Ks. Mikołaj Grou, Słabość i zepsucie serca ludzkiego

Zastanowiwszy się nad zaślepieniem rozumu ludzkiego, rozważmy, jak serce jego jest słabe i zepsute. Słabe jest wtedy, kiedy idzie o spełnienie dobrego; ale gdy idzie o spełnienie złego, jest aż nadto mocne.

Wola człowieka, którą Bóg dobrą stworzył, popsuła się przez grzech pierworodny i wszyscy się rodzimy z tą nieszczęśliwą przewrotnością. Porządek stworzenia został przewrócony. Serce nasze miało naturalną skłonność do kochania Boga nade wszystko. Z powodu grzechu, miłość nasza skierowana jest ku nam samym: wszystko kochamy dla siebie samych. Gdyby przynajmniej ta miłość nas samych była rozumną, gdybyśmy pojmowali, na czym nasze prawdziwe szczęście polega, miłość dla nas samych zwróciłaby nas do Boga, jako do naszego początku i ostatecznego końca. Ale teraz nie kieruje nami ani rozum, ani pragnienie prawdziwego naszego pożytku. Miłość własna sprawia, że siebie uważamy za środkowy punkt wszystkiego; ona sprzeciwia się naszemu własnemu dobru, bo pragnie tylko dóbr doczesnych, zmysłowych, a traci zupełnie z oczu dobra duchowe, nadnaturalne.

Stąd wynika, że od najmłodszych lat ubiegamy się z całej siły o dobra ziemskie; że tylko w ich używaniu znajdujemy szczęście; że potrzeby ciała, jego przyjemności zajmują nas i nad nami panują; że dusza nasza, pogrążona niejako w zmysłowości, nie może się wcale podnieść, albo się z trudnością podnosi do przedmiotów duchowych.

Stąd powstaje pożądliwość, źródło wszystkich prawie grzechów. Znają ją święci i boleją nad nią, bo wiedzą, jak ona czyni ich nikczemnymi, na ile ich pokus naraża, jak jest przeciwną pierwotnemu porządkowi, przez który dusza podległą była Bogu, a ciało duszy. Ale większa część ludzi, nawet chrześcijan, nie tylko nie boleje nad tą nędzą, ale ją kocha, szczyci się nią i uważałaby za nieszczęście, gdyby jej nie podlegała. Człowiek, nie mający namiętności, uważany jest jako stworzenie bez życia i ducha. Człowiek, walczący z namiętnościami, aby im nie ulec, uważany jest za bezrozumnego, nie dbającego o swoje szczęście.

Stąd pochodzi trudność w zrozumieniu, zamiłowaniu i praktykowaniu moralności chrześcijańskiej, która ma na celu wytępienie pożądliwości. Jeżeli uważamy, że ta moralność jest piękną, rozumną, godną człowieka, to poznajemy to nie przez naturalne światło rozumu naszego.

Nigdy byśmy jej za taką nie uważali, gdyby nas nie oświecał promień łaski. Ale jeszcze wiele potrzeba, aby tę moralność w czyn wprowadzić! Przy pomocy łaski robimy postanowienia, przyrzekamy Bogu wierność; sądzimy, że jesteśmy mocni, niewzruszeni; ale przy najpierwszej okazji upadamy; najmniejsza trudność nas przestrasza; pociąg do zmysłowości odbiera nam pamięć wszystkiego; słowem, upadamy na każdym kroku; a sami przez się podnieść się nie możemy. Jakaż to słabość! jak ona nas upokarza! Nie czynię dobrego, które chcę, lecz czynię zło, którego nie chcę. Jeżeli mam chociaż słabą chęć czynić dobrze, jeżeli nie chcę złego, to jest także dobrodziejstwo, które zawdzięczam łasce; bo zepsucie i złość mojej woli są takie, że pierwsze jej poruszenia naturalne oddalają ją od dobrego, a pociągają do złego. Nie potrzebujemy długo badać samych siebie, aby poznać nieszczęśliwe nasze usposobienie. Serce nasze jest w ciągłej prawie walce z rozumem. Rozum radzi nam co innego, a namiętność co innego. Widzimy, co jest najlepsze, przyznajemy to; a postępujemy zupełnie inaczej. Jeden z pogan nawet to zauważył. Ta sprzeczność między rozumem a namiętnościami sprawia ciągły niepokój duszy.

Ale to jest tylko początek naszej złości. Oburzamy się na zakaz złego; narzekamy na Boga, który nam złego zakazuje. Wynajdujemy rozmaite dowody, aby okazać, że ten zakaz jest niesprawiedliwy, uciążliwy, że człowiek ma prawo oddawać się, bez miary i hamulca, swoim namiętnościom. Miłość własna chce być panią wszystkiego; sądzi, że wszystko jej się należy; nie szanuje praw cudzych. Zazdrości drugim wszystkiego, czego sama nie posiada; ale nie tylko zazdrości, używa nadto wszystkich środków, aby im to odebrać. Pewną jest rzeczą, że namiętność niczego by nie uszanowała, gdyby miała moc przełamać wszystkie zapory. Pamięć na Boga nigdy jej nie powstrzymuje; tylko bojaźń ludzi i wzgląd ludzki: dlatego, o ile może, działa nie gwałtownością, ale podstępem i zdradą. Zbrodnia popełnia się w sercu, jeżeli człowiek nie ma odwagi albo środków do spełnienia jej rzeczywiście. Wiele się złego dzieje w świecie; ale daleko więcej się popełnia w sercu grzechów, które nigdy nie przychodzą do skutku dla braku okazji, albo środków. Gdyby można jawnie widzieć, jakie są pragnienia ludzkie, zamiary i plany, które się w ich sercu tworzą, osądzalibyśmy, że są daleko gorsi, niż się wydają. Zakaz złego nie tylko oburza człowieka, ale pobudza go do tego, aby je popełnił. Prawo nie powstrzymuje woli, ale ją podnieca; największy powab grzechu jest w tym, że jest grzechem. Święty Paweł to powiedział i doświadczenie przekonywa nas o tym codziennie: gdy tylko nam czego zakażą, przychodzi nam ochota to zrobić. Książka, obraz, widowisko, których nam zabraniają, pobudzają naszą ciekawość, nie możemy się uspokoić, dopóki sobie w tym nie dogodzimy. Najwięcej wiedzieć pragniemy to, co przed nami ukrywają. Zdaje się nam, że wszelkie prawo, wszelki przymus tamuje naszą wolność; że ani Bóg, ani ludzie nie mają żadnego prawa nad naszymi żądzami. Czy zepsucie i złość mogą się dalej posunąć?!

Na domiar tego, zamiast się wstydzić tej nędzy, ludzie chlubią się z niej; zamiast ją potępiać, usprawiedliwiają ją, chwalą się ze złego, które popełnili, a nawet z tego, którego nie uczynili; chcą uchodzić za gorszych, niż są w istocie!

Jeżeli nam się zdaje, że niezdolni jesteśmy do tych nadużyć, bardzo mało siebie znamy. Zepsucie jest w gruncie [rzeczy] jednakie we wszystkich sercach: jedna tylko namiętność, której człowiek się podda, może je rozwinąć. Zbadajmy nasze serce: przypomnijmy sobie, co się w nim działo w tej lub owej okazji; zastanówmy się, jak daleko doprowadziłyby nas żądze i skłonności nasze, gdyby wychowanie, bojaźń i religia nie powściągnęły ich, albo gdyby nam do tego nie zabrakło sposobności. Oddajmy sobie sprawiedliwość i bądźmy pewni, że gdyby Bóg w sposób szczególny nad nami nie czuwał, nie ma występku, do którego by nas nie było wtrąciło nasze zepsucie. Dziękujmy Bogu za to, że nam grzechy przebaczył i że nas od większych jeszcze zachował. Mówmy ze świętym Augustynem, że nie ma zbrodni, popełnionej przez jednego człowieka, której by drugi nie był zdolny popełnić i której by nie popełnił rzeczywiście, gdyby nie pomoc Boska.

Nasza nędza w gruncie rzeczy jest tak wielka, że nie jesteśmy w stanie znieść jej widoku; gdyby nam ją Bóg w zupełności ukazał, wpadlibyśmy w rozpacz: dlatego ukazuje nam ją stopniowo z oględnością, pełną mądrości.

Ale ponieważ to poznanie koniecznie nam jest potrzebne do nabycia pokory, ostrożności, nieufności w nas samych, a ufności w Bogu; przeto w miarę tego, jak postępujemy w cnocie i nabieramy mocy, Bóg stawia nam przed oczy nasze zepsucie i słabość.

Podług wielkości złego daje nam poznać wartość lekarstwa; pokazuje nam z bliska przepaść, z której nas łaska Jego wyprowadziła. Świętej Teresie [z Avila] pokazał miejsce w piekle, do którego by się była dostała, gdyby się był nad nią nie zmiłował. Tym sposobem grzechy, któreśmy popełnili, albo któreśmy popełnić mogli, są podstawą naszej pokory i świętości.

Ale Bóg nie poprzestaje na tym, kiedy idzie o dusze, które przeznacza do wysokiej doskonałości; nie ogranicza się na tym, że im daje rozumem pojąć ich nędzę; dopuszcza, aby się o tym przekonały własnym doświadczeniem. Czeka, aż wola ich zostanie utwierdzona w dobrym, aby nie było obawy, że mogą zgrzeszyć. Wtedy pozwala, aby uczuły swoje zepsucie; aby złe myśli i pragnienia różnego rodzaju napełniły ich umysł i serce; aby ich wszystkie namiętności się rozbudziły; nadto dopuszcza, aby szatan przydał swoje pokusy do żądz zepsutej natury. Te dusze tak czyste, tak brzydzące się grzechem, są w nim jakby zanurzone, pogrążone; a przynajmniej sądzą, że tak jest; zdaje im się, że są winne najokropniejszych grzechów; że na nie zezwoliły, chociaż dalekie są od tego.

Przewodnik, znający gruntownie ich wewnętrzne usposobienie, nie może ich uspokoić. Bóg dopóty zostawia je w tym stanie, dopóki nie nabędą pokory, odpowiedniej do tego stopnia świętości, do którego je przeznacza. Taki stan duszy przechodziło wielu świętych; pisarze mistyczni podali przepisy, według których poznać można ten stan i jak powinno się prowadzić dusze, które Bóg tak doświadcza. Święty Paweł mówi sam o sobie, że dla zachowania go od pychy, w którą by mógł był się podnieść, z powodu wielkich objawień, jakie otrzymał, Bóg dał mu czuć bodziec ciała i pozwolił, aby go szatan policzkował. Dodaje, że trzykrotnie prosił Boga, aby go od tych pokus uwolnił, ale Bóg mu odpowiedział: „Wystarczy ci Moja łaska, bo cnota w słabości się doskonali”; to znaczy, że uczucie naszej własnej słabości służy na to, aby okazać moc łaski i oczyścić cnotę człowieka.

 

Ks. Mikołaj Grou SI, Przewodnik na drodze życia duchowego, Kraków 1907.

 

Zawsze Wierni, nr 42, 09-10.2001, s. 108.