Św. Teresa z Avila

święto: 15 października

 

Oto najgłośniejsza z dusz rozmyślających. Czemu najgłośniejszą zdobyła sławę? Bezwzględnie nic o tym powiedzieć nie umiem. Stwierdzani zjawisko: najgłośniejsza i najszczodrzej z przebaczenia korzystająca. Ogólną cechą natur kontemplacyjnych jest to, że ściągają na się ironię i gniew ludzki. Już sfery w jakich przebywają, same przez się oddziaływają drażniąco na ślepych, rażąc światłem. A rodzaj ich działań doskonale się nadaje do wybuchów ironii przy najmniejszej sposobności. Przyczyna i cel ich działań, oboje uchodzą baczności ludzkiej. Tylko samo działanie jest widzialne, wpada więc w oczy, oderwane, pozbawione swego początku, pozbawione celu, wyrwane z gleby, wydarte z powietrza, gdzie żyje duch, który je ożywia. Tak porzucone na niwę świata, bez zrozumiałej racji bytu, życie kontemplacyjne, wydaje się dziwacznym i nic dziwnego, że krótkowidze biorą je za wrogie sobie. Ludzie nie wiedzą co myśleć o tych cudzoziemcach, nazywanych świętymi, obcych nie przez obojętność, ale przez wyższość i nie wiedząc co myśleć wybuchają wobec nich śmiechem Śmieją się, bo śmiech zjawia się zawsze tam, gdzie rzecz jakaś ukazuje się bez związku z innymi rzeczami, jak z drugiej strony łzy płyną tam, gdzie związek okazuje się głęboki.

Czegóż potrzeba, aby łzy popłynęły? Trzeba dać odczuć głęboki związek osób, ich wzajemne przyjaźni, skłonności, podobieństwa, pokrewieństwa wewnętrzne, wszystkie ich sprawy serdeczne, ich radości i cierpienia i bóle; bo ból i radość, są odczutymi stosunkami i związkami.

A czegóż potrzeba, aby śmiech wywołać? Trzeba wyosobnić daną rzecz, lub osobę, przedstawić ją oddzielnie, odsuwając wszystko co ją otacza i z nią sąsiaduje, zrywając wszystkie łączniki i skojarzenia umysłu, światła i miłości, jakimi się komunikują ze światem widzialnym i ze światem niewidzialnym. Widok jednostki niepodobnej do otoczenia wśród którego żyje i działa, odosobnionej od świata jakby głuszą pustyni, jest sposobnością i przyczyną śmiechu.

Oto dlaczego świat śmieje się ze Świętych, zwłaszcza Świętych oddających się kontemplacji, bo kontemplację najmniej ze wszystkich rzeczy Bożych rozumie. I oto, przez jakiś dziwny wyjątek, śmieje się oględnie, lub nie śmieje się wcale wobec św. Teresy. Renan pisze o niej jako o kobiecie podziwu godnej. Wszystkie kobiety o rozwiniętej wyobraźni mają pewną skłonność do tej świętej. Wszyscy artyści ją poważają; ile razy imię jej jest wymówione, spotyka się z dość żywą chwalbą i uznaniem.

Św. Augustyn i św. Teresa, oboje mają udział w tym przywileju: oboje są poważani. Św. Augustyn i św. Teresa korzystają z prawa nietykalności.

Skąd ta nienaruszalność? Do czego się odnosi? Przecież św. Teresa, tak jak każdy my Święty i więcej może nawet, kroczy niezwykłymi drogami. Żywot jej pełen jest widzeń i objawień. Nurza się ona w nadprzyrodzonym świetle jak ryba w wodzie.

Dlaczego świat nie naśmiewa się z niej?

Głębokie to zagadnienie znajdzie zapewne odpowiedź i rozwiązanie w samej naturze śmiechu, takiej, jaką przed chwilą określiliśmy.

Św. Augustyn i św. Teresa nie wydają się śmieszni dla oczu ludzkich, jak inni Święci, bo zachowali nawet na szczycie swojej świętości, odczuwalne i nieustanne związki z ludźmi. To też ludzie nie odczuwają, nie widzą tak bardzo ich wyodrębnienia, jak u wielu innych Świętych. Istotnie też tych dwoje w opowiadaniach swoich uwidoczniają dokładnie wszystkie swoje słabostki i ułomności.

Św. Augustyn i św. Teresa tak dokładnie opowiadają o swoich ułomnościach, że przeprowadzają między sobą, a czytelnikiem pewne rysy podobieństwa. Próżność jej, jego błędy pozwalają czytelnikowi odnaleźć w nim i w niej pewne podobieństwo do siebie. Oba nawrócenia, różne pomiędzy sobą, jak różne były ich biedy, poniekąd ich zabezpieczyły, nie oddzielając od światła równocześnie. I pierwiastek jakiś, który przetrwał w głębi tego Świętego i tej Świętej, nie pochlebiając upadłej naturze, jednak pociąga ku nim wzrok i zaciekawia.

Język ich jest prawie tego samego rodzaju: naiwny, przejmujący, osobisty i prawdomówny. Oboje opisują swoje życie w nieskalanej i głębokiej czystości swoich umysłów i dusz. Oboje są podrażnieni i niespokojni, nawet tam, gdzie, zdawałoby się, nie powinna istnieć drażliwość i niepokój. Św. Augustyn w cieniu religijnego spokoju strzeże wątpliwości filozoficznych. Ruchliwy ten i niespokojny umysł szuka, wciąż szuka. Porusza zagadnienia, wzbudza wątpliwości, nie zasypia, nie spoczywa nigdy. Św. Teresa, nawet na szczytach Karmelu niepokojona wątpliwościami innego rodzaju, mniej filozoficznymi, a bardziej wstrząsającymi, pyta się wciąż trwożliwie, czy naprawdę drogą Pańską kroczy, czy padła ofiarą złudzeń i podstępu wroga.

Św. Augustyn jest zupełnie dobrym przedstawicielem męskiego zagadnienia: „Jaka jest prawda mojego umysłu?” Św. Teresa wciela zupełnie dobrze zagadnienie niewieście: „Jaka jest prawda mojej duszy?” Św. Augustyn szuka odpowiedzi na zewnątrz siebie; św. Teresa w głębi własnej. Oboje rozumni, oboje głębokiego umysłu, oboje głęboko odczuwający sprawy i rzeczy Boże, umiejętnie również postępują w sprawach ludzkich, oboje subtelni, oboje również niespokojni wewnętrznym niepokojem.

Ni jednego, ni drugiej nie cechuje prostota. Prostota towarzyszy zawsze geniuszowi, rzadko ją można spotkać idącą w parze z talentem i zdolnością umysłową tylko. Otóż św. Augustyn i św. Teresa w najpełniejszym znaczeniu byli ludźmi umysłu. Sympatia i uprzejmość ludzka wyróżnia ich i nie opuszcza. Ludzie chętnie zaznajomiliby się z nimi, nawet niezależnie od ich świętości. Przypuszczalnie ta właśnie przymieszka ziemskości sprawia ów pociąg i daje im przywilej, niezwykły dla Świętych, pobłażliwości i przychylności w oczach ludzkich. Epoki, w których żyli, były to czasy o atmosferze subtelnej, badawczej, metafizycznej, oddychali więc powietrzem sprzyjającym jednocześnie ich zaletom i ułomnościom. Całe życie św. Teresy, przed jej nawróceniem, streszcza się w jednym słowie: próżność[1]. Naprawdę słowo to zawiera wszystko, bo oznacza ono pustkę. Próżność, która jest pustką przeciwstawia się bezpośrednio pełni, którą jest Bóg; i ci, którzy przenikają tajemnicę wnętrza ludzkiego, nie zadziwią się długiej i uporczywej skrusze, która, odnosząc się do błędów uważanych przez świat za mało ważne, może się umysłom powszechnym wydawać przesadną.

Świat! – oto był istotnie wróg osobisty bezpośredni kusiciel św. Teresy.

Wyjaśniłem już kiedyś, jaka różnica zachodzi pomiędzy grzechem a duchem świata[2]. duch świata jest najistotniej grzechem, ale nie każdy grzech musi należeć do ducha świata.

Otóż św. Augustyn walczy bezpośrednio z grzechem, a św. Teresa z duchem świata. I te pokusy, tak subtelne, których powodem, nawet u szczytu jej wzniesienia ku doskonałości, były dla niej rozmowy w klasztornej rozmównicy, rozmowy świeckie, ale nie grzeszne bezpośrednio, te pokusy wskazują na to, jakiego rodzaju był jej wróg, drobny, ale mocny, prześladujący ją na szczytach gór; i nie był on nawet ostatecznie zabitym i unicestwionym przez płomienną, pożerającą atmosferę Karmelu.

Nie będę tu opowiadał życia św. Teresy; jest za bardzo znany, dzięki przywilejom, o których przed chwilą mówiłem, ażebym potrzebował powtarzać jego szczegóły. Chętnie jednak postaram się określić rodzaj i naturę jej walki. Jest to walka duszy i umysłu. Jej dusza pragnie się oddać całkowicie Bogu, umysł zaś jest hamowany, ścigany i kuszony przez wspomnienia ludzkie, a nawet przez światowe rzeczy ludzkie. I nigdy nie ma nic brutalnego w pokusach owych: są to odcienie, subtelności, napomknienia duchowe i umysłowe. Dusza chce się cała oddać Bogu; umysł chwilami zdaje się wątpić i dopuszcza możliwość podziału. Dusza wierzy, czuje, widzi, iż cała do Boga należy; umysł pełen niepewności i niepokojów przypuszcza złudzenie, jako możliwe i prawdopodobne. Wszystko w niej i dokoła niej sprzyja rozwojowi wątpienia.

Długotrwałe złudzenie jej kierowników wygląda na odbicie jej własnych pokus, oderwanych od niej i przemawiających obcymi głosami. Z jednej strony Bóg ją unosi i oto dzień duszy: jest podniesiona, zachwycona, krążąca nad szczytami gór w wolności miłowania, które ją przyzywa. Z drugiej strony waha się, wątpi, wahają się i wątpią; nikt nie wie gdzie droga; rozglądają się na wszystkie strony z bezcelowym i jałowym niepokojem, a im więcej patrzą, tym mniej widzą, i oto dzień umysłu. Drogą, którą umysł przyszedł niepokoić duszę na jej wyżynach, było posłuszeństwo. Kiedy Chrystus ukazywał się św. Teresie i kiedy ona, przez posłuszeństwo odtrącała objawienie ukazanie owo zapoznane, przygotowywało jej wyzwolenie; uznała straszliwą tajemnicę, dla niej przygotowaną; prawda rozdarła sobie zasłonę i zbliżył się św. Piotr z Alkantary, powołany przez posłuszeństwo.

Rozmysł, pozbawiony światła i prostoty, krępował tu umysł, odgraniczał go od duszy i to rozdarcie straszne, było kaźnią i męką św. Teresy. Spowiednik jej, wraz z pięcioma czy sześcioma ojcami, z którymi się naradzał, przyszedł do przekonania, że zjawiska nadzmysłowe, których doświadczała św. Teresa, były dziełem szatana. Zabroniono jej samej modlić się, zakazano przyjmowania Komunii świętej, a także przebywania w samotności. Użyto przeciw Bogu wszelkich możliwych sposobów, Święta powinna była znieważać na wszelki sposób ukazujące się jej objawienia. Brak łask widzialnych stał się dla niej również dotkliwym udręczeniem.

Pewnego razu zapragnęła szybkiego końca godziny wyznaczonej na modlitwę; nie został jej udzielony dar łatwej modlitwy.

Czas i wieczność są jakby obrazem dwóch stron życia św. Teresy. Spędzała straszne chwile i miała przenikające całą jej świadomość poczucie dnia, który nigdy się nie kończy. W dzieciństwie swoim, czytając Żywoty Świętych, często przerywała sobie, głośno wołając: Na wieki! Na wieki! Odczuwała niezwykłe i dziwne wrażenie, kiedy śpiewano w Credo: Cuius non erit finis. Potrzebowała upewnienia się, że królestwo nie będzie miało końca.

Wreszcie św. Piotr z Alkantary przyniósł światło, a z nim czyn, a z nim spoczynek. Osądził i uznał, że objawienia świętej Teresy od Boga pochodziły. Ludwik Bertrand, Jan z Avila i Ludwik z Grenady podzielali to mniemanie. Sprawa była rozstrzygnięta.

Św. Teresa napisała swój życiorys oraz Siedem zamków duszy. Ci, którzy, utrzymują, iż Święci są do siebie podobni, powinni twierdzić również, że w przyrodzie istnieje jedna kwiatu postać. Trudno o coś bardziej różnego jak typy wybranych, nawet tych, co na pierwszy rzut oka przedstawiają wiele podobieństwa między sobą. Podczas kiedy św. Aniela z Folinio olśniona w sposób niespodziany i przeraźliwy, traci poczucie rzeczy, staje się obcą wszystkiemu co ją otacza, nieświadomą przyczyną swego wyniesienia, niezdolną już mówić o Bogu, nie wiedzącą jakiem już imieniem Go nazwać, zachwyconą w miłości, która przybrała na się postać przerażenia, przerażenia omdlałego i jednocześnie uniesionego, gdzie krzyk łączy się z ciszą i milczeniem; święta Teresa patrzy niezamglonym i jasnym wzrokiem, określa własne stany, przez które przechodzi, stopnie które przebiega, opisuje pałace, gdzie dusza jej przebywa. Być może, iż wątpliwości, roztrząsania, wahania, zagadnienia, badania, które słyszała i widziała dokoła siebie i z powodu siebie samej właśnie, i do przyjmowania udziału w których ją samą zmuszono, rozwinęły w jej umysłowości to metodyczne jasnowidzenie i trzeźwą przenikliwość. W Siedmiu zamkach duszy określa z największą dokładnością granicę, gdzie jedna dziedzina się kończy, a druga zaczyna. Porównać by to można do rysowania mapy geograficznej. Być może, że ta zdolność analizowania, czyni ją bardziej przystępną dla przeciętnego, zwykłego czytelnika. Ponieważ ona opowiada swoje wniebowzięcie, więc wybacza się jej nawet to, że pozwoliła się unieść.

Aniela z Folinio, mówiąc o Męce Jezusa Chrystusa, woła: „Gdyby mi ktokolwiek ją (mękę) opowiedział, powiedziałabym mu: «To ty sam ją przecierpiałeś»; a gdyby mi choćby i anioł przepowiadał koniec mej miłości, powiedziałabym mu: «To ty byłeś z nieba strącony»”.

Czyn nadprzyrodzony św. Anieli z Folinio podobnym jest do naturalnego czynu geniusza, który przychodzi, choć nikt nie widzi jak idzie. Czyn nadprzyrodzony św. Teresy przypomina trochę czyn naturalny talentu, opowiadającego swą drogę, i mówiącego jak szedł i którędy szedł.

Nigdy praktyka rozmyślania nie pozwala św. Teresie zapominać na długo o jego teorii. Zakładanie przez nią klasztorów idzie w parze z jej wewnętrznymi objawieniami. Dokonuje ona zewnętrznie widzialną reformę swego Karmelu, jak przeprowadza w sobie wewnętrznie niewidzialne jego podniesienie. Buduje klasztory na wzór budowanych duchowo i drobiazgowo opisywanych zamków duszy. Jest analizującą, jest uczoną, rysuje plany, architektura nie jest jej obcą. Na koniec ona wprowadza nabożeństwo do św. Józefa, obranego odtąd za patrona dusz wewnętrznym życiem żyjących, którego również często wzywają w sprawach pieniężnych i majątkowych.

Św. Józefowi również przypisywała św. Teresa łaskę spotkania na koniec św. Piotra z Alkantary. Św. Piotr z Alkantary przeciął na dwoje życie św. Teresy. Przed nim mroki; po nim światłość. On to poniósł pochodnię do otchłani!

Św. Jan od Krzyża przyłączył się do tego wyborowego towarzystwa. Św. Teresa, św. Piotr z Alkantary, św. Jan od Krzyża, nierozdzielni w dziejach, błyszczą jak trzy gwiazdy pierwszorzędnej wielkości na niewidzialnym, mistycznym firmamencie. Firmament ten, jak i ten widzialny, ma zapewne swoje konstelacje; otóż św. Teresa, św. Piotr z Alkantary i św. Jan od Krzyża tworzą oddzielną konstelację.

Trzy te gwiazdy różnią się bardzo pomiędzy sobą. Św. Teresa posiadała rzadką, niezwykłą żywość umysłu i wyobraźni, św. Jan od Krzyża, człowiek surowy i zupełnie wewnętrzny, miał niesłychane uprzedzenie do umysłu i wyobraźni, a mimo to godził się na nie, albowiem umysł św. Teresy był wyższym światłem oświecony. I oboje, pewnego dnia mówiąc o Trójcy Świętej, wpadli w zachwycenie.

 

Przypisy:

1. Wyraz polski próżność doskonale oddaje filozoficzne ujęcie, którym autor stara się określić francuskie, względnie łacińskie vanitae (przyp. tłum.).

2. Zob. Człowiek Ernesta Hello, Kraków 1907. Rozdział Świat, s. 112.

 

Św. Teresa od Jezusa (Teresa a Jesu), panna święto 15 października. Jedna z największych postaci niewieścich w Kościele, reformatorka zakonów karmelitańskich, dusza ubogacona wielkimi darami głębokiego rozumu, gorącego serca i niezwalczonej energii, jedna z wielkich mistyczek chrześcijaństwa, zwana doktorem Kościoła.

Urodziła się 28 marca 1515 r. w Avila (Hiszpania) z ojca Alfonsa Sancheza de Ceredy i matki Beatryks de Ahumade, wielce cnotliwych i pobożnych chrześcijan, była trzecim z dziewięciorga dzieci Alfonsa z drugiego małżeństwa (z pierwszego było troje). Wedle zwyczaju hiszpańskiego nosiła nazwisko matki – Ahumade. Słuchając czytania żywotów świętych, zapragnęła – jak męczennicy – ponieść śmierć za wiarę, i siedmioletnia wówczas dziewczynka z bratem Rodrygiem udała się potajemnie w drogę, by dotrzeć do krajów pogańskich. Za miastem spotkał stryj małych kandydatów na misjonarzy i odstawił ich do domu. Mając lat dwanaście straciła matkę i odtąd pod macierzyńską opieką Bogarodzicy oddała się całkowicie własnemu uświęceniu. Ponęty świata, który ją wabić począł, przezwyciężyła i w 20. roku życia wstąpiła do karmelitanek w rodzinnej Avili. Nie rozumiejąc woli Bożej, objawiającej się w natchnieniach i oświeceniach wewnętrznych, wobec braku rozumnego kierownika sumienia przechodziła długie lata przez ciężkie udręczenia duchowe. Dopiero gdy w Avili osiedlili się jezuici, znalazła roztropnego i świątobliwego spowiednika, o. Alvareza, który ją z matni wyprowadził. Pojęła teraz wolę Bożą, że powołana jest do zreformowania rozluźnionej karności zakonnej. Pierwszy klasztor surowej reguły założyła w Avili. Mimo przeszkód ze strony możnych tego świata, mimo sprzeciwu złagodzonego Karmelu, zbudowała w ostatnich dwudziestu latach życia, nie rozporządzając żadnymi funduszami, 32 klasztory, w tym 15 męskich. Przy pomocy św. Jana od Krzyża rozciągnęła reformę również na klasztory męskie, tak iż nazwać ją się godzi matką i drugą fundatorką zakonów karmelitańskich. Zdrowia wciąż słabego, zapadała często; surowy tryb życia według zreformowanej reguły podcinał siły, poufałe jednak przestawanie z Chrystusem i częste widzenia podnosiły ducha. Umarła po krótkiej chorobie w Alba de Tormes, gdzie tworzyła nową fundację, 4 października r. 1582. Relikwie oraz serce z widoczną raną stygmatu, otrzymaną kiedyś w bolesnym za chwyceniu, znajdują się w Alba. Kanonizowana w r. 1622. Św. Teresa jest autorką wielce cenionych dzieł ascetycznych. Mając lat 47 pisze swą Autobiografię, potem Drogę doskonałości, Myśli o miłości Bożej, Zamek duszy, zbiór listów i poezji. W literaturze hiszpańskiej zajmuje poczesne miejsce. Na język polski Glossy po mistrzowsku przetłumaczył Krasiński.

 

Bp Karol Radoński, Święci i błogosławieni Kościoła katolickiego. Encyklopedia hagiograficzna, Księgarnia Św. Wojciecha, Warszawa-Poznań-Lublin [1947].

 

Prawda

Wszystko, co nie zmierza do służby Bożej, taką mi się ukazuje marnością i kłamstwem, że słów mi nie staje na wyrażenie tego tak jak czuję, ani jak głębokie mam politowanie dla tych, których widzę błąkających się w ciemności dlatego, że tej prawdy nie znają. Inne jeszcze z tego poznania osiągnęłam korzyści, z których tu wymienię niektóre, bo wszystkich nie sposób. W ciągu tego zachwycenia Pan rzekł do mnie jedno słowo, pełne szczególnej czułości i niewypowiedzianej łaskawości. Jak się to stało, nie wiem, bo nic nie widziałam, ale słowo owe taką we mnie sprawiło odmianę, jakiej nie potrafię wyrazić. Uczułam w sobie stanowczo niezachwianą gotowość i męstwo nieustraszone do spełnienia ze wszystkich sił swoich wszystkiego aż do rzeczy najmniejszych, cokolwiek Pismo nam do spełnienia podaje. Czułam, że nie masz na całym świecie takiej rzeczy, która by zdołała mię wstrzymać w tym postanowieniu moim.

Pozostało wyryte we mnie prawdziwe poznanie tej Prawdy, która mi się była przedstawiła w taki sposób nieopisany Przeniknęło mię ono nową czcią dla Boga, objawiając mi wielmożność i potęgę Jego w świetle tak żywym, że go określić niepodobna: czuje się tylko i widzi umysłem, że jest tu coś ogromnego. Wyniosłam jeszcze z tego objawienia gorące pragnienie, by nie mówić już o niczym, jeno o rzeczach do tej prawdy się odnoszących, wyższych nad te, o których zwykło się rozmawiać na świecie; stąd też, życie na świecie stało się dla mnie od tego czasu jeszcze większą przykrością. Nadto jeszcze wielka tkliwość w stosunku z Bogiem, słodkość wewnętrzna i pokora pozostały we mnie jako owoc owego widzenia. Słowem wielkie rzeczy mi Pan w nim uczynił; a choć sposobu, w jaki się to stało, nie rozumiałam, żadna przecie nie powstała we mnie obawa, by to czego doznałam, było złudzeniem. Niczego nie widziałam, ale jasno poznałam i zrozumiałam, jakie to wielkie szczęście za nic mieć wszystko, cokolwiek nie prowadzi do Boga. Zrozumiałam, co to znaczy chodzić w prawdzie, w obliczu samejże Prawdy; a tą Prawdą, zrozumiałam i to, bo On mi to raczył oznajmić, jest Pan sam.

Wszystkie te objawienia, o których tu mówię, były mi dane bądź w słowach, które słyszałam mówione do mnie, bądź bez słów, a przecie w sposób taki, że jaśniej je zrozumiałam, niż gdyby mi je opowiadano słowami. Poznałam o tej Prawdzie prawdy wspaniałe, lepiej niżby wielu uczonych razem zdołało mię nauczyć. Żaden uczony, tak sądzę, nie potrafiłby żadną miarą tak głęboko wyryć w duszy mojej tych prawd ani dać mi tak jasnego poznania marności tego świata.

Ta Prawda, która tam, jak mówię, raczyła się mi objawić, jest sama w sobie Prawdą, jest bez początku i końca i wszelka inna prawda od tej Prawdy zawisła, podobnie jak wszelka inna miłość zawisła od tej Miłości i wszelka inna wielkość od tej Wielkości – tylko że to, co tu mówię, ciemne jest wobec tej jasności, z jaką Pan dał mi te rzeczy zrozumieć.

 

Księga Zmiłowań Pańskich czyli Życie św. Teresy od Jezusa napisane przez nią samą, [w:] Św. Teresa od Jezusa, Dzieła (z hiszpańskiego przełożył ks. bp Henryk Piotr Kossowski), tom 1, Kraków 1962, s. 483-484.

 

Zawsze Wierni, nr 42, 09-10.2001, s. 118.