Święto 9 marca
Św. Franciszka urodziła się w 1384 r. Życie jej streszcza się w jednym wyrazie: wizja. Życie dla niej, to było widzenie. Życie jej na ziemi było tylko lekką, przejrzystą zasłoną tego życia, które już wiodła w innym świecie. Życie jej doczesne było tylko pozorem. Już w 12. roku życia była niezwykłą istotą. Pragnęła nie wychodzić za mąż, ale skoro spowiednik zalecił jej, by się nie opierała życzeniom rodziców, wyszła za Wawrzyńca Ponziani.
Zaraz po ślubie zachorowała. Uzdrowiona ukazaniem się św. Aleksego, prowadziła odtąd w swym domu życie surowe i niezwykłe. Musiała się przekonać, że małżeństwo nie zmniejszyło bynajmniej łaski jej wewnętrznej, i że Boga w rozdawnictwie Jego łask nie ograniczają żadne kategorie ani wyjątki. Życie, jakie wiodła w małżeństwie, okazało jej i innym, że dobrze zrobiła wychodząc za mąż.
Śmierć syna Jana zaliczona być musi do łask, jakie spotkały św. Franciszkę w tym życiu. Dziecko to miało śmierć nadzwyczajną. „Widzę, rzekło, św. Antoniego i Onufrego, którzy idą, by mnie wprowadzić do nieba”. Pochowany został w kościele św. Cecylii.
Ważne wypadki dziejowe i wydarzenia rodzinne nie zburzyły wprawdzie pokoju wewnętrznego Franciszki, ale mu zagrażały. Król neapolitański Władysław (syn Karola III, z dynastii Andegawenów, panował w latach 1386-1414, przyp. red. Zawsze Wierni) owładnął Rzymem. Dom Franciszki został złupiony, dobra skonfiskowane, mąż jej wygnany. Burza, która mogła zdruzgotać rodzinę, nie dokonała tego. Pokój powrócił – Wawrzyniec został odwołany z wygnania, dobra zabrane zostały mu zwrócone.
Odtąd tym surowszy żywot wiodła Franciszka. Spowiednik musiał miarkować umartwienia, które sobie zadawała. W siostrze męża znalazła przyjaciółkę i powiernicę, przed którą mogła otwierać duszę i najgłębsze jej tajniki.
Vannosa, siostra Wawrzyńca, chodziła wraz z Franciszką od drzwi do drzwi, by żebrać dla ubogich. Razem odbywały pielgrzymki poza domem, razem modliły się w domu. Pewnego dnia kapłan, który miał jej za złe przesadę w pobożności, dał jej niekonsekrowaną hostię. Poskarżyła się oto; kapłan przyznał się do winy, i odprawił za to pokutę. Rok 1434 zaznaczył się strasznymi klęskami. Papież Eugeniusz IV był na wygnaniu; ponieważ w wojnie Florencji z księciem mediolańskim Filipem stawał po stronie pierwszej, Filip przez zemstę zbuntował przeciwko papieżowi niektórych biskupów zebranych w Bazylei. Postawiono kilka schizmatyckich wniosków. Ośmielono się nawet wezwać Eugeniusza jako oskarżonego przed koncylium.
W nocy 14 października 1434 r. Franciszka ujrzała w swoim oratorium Matkę Boską z Dziecięciem na ręku i otrzymała od Niej wskazówki i rozkazy dla przesłania ich papieżowi do Bolonii. Nazajutrz udaje się Franciszka do swego spowiednika don Giovanniego i błaga go, by się udał do Bolonii dla wykonania rozkazów Maryi. Don Giovanni waha się. „To się na nic nie przyda – mówi – papież mi nie uwierzy; skompromituję siebie i ciebie; ciebie wezmą za wariatkę, mnie za zwiedzioną ofiarę”. Zniewolony jednak gorącymi prośbami Franciszki – jedzie do Bolonii. Papież przyjmuje go jak najlepiej, przyznaje słuszność prośbom Świętej i wydaje rozkazy stosowne do jej życzeń. Don Giovanni powraca, a gdy chce opowiedzieć Franciszce dzieje swej podróży, ona mu przerywa: „Pozwól ojcze, mówi, bym ja ci opowiedziała twoją podróż; towarzyszyłam ci w duchu: wiem wszystko, co się stało”.
Wśród przygód podróży miało miejsce uzdrowienie wymodlone przez św. Franciszkę.
Przyjaźń Franciszki i Vannosy zasłynęła wśród ludzi i aniołów. W życiu zewnętrznym rzadko się rozstawały, wżyciu wewnętrznym nigdy. Ta boska przyjaźń została potwierdzona również boskim znakiem. Pewnego dnia obie kobiety siedziały w ogrodzie pod drzewem, naradzając się nad swym uświętobliwieniem i nad ćwiczeniami, dla praktykowania których pozwolenie ich mężów było konieczne. Tymczasem na drzewie, a było to wiosną, zamiast kwiatów ukazują się owoce. Dojrzałe gruszki spadają u ich stóp, niosą je mężom, i przez ten cud przekonują ich, by nie sprzeciwiali się zamiarom.
W r. 1435 małżonka Wawrzyńca postanowiła założyć stowarzyszenie panien i wdów. Wiele widzeń niebiańskich utwierdziło ją w tym zamiarze. Była też Święta pierwszą przełożoną i kierowniczką domu oblatek przez siebie założonego. Ona sama prowadziła siostry do szpitali i do ubogich. Siostry opatrywały chorych i dostarczały ubogim wszystko, czego potrzebować mogli. Zdarzało się, że zamiast niedostatecznego wsparcia lub pomocy, przynosiła św. Franciszka nagłe i cudowne uzdrowienie.
W rok po śmierci syna swego Jana Ewangelisty, Franciszka ujrzała go w swym oratorium. „Wkrótce, rzekł, moja siostra Agnieszka połączy się ze mną, ale oto przyprowadzam ci mego towarzysza, który odtąd będzie twoim. Pan Bóg przysyła ci archanioła, który cię już nie opuści”.
Odtąd Franciszka czytała i pracowała równie dobrze w nocy, jak we dnie, bo archanioł był światłem tylko dla niej widocznym. Światło ukazywało się jej raz z prawej, raz z lewej strony.
W kilka lat później, 13 sierpnia 1439 r. Franciszka zauważyła zmianę w postawie i twarzy archanioła. Twarz ta promieniała silniej. Archanioł rzekł jej: „Będę tkał zasłonę o stu niciach, potem drugą o sześćdziesięciu, na koniec trzecią o trzydziestu”.
W sto dziewięćdziesiąt dni po tym widzeniu trzy zasłony były skończone: Franciszka umarła.
Franciszka miała przeczucie śmierci i uprzedziła o tym przyjaciół. Prosiła Boga o śmierć, by nie widzieć na ziemi nowych klęsk, jakie miały spaść na Kościół, o czym świadomość posiadała. W tej właśnie chwili antypapież przybierał miano Feliksa V.
Franciszka zachorowała. Spowiednika swego prosiła, aby nie zapomniał o niczym, co do zbawienia jej duszy potrzebne. A w kilka dni później zawołała: „Wędrówka moja skończy się w nocy ze środy na czwartek”. Śmierć przyszła w oznaczonej chwili.
Właściwe życie św. Franciszki stanowią widzenia. Między nimi najdziwniejsze, najbardziej charakterystyczne i najwięcej zadziwiające są wizje piekła. Niezliczone męczarnie, tak różnorodne jak występki, ukazywały jej się zarówno w całokształcie, jak i w najdrobniejszych szczegółach. Widziała, jak szatani wlewali w gardła skąpców potoki roztopionego złota i srebra. Widziała wiele szczegółów dziwnych, przerażających, widziała hierarchię szatanów, ich czynności, męczarnie i zbrodnie, do których pobudzają. Widziała oddanego pysze Lucyfera, wodza pysznych – króla szatanów i potępionych. A król ten cierpi stokroć gorzej niż jego poddani. Piekło podzielone jest na trzy części: wyższe, średnie i najniższe. W głębi piekła najniższego przebywa Lucyfer jako powszechny władca; podlega mu trzech rządców postawionych nad wszystkimi innymi: Asmodeusz, rządzący grzechami ciała, były Cherubin; Mammon, rządzi w sferze grzechu skąpstwa, przy czym należy zauważyć, że pieniądz sam przez się tworzy jedną z trzech głównych kategorii grzechu; oraz Belzebub, władca grzechów bałwochwalstwa. Zbrodnie będące w związku z magią, spirytyzmem, zależą od Belzebuba, będącego wyłącznym władcą ciemności. Jego dręczy ciemność i za pomocą ciemności dręczy swoje ofiary. Pewna część szatanów przebywa w piekle, inna unosi się w powietrzu, pozostała przebywa w pośród ludzi, szukając kogo by pożreć Ci, którzy zamieszkują piekło, wydają rozkazy i wysyłają posłów; ci z powietrza oddziaływają fizycznie na zmiany atmosferyczne i teluryczne (księżycowe – przyp. red. Zawsze Wierni), zieją swym zgubnym wpływem i zatruwają powietrze fizycznie i moralnie. Głównym ich zadaniem jest osłabienie duszy. Skoro szatani ziemscy ujrzą duszę osłabioną działaniem duchów nadpowietrznych, napastują ją w tym osłabieniu, by ją tym łatwiej zwyciężyć. Napastują ją w chwili, w której zaczyna wątpić o Opatrzności. Duchy powietrza są głównymi sprawcami tego grzechu, a skoro ten duszę osłabi, szatan ziemski usiłuje ją przywieść do upadku. Najprzód skoro ją osłabi zwątpienie, popycha ją ku pysze, w którą wpada tym łatwiej, im jest słabsza; skoro pycha zmniejszyła jeszcze odporność duszy, podsuwa jej grzechy ciała, skoro te ją jeszcze więcej osłabią, napastują duszę grzechy chciwości, a gdy odporność duszy zostanie jeszcze zmniejszona, przychodzi szatan bałwochwalstwa, który dopełnia ostatecznie i kończy to, co tamci rozpoczęli.
Wszyscy w zgodnym porozumieniu pracują dla zła; a oto prawo upadku: każdy grzech, w którym trwamy, pociąga za sobą inny grzech, a bałwochwalstwo, magia, spirytyzm oczekują na dnie otchłani tych, którzy z przepaści w przepaść się zsuwając, stoczyli się w otchłań.
Cała hierarchia niebieska sparodiowana jest w piekle. Żaden z szatanów nie może kusić duszy bez pozwolenia Lucyfera. Szatani, którzy stale zamieszkują piekło, podlegają karze ognia. Ci, którzy unoszą się w powietrza lub żyją pod ziemią, nie cierpią wprawdzie od ognia, ale znoszą inne męki, z których najcięższą jest widok dobra, które spełniają Święci. Człowiek czyniący dobrze naraża szatana na nieopisane męczarnie. Święta Franciszka podczas pokus, jakie na nią przychodziły, wiedziała, sądząc z ich rodzaju i gwałtowności, z jakiej wysokości upadł anioł kusiciel i do jakiej wprzód hierarchii należał.
Skoro dusza dostanie się do piekła, jej szatan kusiciel odbiera podziękowanie i powinszowanie od tłumu innych szatanów. Ale jeśli dusza, którą kusił, zostanie zbawiona, inni szatani prowadzą kusiciela, naigrywając się z niego przed tron Lucyfera, który mu wyznacza specjalną, niezależnie od cierpianych już tortur, mękę. Taki szatan wchodzi niekiedy następnie w ciało zwierząt lub innych ludzi; wówczas przybiera na siebie pozory duszy zmarłego.
Widzimy, że nowoczesne prądy, znane bliżej od czasu wirujących stolików, wówczas już były w użyciu, i zostały opisane przez św. Franciszkę.
Szatan, któremu się udało zgubić duszę ludzką, skoro ta dostanie się do piekła, pozostaje kusicielem innej duszy; jest on tym razem zręczniejszy, bo wzbogacony doświadczeniem, jakiego nabył, pracując na zgubę pierwszej; po zwycięstwie nabiera siły i zręczności.
Jeżeli człowiek trwa w grzechu śmiertelnym, św. Franciszka widzi szatana nad nim; gdy grzech jest odpuszczony, widzi go już nie nad człowiekiem, ale obok niego. Po dobrej spowiedzi szatan ma mniej siły, a pokusy są mniej natarczywe. Gdy imię Jezus jest wypowiedziane z nabożeństwem, św. Franciszka widzi, jak złe duchy na ziemi, w piekle i w powietrzu pochylają się w okrutnych męczarniach, tym okrutniejszych, im pobożniej jest Imię to wypowiedziane. Jeśli imię Jezus jest wypowiedziane bluźnierczo, szatani pochylają się również, ale do męki, jaką im sprawia oddanie czci Bogu, przyłącza się pewien rodzaj przyjemności.
Gdy człowiek w bluźnierstwie wzywa Imienia Boga, aniołowie nieba pochylają się również, wyrażają cześć niezmierną. Tak więc człowiek, którego usta poruszają się tak łatwo i tak lekkomyślnie wymawiając straszliwe Imię, nie domyśla się nawet, iż dźwięk jego głosu we wszystkich światach wywołuje taki nadzwyczajny skutek i budzi echa, których siły i ważności nie domyśla się nawet mówiący to na ziemi.
Ogień czyśćcowy różni się wielce od ognia piekielnego. Ten ostatni przedstawia się św. Franciszce jako płomień czarny; ogień w czyśćcu jest jasny i czerwony. Widzi ona nie w czyśćcu, ale na zewnątrz anioła stróża po prawej, szatana kusiciela po lewej stronie cierpiącego. Anioł stróż przedstawia Bogu modły ofiarowane przez żyjących za dusze w czyśćcu cierpiące. Co do modlitw ofiarowanych za te dusze, które sądzimy być w czyśćcu, a których tam nie ma, przeznaczenie ich według św. Franciszki jest następujące: jeśli dusza, którą sądzimy być w czyśćcu jest w niebie i modlitw naszych nie potrzebuje, modlitwa idzie na pożytek innych dusz w czyśćcu pozostających, a także na pożytek tego, który modły zanosi; jeżeli dusza, którą sądzimy być w czyśćcu jest w piekle, modlitwa za nią zaniesiona idzie całkowicie na pożytek osoby modlącej się i nie rozdziela się na inne dusze, jak w razie poprzednim.
Św. Franciszka widzi w czyśćcu trojakie pomieszczenie, niejednakowo straszne i bolesne. Te części dzielą się jeszcze na oddziały. Wszędzie kara jest ustosunkowana do grzechu, do jego rodzaju, przyczyn, skutków i innych okoliczności.
Jednym z najpiękniejszych widzeń Świętej było widzenie trojga niebios. Pewnego dnia ujrzała niebo gwiaździste, niebo kryształowe i niebo empirejskie. Ujrzała bezmiar gwiaździstego nieba, jego wspaniałość, olbrzymie przestrzenie dzielące gwiazdy jedną od drugiej. Niektóre z nich wydały jej się większe niż ziemia. Niebo gwiaździste dało jej pojęcie o nieznanej i trudnej do objęcia wspaniałości. Niebo kryształowe wydało jej się wzniesione ponad niebo gwiaździste o tyle, o ile gwiaździste wzniesione jest nad ziemią.
Ujrzała wspaniałość nieba kryształowego, przenoszącą o wiele wspaniałość pierwszego nieba. Niebo empirejskie jest o wiele wyżej wzniesione ponad kryształowe, niż kryształowe ponad gwiaździste. Nie sposób sobie wyobrazić jego bezmiaru i wspaniałości. Dusze Błogosławionych i Świętych ziemi, oświetlone promieniami idącymi z ran Chrystusowych, w ogniu nierównych promieni niejednakowo jaśniały. Rany nóg oświetlały tych, którzy kochali, rany rąk tych, którzy kochali goręcej, rany serca tych, których miłość była najczystsza. Św. Franciszka w widzeniu tym ujrzała własną duszę zagłębioną w ranie serca. Rana ta wydała się jej bezbrzeżnym oceanem; była to przepaść, której dna nie można było dojrzeć, a im więcej się w niej zagłębiała, tym ogrom jej się powiększał, tym więcej był niezgłębiony.
Innego dnia usłyszała z ust Jezusa te słowa: „Ja jestem głębiną potęgi Bożej. Ja stworzyłem niebo i ziemię, rzeki i morza. Wszystko stworzyłem wedle mojej mądrości. Jestem Głębią, jestem Mądrością Bożą, Mądrością nieskończoną, jestem jednorodzonym Synem Boga. Jestem Wysokością, niezmierzoną sferą (immensa rotunditas), Wyżyną Miłości, nieskończoną Miłością: przez pokorę, opartą na posłuszeństwie, zbawiłem rodzaj ludzki”.
Kończy najwznioślejszym widzeniem: „Ujrzałam – mówi do swego spowiednika – Istność przed stworzeniem aniołów. Widziałam Istność taką, jaką wolno oglądać stworzeniu cielesnemu”. Było to olbrzymie koło jaśniejące, okrągłe, a nie spoczywało na niczym, samo sobie będąc podporą. Wspaniałość niepojęta, której umysłem objąć niepodobna biła od tego koła, a Franciszka nie mogła patrzeć wprost na ten blask nieopisany. Poniżej tego świetlistego i bezbrzeżnego koła była pustynia, robiąca wrażenie próżni; było to miejsce nieba, zanim stało się niebo. Wewnątrz koła coś zbliżonego do bardzo białej i olśniewającej kolumny; było to jakby zwierciadło, w którym św. Franciszka widziała odblask Bóstwa; i ujrzała tam kilka nakreślonych znaków: początek bez początku i koniec bez końca.
Gdyż Bóg w Słowie nosił pierwowzory wszystkich rzeczy, zanim je stworzył.
Potem widziała, jakby niezliczone płatki śniegu, pokrywające góry: oto stworzeni aniołowie. Trzecia część ich zostanie strącona w przepaść; dwie trzecie pozostaną w chwale.
W tym zasadniczym widzeniu ukazało się też św. Franciszce Niepokalane Poczęcie Dziewicy.
Widzenie tamtego świata było charakterystyczną cechą i wybitnym rysem św. Franciszki Rzymianki.
Zawsze Wierni, nr 45, 03-04.2002, s. 140.