Przy zawieraniu małżeństwa obie strony ofiarują się sobie nawzajem na współżycie, dając sobie przez to prawo do tego wszystkiego, co jest konieczne do urzeczywistnienia istotnych celów małżeństwa – to jest jakby część materialna, wstępna, umowy małżeńskiej, wyrażająca gotowość do spełnienia wszystkiego, co należy do pożycia małżeńskiego, jeśli druga strona zechce tę ofiarę przyjąć. Dopiero przyjęcie tej ofiary z jednej i drugiej strony dopełnia umowy małżeńskiej i stanowi jej element formalny. Przyjmując wzajemnie sobie uczynioną ofiarę, małżonkowie stają się czymś jednym, „nie są już dwoje, ale jedno ciało” i umowa ta wiąże ich aż do śmierci. Ślicznie jest to wyrażone w przysiędze krajów anglosaksońskich, gdzie obie strony ślubują sobie wierność małżeńską „na lepsze czy gorsze czasy, w dostatku czy ubóstwie, w chorobie czy zdrowiu, aż do śmierci”.
Pomoc nadprzyrodzona, jaką daje Sakrament Małżeństwa, rozciąga się na wszystkie jego zadania i podnosi na wyższy, nadprzyrodzony poziom zarówno całe duchowe i zmysłowe współżycie małżonków, jak i te wielkie obowiązki wychowawcze, które ich czekają z chwilą, kiedy Bóg ich związkowi pobłogosławi i obdarzy ich potomstwem. Do tych obowiązków trzeba się jednak przygotować, nim jeszcze dzieci przyjdą na świat. Od pierwszego dnia po ślubie należy tak sobie urządzić swe pożycie rodzinne, aby nie trzeba było go później reformować, gdy dzieci krytycznym okiem zaczną się przyglądać postępowaniu rodziców.
Od ducha i nastroju, w jakim się idzie do ołtarza, od postanowień, z jakimi się przysięgę małżeńską składa, i od tej gotowości poddania się łaskom, które Sakrament w duszy sprawi i pójścia za ich natchnieniem, zależy powodzenie pożycia małżeńskiego i to trochę szczęścia, którego wolno w nim szukać.
Nie należy bowiem zapominać, że i do małżeństwa, podobnie jak i do wszystkich spraw ludzkich odnoszą się te słowa Zbawiciela: „Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a to wszystko będzie wam przydane”. Kto pamięta, że małżeństwo ma na celu utrzymywać Królestwo Boże na ziemi i kto rachuje się zawsze w pożyciu małżeńskim z wymaganiami sprawiedliwości Bożej, ten znajdzie w nim na pewno wiele szczęścia i radości, które Bóg doń przydał. Kto natomiast szukać w nim będzie przede wszystkim własnego szczęścia z zapomnieniem o Królestwie Bożym i jego sprawiedliwości, tego spotka wkrótce zawód i nie tylko szczęścia nie znajdzie, ale i innym go nie przyniesie, ani towarzyszce życia, ani zrodzonym z nią dzieciom. Taki pierwszy będzie się domagał zmian prawa małżeńskiego, łudząc się, że instytucja małżeńska jest winna nieszczęścia i zawodu, jakie go spotkały, a nie on sam.
Rodzina Katolicka, nr 12 (przy ZW nr 43), s. XXII. [6/2001 (43)]