Ks. N.N., Matka a dziecko dojrzewające

Gdy już dziecko ukończy naukę szkolną (zazwyczaj w 14. roku życia), zadanie matki jako nauczycielki religii i wychowawczyni bynajmniej się nie kończy. Naturalnie przybiera ono teraz inne formy. Matka musi bowiem liczyć się z tym, że teraz nie ma przed sobą małych dzieci lecz młodzieńców lub panny. W tym wieku objawia się u człowieka gwałtowny pęd do wolności i samodzielności. Matka musi to wziąć w rachubę. Tych zmian zaszłych w duszy dziecka niech nie uważa za zuchwalstwo i upór, lecz za naturalne objawy dojrzewającego wieku. Naturalnie, że i wówczas trzeba żądać szacunku i posłuszeństwa. Jednak ta cześć, to posłuszeństwo mają pochodzić z dojrzalszego rozumu i głębszego zrozumienia jej miłości macierzyńskiej. W swych pouczeniach niech nie zmusza do wiary, lecz raczej niech usiłuje dziecko przekonać. Gdy napomina, gani lub karę wymierza, niech da odczuć dziecku, że czyni to tylko z miłości ku niemu, dla jego dobra i słowa swoje niech popiera przede wszystkim własnym dobrym przykładem.

Niech więc nie tyle surowością, ile raczej serdeczną namową i dobrocią wychowuje dziecko dojrzewające. To chciał powiedzieć św. Paweł Apostoł, gdy napominał ojców (a to samo odnosi się do matek): „Ojcowie, nie pobudzajcie do gniewu dzieci wasze” (Ef 6, 4). Do tych słów Apostoła, zauważa Ojciec Święty Pius XI w swej encyklice o wychowaniu młodzieży: „Tego pobudzania do gniewu i rozdrażnienia dopuszczają się rodzice, którzy zbyt surowo z dziećmi się obchodzą. Niech matka chrześcijańska dopilnuje by dziecko spełniało obowiązki religijne, niech jednak w tej mierze nie wymaga zbyt dużo, by nie nabrało wstrętu do religii. Wszelako wychowywać należy nadal młodego człowieka i wówczas, kiedy już opuścił mury budynku szkolnego! Wielki i zgubny błąd popełniają ci, którzy go uważają wtedy już za dojrzałego pod względem religijno-moralnym. Nic w tym zaprawdę nie zmieni to naszym czasom tak właściwe przecenianie sił młodzieży i wciąganie jej do zadań, do których jeszcze nie dorosła. Rozkoszujemy się wprawdzie pięknością i zapachem kwiatu, lecz nie zrywamy go, póki nie wydał dojrzałego owocu. Młodzież jest właśnie takim kwiatem, ale dopiero wiek męski jest dojrzałym owocem, dającym prawdziwy pożytek. Dzisiaj nie zwraca się na to uwagi, ze szkodą młodzieży i całego społeczeństwa”.

Rodzicom przysługuje zatem całkowite prawo wychowania, póki dzieci pozostają pod ich opieką, więc także w latach pozaszkolnych. Jasno zaznaczył to Ojciec Święty Pius XI w swej encyklice o wychowaniu: „Ponieważ rodzice mają obowiązek troszczyć się o swoje dzieci, póki one nie są w stanie troszczyć się same o siebie, jasną jest rzeczą, że i nienaruszalne prawo rodziców do wychowania swego potomstwa nadal pozostaje w ich rękach”. „Albowiem – uczy św. Tomasz z Akwinu – natura ma za cel nie tylko spłodzenie dziecka, ale też jego rozwój i postęp, aż do osiągnięcia przez niego najwyższego stopnia doskonałości człowieka jako człowieka, to jest dojrzałości duchowej”. W myśl tych nauk zadaniem rodziców wynikającym z ich praw i obowiązków jest pouczanie i wychowanie religijne swych dzieci także w latach pozaszkolnych.

Gdy rodzice, czy to dobrowolnie, czy też ustawą państwa zmuszeni, powierzają swe dzieci innym ludziom, wysyłając je np. do wyższej szkoły zawodowej względnie dokształcającej, to powinni żądać, aby i tam otrzymały naukę swej religii i w jej duchu były nadal wychowywane. Gdy zaś te dzieci oddają na służbę lub na naukę rzemiosła, powinni sobie zastrzec, aby osoby, którym swe dzieci powierzają, spełniały względem nich obowiązek wychowania religijno-moralnego, takiego, jakie miały w domu u rodziców. Wiele osób, którym powierzono młodzież, ogranicza się do tego, by jej dać sposobność do wypełnienia obowiązków religijnych, względnie nie przeszkadzać jej w tym. Jest to zapoznanie potrzeb młodzieży i obowiązku wychowawczego rodziców! Młodzież potrzebuje jeszcze wychowania, to znaczy przynaglania do pełnienia obowiązków i to zarówno pouczeniem, naganą, przykładem jako też innymi środkami wychowawczymi, aż osiągnie pełny rozwój umysłu i charakteru.

Odnosi się to szczególnie do wychowania religijno-moralnego. Kto sobie rości i obejmuje prawa rodziców, ten też powinien objąć wszystkie ich obowiązki i zadania.

O to powinna się starać przede wszystkim matka, której, dzięki szczególniejszej miłości ku dziecku, jego szczęście doczesne i wieczne najbardziej leży na sercu. Ale częstokroć ta młodzież, oddana do obcych ludzi, prawie zupełnie pozbawiona jest opieki religijnej i moralnej. Czyja w tym wina? Większą częścią zawinili rodzice, a szczególnie matki. Mało ich obchodziły dalsze losy ich dzieci, zaniedbały też należnej przezorności i troski, nie powoływały się na swoje prawa, których się nigdy i przed nikim zrzec się mogą. Oto przykład, jak mało nieraz matki interesują się religijno-moralnym wychowaniem swych dzieci: pewna panienka wróciła z obczyzny, dokąd ją wysłano celem dalszego wykształcenia. Matka cieszyła się z czerstwego i zdrowego wyglądu córeczki. Z radością stwierdziła przyrost jej wagi, już i tak przedtem odpowiedniej. Ale jak się miała sprawa z duszą córki, czy nie tylko w latach, ale też „w mądrości i w łasce u Boga i ludzi się pomnożyła”, oto owa głupia matka się nie pytała. Nie myślała też o tym, by wzmocnić osłabioną wiarę swego dziecka i naprawić jego lekkie obyczaje. Zdrowy wygląd i należyta waga córki, z której się nie mogła dosyć na chełpić – oto wszystko, co jej leżało na sercu. Pozwoliła jej też wylegiwać się w łóżku do południa, wskutek czego córka zaniedbywała Mszę św. w niedzielę i święta.

Niestety, takich nierozumnych matek, nie troszczących się o zbawienie duszy dzieci jest dziś bardzo dużo. Dla młodzieży opuszczającej dom rodzicielski i udającej się w świat, zorganizował Kościół św. w swej trosce macierzyńskiej osobne duszpasterstwo. Ale usiłowania Kościoła pójdą na marne, jeżeli ich nie poprze „współpraca rodziców, zwłaszcza matek. Dlatego przypominam ponownie, że one właśnie ponoszą główną odpowiedzialność za swoje dzieci, i że matki przede wszystkim mają obowiązek troszczyć się o duszę dzieci także wówczas, gdy te dzieci przebywają poza domem. Matka chrześcijańska myślą i modlitwami towarzyszyć będzie takiemu dziecku i prowadzić z nim ożywioną korespondencję. W listach swych udzielać będzie zbawiennych nauk, napominać do zachowania wiary i czystości obyczajów, zachęcać do spełniania obowiązków religijnych. Zwróci się także do odnośnego duszpasterza, polecając swoje dziecko jego kapłańskiej opiece. Miłość macierzyńska niewyczerpana w pomysłach znajdzie jeszcze inne sposoby do utrzymania w dziecku wiary, niewinności i pobożności” (Divini illius magistri).

 

Artykuł stanowi dalszą część cyklu „Dajcie mi armię chrześcijańskich matek!” (zob. RK nr 11 w „Zawsze Wierni”, nr 5/2001).

Z języka niemieckiego przełożył ks. Antoni Michalak SDS. Wydawnictwo XX. Salwatorianów, Mikołów 1937.

 

Pięć rad dla katolickich rodzin

 

1. Źródłem świętości katolickiej rodziny i zarazem najskuteczniejszym środkiem obrony przeciwko wpływom liberalnej cywilizacji jest częste korzystanie z sakramentów św., a zwłaszcza udział w Najświętszej Ofierze Mszy.

2. Wspólna modlitwa rodzinna – zwłaszcza modlitwa przy posiłku i wieczorna modlitwa różańcowa – jest pierwszą i najskuteczniejszą katechezą, a zarazem najpiękniejszą nauką ufności w Bożą opatrzność i opiekę. Dzieci nie wychowane w tej rodzinnej szkole modlitwy pozostają w pewien sposób okaleczone, będą też szczególnie narażone na zaniedbanie praktyk religijnych w wieku późniejszym.

3. Katoliccy rodzice pilnować muszą, by do ich domu nie miały przystępu mody czy zwyczaje obrażające katolicką moralność. Ich dzieci dorastać muszą zapatrzone w Niepokalaną – wzór czystości i wstrzemięźliwości.

4. W czasach, gdy ci, którzy powołani zostali do przekazywania nauki naszego Pana i Kościoła św., sprzeniewierzają się swojemu posłannictwu, na rodziców spada obowiązek wpojenia dzieciom prawd wiary i katolickich zasad moralnych. Ponieważ jednak nikt nie może dać tego, czego sam nie posiada, zobowiązani są oni do stałego pogłębiania swej znajomości nauki katolickiej przy pomocy dobrych katechizmów i pobożnych książek o uznanej prawowierności.

5. Telewizja niszczy życie rodzinne, wprowadza do świątyni katolickiego domu nieczystość, kult pieniądza i bezsensowną przemoc. Jest najskuteczniejszą bronią demoliberalnego systemu. Rodzice prawdziwie zatroskani o zbawienie swoich dzieci nie przepuszczą przez próg swych domów liberalnej propagandy znieważającej Boga, ośmieszającej katolicką moralność i oparty na niej chrześcijański ład społeczny.

 

Rodzina Katolicka, nr 13 (przy ZW nr 45), s. XI. [2/2002 (45)]