Gdy przed 40 laty odprawiałem swoje prymicje, kazałem na obrazkach prymicyjnych umieścić te słowa św. Pawła: „Z łaski Bożej jestem tym, czym jestem”. Trudno znaleźć piękniejsze słowa na określenie tej świętej chwili. Łasce Bożej zawdzięcza kapłan swoje powołanie i swoją godność kapłańską. Lecz gdyby się go zapytano, komu spomiędzy ludzi zawdzięcza swoją godność i swoje szczęście, odpowiedziałby – a odpowiedziałby z radością: mojej dobrej, pobożnej matce. To świadectwo pragnę i ja z wdzięcznym sercem wystawić swojej matce w Bogu spoczywającej. Pobożna matka uprosiła przyszłemu kapłanowi łaskę powołania, ona to przygotowała jego serce do ochotnego i owocnego przyjęcia tej łaski. Ale jak kapłan swoje kapłaństwo, tak każdy chrześcijanin po Bogu zawdzięcza swej matce wiarę i synostwo Boże. W pierwszym rzędzie zasługa to jest chrześcijańskiej matki, że został wszczepiony w mistyczne Ciało Chrystusowe, tj. w Kościół święty, i że w tym świętym złączeniu pozostaje. Jej to zawdzięcza, że w zaraniu życia zaniesiono go do chrztu, ona też przez naukę i wychowanie doprowadziła łaskę Chrztu św. w jego sercu do rozwoju i rozkwitu. W ten sposób stała się jego matką i w porządku nadprzyrodzonym.
MATKA A DZIECKO
Stwórca zadzierzgnął najściślejsze więzy między matką a dziecięciem, a to w tym celu, by mogła spełnić swoje święte, a tak doniosłe i odpowiedzialne zadanie względem dziecka. W sercu matki rozniecił najtkliwszą i najmocniejszą miłość, zdolną ponieść wszystkie ofiary; w sercu zaś dziecięcia obudził głębokie przywiązanie i bezgraniczne zaufanie. Najpiękniejszy obraz poufałej przyjaźni dwojga ludzi – to dziecię na ramionach matki. Gdy Bóg chciał wyrazić wielkość swojej miłości ku ludziom, musiał wziąć jako miarę tej miłości największą miłość stworzoną. Któraż to będzie ta miara? Oto miłość matki ku dziecięciu. Mówi bowiem u proroka: „Izali może zapomnieć niewiasta niemowlęcia swego, aby się nie zlitowała nad synem żywota swego? A choćby ona zapomniała, wszakże ja nie zapomnę o tobie” (Iz 49, 15). Pod podobnym obrazem także Zbawiciel przedstawia nam swoją miłość ku ludziom: „Ile razy chciałem zgromadzić dzieci twoje Jako kokosz kurczęta swoje pod skrzydła zgromadza” (Mt 23, 37).
Dlaczego zacieśnił Stwórca te ścisłe węzły, dlaczego wyposażył matkę w taką miłość, że jej głębie pozostają zawsze tajemnicą? Oto właśnie dlatego, że matce powierzył zadania, które zdają się przekraczać siły ludzkie, jako też dlatego, że od matki żąda ofiar, których heroizm przechodzi wszystko, co człowiek człowiekowi wyświadczyć może. To odnosi się do matki w ogóle, szczególniej zaś i w większej jeszcze mierze do matki chrześcijańskiej, której zadania sięgają w dziedzinę nadprzyrodzoną. Matce chrześcijańskiej powierzono nie tyle dziecię ludzkie, ile dziecię Boże. Jej zadanie polega na tym, by nie tylko zachować i pielęgnować do rozkwitu i dojrzałości doprowadzić życie przyrodzone swego dziecięcia, ale także życie nadprzyrodzone, życie łaski. Do tego nie wystarczy miłość przyrodzona. Jak bowiem zadanie powierzone matce chrześcijańskiej jest nadprzyrodzone, tak też musi ją ożywiać miłość nadprzyrodzona. Tę miłość wlewa Bóg w jej serce w sakramencie małżeństwa. Ten sakrament jest żywym zdrojem łask, zdrojem nadprzyrodzonej siły do spełniania obowiązków rodzinnych, szczególnie miłości małżeńskiej, jako też źródłem sił do sprostania obowiązkom macierzyńskim, mianowicie miłości macierzyńskiej. Na to niestety za mało zwraca się uwagi. Niechaj tedy matki chrześcijańskie pamiętają o tym obfitym, żywym źródle łask sakramentalnych, niechaj z niego czerpią siły nadprzyrodzone zwłaszcza, gdy im grozi zanik miłości przyrodzonej. Wówczas sprostają swemu wzniosłemu i ciężkiemu zadaniu. Niechaj też wpatrują się w przykłady świętych matek, mianowicie św. Moniki, która na wzór Dobrego Pasterza, drżąc o duszę syna swego, Augustyna, oddanego ciężkim grzechom, nie ustawała w modlitwie, póki go do Boga nie nawróciła. Miłość macierzyńska, uświęcona łaską Bożą, to miłość najmocniejsza i najczulsza, najtrwalsza i najwierniejsza. „Zali matka zapomnieć może dziecka swego?”. Chociażby się rozluźniły wszystkie więzy ludzkie, to więzy miłości między matką a dzieckiem trwać będą, gdyż są nierozerwalne. Nie rozerwą ich nawet najcięższe wykroczenia i zbrodnie dziecka. Nawet gdyby wszyscy ludzie nim wzgardzili, wszyscy się od niego odwrócili, to przecież matka je przygarnie. Miłość nigdy nie ginie.
Ale i z krzyży małżeńskich, choćby największych, wyjdzie miłość matki zwycięsko. Z miłości ku dziecku matka pozostanie u boku męża nawet wśród największych trudności i najboleśniejszych cierpień. Łaska i nadprzyrodzony charakter miłości macierzyńskiej są rękojmią trwałości i pełnego rozwoju naturalnej miłości. Bez tego nadprzyrodzonego charakteru nie przetrwa ona ciężkich prób, na jakie bywa wystawiona.
Stare pogaństwo i dzisiejszy wrogi Chrystusowi świat aż nadto świadczą, że miłość macierzyńska nie uświęcona i nie wzmocniona łaską Bożą zapomina się, nie zdobywa się nawet na tyle męstwa, wierności, ile jej spostrzegamy w świecie zwierzęcym, stacza się nawet w przepaść ciężkich wykroczeń i okrucieństwa. Nie należy bowiem zapominać o tym, że grzech pierworodny pozbawił człowieka darów nadprzyrodzonych, przyrodzone zaś dary jego skaził i wydał je na niebezpieczeństwo zwyrodnienia, m. in. także miłość naturalną, a zatem i miłość macierzyńską. Musiało dopiero przyjść Odkupienie przez Jezusa Chrystusa, by ludzkości przywrócić matkę, matkę z sercem pełnym tkliwości, mocy i miłości.
Z wiary i łaski rodzi się owa miłość macierzyńska, która z tą samą ochotą i radością przyjmuje i czwarte i piąte i dalsze od Boga jej przeznaczone dziecię, z jaką przyjęła pierwsze. O tym jeszcze słów kilka.
Jednym z najsmutniejszych i najbardziej zgubnych objawów naszych czasów, oddalających się coraz więcej od Chrystusa – to lęk przed dzieckiem. Za odstępstwem od Chrystusa idzie odstępstwo od praw natury. To zło szerzy się w zastraszający sposób, przenikając już do sfer skądinąd chrześcijańskich. „Cóż w tym nadzwyczajnego?” mówi się dzisiaj. Jest to jakby zaraza, zagrażająca rodzinom i narodom. Przeciw złu temu trzeba podnieść głos ostrzegawczy i wstrząsnąć sumieniami. Kobieta, która uchyla się od przyjęcia przeznaczonego jej przez Boga i naturę dziecka, lub, co gorsza, niszczy kiełkujące w jej łonie życie, niegodną jest zaszczytnej nazwy matki, tym mniej matki chrześcijańskiej. Albowiem wkracza zuchwale w prawa Stwórcy i popełnia grzech bardzo ciężki. Nawet największa bieda czy niebezpieczeństwo nie daje kobiecie prawa do stawiania przeszkody zawiązaniu się nowego życia, zamierzonego przez Boga, lub też do jego zniweczenia. Tak głosi Kościół św. przez usta papieży i biskupów. A nie usprawiedliwia jej także wymówka, że mianowicie te przyszłe dzieci mogłyby się zepsuć. „Obawa o zepsucie przyszłych dzieci”, pisze mi pewna matka, „a nie tylko wygoda i bieda itp. nakłania wiele matek do takiego postępowania. Bo czyż może być zbawiona matka, której dzieci idą na potępienie?”. Rozumiem tę obawę. Wszelako gdy matka chrześcijańska w miarę sił spełnia swoje obowiązki, może i powinna troskę o wieczne zbawienie swych dzieci spokojnie zostawić wszechmocy i dobroci Bożej. „Troszczcie się”, poucza Zbawiciel, „ale nie troszczcie się zanadto”. Matka chrześcijańska niech stosownie do dzisiejszych tak licznych niebezpieczeństw dla dusz jej dzieci podwoi swe trudy i ofiary, a resztę niech z ufnością zostawi Bogu. Stosunek małżeński jest prawem, z którego małżonkom za obopólną zgodą zrezygnować wolno. Skoro jednak z niego korzystają, spada na nich najświętszy obowiązek przyjęcia na siebie tych następstw, które leżą w zamiarach twórczej woli Bożej. Sprostać tym obowiązkom, nawet mimo najkorzystniejszych warunków, najcięższych ofiar, za wszelką cenę, nie zdoła naturalna miłość macierzyńska, chociażby najgorętsza, jeśli jej nie oświeci, nie wzmocni i nie uświęci łaska Boża. Kobieta, której Bóg przeznaczył liczne potomstwo, musi się wznieść na takie wyżyny uległości dla woli Bożej, ufności i ofiarności, jakie jedynie z pomocą łaski Bożej osiągnąć można. Taka matka powinna żarliwie prosić o tę łaskę w modlitwie i czerpać ją w sakramentach św., przede wszystkim zaś w częstej Komunii św. Komunia św. powinna być chlebem powszednim każdego chrześcijanina, dźwigającego ciężar odpowiedzialnych obowiązków, tym więcej więc matki obdarzonej licznym potomstwem.
W świetle łaski Bożej poznaje taka matka swoje zaszczytne i doniosłe posłannictwo w Królestwie Bożym. Jeżeli dzisiaj Kościół mimo prześladowań wykazuje tak wielką liczbę członków, jeżeli potrafi powetować swoje straty, rozszerzać nawet swoje granice, to zawdzięcza to nie w ostatnim rzędzie wierności matek dla spraw Bożych i praw natury, tej wierności, z którą przeznaczone sobie przez Boga dzieci przyjmują i dla Niego wychowują. Ta wierność jest warunkiem i gwarancją zwycięstwa Królestwa Bożego. Więc i w tym względzie sprawdza się powiedzenie Namiestnika Chrystusowego: „Dajcie mi armię matek chrześcijańskich, a zdobędę świat dla Chrystusa”.
OBOWIĄZKI MATKI
Obowiązek matki wynika z pochodzenia dziecięcia. Dziecię swoje otrzymałaś od Boga. Bo chociażbyś miała wszystkie naturalne warunki do macierzyństwa, to ostatecznie zawdzięczasz to dziecię dobroci Bożej. Wszak wiele kobiet tęskni za dzieckiem, czynią też wszystko do dostąpienia tego szczęścia, a przecież ich gorące pragnienia się nie spełniają. Dziecko to dar woli Bożej. Tę prawdę przypomina matkom Kościół św., gdy przy wywodzie modli się nad nimi słowami psalmisty: „Wiedzcie, że Pan jest Bogiem, On zaś uczynił nas a nie my sami siebie; myśmy lud Jego i owce pastwiska Jego” (Ps 99, 2). Tej prawdzie dała wyraz pierwsza matka, Ewa, mówiąc: „Otrzymałam człowieka przez Boga” (Rdz 4, 1).
Wiedzą o tym prawdziwie chrześcijańscy rodzice. Niedawno pisała mi pewna zacna rodzina:
„Dobroć Boża obdarzyła nas piątym dziecięciem”. Więc od Boga otrzymałaś swoje dziecię, a otrzymałaś je dla Boga. Od Boga przyszło, do Boga musisz je prowadzić. W tych słowach streszcza się całe zadanie matki. To jest moje dziecko, tak mówi uszczęśliwiona matka. Głębsze znaczenie tych słów jest takie: ja otrzymałam je od Boga, ja muszę je dla Boga wychować, do Boga prowadzić, ja odpowiadam za nie przed Bogiem. W jakichkolwiek by warunkach zewnętrznych matka swe dziecko wychowywała, musi je oddać Bogu i dla Boga wychować. To jest obowiązek wszystkich matek bez wyjątku. Na tym nic nie cierpi twoje własne szczęście ani szczęście twego dziecka. Jeżeli bowiem służba Boża daje każdemu człowiekowi największe zadowolenie w jego życiu i w jego poczynaniach, to i dla matki nie może być nic słodszego nad poświęcenie swej pracy wychowawczej na służbę Bożą. „Oto ja służebnica Pańska”. Co człowiek Bogu oddaje, to najdoskonalej dla siebie zachowuje. Tak też i matka. Oddając swoje dziecię Bogu, zachowuje je dla siebie w pełnym tego słowa znaczeniu. Matka, która dziecię Bogu poświęca, dla Boga wychowuje, kładzie niezachwiane podwaliny pod szczęście swego dziecka. Bóg, Dawca wszystkiego dobrego, błogosławić będzie temu dziecięciu na ciernistych drogach życia, a w końcu doprowadzi je do wiecznej szczęśliwości. Czyż może być wyższy cel serca macierzyńskiego?
PRAWO MATKI
Na kogo nałożono jakieś obowiązki, temu też przysługują prawa potrzebne do ich spełnienia. Takie prawa uzasadnia się tym skuteczniej, uznaje się i uszanuje tym chętniej, im wyraźniej wypływają z nałożonych obowiązków. W poprzednim rozdziale przedstawiłem źródło, treść i znaczenie obowiązków matki, teraz wypada powiedzieć kilka uwag ojej prawach. Prawa swoje do dziecka wyraża matka w tych dwu słowach: „Moje dziecko”. Wolno jej tak mówić, i to w pełnym słowa tego znaczeniu. To jest moje dziecko, to jest ciało z ciała mojego, krew z krwi mojej. W pewnym znaczeniu może nawet powiedzieć: to jest dusza z duszy mojej. Powiadam: w pewnym znaczeniu. Ciało dziecięcia tworzy się z ciała i krwi matki, duszę otrzymuje ono bezpośrednio od Boga. Ponieważ jednak ciało łączy się najściślej z duszą, a właściwości cielesne wywierają ogromny wpływ na życie duchowe człowieka, przeto matka może w pewnym znaczeniu powiedzieć o swoim dziecięciu: „To jest dusza z duszy mojej!”. „To jest dziecię moje”, mówi matka. I słusznie. Ponieważ po Bogu jej (razem z ojcem) zawdzięcza dziecię swe życie, przeto też przysługuje jej prawo do zachowania młodego życia, do doprowadzenia go do rozwoju, do rozkwitu. Innymi słowy: skoro Bóg powołał rodziców do udziału w tworzeniu nowego człowieka, to tym samym zobowiązał ich i uprawnił do urabiania serca i duszy dziecka, do kształtowani a jego charakteru, do nadania kierunku i treści jego życiu, czyli do wychowania dziecka.
Nie potrzeba być prawnikiem, by tę prawdę poznać i uznać, bo tak głosi prosty rozum. Jak można żądać od matki ponoszenia dla dziecka boleści i trudu, troski i ofiar, a pozbawić ją przyrodzonego prawa do wychowania tego dziecka? Takie traktowanie matki to krzycząca niesprawiedliwość, równająca się wydziedziczeniu; to gwałt, to okrucieństwo. Prawo i dostojeństwo matki powinno być każdemu człowiekowi święte. Matka, to nie niańka cudzego dziecka, lecz rodzicielka, piastunka, opiekunka duszy i ciała dziecka powierzonego jej przez Boga, krótko mówiąc: to matka. Nie jest też przedstawicielką jakiejś ziemskiej potęgi i jej sługą, ale władczynią. Matka jest królową własnej rodziny, jej skroń wieńczy taka korona, jakiej żadna królowa nie nosi. Jest ona służebnicą Boga Najwyższego. A służyć Bogu, to znaczy królować. Wystarczy przypomnieć sobie własną matkę, by się przekonać o dostojeństwie, znaczeniu i prawach matki. Miłość macierzyńską należy mieć za świętość nienaruszalną.
To prawo do wychowania dziecka przysługuje matce szczególniej w zakresie wychowania religijnego. Religia nie polega ani na pewnych nieokreślonych uczuciach, ani też na samym odmawianiu pacierzy. Religia w najprawdziwszym i najgłębszym tego słowa znaczeniu, to łączność człowieka z Bogiem, skierowanie człowieka ku Bogu, obejmujące wszystkie dziedziny i objawy życia. Matka katolicka pragnie swe dziecię wychować po katolicku w tym znaczeniu, jak to rozumie Kościół św. Jeśli się mówi o prawie rodziców, a w tym wypadku matki, do wychowania dzieci, to nie znaczy to, że wolno im w tej sprawie odgrywać pewną tylko rolę, do nich należy pierwsze prawo wychowania dziecka, o ile zaś jeszcze inne czynniki, szczególnie szkoła, biorą udział w tym wychowaniu, do rodziców należy nadanie kierunku religijno-moralnemu wychowaniu dziecka. Kto matkę chrześcijańską tego prawa pozbawia, ten naprawdę odrywa dziecię od jej serca, zadaje bolesną ranę jej sercu macierzyńskiemu, żyjącemu tylko dla szczęścia tego dziecka. Ogrom tej krzywdy ocenić może tylko ten, co własnymi oczyma patrzał na rozpacz matki, której uniemożliwiono wychowanie dziecka we własnej religii.
Prawo matki do wychowania dzieci opiera się zatem po pierwsze: na powołaniu od Boga otrzymanym, mocą którego ma to dziecię do Boga prowadzić i według jego woli urabiać; po drugie na jej wielkiej, głębokiej miłości macierzyńskiej. Jeżeli z takim naciskiem to prawo podkreślam, to czynię to dlatego, że w naszych czasach ujawniają się bardzo silne prądy do ograniczenia, a nawet do zupełnego przekreślenia tego prawa. Chrześcijański pogląd na wychowanie nie zaprzecza bynajmniej prawa wychowania innym czynnikom do tego powołanym, jak gminie, społeczeństwu, państwu. Religia uznaje, że państwo istnieje z woli Bożej, że jego zadaniem jest troska o dobro doczesne obywateli, że tym samym ma prawo do dopilnowania, by młode pokolenie wychowało się na uczciwych, dzielnych i patriotycznych obywateli, gotowych do poniesienia ofiar za naród i ojczyznę. To prawo wykonuje państwo przez szkoły, w ostatnich czasach także przez różne organizacje młodzieży. We własnym jednak interesie państwo powinno pamiętać o tym, że pierwsze prawo do wychowania dzieci przysługuje rodzicom, i że rodzice mają pierwsze i ostatnie słowo do wypowiedzenia, gdy chodzi o ich wychowanie religijno-moralne.
To uszanowanie prawa rodziców przyczyni się walnie do podtrzymania w nich ducha ofiarności tak bardzo im potrzebnego do podjęcia także ze względu na dobro narodu i państwa tych licznych trudów i kłopotów, trosk i cierpień, związanych z wychowaniem zwłaszcza licznej rodziny. Jedyną granicę prawa matki, tak jak każdego prawa ludzkiego w ogóle, stanowi górujące nad wszystkim prawo Boże. Prawo macierzyńskie to nie samowola, lecz uprawnienie do spełnienia woli Bożej względem dziecka.
c.d.n.
Z jęz. niemieckiego przełożył ks Antoni Michalak SDS. Wydawnictwo XX. Salwatorianów, Mikołów 1937.
Rodzina katolicka, nr 11 (przy ZW nr 42), s. XIV. [5/2001 (42)]