Rycerstwo Niepokalanej Tradycyjnej Obserwancji

Kilkakrotnie już na łamach „Zawsze Wierni” zwracaliśmy uwagę na palącą potrzebę kontynuacji dzieła Rycerstwa Niepokalanej w duchu jego założyciela – św. Maksymiliana Marii Kolbego. Tradycyjna obserwancja oznacza przede wszystkim wierne zachowywanie i przestrzeganie (po łacinie: observare) jego wskazówek i poleceń, które są tradycyjne zarówno dlatego, iż są wiernym głosem dwutysiącletniej tradycyjnej nauki Kościoła oraz duchowości świętych, jak i dlatego, że różnią się diametralnie od obecnego nowoczesnego regulaminu.

Pragniemy przedstawiać w naszym piśmie wybrane teksty „Rycerza Niepokalanej”, opublikowane jeszcze przed katastrofą soborowego aggiornamento. Mają one przede wszystkim zachęcać rycerzy Niepokalanej do konsekwentnego zachowania i działania w obecnym czasie, kiedy dobry przykład jest tak bardzo potrzebny. Mają one kształtować katolika „czynu i odwagi”, aby nie tylko zdołał sam wytrzymać w wierności swej Niebieskiej Królowej, ale także zachęcał innych do tej drogi, która uświęciła miliony dusz i która była największym duchowym sukcesem dopóki przewodnictwo MI było wierne duchowi świętego Założyciela.

 

Katolik „czynu i odwagi” w XXI wieku

Czytając pierwotny regulamin MI można by pomyśleć, że został napisany specjalnie dla naszej epoki: obojętność religijna, „celowe podkopywanie praw zasadniczych Wiary katolickiej”, wspieranie heretyckich i bezbożnych prądów przez milionów katolików, bezczynność i bierność oraz brak odwagi wśród wiernych wobec wzrastających wpływów herezji etc. są obecnie powszechne…

Tylko w swoim czasie „Rycerz Niepokalanej” mógł jeszcze zachęcać do naśladowania gorliwych katolickich hierarchów, a Ojciec Święty i episkopat całym sercem działali na rzecz powszechnego panowania Chrystusa Króla, „szerzenia nauki Chrystusowej, wprowadzenia w życie jego przykazań i odpierania napaści na wiarę i Kościół”, jeszcze byli całkiem zajęci „zwalczaniem tej nawały zła, pragnącego poddać sobie w niewolę duszę społeczeństwa”.

Dziś znajdujemy się w tej paradoksalnej sytuacji, że to właśnie wielka część samej hierarchii podkopuje Wiarę katolicką albo żyje w strasznym letargu duchowym. Jakże dosłownie realizują się przed naszymi oczyma te straszne słowa: „Są katolicy przełożeni, którzy nie tylko sami zaniedbują się w obowiązkach religijnych, ale nadto przeszkadzają w tym swoim podwładnym i wywierają na nich nacisk, aby nie współpracowali z Kościołem w jego działalności religijno-oświatowej i moralnej. A podwładni o słabym duchu ulegają temu naciskowi niesprawiedliwemu, podobni do owych zastraszonych chrześcijan, co to odstępowali Chrystusa pod groźbami rzymskich urzędników”. Zaiste, jeśli dziś katolik ma odwagę krytykować innowierców, nazywać ich wyznaniem „fałszywą religią”, dziełem szatańskim, to – jeśli miałby nieszczęście pracować np. na KUL-u w innym instytucie, z nazwy katolickim – na pewno od razu zostałby zeń usunięty.

Dlatego obecnie katolik „czynu i odwagi” musi bez wahania prowadzić walkę o „zasadnicze prawa Kościoła”, nawet jeśli z tego powodu będzie uważany za sekciarza czy odszczepieńca. Jeśli już w latach 30 wrogowie Kościoła cieszyli się z powodu bezczynności i tchórzostwa milionów katolików, to cóż dopiero mogą dziś powiedzieć, kiedy już praktycznie nie ma nikogo, kto miałby odwagę bronić naszej wiary?

Szczególnie ważny jest zatem opór bezbożnemu światu, stawiany przez każdą wierną katolicką duszę, która nie podda się obecnej atmosferze obojętności religijnej i moralnej, lecz będzie przypominać swoim bliźnim – zwłaszcza przez dobry przykład – że wzniosły ideał rycerzy Chrystusa i Niepokalanej jeszcze nie zginął; przeciwnie, że odrodzi się on i zajaśnieje pełnym blaskiem. Dzięki temu oporowi katolicyzm przeżyje, a Niepokalana w nim i przez niego metrze głowę węża” i zniszczy „wszystkie herezje na całym świecie”.

 

ks. Karl Stehlin

 

O ludzi katolickiego czynu i odwagi

Nawiązując do przemówienia Ojca Świętego [Piusa XI] do pielgrzymki polskiej, wzywającego nas Polaków do uczestniczenia w apostolstwie Kościoła. J. E. ks. biskup Stanisław Łukomski poświęca ostatni swój list pasterski omówieniu potrzeby katolickiego czynu. Podajemy kilka ustępów z listu, tak aktualnych dla naszych czasów i warunków, wśród których żyjemy.

„Mówi się wiele o potrzebie religijności, padają takie zdania także z ust mężów kierujących życiem publicznym. Mówi się, gdy tego potrzeba, o zasłudze Kościoła katolickiego w dziejach Polski – ale równocześnie dzisiejsza działalność Kościoła doznaje krępowania, poddaje się ją krzywdzącej krytyce i patrzy się obojętnie na łamanie praw zasadniczych Wiary katolickiej, albo na jej celowe podkopywanie.

Z tych milionów katolików, zaliczających się do Kościoła katolickiego w Polsce, ilu też wspiera go rzeczywiście w jego żmudnej i wyczerpującej działalności i w jego walce obronnej dla dusz przed zatruwającymi je prądami? Ogół katolików, ku wielkiemu zadowoleniu wrogów Kościoła stoi na uboczu i patrzy obojętnie na zmaganie się duchowieństwa i tej otaczającej wiernej gromadki współpracowników świeckich…

Jeśli między katolikami w Polsce jest wielki procent katolików nieczynnych, to czyż można się dziwić, że wpływ katolicyzmu na życie publiczne jest niewystarczający, że sekciarstwo podnosi głowę i nie wiara wciska się w poszczególne warstwy społeczeństwa? Nie wszystko zło moralne Kościół sam jeden zdoła opanować, bo wrogowie jego wysuwać będą zawsze nowe sposoby przeciwdziałania i buntować nawet oziębłych katolików przeciwko niemu. Gdyby zaś wszyscy katolicy stanęli odważnie przy Kościele do pracy ułatwiającej mu szerzenie nauki Chrystusowej, do wprowadzenia w życie jego przykazań i do odpierania napaści na wiarę i Kościół, jakże łatwo byłoby zgnieść napór niewiary błędnowierstwa i zepsucia obyczajów.

Przyczyną główną tego katolickiego zaniedbania jest: nieuświadomienie katolickie i duchowa wygoda katolików. Chcieliby tacy być katolikami, byleby papież, biskupi, księża nie przypominali im ich katolickich obowiązków, nie wymagali od nich życia wedle przepisów wiary, nie wytykali im ich religijnego zaniedbywania – słowem, byleby Kościół nie mącił im ich miłego spokoju. Mówienie w ich obecności o Bogu, poruszanie spraw religijnych w rodzinie, na towarzyskich zebraniach, w potocznych rozmowach, przy omawianiu zagadnień publicznych, uważają za niewłaściwe i nieprzyjemne, bo wywołuje ono wspomnienie pewnych obowiązków wobec religii, Kościoła, katolicyzmu…

Czy cały wschód stał się szczęśliwszy, porzuciwszy prawdę o jedności Kościoła Chrystusowego? Czy sekty innowiercze, których liczba wynosi dzisiaj już kilka set, przez odrzucenie ofiary Mszy św., sakramentów: kapłaństwa i małżeństwa podniosły poziom moralny swych wyznawców? Czy kraje katolickie, w których oziębłość wzięła górę, zdołały się uchronić od wyniszczających je przewrotów i uratować wewnętrzny porządek? Nie – ale może to uczynić panowanie religijności w państwie i ścisła współpraca jego obywateli z Kościołem, mającym w sobie niezniszczalny pierwiastek wszechmocnej opieki Bożej. Kardynał Mercier, ów wielki kapłan i patriota belgijski z czasów wszechświatowej wojny, umiejący w rozbitym swoim narodzie podtrzymać ducha wiary w zwycięstwo, umacniał go przez swoje religijne listy pasterskie. On tak wypowiedział to proste, ale tak prawdziwe słowa: «Katolik, nie wspierający Kościoła w jego potrzebach zwłaszcza duchowych, jest duchowym egoistą».

A natchniony polski kaznodzieja, ks. Piotr Skarga, patrząc na walki religijne i rozprężenie obyczajów, szerzące się w Polsce i przewidując duchem proroczym upadek Polski, z tych właśnie przyczyn wołał: «A najszkodliwsi są katolicy bojaźliwi, małego serca, którzy się gniewem sprawiedliwym i świętym ku obronie czci Boga swego nie zapalają…»

Są katolicy przełożeni, którzy nie tylko sami zaniedbują się w obowiązkach religijnych, ale nadto przeszkadzają w tym swoim podwładnym i wywierają na nich nacisk, aby nie współpracowali z Kościołem w jego działalności religijno-oświatowej i moralnej. A podwładni o słabym duchu ulegają temu naciskowi niesprawiedliwemu, podobni do owych zastraszonych chrześcijan, co to odstępowali Chrystusa pod groźbami rzymskich urzędników”.

Dalej pisze ks. biskup o apostolstwie świeckich i o odwadze głoszenia swych przekonań: ,Apostołowanie katolickiej nie jest obowiązkiem samego duchowieństwa – wszyscy są do niego powołani, ponieważ należą do wielkiej katolickiej rodziny i jako jej członkowie za dobro tej rodziny są współodpowiedzialni. Jeśli świeccy katolicy nie mogą wygłaszać kazań w świątyniach, udzielać sakramentów świętych, składać ofiary Mszy św. – to pozostaje im jeszcze bardzo obszerne pole czynnego zasługiwania się dla Chrystusa poza świątynią… Dzisiaj potrzeba już pewnej odwagi do takiego publicznego wyznania swej wiary. Dzisiaj już wielu katolików wstydzi się przystąpić do wykonania najprostszych obowiązków religijnych, jakoby one były czymś ubliżającym dla nich. Zwłaszcza osoby, którym Bóg dozwolił wznieść się na wyższe stopnie społeczne, hołdują temu fałszywemu wstydowi, bo pomieszały się im pojęcia o prawdziwej i sztucznej godności człowieka. Tymczasem wiara i zasady katolickie mają pełne prawo obywatelstwa w twoim domu, one pragną zasiadać z tobą u twego stołu i czuwać, aby, w myśl powiedzenia św. Pawła, nawet spożywanie darów Bożych odbywało się ze wspomnieniem niebieskiego ich Dawcy. Katolicyzm ma prawo do przeglądania twojej biblioteki i czasopism, czy nie zawierają obrazy Bożej, posiewu antyreligijnego, trucizny moralnej. Prawdziwy katolicyzm domaga się udziału w twoich rozmowach prywatnych, towarzyskich, w obradach urzędowych, aby nie wychodziły poza ramy, wskazane zasadami katolickiej obyczajności. Zasiada on z tobą przy twoim stole pracy, aby czuwać nad twoimi myślami, którym masz nadać wyraz zewnętrzny i wysłać w formie postanowień, zachęt, dekretów, zobowiązań, wyroków. Twój katolicyzm stoi przy tobie, gdy pracujesz przy warsztacie, w gospodarstwie, gdziekolwiek, aby ci podsuwać zdrowe myśli, rady i pomysły. Wszędzie chce ci być szczerym przyjacielem, światłym doradcą, a jeszcze więcej stróżem przed złym czynem oraz niewidzialnym kapłanem, który twoje ludzkie, doczesne sprawy pobłogosławi i pobudzając cię do dobrej intencji przepoi je zasługą nadprzyrodzoną…” I kończy ks. Biskup: „Ubolewamy głęboko nad smutnym stanem duchowym, w jakim, jest pogrążone społeczeństwo polskie. Jest skłócone w sobie, rozgoryczone do głębi wskutek różnych objawów niesprawiedliwości, rozterki, podstępnych dokuczań… Czemu jest tak ciężko, czemu tak wielką jest rzesza tych, co się żalą i skarżą na obecne stosunki? Czemu tyle dokuczliwości, że ,się u niejednych aż w nienawiść przemienia? Bo zło wtargnęło w nasze społeczeństwo i usiłuje opanować chrześcijańską moralność, a na jej miejsce osadzić twardą przemoc ludzką. Trzeba się nam wszystkim szczerym katolikom złączyć silniej z Kościołem katolickim dla zwalczania tej nawały zła, pragnącego poddać sobie w niewolę duszę społe­czeństwa. Zachęcajmy się wzajemnie, dodawajmy jedni drugim odwagi i otuchy, pociągajmy słabszych i zalęknionych do tej wzniosłej, zaszczytnej służby dla Chrystusa.

 

„Rycerz Niepokalanej”, marzec 1934, nr 3 (147)

 

Zawsze Wierni, nr 42, 09-10.2001, s. 104.