosi korzyść z nieograniczonej wolności prasy i słowa? – Ci, którzy posiadają kapitał, dzięki któremu mogą zdominować techniczne środki kształtowania opinii publicznej. Pożądliwość i ignorancja są natychmiast wykorzystywane, skoro tylko nieograniczona „wolność” została dopuszczona przez prawowitego nadzorcę prasy i słowa – państwo.

 

Kapitalizm, republikanizm i wolność religijna

Tak długo, jak przedkapitalistyczne instytucje, w tym przede wszystkim państwo, służyły swoim własnym celom, skierowanie całej ludzkiej aktywności na osiąganie wartości ekonomicznych było niemożliwe. Zatem państwo musiało zostać pozbawione tego, co stawia je ponad prywatne przedsiębiorstwa rządzonych przezeń obywateli. Obecnie państwo staje się narzędziem realizacji indywidualnych interesów tych, którzy osiągnęli wpływy wystarczające, aby kontrolować większość obywateli, Formalny kształt państwa musi zmienić się tak, aby żaden jego organ nie utrudniał ekonomicznej racjonalizacji społeczeństwa, dla pożytku tych, którzy kontrolują finansowe zasoby państwa i w ten sposób sprawują władzę nad większością narodu. Po spełnieniu tego warunku jedyną dozwoloną formą rządu byłaby republika: republikańska forma rządów uniemożliwiłaby monarchii sprzeciwienie się planom i interesom tych, którzy poprzez demokratyczną kampanię zagarnęliby suwerenność państwa. Żaden monarcha nie byłby wówczas w stanie powstrzymać zwycięstwa prywaty nad dobrem wspólnym. Jak wyraził to markiz Caracciola, każde państwo musi stać się jak Anglia, która w 1764 roku zamieniła się w „demokratyczną republikę, w której handel jest bogiem”. Nie jest zatem niczym zaskakującym, że wraz ze wzrostem dominacji przemysłowego kapitalizmu autorytet królewski podupadał; nie trzeba dodawać, że w tych czasach podobny regres dotknął także praktykowanie religii katolickiej. Nie istnieje jakaś zasadnicza sprzeczność pojęciowa pomiędzy monarchią i wiarą katolicką z jednej strony a kapitalizmem z drugiej; jednak świadectwo historyczne co do relacji pomiędzy nim: jest wymowne.

Istnieje jeszcze jedna „wolność“, niezbędna do tego, by duch kapitalistyczny mógł dominować bez przeszkód. Jest to wolność religijna: urzędowy agnostycyzm państwa w sprawach religii i konsekwentne wyrzeczenie się przez dążenia do jakichkolwiek celów nadprzyrodzonych. Państwo wyznaniowe – tzn. przyznające się do wyznawania wiary – stanowi dla kapitalistów nie łada problem, przede wszystkim dlatego, że stawia wartości duchowe ponad ekonomicznymi i bierze je pod uwagę rozważając kierunki podejmowanych działań.

Inny problem, wynikający z istoty społeczeństwa oficjalnie religijnego, który stanowi zmartwienie kapitalistów, polega na tym, że jeśli określona wiara jest oficjalnie przyjęta, to państwo „nieuchronnie” tworzy przeszkody przeciw swobodzie działalności ekonomicznej inaczej myślących – odszczepieńców. Państwo zatem nie tylko musi być neutralne w sprawach religii, lecz ta neutralność musi wytworzyć pewną obojętność na różnice w wierze. Jeśli różnice w zakresie wiary są zbyt mocno odczuwalne, to mogą stanowić przeszkody w rozwoju stosunków ekonomicznych. Takie dążenie do „pokoju” opartego na obojętności na sprawy religii nie jest wyłącznie zjawiskiem z naszych czasów. „Chrześcijańscy” kupcy w średniowiecznym Tunisie wymusili odejście braci franciszkanów, których kazania i woła nawracania niewiernych groziły zniszczeniem „pokoju”, wysoce korzystnego dla stosunków handlowych. Ta nowa postawa wobec religii przyjęta przez państwo oraz jej późniejsze praktyczne skutki polityczne są jakby kalką postawy kapitalisty, jaką stosuje w swoich interesach.

Jak stwierdza Fanfani: „Dla jakiej realnej przyczyny kupiec miałby troszczyć się o wiarę tych, z którymi handluje? Dla niego jedynym i najwyższym rogiem jest użyteczność, której ziemską oznaką jest pieniądz; to wystarczy”. Dla liberała i przedrewolucyjnego sceptyka Woltera giełda londyńska – centrum wczesnego kapitalizmu – zdawała się miejscem świętym; tam jego przekonanie o oderwaniu Kościoła od państwa zdawało się otrzymywać doświadczalne potwierdzenie. „Tam – zauważał – ludzie wszystkich religii spotykają się, jedni drugich nie pytając, w kogo lub w co wierzą”.

 

Religijne korzenie kapitalizmu

Ów „duch” kapitalizmu, którego powyżej próbowaliśmy zdefiniować, jest siłą intelektualną, która posiada określone korzenie historyczne. Według Fanfaniego „duch” czasu – tak jak „duch” kapitalizmu – nie może być jedynie przekonaniem żywionym przez jednego, lub nawet wielu aktywnych ludzi. Aby mógł być naprawdę uważany za „ducha” całego okresu (niemieckie słowo Geist zdecydowanie lepiej oddaje istotę sprawy), zasadnicze cele zamierzone przez tych, którzy mają tego „ducha”, oraz sens, jaki ten „duch” nadaje rzeczom, muszą być podzielane przez przeważającą część społeczeństwa – lub co najmniej przez te elity, które zarazem przewodzą społeczeństwu i tworzą opinię publiczną. „Duch” kapitalizmu rzeczywiście zdominował struktury opiniotwórcze i rządzące w chrześcijaństwie. Fakt ten należy umiejscowić historycznie, a gdy moment jego pojawienia się zostanie uchwycony, można zastanowić się nad przypisaniem odpowiedzialności za wywołanie tej formy materializmu.

Kto zatem jest odpowiedzialny? Opinia Fanfaniego prowadzi do konstatacji, że kapitalizm jako idea determinująca życie nie istniał ani przed, ani w czasie Średniowiecza. Powód takiego sądu historycznego okaże się jasny, gdy szerzej przedstawimy doktrynalne, prawne i społeczne aspekty systemu katolickiego, który został ustanowiony w Średniowieczu (ponadto nawet starożytność nie znała takiej mentalności, która sprowadzałaby wszystkie wartości do opłacalności ekonomicznej). Wartość ekonomiczna znaczyła wiele nie sama w sobie, lecz raczej w kontekście społecznym. Ekonomia była ściśle ustalonym sposobem, w jakim suwerenne państwo osiągało właściwą sobie samowystarczalność, jeśli zatem wyłączymy wieki średnie jako czas, w którym „duch” kapitalizmu pojawił się i zaczął zmieniać umysły i działania ludzi, musimy określić początek drogi kapitalizmu do całkowitej dominacji na XV-XVI stulecie.

Dochodzimy zatem do zasadniczego problemu i głównego tematu tego artykułu. Z perspektywy historycznej można postawić pytanie: czy katolicyzm, który panował w całej Europie w XV, a w większej części także jeszcze w XVI wieku, ponosi winę za ten stan rzeczy? Czy może protestantyzm, który pojawił się i opanował północną Europę w XVI wieku, jest bardziej odpowiedzialny? Próbując odpowiedzieć na to pytanie, musimy wyjaśnić jedną zasadniczą kwestię. Pyta­my o to, czy katolicyzm jako system religijny i moralny jest odpowiedzialny za pojawienie się kapitalizmu. Nie chodzi zatem o to, czy Kościół katolicki jako organizacja oraz poszczególni członkowie Kościoła (nawet hierarchowie) przyczynili się do wzrostu ducha kapitalizmu (np. fakt, że średniowieczni papieże wspierali bankierów, pozwalając im otrzymywać dziesięciny), lecz raczej o to, czy jest cokolwiek w katolickiej dogmatyce lub moralności, nawet zastosowanej w życiu społecznym chrześcijaństwa, co wychowuje „ducha” kapitalizmu. W ten sam sposób odnośnie do protestantyzmu będziemy starali się odkryć, czy istnieje jakakolwiek zależność pomiędzy rozwojem protestantyzmu jako pewnego prądu umysłowego oraz rozwojem kapitalizmu jako ideologii. Patrzymy zatem nie na poszczególnych protestantów, ale na doktrynę i „ducha” herezji. Niniejszy artykuł, jak również praca Amintore Fanfaniego, odnośnie do powyżej postawionych pytań dotyczących historycznej odpowiedzialności za rozwój kapitalizmu wykazują, że choć „duch” kapitalizmu zaczął się w pełni wyłaniać w katolickim społeczeństwie już w XV wieku, w katolickiej wówczas Europie, jednak stanowił przeciwieństwo nauczania i ducha katolickiego, a rozwinął się w społeczeństwie i w sercach ludzi tylko na nie, na ile duch katolicki był w nich ignorowany. Protestantyzm natomiast, odrzucając naukę Kościoła dotyczącą konieczności dobrych czynów dla zasłużenia na zbawienie, wpłynął zarówno na rozwój, jak i na osłabienie kapitalizmu.

 

Katolicyzm jako szczepionka i antidotum

Przeciwieństwo pomiędzy „duchem” Kościoła oraz „duchem” kapitalizmu może być zrozumiane tylko wtedy, jeśli rozważymy zasady filozoficzne i teologiczne, które są punktem wyjścia dla całego katolickiego myślenia i działania. (…)

Odnośnie do nauczania moralnego Kościoła katolickiego odnoszącego się do aktywności ekonomicznej musimy zrozumieć, że nauczanie to było niezmienne od początku chrześcijaństwa. Podstawą i źródłem całego nauczania Kościoła – także na temat ekonomii – jest Ewangelia. Nauki ewangeliczne zostały rozwinięte i dopracowane przez wieki, najpierw przez św. Pawła w jego listach, następnie przez Ojców i Doktorów Kościoła. To odwieczne nauczanie Kościoła, dotyczące stosunków pomiędzy ludźmi w dziedzinie pracy, wymiany i finansów, otrzymało ostateczny wyraz w pismach Doktora Anielskiego. Podobnie jak przyjmujemy św. Tomasza z Akwinu jako tego, który ściśle i zupełnie wyłożył teologię Kościoła i jego nauczanie filozoficzne, tak i badając nauczanie Kościoła odnośnie do norm moralnych w sferze ekonomicznej, musimy zagłębić się w dzieło Doktora Anielskiego.

Aby najlepiej zrozumieć nauczanie św. Tomasza na temat ekonomii, musimy najpierw rozważyć podstawy jego rozumienia ludzkich czynów. Dla św. Tomasza każde działanie zamierzone przez intelekt we współpracy z wolą (tzw. actus humani – „działanie ludzkie”) ma określony, właściwy mu charakter moralny. Znaczy to, że jest albo moralnie dobre, albo złe. Moralnie neutralne świadome działanie ludzkie nie istnieje. Jego przeciwieństwem jest akt niezamierzony, mimowolny (tzw. actus hominis – „działanie człowieka”), będący przejawem fizycznej natury człowieka. Przykładem pierwszego typu zachowań jest podjęcie decyzji o przeczytaniu niniejszego artykułu, zaś przykładem drugiego – odczuwanie wagi egzemplarza pisma wziętego do ręki. Człowiek sam decyduje, czy zrobić to pierwsze, podczas gdy nie decyduje o drugim. Każde działanie w sferze aktywności ekonomicznej jest rozumiane przez św. Tomasza jako actus humani, czyli „działanie ludzkie”: wszystkie są świadome i dobrowolne i w związku z tym moralnie dobre albo złe.

Ta klasyfikacja moralna zachowań, zastosowana ściśle do działań ekonomicznych, pozwala odróżnić katolicki ideał ekonomii od ekonomii kapitalistycznej. Dla katolicyzmu zysk ekonomiczny nie stanowi sam dla siebie uzasadnienia. Działania, które pozwalają osiągać zysk, muszą być usprawiedliwione przez zestawienie ich z prawem moralnym, zaś sam zysk musi pozostawać w związku z dobrem człowieka. Postrzeganie rzeczywistości w ten sposób oznacza także konieczność dokonania oceny pod względem nastawienia na cel (tj. skierowania ku ostatecznemu celowi). Wszystkie działania ekonomiczne, takie jak praca, zakupy, wynajmowanie mieszkania, żądanie wpłaty odszkodowania itd. prowadzą człowieka prosto do jego celu ostatecznego – lub też go odeń odwodzą. Dlatego też, myśląc ekonomicznie, człowiek musi jednocześnie myśleć moralnie. Ponadto, jako że ostatecznym celem człowieka jest pełnia życia nadprzyrodzonego, nawet o ekonomii człowiek musi myśleć w sposób nadprzyrodzony. Zgodnie z odwiecznym nauczaniem Kościoła, natura, która jest przekształcana przez ludzką pracę w bogactwo, stanowi nie kończącą się drogę wzwyż, po której możemy wznosić się do Boga.

Odpowiedź na pytanie, czy natura zostaje przez ludzką pracę przekształcona w coś wartościowego, stanowi właściwe św. Tomaszowi nauczanie na temat wykorzystania bogactwa. Pierwsza część tego nauczania jest uznaniem oczywistości, że człowiek jako istota materialna ożywiana przez duszę nieśmiertelną posiada materialne potrzeby, które musi zaspokajać. Jest to coś, co charakteryzuje każdego człowieka i jednoczy wszystkich. Aby zaspokoić potrzeby materialne, które same w sobie wcale nie muszą kolidować z zaspokajaniem potrzeb wyższych, człowiek musi wziąć w posiadanie doczesne dobra. Ponieważ jednak człowiek dzieli te potrzeby ze wszystkimi ludźmi, zaś wszyscy ludzie są w pewien sposób odpowiedzialni za siebie nawzajem, św. Tomasz napomina, aby człowiek brał w posiadanie dobra doczesne nie tylko dla swego własnego pożytku, lecz także dla pomocy swym bliźnim. Św. Tomasz powtarza starożytne nauczanie, że skoro wszyscy ludzie mają podobne podstawowe potrzeby materialne i skoro cała rzeczywistość natury jest stworzona przez Boga dla zaspokojenia tych potrzeb, to prawo naturalne wykazuje, że wszystkie rzeczy są posiadane wspólnie (determinavit in natura humana hoc, quod omnia essent communis). Oznacza to, że całe bogactwo natury przeznaczone jest dla człowieka ogólnie, nie zaś dla określonego człowieka bądź określonej grupy ludzi.

Ta społeczna koncepcja bogactwa stoi w skrajnym kontraście z mentalnością kapitalistyczną, która odmawia uznawania jakichkolwiek roszczeń do dóbr lub mienia zgłaszanych przez tych, którzy nie są „prawnymi posiadaczami” poszczególnych dóbr lub mienia. Właśnie ta charakterystyczna postawa pokazuje jasno, czym naprawdę jest kapitalizm: przejawem liberalizmu w sferze ekonomicznej. Kapitalista przywłaszcza na swój wyłączny użytek zdolność nabywania dóbr. Gdy tylko użyje tej zdolności i nie zostanie przy tym powstrzymany przez państwo, przedmiot jego nieumiarkowanej zachłanności zostaje wyjęty ze zbioru tego, co wspólne, by stać się wyłącznie i całkowicie jego własnością. Bóg oraz pozostali ludzie tracą wszelkie prawa i roszczenia do bogactwa posiadanego przez kapitalistę. Co więcej, promując samolubnie ideologię liberalizmu, próbuje on storpedować powzięty przez państwo zamiar zapewnienia wspólnego dobra, czyli sprawiedliwego podziału dóbr, zaspokajającego potrzeby wszystkich obywateli.

Ograniczenie nałożone na kapitalistów przez prawo i nauczanie Kościoła w rzeczywistości czyniły kapitalizm, taki jaki znamy, niemożliwym. Powściągliwość, umiar, ograniczenie i braterstwo są sprzeczne z duchem kapitalizmu. Jak pisze Fanfani: „Kapitalizm potrzebuje stałego strachu przed stratą, słabej pamięci o ludzkim braterstwie, pewności, że każdy sąsiad jest tylko klientem do zdobycia lub konkurentem do pokonania, zaś to wszystko jest nie do pomyślenia w katolickiej koncepcji świata”.

Z pewnością podstawowa przyczyna, da której duch kapitalizmu jest nie do zaakceptowania dla umysłowości katolickiej oraz katolickiej kultury, polega na tym że katolicyzm odmawia redukowania „celów”, a zwłaszcza celu ostatecznego, do instrumentalnych środków pieniężnej wartości. Dla kapitalisty zysk, jeśli uzyskany został „legalnymi” środkami, nie może być niemoralny. Jednakże wedle nauczania katolickiego zabieganie o sprawy doczesne lub wartości pieniężne jest bezprawne (tj. złe moralnie), gdy: a) zabiegamy o pieniądze lub inne rzeczy doczesne jako cel; b) przez przykładanie zbytniej wagi do nabywania rzeczy doczesnych, czego rezultatem jest odciągniecie od rzeczy duchowych, które powinny być głównym przedmiotem poszukiwań, i w końcu, c) poprzez nadmierny lęk, który człowiek żywi, obawiając się utracić niezbędne rzeczy w przypadku, gdyby uczynił to, co uczynić powinien. Nawiązując do tego ostatniego punktu, „duch” kapitalizmu może być oceniony całkowicie i ostatecznie, jeśli się zrozumie, że wymagania miłości i dobroczynności nie mogą być wypełniane przez jednostki, jeśli duch kapitalizmu zdominuje ich życie. Jak możemy kochać Boga ze względu na Niego samego, jeśli ładnej rzeczy nie kochamy ze względu na nią samą, bezinteresownie? Jak można starać się rozwijać w sobie życie łaski, a także w bliźnich, skoro ocenia się samych siebie jako konsumentów lub producentów, a bliźnich jako klientów lub konkurentów? W tym miejscu można dostrzec niezmienną determinację katolicyzmu raczej do wyrzeczenia się korzyści z działania w sferze przyrodzonej, niż do utrudniania dzieła zbawienia.

Nie ma wątpliwości, oceniając z historycznego punktu widzenia, że cały charakter i tempo życia w duchu katolickim różnią się zasadniczo od życia w duchu kapitalizmu. Według św. Tomasza, nawet „nadmiar“ pracy jest nieusprawiedliwiony jeśli skierowana jest ona ku polepszeniu pozycji społecznej. Każdy człowiek powinien być zadowolony ze stanu życia, w którym się znajduje, i starać się utrzymać swoją pozycję – nic więcej. Jedynym wyjątkiem, który wymienia komentarz tomisty kardynała Kajetana odnośnie do tej zasady, jest przypadek człowieka o wyjątkowych przymiotach, który może legalnie starać się o bogactwo, które pozwoli mu osiągnąć status zgodny z jego zdolnościami.

Nieustanne dążenie do zysku, które jest motorem napędowym systemu kapitalistycznego, było utrudnione na każdym kroku przez instytucje, regulacje i zwyczaje, które organizowały przedkapitalistyczne społeczeństwo katolickie. Według Fanfaniego, „katolicy, o ile trzymają się blisko społecznego nauczania Kościoła, nie będą nigdy działać na rzecz kapitalizmu”. Działania tak Kościoła, jak i katolickiego państwa, w tym potępienie lichwy (które uniemożliwiało monopolistyczne gromadzenie kapitału), moralne i prawne egzekwowanie kontroli cechowej (która uniemożliwiała realną konkurencję), przepisy określające sprawiedliwą i stabilną cenę (miarkującą ją raczej wedle kosztów produkcji niż ogólnej opinii o poziomie akceptowalnym dla klienta), ustalanie poziomu wynagrodzeń raczej według potrzeb pracownika niż wydajności produkcji i zarobku osiąganym przez kapitalistę oraz zakaz reklamy (mający na celu zrównanie dostawców – w średniowieczu sklepikarzom nie wolno było nawet zwabiać przechodniów do swego sklepu) zapobiegały rozwinięciu się wynaturzonej, bezdusznej, odczłowieczonej ekonomii kapitalistycznej.

Katolicyzm zawsze zapewniał stan, w którym człowiek był panem swojej pracy. Praca rozumiana była jako zasadnicze zajęcie ludzkiej duszy i ciała. Stanowiła osobistą działalność całego człowieka; była w stanie za pomocą łaski wznieść się na poziom nadprzyrodzony. Praca prawdziwego chrześcijanina jest ciągłą modlitwą. W miarę, jak „duch” kapitalizmu rósł w siłę, następowało także wyobcowanie człowieka z jego własnej pracy. Chęć osiągnięcia maksymalnych możliwych zysków przy minimalnych nakładach wymaga ciągłego poszukiwania bardziej zaawansowanych sposobów mechanizacji, która stopniowo zmniejsza ilość rzeczywistej ludzkiej pracy, angażującej duszę i ciało. Człowiek zaczyna raczej obsługiwać niż pracować. Mistrz staje się kierownikiem. Kierownik staje się pracodawcą. Rzemieślnik staje się burżujem. Warsztat staje się fabryką.

Ta dekatolicyzacja europejskiej ekonomii oznaczała także depersonalizację, co najlepiej widać na przykładzie nieodzownej dzisiaj spółki kapitałowej – lokomotywy kapitalizmu. Tego rodzaju spółki (akcyjne i z ograniczoną odpowiedzialnością) oraz rynek papierów wartościowych, który im towarzyszy, minimalizują czynnik osobowy na polu ekonomii. Tym samym minimalizują wpływ czynników pozaekonomicznych, które są zawsze rozpoznawalnymi elementami w życiu każdej jednostki. Jak stwierdza Fanfani: „Było to dla kapitalistów idealne narzędzie, umożliwiające gromadzenie ogromnych środków w nielicznych rękach oraz pozwalające na rozkładanie wielkiego ryzyka, często nawet niemożliwego do udźwignięcia, tak że stawało się niezauważalne”. Obecnie wszyscy mogą „przystąpić” do przedsiębiorstwa lub „opuścić je”, siedząc w domu przed ekranem komputera. Nie trzeba nawet wiedzieć, czym dana spółka się zajmuje ani też kim są ludzie, których „ręce” wytwarzają produkty. Być może jest to ostatni już etap liberalnej ekonomii. Oderwani od rzeczywistości ludzie podejmują nie rodzące dla nich żadnych konsekwencji decyzje wobec przedsiębiorstw, których nie rozróżniają, w których nieznani im robotnicy wytwarzają przedmioty nie mające dla nich znaczenia.

 

Rewolta protestancka – nieoczekiwany uśmiech losu dla kapitalizmu

Po wskazaniu przyczyn, dla których katolickie nauczanie powstrzymywało kapitalistycznego „ducha”, musimy przyznać, że kapitalizm i „duch” kapitalizmu rozpoczął się w katolickich czasach i wśród katolickich społeczności. Jak stwierdza Fanfani: „Nikt nie zaprzecza, że kapitalizm narodził się przed rewoltą protestancką, między katolikami”. Zaczął się, choć nie zakwitł. Z pewnością nie osiągnął dominującej pozycji w społeczeństwie na tyle, by zostać „duchem wieku”. W XV wieku jednostki były kapitalistami – społeczeństwo pozostawało katolickie. Kapitalizm zaczął się w sercach i umysłach tych, którzy byli wystarczająco chciwi, by ignorować uświęcony tradycją pogląd na właściwe stosunki międzyludzkie, tak społeczne, jak i ekonomiczne, ze swoimi braćmi w wierze. Przykład takiego ducha można znaleźć w działaniach Jakuba Coeura (1393-1456). Ten piętnastowieczny kupiec przyłączył się do dworu króla Francji Karola VII; swoje interesy prowadził w wielu miastach, będąc jednocześnie wytwórcą i handlowcem. Zostając nadwornym skarbnikiem, cieszył się szczególną przychylnością króla i przywilejami dla swoich ludzi. Poprzez znoszenie myta oraz promując rozwój sieci dróg lądowych i wodnych rozwinął olbrzymie stosunki handlowe. W ten sposób kapitalista wykorzystywał państwo, nad którym uzyskał pewną kontrolę, do rozwijania swych własnych interesów. Przez swoją potęgę finansową i wpływy polityczne, które dzięki tej potędze mógł nabyć, Coeur przezwyciężył normalne ograniczenia nakładane na „przedsiębiorcze” jednostki zainteresowane zyskiem.

Coeur jest przykładem jednostki, która „obeszła” system. Co zatem ostatecznie spowodowało załamanie katolickiego systemu społecznego, uniemożliwiającego wzrost i dominację ducha kapitalizmu? Nie ma wątpliwości, że pierwsza szczelina w chrześcijaństwie pojawiła się wraz z rewoltą Marcina Lutra przeciwko papiestwu. Odrzucenie autorytetu papieskiego, poparte przez władców skandynawskich oraz książąt północnoniemieckich, stanowiło precedens dla późniejszej rewolty Jana Kalwina i króla Anglii Henryka VIII przeciwko papiestwu i nauczaniu papieskiemu.

Jak często stwierdzał Hilary Belloc, w schizmie angielskiej występowało wiele aspektów czysto finansowych. Konfiskaty gruntów klasztornych na rzecz Korony Angielskiej i następujące później rozdzielanie świeżo zagrabionego majątku wśród nowej klasy plutokratów uczyniły wiele dla stworzenia warunków wymaganych dla zakwitnięcia kapitalizmu w Anglii (Anglia była też pierwszym miejscem, gdzie się rozwinął) poprzez koncentrację bogactwa w rękach stosunkowo niewielkiego kręgu ludzi. Ponadto ogólnikowość oficjalnej formy herezji doprowadziła do wielkiego zamieszania doktrynalnego, które miało wpływ na życie codzienne. Resztki dawnej doktrynalnej surowości, która uprzednio powstrzymywała skąpstwo kapitalistów, nie mogły zrównoważyć przykładów pogardy wobec ustalonych praw i zwyczajów, jakich dostarczała Korona.

Herezja, która ostatecznie zalała Anglię, nie była jednakże pochodzenia miejscowego – był to radykalny protestan­tyzm stworzony przez Jana Kalwina z Genewy; a uznawany przez wielu XX-wiecznych pisarzy za tę właśnie naukę teologiczną, która stworzyła warunki dla ostatecznego tryumfu „ducha” kapitalistycznego. Wśród znanych intelektualistów uważali tak choćby Max Weber i Ernest Troeltsch. Max Weber kładł największy nacisk na kalwinistyczne pojęcie świeckiego „powołania” jako na główne po dziś dzień źródło kapitalizmu. Ponadto czy można mieć jakąkolwiek wątpliwość, że odrzucenie przez Kalwina obowiązującego trzy tysiące lat zakazu czerpania dochodów z pożyczania kapitału odegrało znaczącą rolę w finansowaniu nieustannego starania się o imponujące plany produkcji i postęp technologiczny, wraz z umożliwieniem stopniowego gromadzenia kapitału w rękach coraz mniej licznej grupy? Czym byłby dzisiaj kapitalizm bez zaistnienia na szeroką skalę stosunków kredytowych?

Chociaż kalwinizm był tą dynamiczną siłą heretycką, która najskuteczniej łamała katolickie normy kulturowe i prawne, powstrzymujące dotychczas kapitalizm, to jednak największym protestanckim wkładem w rozwój kapitalizmu i „ducha” kapitalistycznego w umysłach ludzkich były podstawowe pojęcia herezjarchy Lutra. Zgodnie z jego nauczaniem, najgłębszy „sens” działania został zmieniony: nauka heretycka stoi na stanowisku „bezużyteczności” dobrych uczynków jako środka zbawienia, a w praktyce zaprzecza związkom pomiędzy działaniem ziem­skim a wieczną zapłatą. Jeśli nie ma żadnego związku pomiędzy postępowaniem, czy to skrytym, czy też jawnym, a osiągnięciem lub utratą ostatecznego celu nadprzyrodzonego, wtedy działanie nie jest już dłużej kierowane przez jakikolwiek nadprzyrodzony motyw. Twierdzenie Lutra obala jakąkolwiek nadprzyrodzoną moralność, a więc i ekonomiczną etykę katolicyzmu. To dlatego w większości sprotestantyzowanych krajów Europy, w Prusach, Anglii i Szkocji, można odnaleźć tysiące systemów moralnych: wszystkie naturalne i przyziemne, wszystkie opierające się na zasadach właściwych sprawom czysto ludzkim. W Stanach Zjednoczonych, które jako państwo nie znały nic prócz protestantyzmu i postprotestantyzmu, odnajdujemy osobliwy „kodeks etyczny”: nie daj się złapać, jeśli łamiesz prawo pozytywne; bądź „miły”; bierz swego dolara, zanim ktoś cię wyprzedzi.

Dokonanie przez protestantów zasadniczego rozdzielenia sfery ludzkiej i boskiej, najdobitniej wyrażone w odrzuceniu przez Lutra pojęcia łaski uświęcającej, przyniosło w efekcie tak niezbędne dla wspierania kapitalistycznego „ducha” ubóstwienie spraw przyziemnych. Skoro człowiek nie może osiągnąć podobieństwa do Boga poprzez dzieła pobożności i miłości, to najbardziej oczywistym celem, do którego powinien dążyć, są pieniądze i dobra, które za pieniądze można nabyć. Trzeba także podkreślić zasadniczą różnicę pomiędzy katolickim a protestanckim poglądem na rzeczywistość. Dla katolika to, co rzeczywiste, nie jest jedynie materialne, ale obejmuje obok tego, co „jest”, także ideał, który przedstawia chrześcijańskiemu umysłowi stan powinności. Razem z rzeczywistością występuje zadanie przekształcania jej w to, czym powinna być. Stąd biorą się zadania odnoszące się do naszych działań, przedsięwzięć, przedsiębiorczości, państwa, kultury, rodziny. Aby zrozumieć rzeczywistość jako spójną całość, protestant patrzy wyłącznie na to, co ma „pod ręką” oraz na możliwość użycia tego, co znajduje się w jego zasięgu. W konsekwencji rzeczywistość może być według niego wykorzystana wyłącznie jako źródło postępu materialnego. Dla „ortodoksyjnego”, konsekwentnego protestanta żaden inny postęp nie jest możliwy – tak właśnie głosiło jedno z najbardziej specyficznych twierdzeń Lutra.

 

Spójność życia katolickiego

Interesujące jest, że choć Fanfani stwierdza, iż protestantyzm pośrednio poparł rozwój kapitalizmu, to jednocześnie bardzo jasno wyraża przekonanie, że nie sprzyjał mu bezpośrednio. Włoski profesor utrzymuje, że postawa moralistów protestanckich, aż do czasów obecnych, była ogólnie rzecz biorąc krytyczna wobec fenomenu kapitalizmu. Podobna sytuacja miała miejsce w Stanach Zjednoczonych, gdzie protestanci do 1930 roku odrzucali środki antykoncepcyjne. Dopóki protestantyzm siłą nawyku stał blisko tradycyjnego nauczania moralnego Kościoła, dopóty odrzucał zarówno „ducha” kapitalizmu, jak i mentalność antykoncepcyjną. Kiedy jednak protestanci wyciągnęli logiczną konkluzję ze swej zasady bezużyteczności działań jako środków zbawienia, znaleźli się w opozycji wobec katolickiej etyki społecznej. Wedle oceny Fanfaniego, przywódcy protestanckiej rewolty sami nie byli świadomi wsparcia, jakiego ich teologiczne odchylenia mogą dać chciwości i zachłanności kapitalistycznego materializmu. Fanfani na podstawie dowodów historycznych obala twierdzenie, że narody północnej Europy prosperowały, uzyskując w XIX wieku polityczną i gospodarczą przewagę z powodu swego protestantyzmu. Powodzenie a także postęp technologiczny, będący udziałem katolickiej Belgii i Francji, przeciwstawia się zasadniczo temu poglądowi. typowemu dla historiografii wigów.

Jeśli zatem jesteśmy prawdziwymi katolikami, co powinniśmy robić? Co to oznacza, kiedy wydaje się nam, że nasz umysł akceptuje jednocześnie dwa wykluczające się nawzajem systemy: katolicyzm i kapitalizm? Czy jest to możliwe wyłącznie dlatego, że żyjemy w jednym systemie, zaś modlimy się w drugim? Ile czasu potrzeba, byśmy idąc za psychologiczną potrzebą spójności, zaczęli traktować modlitwę tak, jak traktujemy pracę? Zamiast tego starajmy się raczej traktować pracę tak, jak traktujemy modlitwę, i czyńmy to, co tylko katolicyzm jest zdolny uczynić, sprowadzając różne sfery życia do harmonii na idealnej płaszczyźnie – płaszczyźnie życia łaski, powodowani wiarą, nadzieją i miłością, przemieniając wszystko, co doczesne, w zgodzie z prawdą, którą otrzymaliśmy.

 

Artykuł ukazał się w miesięczniku „The Angelus” z września (cz. I) i października (cz. II) 1999.

 

Spolszczył Arkadiusz Górski

 

Życie gospodarcze, życie społeczne jest życiem ludzi i przeto nie da się pojąć bez wolności. Przez tę wolność nie można rozumieć powabnej, ale zresztą błędnej formuły sprzed stu lat, tj. formuły czysto negatywnej, czy też wolności niezależnej od regulującej woli państwa, ani też pseudowolności naszych czasów, według które trzeba się podporządkować, komendzie gigantycznych organizacji. Prawdziwą i zdrową wolnością może być jedynie wolność ludzi, którzy czując się pewnie związani z obiektywnym celem ekonomii socjalnej, mają prawo żądać, aby społeczne uporządkowanie gospodarczego życia nie tylko nie zagrażało w najmniejszej mierze ich wolności w wyborze środków do tego celu, lecz tę wolność poręczało i chroniło. To ma jednakowe znaczenie czy idzie o pracę niezależną, czy o zależną, gdyż ze względu na cele ekonomii socjalnej każdy człowiek produktywny jest podmiotem, a nie przedmiotem gospodarczego życia.

Przemówienie Ojca Św. Piusa XII O podstawach społecznego ładu gospodarczego

 

Następnym faktem godnym zanotowania jest, że samorząd gminny wyrósł z ustroju cechowego, a nie ustrój cechowy z samorządu. Szkicując tu zdrowe zasady tego zaginionego społeczeństwa, nie będę – nie podejrzewa mnie o to chyba nikt będący przy zdrowych zmysłach – malował jakiegoś raju moralnego, ani sugerował, że społeczeństwo to było wolne od błędów i walk, i zmartwień, które we wszystkich czasach nękały ludzi, a na pewno w nie mniejszym stopniu nękają ich w naszych czasach. Na temat cechów toczyło się sporo kłótni i walk, w szczególności zaś wrzało przez pewien czas gorące współzawodnictwo między gildiami kupców, którzy sprzedawali towary, a cechami rzemieślników, którzy je wytwarzali; w sporach tych brali na ogół górę rzemieślnicy. Bez względu jednak na to, która ze stron przeważała, głowy cechów zostawały głowami miast, a nie na odwrót. (…) Skoro powtarza się nam dziś w kółko, że rządy naszych ojców opierały się na narzędziach walki, nie zawadzi podkreślić, że ich najbliższe i najcodzienniejsze rządy były oparte w całości na narzędziach pracy. Był to ustrój, w którym narzędzie robotnika stało się berłem.

G. K. Chesterton, Krótka historia Anglii (tłum. A. Doboszyńskiego)

 

Nowy sposób gospodarowania i rozwój przemysłu w całym szeregu państw zmierzał pod koniec XIX wieku do coraz większego podziału społeczeństwa na dwie klasy społeczne, Z tych jedna, nieliczna, korzystała z wszystkich prawie udogodnień życia, których tak obficie dostarczały nowoczesne wynalazki. Druga zaś, obejmująca olbrzymią masę robotników, cierpiała przygnieciona straszną nędzą, bezskutecznie próbując wyzwolić się z niej.

Ten stan rzeczy łatwo znosili ci, którzy opływając w dostatki, widzieli w nim po prostu skutek konieczny praw gospodarczych i w konsekwencji całą troskę o ulżenie biednym zostawiali wyłącznie miłosierdziu, jak gdyby miłosierdzie miało pokrywać te nadużycia, które ustawodawcy nie tylko tolerowali, ale nawet czasem powagą ustaw zatwierdzali. Natomiast najniechętniej znosili te stosunki ciężko przez nie skrzywdzeni robotnicy i burzyli się przeciw dalszemu nadstawianiu karków pod to twarde jarzmo. Z tych jedni, podnieceni złymi podszeptami, zmierzali do zupełnego przewrotu społecznego; ale i drudzy, których chrześcijańskie wychowanie odstraszało od tych złych dążności, utwierdzali się w przekonaniu, że wielkie reformy są konieczne i że szybko przyjść powinny.

Tego samego zdania byli katolicy, tak duchowni, jak i świeccy, których podziwu godna miłość już dawno pchnęła do starań o ulżenie niezasłużonej nędzy proletariatu, Także i ci w żaden sposób nie mogli zgodzić się na to, by tak krzycząca i tak nieuzasadniona nierówność w podziale dóbr ziemskich miała naprawdę odpowiadać zamiarom Najmędrszego Stwórcy.

Papież Pius XI, Quadragesimo anno – O chrześcijańskim ustroju społecznym

 

Zawsze Wierni, nr 45, 03-04.2002, s. 17.