Matka a czasy obecne

Obowiązki i prawa matki w swej istocie pozostają zawsze te same, wszelako ich zastosowanie bywa różne, stosownie do każdorazowych prądów czasu. Nim przeto przystąpimy do omówienia poszczególnych zadań matki w naszych czasach, musimy koniecznie zapoznać się z prądami duchowymi czasów obecnych, zwłaszcza w dziedzinie religijnej, a tym samym w dziedzinie wychowania.

Przystępując do tego zadania, muszę uwzględnić całokształt prądów kulturalnych, nurtujących dzisiaj ludzkość. Albowiem takie prądy, które gdzieś nagle powstają, mają tę właściwość, że zmierzają do ogarnięcia całej ludzkości. Przy tym niebywały postęp techniki sprawia, że te nowe prądy z niesłychaną szybkością i łatwością docierają do wszystkich warstw społeczeństwa.

Znamieniem naszych czasów jest całkowita laicyzacja, czyli zeświecczenie wszystkich dziedzin życia.

Laicyzacja, zeświecczenie. Co znaczy to słowo? Otóż oznacza ono radykalny rozdział pomiędzy życiem a religią, stworzeniem a Stwórcą, człowiekiem a Bogiem, między doczesnością a wiecznością, między niebem a ziemią; laicyzacja, to odwrócenie się od prawdziwego celu i treści życia, zatkanie źródła pociechy, szczęścia i pokoju, to panowanie „księcia ciemności”, wyniesienie go na tron, bo gdy się Boga z tronu strąca, wówczas szatan chwyta za berło. Laicyzacja to powrót „do ciemności i cieni śmierci”, nawrót do pogaństwa, raz na zawsze, zdawałoby się, pokonanego; to nowoczesne pogaństwo. Znikają krzyże z dróg i domów, święte imię Boże zamiera na ustach ludzkich, jednym słowem; to bolszewizm.

Te poglądy i prądy nie powstały dopiero dzisiaj. Hasła: „Precz z Rzymem”, „precz z Bogiem”, „precz z Chrystusem”, rozbrzmiewają po ziemi od wieków. Rozlegały się nawet wówczas, gdy Zbawiciel przyszedł na świat. Wszak już staruszek Symeon prorokował o Chrystusie: „Ten położony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu sprzeciwiać się będą”. A gdy Chrystus założył swój Kościół, rozpoczęła, się walka z Kościołem pod hasłem: „Precz z Kościołem, precz z Rzymem!” Wrogów Boga, Chrystusa i Jego Kościoła nigdy nie brakowało na świecie. Tylko stopień i natężenie ich nienawiści w różnych czasach były różne. Nasze czasy zdobyły w tej walce z Bogiem smutny rekord. Z niebywałą energią i z zastosowaniem wszystkich możliwych środków idzie się dzisiaj do walki. Dzisiejsi wrogowie Boga wypowiadają walkę już nie tylko jednej lub drugiej prawdzie objawionej czy praktyce religijnej, ani nawet takiemu lub innemu wyznaniu religijnemu, lecz prześladują swoją nienawiścią naukę i życie chrześcijańskie, w ogóle zabierają się do zburzenia samych fundamentów, na których one spoczywają. Co więcej; nie tylko religię chrześcijańską pragną wyrugować, ale religię w ogóle, wszelkie więzy łączące człowieka z Bogiem. A jak dawniej ograniczono się do wyrugowania religii tylko z życia publicznego, uważając ją za „rzecz prywatną”, dzisiaj zmierza się do wyrugowania jej z życia rodziny, a nawet ze serc jednostek.

Dawniej kontentowano się odebraniem wiary ludziom dorosłym, dojrzałym, co najwyżej dorastającej młodzieży. Dzisiejsza nienawiść do religii nie zatrzymuje się nawet przed małym dzieckiem. Jeżeli w dawniejszych czasach nawet zawzięci niedowiarkowie, wrogowie Chrystusa i Kościoła, uważali religię, chociaż ją sami porzucili, za potrzebną dla dzieci i ich wychowania, to dzisiaj pragnie się właśnie dzieciom i odebrać wiarę. Przekonawszy się, że za późno na rugowanie wiary z serc ludzkich, jeżeli ona już tam zapuściła korzenie, wrogowie Boga rozumują tak: „Trzeba zacząć z tą robotę u dzieci, nie dopuszczając, by wiara w ogóle w sercach zapuściła korzenie; skoro trudno wyrywać wschodzące już zasiewy, to trzeba w ogóle nie dopuścić do zasiewu ziarna Bożego na roli serc ludzkich. Taka metoda jedynie prowadzi do celu”.

Owoce tej roboty ujawniają się już w całej okropności w Rosji bolszewickiej. Tam według słów Ojca Św. powtarza się zbrodnia Heroda, mordującego niewinne dziatki.

Zbrodnia bolszewików jest o tyle okropniejsza, że Herod zabijał ciała tych dziatek, oni zaś dusze.

Oto najokropniejsza i najbardziej zgubna strona dzisiejszych prądów, najokropniejsza, bo zagrożone jest to, co ludzkość ma najcenniejszego i najdroższego: dziecko, najbardziej zgubna, bo chodzi o przyszłość Królestwa Bożego między nami.

Dziecku grozi niebezpieczeństwo, ciężkie niebezpieczeństwo.

Ten dzwon na trwogę powinien poruszyć serca przede wszystkim matek. Matka musi sobie zdać sprawę z tego niebezpieczeństwa, ocenić całą jego grozę i okropność. Beztroska, spokój w obliczu grożącego niebezpieczeństwa jest u małego dziecka – zaletą, u dorosłego człowieka, świadomego swej odpowiedzialności – zbrodnią nie do darowania, zwłaszcza u matek. Niestety, w naszych tak groźnych czasach wiele matek zdradza taką obojętność, że dają powód do największych obaw o przyszłość dzieci. Matko chrześcijańska! Nie daj się zmylić fałszywymi zapewnieniami. Wspomnij na Zbawiciela, Boskiego przyjaciela dziatek, wylewającego gorzkie łzy nad Jerozolimą. Tak pewnie i teraz płacze nad spustoszeniem grożącym świątyni duszy twego dziecka. On i ciebie napomina: „0, gdybyś i ty poznała i to w tym dniu twoim, co tobie ku pokojowi służy!”. Oby nie musiał dodać: ,A teraz to jest zakryte przed oczami twoimi”. Słuchaj też Jego bolesnej skargi: „Ile razy chciałem zgromadzić dzieci twoje koło siebie Jak kokosz zgromadza kurczęta pod swoje skrzydła”. Oby nie musiał dodać: ty nie chciałaś”. Matka chrześcijańska, zdająca sobie sprawę z grozy tego niebezpieczeństwa, powinna wytężyć wszystkie siły, by je odwrócić, powinna stanąć do obrony z całą miłością swego macierzyńskiego serca, zdolnego do wszystkich, nawet heroicznych ofiar. Matko chrześcijańska! Musisz ratować dzieci swoje. Od ciebie wszystko zależy: i przyszłość Królestwa Bożego wśród naszego narodu, i twoje własne szczęście macierzyńskie, i zbawienie twoich dzieci. Stąd też zrozumiesz te moje wskazówki i napomnienia, którymi pragnę przemówić ci do serca i do sumienia. Z tej smutnej rzeczywistości powstają dla ciebie nowe zadania w wychowaniu twych dzieci. W następnych rozdziałach wyłożę ci te zadania szczegółowo.

 

Zadania matki

Z obowiązków i praw macierzyńskich, jak też z każdorazowych prądów, nurtujących ludzkość, wynikają zadania matki chrześcijańskiej.

 

Przygotowanie do małżeństwa

Zadania matki chrześcijańskiej rozpoczynają się, nim jeszcze zostanie matką. Jej pierwsze zadanie, to przygotowanie się do macierzyństwa. Młoda chrześcijanka musi je spełnić – świadomie czy nieświadomie. Nieodzownymi warunkami szczęśliwego i błogosławionego macierzyństwa są: zdrowie ciała, czystość i świętość duszy. Ten fundament powinien położyć już dom rodzicielski. Tak dziewczyna, która ma być powołana do godności macierzyństwa, jak i rodzice jej powinni mieć zawsze przed oczyma to, że matka musi dziecku przyświecać dobrym przykładem. Stąd też powinna być ugruntowana w wierze świętej, w sumienności, w wiernym przestrzeganiu przykazań Bożych i wyposażona w cnoty chrześcijańskie.

Te zalety powinna nabyć już w wieku młodocianym; powinna je pielęgnować, rozwijać, udoskonalać. A skoro zanosi się na to, że może już niezadługo matka będzie jedyną nauczycielką religii swoich dzieci, musi nabyć gruntownej i obszernej znajomości wiary i katechizmu. Kto bowiem ma innych pouczać, ten nie może być nieukiem. Tych wiadomości trzeba koniecznie nabyć jeszcze przed zawarciem małżeństwa. Niestety, pod tym względem zdarzają się wielkie braki. Na egzaminie przedślubnym ujawnia się częstokroć wprost rażące nieuctwo w sprawach wiary. Jakże te przyszłe matki będą pouczać swoje dzieci, skoro same nic nie umieją? Gdy młoda matka spostrzeże te braki u siebie, powinna dołożyć wszelkich starań, by zapełnić te luki w swych wiadomościach religijnych. W tym celu niech chwyci za katechizm, niech pilnie słucha kazań i nauk, niech też szuka pouczenia w bractwie matek chrześcijańskich. Oby matki nie lekceważyły tego obowiązku, albowiem biorą na siebie ciężką odpowiedzialność za dziecko przed Bogiem. Matka powinna zawsze pamiętać o tym, że jest rodzoną nauczycielką religii swoich dzieci. Sam Bóg włożył na nią to zadanie i ten obowiązek.

Młoda chrześcijanka, która nosi się z zamiarem wstąpienia do stanu małżeńskiego, powinna przy powzięciu odnośnego postanowienia mieć na oku przyszłe macierzyństwo. Musi więc sobie zdać sprawę z tego, że zasadniczym celem małżeństwa, jego pierwszym dobrem i najcenniejszym owocem jest potomstwo. W świetle tej prawdy niech się zbada gruntownie, czy posiada zdolności tak fizyczne, jak i duchowe do małżeństwa i macierzyństwa. Nadto musi się zastanowić, czy jej przyszły małżonek odznacza się takimi zaletami charakteru i takim wyrobieniem religijnym, które pozwalają żywić słuszną nadzieję, że będzie prawdziwie chrześcijańskim ojcem. Także jako narzeczona niechaj macierzyństwa nigdy nie spuszcza z oka. Przede wszystkim powinna baczyć na to, by pilnie strzeżoną dotychczas czystość zachowała aż do ślubnego kobierca. Albowiem tylko na świętym gruncie czystości wyrasta szczęśliwe i błogosławione macierzyństwo. Dlatego powinna oddawać się żarliwej modlitwie i łączyć się z Bogiem w Komunii św. Niechaj się też pilnie wpatruje w Przeczystą Dziewicę i Matkę, Maryję.

W małżeństwie powinna wiernie spełniać swe obowiązki, od których zależy szczęśliwe i błogosławione macierzyństwo. Skoro poczuje, że Bóg, spełniając jej gorące pragnienie, pobłogosławił jej, niech pamięta o tym, że pod swoim sercem nosi nowe życie, przez Boga stworzone i dla Niego przeznaczone i że ta nowa istota, tak ściśle z matką złączona, bierze udział we wszystkim, co się dzieje w jej ciele i duszy. Modlitwą i przyjmowaniem sakramentów św. powinna położyć grunt pod przyszłą świętość oczekiwanego dziecięcia. Jaka to wzniosła i słodka myśl, że Jezus Eucharystyczny po Komunii św. jest tak blisko dziecięcia spoczywającego w jej łonie i błogosławi mu.

 

Matka a niemowlę

Skoro chrześcijańska małżonka została matką, spada na nią święty obowiązek postarania się o to, aby jej dziecięciu dostały się w udziale te łaski nadprzyrodzone, które Bóg w swej hojności mu przygotował. Jak najwcześniej niech każe to dziecię zanieść do chrztu św. Powinno jej zależeć na tym, by to dziecię, które na świat wydała, stało się czym prędzej dzieckiem Bożym.

Z chwilą chrztu św. dziecię wstępuje na drogę życia łaski, a tym samym na drogę prowadzącą do celu nadprzyrodzonego, wiecznego. Tę doniosłą prawdę powinna matka mieć na oku przy wyborze imienia chrzestnego. Imię dziecka jest jakoby hasłem. Zawiera ono w sobie zasady i program jego przyszłego wychowania, kierunek jego własnego postępowania, gdy dojdzie do używania rozumu. W wyborze chrzestnego imienia nie wolno się kierować modą ani próżnością, lecz właściwym zadaniem imienia chrzestnego, polegającym na tym, by dziecko miało wzór swego postępowania na całe życie. Jeżeli dziecko ma zostać prawdziwym chrześcijaninem i żyć jako chrześcijanin, to niech mu matka wybierze imię chrześcijańskie, imię świętego. Spośród imion świętych mamy tak wielki wybór, że oprócz wymagań religijnych z łatwością można zaspokoić wszystkie inne wymagania. Nadawanie dzieciom imion pogan dawniejszych czy nowoczesnych jest rzeczą chrześcijańskich rodziców niegodną i krzywdą wyrządzoną własnemu dziecku. Tacy rodzice nie zdają sobie sprawy z tego, jak bardzo się tym postępowaniem ośmieszają. W imionach nadawanych dzieciom przejawia się każdorazowe nastawienie, poziom religijny danego czasu, narodu, społeczeństwa. Czyż nie jest to objawem znamiennym naszych czasów, że np. tu u nas – nie wiem, jak jest gdzie indziej – coraz rzadziej nadaje się imię „Józef”? To imię niegdyś tak rozpowszechnione wśród katolików i tak czysto katolickie? Imiona Maria i Józef powinny pomiędzy imionami chrzestnymi po wszystkie czasy zajmować pierwsze miejsce. Także na rodziców chrzestnych winna matka chrześcijańska wybierać tylko ludzi mających do tego odpowiednie przymioty, więc ludzi o głębokich przekonaniach religijnych i życiu prawdziwie chrześcijańskim. Wszak rodzice chrzestni mają być drugimi rodzicami chrześniaka.

Według nauki Kościoła św. zawiązują rodzice chrzestni z chrześniakiem pokrewieństwo duchowe. Gdyby rodzice z jakiegoś powodu nie mogli zająć się wychowaniem dziecka lub zaniedbali swego obowiązku albo przedwcześnie umarli, wówczas rodzice chrzestni mają święty obowiązek zastąpienia ich w tym zadaniu i zapewnienia dziecku chrześcijańskiego wychowania! Nie może więc w tym być miarodajny zamiar uczczenia kogoś przez wybór na chrzestnego, ani próżność, ani widoki korzyści materialnych, lecz jedynie wzgląd na dobro i zbawienie duszy dziecka! Niestety, ta w zamiarach Kościoła tak ważna i zbawienna instytucja spadła u wielu chrześcijan do roli zwyczaju towarzyskiego, przez co ją zeświecczono i odarto z jej świętości. Właśnie dzisiejsze czasy, tak groźne dla duszy dziecka, wymagają gwałtownie, aby rodzice przypomnieli sobie pierwotne znaczenie i świętość tego urządzenia.

Samemu obrzędowi powinna matka chrześcijańska przypisywać to znaczenie i tę świętość, które on ma w rzeczywistości. Chrzest jest pierwszym i najpotrzebniejszym spośród siedmiu sakramentów. Bez chrztu nikt nie może dostąpić szczęśliwości nadprzyrodzonej, nie może tez ważnie przyjąć innych sakramentów. Chrzest św. udziela niezliczonych łask. Nie będę ich tutaj wyliczał. Wystarczy przypomnieć to wiernym, przede wszystkim matkom chrześcijańskim, by sobie znowu uświadomiły godność i znaczenie chrztu św. W pierwszych czasach chrześcijaństwa, kiedy to przeważnie chrzczono dorosłych, udzielano tego sakramentu z niezmierną uroczystością. Poświęcano jej całą noc przed Wielkanocą i Zielonymi Świątkami. Jeżeli dzisiaj chrzcimy przeważnie niemowlęta, a wskutek tego odpadają te dawniejsze uroczystości, to jednak sam chrzest nie stracił nic ze swej godności i ze swoich łask. Zresztą i dzisiaj dążą kapłani do tego, by te tak piękne i wzruszające obrzędy chrztu św. były odprawiane z większą niż dotychczas okazałością, i by lud wierny w nich uczestniczył.

Następujący po chrzcie św. tak zwany „wywód”, czyli pobłogosławienie niewiasty po porodzie, powinna matka chrześcijańska cenić jako akt bardzo święty i pełen głębokiego znaczenia. Zjawia się ona z dzieckiem swoim, które teraz już jest dzieckiem Bożym, przed ołtarzem Pańskim, jak niegdyś Maryja z Boskim Dzieciątkiem w świątyni jerozolimskiej. Głęboko wzruszona dziękuje Bogu za ten drogocenny dar, przyrzeka Mu, że to dziecię dla Niego wychowa i prosi o potrzebne do tego łaski. Matko chrześcijańska, bądź cała przejęta ważnością tej chwili! Z prostotą wypowiedz Bogu uczucia swego serca.

Gdy dziecię zaczyna wypowiadać pierwsze słowa, niech go matka nauczy wymawiać święte Imię Boże. Święte obrazy rozwieszone na ścianach mieszkania pomogą mu do wyobrażenia sobie tego, co wymawia. Niech matka często kieruje jego oczy na krzyż, obraz Matki Najświętszej, św. Anioła Stróża. Ale niech to czyni z taką czcią, z takim namaszczeniem, aby dziecko odczuwało, że te obrazy przedstawiają coś wzniosłego, świętego. Od wymawiania poszczególnych słów posuwa się dziecko stopniowo do odmawiania krótkich modlitw. Trzeba je przyzwyczaić, by każdego rana swoje pierwsze pozdrowienie kierowało do Boga, przy stole Bogu dziękowało za Jego dary i żeby dzień kończyło krótką modlitwą. Należy jednak bardzo pilnować, by dziecko nie przyzwyczaiło się do bezmyślnego recytowania modlitw. W tym celu poleca się bardzo zmieniać od czasu do czasu te modlitwy.

Nie ma na świecie piękniejszego, bardziej wzruszającego obrazu łączności z jednej strony matki z dzieckiem, a z drugiej strony człowieka z Bogiem, jak modlitwa pobożnej matki z dzieckiem na ręku.

Bardzo piękny, wszystkich obecnych budujący zwyczaj panuje w wielu rodzinach, że najmłodsze dziecię w imieniu całej rodziny odmawia modlitwy przy jedzeniu. Mimochodem nadmieniam, że modlitwa dziecka wywiera ogromny wpływ na życie religijne całej rodziny. Dziecko w ten sposób wychowane działa wychowawczo na wszystkich domowników. Niejeden ojciec, który się od Boga oddalił, zbliżył się znowu do Boga i nauczył się w ten sposób modlitwy. Jak najwcześniej niech matka zabiera dziecko z sobą do kościoła. Jakimi oczyma rozgląda się ono po kościele! Nic nie ujdzie jego uwagi. Wzruszający to jest widok, ta głęboka cześć, która je przejmuje, i ta święta ciekawość, która nie daje mu spokoju. Po opuszczeniu świątyni stawia tysiące pytań. „Anima naturaliter christiana” – „dusza z natury jest chrześcijańska”. To stare powiedzenie sprawdza się zwłaszcza u dziecka, gdy je zbliżamy do spraw Bożych, gdy je z nimi zaznajamiamy. W jego czystym, nieskażonym sercu, jakby w czystym zwierciadle, wszystko, co boskie, święte, odbija się jak najwierniej. Lata dziecięce to najodpowiedniejszy czas do zasiewu pobożnych zasad na roli serca ludzkiego. Ponieważ świat i jego ponęty zwierciadła duszy jeszcze nie zaćmiły, więc też ziarno Boże najgłębiej w takiej duszy zapuszcza korzenie. Wrażenia odniesione w wieku młodocianym pozostają na całe życie. Toteż najsławniejsi wychowawcy twierdzą, że lata dziecięce są dla urobienia duszy człowieka rozstrzygające.

Tak uczy sam Boski Nauczyciel nakazując, aby już małe dzieci do niego prowadzono: „Pozwólcie dziatkom przyjść do mnie”. On je swą świętą ręką błogosławił. Zapewne udzielił im także nauk dostosowanych do ich pojęć. O czym im też mówił? Zastanów się nad tym, matko chrześcijańska, i przemawiaj w podobny sposób do swego dziecięcia. Z pewnością jego słowa utkwiły na zawsze w pamięci tych szczęśliwych dziatek. Co się też z nimi stało? Niewątpliwie Jezus pouczył i napomniał i matki. Zapewne i do nich powiedział: „Pozwólcie tym dziatkom przychodzić do mnie i nie zabraniajcie im”. Pytajcie się Go, matki chrześcijańskie, a co wam powie, to czyńcie!

Skoro tylko dziecko dojdzie do używania rozumu, uczy je matka chrześcijańska pierwszych prawd wiary, wprawia do pobożnych ćwiczeń i rozpoczyna jego wychowanie do życia chrześcijańskiego. Gdy dziecko idzie pierwszy raz do szkoły, już powinno znać najważniejsze prawdy wiary i przepisy prawa Bożego, musi też być przyzwyczajone do ich spełniania. Kościół i szkoła, budując na tym fundamencie, dokonają wychowania na człowieka o głębokich przekonaniach religijnych, o niezachwianym charakterze, przygotowanego do spełnienia zadań życiowych.

Ziarno rzucone w dobrze uprawioną rolę potrzebuje jednak jeszcze słońca i deszczu, by mogło zakiełkować. Toteż matka chrześcijańska powinna dołożyć starań, by łaska Boża, która na chrzcie św. do serca dziecięcia spłynęła, nadal to serce użyźniała. Pracom wychowawczym matki musi zawsze towarzyszyć żarliwa modlitwa łaski dla swego dziecka. Matko chrześcijańska, nie ustawaj w tej modlitwie! Najobfitsze jednak łaski przynosi duszy dziecięcia wczesna Komunia św. Wczesna Komunia, oto zapowiedź najpiękniejszego rozwoju duchownego dziecięcia, a zarazem owocnej pracy wychowawczej matki w winnicy jego serduszka.

Przez wczesną Komunię rozumiem tę, którą dziecko przyjmuje jeszcze przed latami szkolnymi, lub też po wstąpieniu do szkoły, ale przed wspólną uroczystą Komunią poprzedzoną dłuższym przygotowaniem. Do takiej Komunii bynajmniej nie jest wymagane głębsze zrozumienie Najświętszego Sakramentu ani obszerniejsza znajomość prawd religijnych. Wystarczy, by dziecko miało pojęcie o prawdach podstawowych stosownie do wieku dziecięcego

1 umiało rozróżnić ten Chleb Anielski od chleba powszedniego i by się nauczyło przyjąć Komunię św. z zewnętrznym i wewnętrznym nabożeństwem. Przygotowanie dziecka do tej Komunii będzie z reguły zadaniem matki. O tym, czy poszczególne dziecko dopuścić lub nie, czy ma ono przystąpić razem z innymi lub osobno, czy z pewną uroczystością lub prywatnie, rozstrzyga ostatecznie duszpasterz. Matka, która pragnie, by jej dziecko dostąpiło łaski i szczęścia wczesnej Komunii św., niech w tej sprawie zasięgnie rady duszpasterza i prosi go o stosowne wskazówki. W każdym razie wczesna Komunia jest nadzwyczajną łaską dla dziecka i wielką radością dla matki. Już to samo, że ona sama może je przygotować na tę najważniejszą, najpiękniejszą, najświętszą chwilę w jego życiu, powinno ją napełniać niewymownym szczęściem i najsłodszą radością w jej troskach matczynych. z głębokim wzruszeniem przypominam sobie pierwszy wypadek takiej wczesnej Komunii w mojej parafii. Jeszcze teraz mam żywo w pamięci tę chwilę, gdy pobożna matka przyprowadziła mi swoje dziecię, bym zbadał, czy może przystąpić do Komunii św. Wyraz świętej dumy pojawił się na jej obliczu, gdy usłyszała z ust moich: „Doskonale się spisałaś; bez obawy możesz to dziecię zaprowadzić do Stołu Pańskiego!”. W przededniu rodzice i dziecko odprawili dobrą spowiedź świętą, a nazajutrz wspólnie przystąpili do Komunii św. Oczy dziecięcia błyszczały z radości, gdy pierwszy raz przyjmowało Pana Jezusa do swego niewinnego serca. Był to widok zachwycający. Bez rozgłosu przeżywali rodzice ze swym dzieckiem najpiękniejszą chwilę świętej łączności rodzinnej. Matko chrześcijańska, czyż i ty nie chciałabyś doznać podobnego szczęścia? Możesz go zaznać, skoro tylko zechcesz.

Było to szczególniejsze zrządzenie Boskiej Opatrzności, że Pius X, otwierając na oścież drzwiczki tabernakulum, nie tylko dorosłych do częstej i codziennej Komunii wezwał, ale nawet małe dziatki do Serca Eucharystycznego Zbawiciela dopuścił. Oświecony Duchem Świętym ten wielki papież przewidział niebezpieczeństwa zagrażające dzisiaj duszy dziecięcia. W swej trosce i wielkiej mądrości wskazał on najskuteczniejszy środek obrony. W Komunii św. słabe dziecko zaczerpnie takiej siły, że nawet najniebezpieczniejszych wrogów zwycięsko odeprze. Przede wszystkim matki powinny więc z tego dobrodziejstwa i skwapliwie korzystać, czerpiąc z radością z tego źródła wszelkich łask. Streszczając powyższe wskazówki, powiadam: Matka chrześcijańska naszych czasów powinna dziecko swoje, póki je ma pod swoją wyłączną opieką, tzn. w latach przedszkolnych, tak gruntownie pouczyć i do spełniania obowiązków religijnych wdrożyć, a serce jego tak ściśle z Bogiem związać, żeby było dostatecznie uodpornione; na zgubne wpływy w wieku późniejszym.

 

Matkaa dziecko w wieku szkolnym

Wybiła godzina, kiedy matka dziecko swoje musi oddać pod opiekę także innych ludzi. Tą chwilą jest zazwyczaj wstąpienie dziecka do szkoły powszechnej. Jeżeli je przedtem chce posłać do przedszkola lub ochronki, niech się dobrze zastanowi nad tym, komu je powierza i w jakim duchu tam będzie wychowane. Zasadniczo jednak powinna matka chrześcijańska zostawić dziecko swoje wyłącznie pod swoją opieką aż do chwili, kiedy z konieczności będzie musiała je posłać do szkoły.

Ale i wówczas nawet odpowiedzialność za duszę dziecka ponoszą rodzice. Pozostaje ono nadal członkiem rodziny. Toteż w pierwszym rzędzie na rodzicach, zwłaszcza na matce, ciąży obowiązek jego wychowania i pouczenia religijno-moralnego. Szkole przypada tylko zadanie dalsze prowadzenia i uzupełnienia tego wykształcenia umysłu i charakteru, z którym dziecko wyszło z domu rodzicielskiego. Z rozpoczęciem nauki szkolnej zaczyna się współpraca rodziców z nauczycielem, domu ze szkołą. Szkoła już ze względów wychowawczych powinna dzieło zapoczątkowane w prostej linii dalej prowadzić.

Byłby to fatalny błąd i pogwałcenie praw rodzicielskich, gdyby szkoła, odstępując od tej linii, usiłowała powierzone sobie dziecko w zupełnie innym, a zwłaszcza przeciwnym kształcić duchu. Jasność, ciągłość, jednolitość są niezbędnymi warunkami owocnego wychowania.

Toteż katolickim rodzicom przyświecał zawsze ideał szkoły wyznaniowej, katolickiej, to jest takiej szkoły, w której katolicki nauczyciel uczy i wychowuje katolickie dzieci w katolickim duchu. Wszak religia to nie tylko przedmiot nauczania, lecz podstawa całej nauki i wychowania. Jasno wypowiedział się o tym Ojciec Święty Pius XI w swej encyklice o chrześcijańskim wychowaniu młodzieży z dnia 31 grudnia 1929 r.:

„Sama tylko nauka religii w szkole (zazwyczaj bardzo skąpo udzielana) jeszcze nie spełnia słusznych wymagań Kościoła i rodziny, nie uprawnia dziatwy do uczęszczania do niej. Tylko taka szkoła zadośćuczyni tym wymaganiom, w której wszystko: i nauka, i wychowanie, i nauczycielstwo, i plany szkolne, i podręczniki – jednym słowem całokształt szkolnictwa, stojąc pod kierownictwem i macierzyńską opieką Kościoła, przesiąknięte są duchem chrześcijańskim tak, by religia stanowiła fundament i szczyt wychowania i to nie tylko w szkołach niższych, ale i wyższych. Takiego stanowiska nie zajął Kościół dopiero pod wpływem wypadków ostatnich czasów. Naukę tę, zgodną zresztą z nakazami rozumu, Objawienia Bożego i doświadczenia, głosił zawsze i zawsze jej bronił.

Na tej podstawie żądają katoliccy rodzice dla swoich dzieci szkoły wyznaniowej katolickiej.

 

Rodzina Katolicka, nr 12 (przy ZW nr 43), s. XIV [6/2001 (43)]