Katolicki myśliciel polityczny Carl Schmitt w swoim szkicu pt. Rzymski katolicyzm a forma polityczna poświęcił sporo miejsca związkowi pomiędzy „estetyczną formą sztuki” a Kościołem katolickim. Analizując procesy następujące w XIX i XX w. na płaszczyźnie politycznej, charakteryzujące się tzw. „rozdziałem Kościoła od państwa”, zwracał uwagę na podobne działania w sferze sztuki. „We współczesnym świecie panuje wyraźny rozdział Kościoła od sztuki. Jeden z ostatnich wielkich katolickich poetów, Francis Thompson, trafnie spostrzega w swoim wspaniałym eseju o Shelleyu, że Kościół, który kiedyś był w takim samym stopniu matką poetów, co świętych – matką Dantego i św. Dominika – dzisiaj blask świętości zachowuje tylko dla siebie, a sztukę pozostawia innym. «To rozdzielenie dla poezji okazało się prawdziwą chorobą, a dla religii nie było najlepszym rozwiązaniem» – pisze Thompson. To prawda, i nikt nie mógł sformułować tej myśli piękniej i trafniej: obecny stan rozdzielenia Kościoła i sztuki nie jest dobry dla religii (…)”. Można powiedzieć, parafrazując Nietzschego, że ciężko pisać o Bogu w czasach „śmierci Boga”, stąd liczba pisarzy katolickich w ubiegłych dwóch, a właściwie trzech wiekach wyraźnie zmalała. Wyraźnie zmieniła się również tematyka poezji i prozy, nie odwołująca się wprost do transcendencji, nie poszukująca jej bezpośrednio, ale raczej analizująca proces rozpadu cywilizacji, zaniku religijności, poszukująca transcendencji w prozaicznych przejawach życia człowieka. Zmienił się również typ świętości ukazywany w literaturze. Istotowe zło – szatana – z którym święty prowadził walkę na kartach hagiograficznych powieści, zastąpił Übermensch, toczący walkę głównie ze swoimi słabościami, np. Joanna d’Arc protestanta M. Twaina, Pieśń o Bernadetcie pozostającego przy judaizmie F. Werfla, Pod słońcem szatana G. Bernanosa, Klucze królestwa A. J. Cronina czy biografie świętych G. K. Chestertona.
Pomimo tego wyraźnego przejścia do defensywy, związanego z nasileniem się procesów laicyzacyjnych wpisanych w kryzys cywilizacji łacińskiej, katolicyzm posiadał w dalszym ciągu moc przyciągania innowierców. Jednym z przykładów takiego wpływu jest twórczość austriackiego pisarza Franza Werfla. Pisarz ten przyszedł na świat w 1890 r. w żydowskiej rodzinie mieszkającej w Pradze. Wychowanie wśród katolików, obserwacje dorastającego młodzieńca spowodowały fascynację katolicyzmem, która cechowała Werfla przez całe jego życie. Pochodząc z rodziny żydów reformowanych, którzy odrzucali część przepisów Talmudu, był krytycznie nastawiony do ksenofobicznej idolatrii judaizmu. W katolicyzmie pociągała Werfla powszechność, pomimo tego, że pisarz pojmował ją w swój własny, naiwny często sposób. Pierwsze tomiki poezji wydane w latach 1911-1915 „głosiły hasła miłości człowieka i braterstwa wszystkich ludzi, stając się wyrazicielem poglądów pacyfistycznie nastawionego pokolenia I wojny światowej” – pisze znawca literatury austriackiej J. S. Buras. Tragiczne wydarzenia pierwszego etapu wielkiej bratobójczej wojny europejskiej (1914-1918) nie spowodowały u Werfla osłabienia zapału religijnego, wręcz przeciwnie – pisarz poszukiwał recepty na zło trawiące społeczeństwa w zwróceniu się do Boga i uznaniu przez ludzi obiektywnie istniejących wartości moralnych, które zdaniem Werfla najpełniej prezentuje Kościół katolicki. Myśl ta w doskonały sposób została sformułowana przez Piusa XI w encyklice Quas primas (1925), poszukującej odrodzenia zdrowia społecznego w pokornym przyjęciu przez panujących i rządzonych społecznego panowania Jezusa Chrystusa Króla.
Po narzuceniu Austro-Węgrom traktatu wersalskiego Franz Werfel przeniósł się do Wiednia, gdzie uznawano go za jednego z najwybitniejszych przedstawicieli niemieckiego ekspresjonizmu. Tam poznał wdowę po wybitnym austriackim kompozytorze Gustawie Mahlerze – Almę Mahler, dzięki której fascynacja katolicyzmem Werfla nabrała jeszcze mocniejszego wyrazu. Alma Mahler została wierną towarzyszką życia pisarza na resztę jego dni. Najważniejsza powieść Czterdzieści dni Musa Dah, która ukazała się w 1933 r., powróciła do tematu zła trawiącego państwa, społeczeństwa i stosunki międzyludzkie, opisując rzeź Ormian dokonaną przez Turków w czasie wojny światowej.
Zmieniająca się pod koniec lat trzydziestych sytuacja polityczna w Europie zmusiła Werfla i jego żonę do opuszczenia Wiednia i szukania schronienia we Francji, w której pozostał do chwili jej sromotnej klęski w 1940 r. W czasie odwrotu, wśród wojennego chaosu – tłumów uciekinierów, rozbitych oddziałów francuskich, grup dezerterów, strumienia ewakuowanych rannych – w małym, ale sławnym Lourdes ulitowano się nad uciekającym Żydem i udzielono mu schronienia. Franz Werfel opisywał barwnie te dramatyczne chwile: „Było już bardzo trudno o jakąkolwiek żywność, a znalezienie dachu nad głową było niedoścignionym marzeniem. Zazdroszczono tym, którzy spędzali noc na przygodnie zdobytym wyściełanym meblu. (…) Takimi drogami zaprowadziła mnie Opatrzność do Lourdes, którego cudowną historię znałem dotąd bardzo powierzchownie. Tam schroniliśmy się na długie tygodnie”. Płaszcz miłosiernej Matki Boskiej otoczył uciekinierów nieustającą opieką. Werfel był zauroczony opowieściami o cudownych objawieniach Najświętszej Maryi Panny, których łaski dostąpiła uboga dziewczynka Bernadetta Soubirous. Coraz bardziej pogrążając się w chciwie wysłuchiwanych opowiadaniach i relacjach zaprzyjaźnionych Francuzów, przy jednoczesnym wzrastającym zagrożeniu pisarz uczynił ślub, że jeśli ocaleje, jeśli „wydostanie się z beznadziejnego położenia”, wtedy „przed rozpoczęciem jakiejkolwiek pracy zaśpiewa światu pieśń o Bernadetcie, najpiękniej jak tylko potrafi”.
Dotrzymał słowa. Po ucieczce z Francji i tułaczce Werfel wraz z żoną przedostał się do Ameryki. Z miejsca rozpoczął spłacanie długu Matce Boskiej, w związku z czym Pieśń o Bernadetcie została ukończona w 1941 r. Za największą powieść Werfla wg krytyków uchodzi Czterdzieści dni Mausa Dah, ale właśnie Pieśń o Bernadetcie przysporzyła pisarzowi światową sławę i doprowadziła do tego, że książki Werfla stały się znane katolikom. Subiektywne kreślenie, jakim obdarzono pracę Werfla: „najlepsza powieść o objawieniach w Lourdes”, jest dyskusyjna, może nawet trochę na wyrost, niemniej Pieśń… jest chyba najpiękniejszą powieścią na temat Lourdes. Pisarz, nie będąc katolikiem, stanął przed poważnym problemem: jak przedstawić złożoność duszy katolika, jego osobistą relację do Boga, jak scharakteryzować i przedstawić katolicki ideał świętości? Werfel angażując się bez reszty pragnął napisania książki apologetycznej, broniącej cudów z Lourdes przed brudnymi łapskami niedowiarków. Osiągnął swój cel połowicznie, zgłębił potęgę katolicyzmu, jego nadprzyrodzoność, heroizm, powszechność wartości, ale zgubił po drodze życie wewnętrzne świętej, uświęcenie duszy katolickiej, wzajemną miłość stworzenia i Stwórcy. Brakowało w powieści tego, czego było brak w życiu samego autora, czego zabrakło, aby dopełnić to zafascynowanie katolicyzmem do końca, przyjąć chrzest i inne sakramenty Kościoła. Stawiał problemy jasno, nie marzył o ekumenicznej syntezie chrześcijaństwa z judaizmem, nie miał jednak odwagi i miłości, by uczynić krok w kierunku przyjęcia chrztu. Werfel zdawał sobie sprawę z trudności w oddaniu wszystkich aspektów życia katolika. Cel swój jasno przedstawił w przedmowie do pierwszego wydania Pieśni o Bernadetcie: „Odważyłem się napisać Pieśń o Bernadetcie, mimo że nie jestem katolikiem. Odwagi do tego dodało mi postanowienie powzięte już przed wieloma laty, gdy stawiałem swe pierwsze kroki na niwie literackiej. Obiecałem sobie wtedy w twórczości swojej wszędzie i zawsze wielbić Boże tajemnice i opiewać świętość dusz ludzkich, a także nie zważać na ducha czasu, w którym ludzie z lekceważeniem i obojętnością, a często drwinami odwracają się od tych największych i ostatecznych wartości naszego życia”.
Franz Werfel zmarł w Stanach Zjednoczonych w 1945 r. Był jednym z ostatnich, którzy odrzucali zgubny rozdział Kościoła od sztuki.
Zawsze Wierni, nr 42, 09-10.2001, s. 101.