w stronę lepszego przekładu protestanckiej liturgii
Watykańska Kongregacja ds. Kultu Bożego wydała – określaną w tytułach gazet jako „rozprawa z wolnymi przekładami tekstów liturgicznych” – instrukcję zatytułowaną Liturgiam authenticam, głoszącą, że tłumacze nie powinni zniekształcać znaczenia oryginalnych tekstów łacińskich, ale wiernie oddawać je w swoim języku.
Wydany 7 maja br. dokument sprowokował dające się przewidzieć reakcje. Konserwatyści wiwatowali, liberałowie narzekali, biskupi uchylali się od jakichkolwiek komentarzy. A jednak wytyczne Liturgiam authenticam, jeśli zostaną wprowadzone w życie, przyniosą tylko nieskazitelne przekłady skażonej liturgii.
Wśród regulacji, jakie wprowadza Instrukcja, z naciskiem podkreślano obowiązek „używania pierwszej osoby liczby pojedynczej” na początku nicejskiego wyznania wiary, tak by Credo zaczynać od „Wierzę”, a nie „Wierzymy”. Również odpowiedź na wezwanie kapłana „Pan z wami” nie powinna brzmieć „I z tobą”, ale „I z duchem twoim”, co jest wiernym tłumaczeniem łacińskiego „et cum spiritu tuo”.
Dokument zajmuje również „językiem inkluzywnym”, instruując tłumaczy, aby stosowali terminy dokładnie określające płeć; dotyczy to zwłaszcza Pisma św. Przykładowo czytania liturgiczne, które zawierają słowa naszego Pana „aby wyszły na jaw uczynki jego” powinny być tłumaczone wiernie, a nie zmieniane na „aby wyszły na jaw uczynki jego lub jej”. Podobnie termin „ojcowie”, występujący w wielu fragmentach Pisma św. i różnych kościelnych tekstów liturgicznych, ma być przekładany na odpowiadające mu słowo rodzaju męskiego w językach narodowych.
Instrukcja Liturgiam authenticam postrzegana jest jako wymierzona w poprawne politycznie przekłady tekstów liturgicznych, a także jako dezaprobata wobec prac Międzynarodowej Komisji ds. Języka Angielskiego w Liturgii (ICEL), której tłumaczenia skutecznie pozbawiają liturgię i teksty Pisma św. poczucia sacrum.
Nowy dokument watykański nie mówi natomiast nic o prawidłowym tłumaczeniu słów „pro multis”. Od r. 1969, a nawet kilka lat wcześniej, łacińska formuła konsekracji wina „pro vobis et pro multis” bywała niedokładnie tłumaczona jako „za was i za wszystkich’’, zamiast dokładnie „za was i za wielu” (język polski, w którym tłumaczenie jest poprawne, należy tu do wyjątków – przyp. tłum.). Fałszywy przekład słów Pana Jezusa spowodował wśród niektórych katolików wątpliwości co do ważności konsekracji. Pozostawiając tę kwestię na boku, biblista Gerry Matatics wyraził się, że to nieprecyzyjne tłumaczenie powoduje, iż „w samym sercu Nowej Mszy znajduje się kłamstwo”. Czy Instrukcja Liturgiam authenticam rozwiąże ten problem, czas pokaże.
Agencja Associated Press oczekuje, że „dokument ten zapewne odbije się szerokim echem pośród członków Konferencji Episkopatu USA, która przewodniczyła debacie nt. używania terminów inkluzywnych w liturgii Mszy i w [tłumaczeniach] Biblii”.
Natomiast Linda Pieczyński, rzeczniczka liberalnej organizacji Cali to Action walczącej o używanie inkluzywnego języka w liturgii i Biblii stwierdziła, iż „Pokazuje to ignorancję [Watykanu] w sprawach kobiet; ignorancję, która jest przerażająca, ale której można się było spodziewać’. „Kiedy czytam lub słyszę «bracia»” – narzeka Pieczyński –„nie jestem przekonana, że to chodzi o mnie”.
Jezuita o. Thomas Reese, wydawca progresistowskiego magazynu „America”, narzekał: „[Instrukcja] doprowadzi de facto do zmarginalizowania całego procesu. Stwierdza ona, że biskupi w poszczególnych krajach nie znają swych języków na tyle dobrze, żeby przygotowywać własne tłumaczenia”.
Z drugiej strony „konserwatywne” pisma katolickie, takie jak „The Wanderer” czy „The Adoremus Bulletin”, świętują ogłoszenie Instrukcji niemal przy dźwiękach fanfar i sztucznych ogniach. „To chwila łaski dla Kościoła katolickiego w Ameryce” – powiedział Al Matt jr. z „The Wanderer”.
Chwila łaski? Może w pewnym sensie tak, skoro wszystko, co wzbudza irytację u twardogłowych lewicowców, jest krokiem w dobrym kierunku. Ci ludzie potrzebują dobrej nauczki częściej niż dotychczas i zabawnie jest słyszeć ich skrzeczenie, kiedy ktoś grozi, że przytnie im skrzydła. Pozostaje jednak otwartą kwestią, czy ich skrzydła zostaną przycięte; w ciągu kilku ostatnich dekad Watykan wydał wiele dokumentów, których celem było ograniczenie nadużyć, a których efekt był zerowy.
W roku 1980 papież Jan Paweł II promulgował list apostolski Dominicae cenae, w którym opłakiwał „przypadki godnego ubolewania braku szacunku wobec Eucharystii” i zdawał się zakazywać udzielania Komunii na rękę oraz przez nadzwyczajnych świeckich szafarzy. „Dotykanie Świętych Postaci” – pisał Papież –„i rozdawanie ich własnymi rękami jest przywilejem osób konsekrowanych”. Pamiętam, że oczekiwałem wówczas rozprawy z „szafarzami Eucharystii”, która w moim mniemaniu powinna była nastąpić, ale nigdy nie nastąpiła. Przeciwnie – dwadzieścia jeden lat później praktyka Komunii św. na rękę i obecność świeckich szafarzy Eucharystii rozprzestrzeniła się jak nigdy dotąd, ponieważ nie podjęto żadnej skutecznej akcji przeciw tym, którzy zlekceważyli Dominicae cenae.
W 1994 r. Papież ogłosił dokument Ordinatio sacerdotalis przeciwko święceniom kapłańskim kobiet. Nawet niektórzy księża Bractwa Św. Piusa X dowodzili, że ten tekst posiada znamiona nieomylności. A jednak do dnia dzisiejszego ani biskupi, ani księża czy zakonnicy, którzy agitują za święceniami kobiet, nie zostali uciszeni ani ukarani.
Dokładnie to samo może stać się z najnowszym dekretem nt. tłumaczeń liturgicznych: może to być kolejny watykański dokument, któremu brakuje zębów.
Ale nawet gdyby na całym świecie skutecznie wprowadzono w życie zalecenia Liturgiam authenticam, jaki byłby tego rezultat?
Otóż rezultat byłby taki, że każda parafia na świecie miałaby wierne tłumaczenie na język miejscowy tekstu Novus Ordo Missae, liturgii, która – wedle słów kard. Ottavianiego – „reprezentuje zarówno jako całość, jak i w szczegółach, uderzające odejście od katolickiej teologii Mszy św., sformułowanej na XXII sesji Soboru Trydenckiego”. Zatem jedyną korzyścią, wypływającą z zastosowania Liturgiam authenticam, byłoby wierne tłumaczenia sprotestantyzowanej liturgii!
Jak wspomniano w innym miejscu tego numeru (chodzi o wydanie „Catholic Family News”, z którego pochodzi niniejszy tekst (przyp. tłum.), kiedy w 1969 r. wprowadzono Nową Mszę, kard. Ottaviani, prefekt Świętego Oficjum, wraz z kard. Baccim i grupą rzymskich teologów przedstawił papieżowi Pawłowi VI ostrą krytykę nowego rytu[1] krytykę, która była w tym samym stopniu dokładna, w jakim okazała się prorocza. To gruntowne studium krytyczne nie zostało nigdy odrzucone, a tylko zignorowane.
Zasadnicze twierdzenie, które później stało się znane jako „interwencja kard. Ottavianiego”, głosi, że nowy ryt Mszy (Novus Ordo Missae) roi się od niebezpiecznych błędów oraz że stanowi on atak przeciwko katolickiej nauce o Mszy św., zdefiniowanej (nieomylnie – przyp. tłum.) przez Sobór Trydencki. Krótka analiza krytyczna wymienia m.in. następujące błędy NOM:
– nowa definicja Mszy podkreśla aspekt „spotkania”, a nie ofiary składanej Bogu
– pominięcie składników, które w sposób jasny wyrażają katolicką doktrynę, że Msza św. jest zadośćuczynieniem za grzechy (doktryna całkowicie odrzucona przez protestantów)
– zredukowanie roli kapłana do roli, jaką pełni przewodniczący w liturgii protestanckiej
– pośrednie zaprzeczenie Rzeczywistej Obecności oraz doktryny transsubstancjacji
– zmiana tekstu konsekracji w taki sposób, że z akcji sakramentalnej (w której kapłan działa jako alter Christus, ‘drugi Chrystus’ – przyp. tłum.) przeobraziła się ona w zwykłą narrację, opisującą przebieg Ostatniej Wieczerzy
– naruszenie jedności wiary w Kościele poprzez wprowadzenie niezliczonych opcji sprawowania liturgii
– niejasny język i dwuznaczności w obrządku, zagrażające czystości doktryny Kościoła.
Trzeba zauważyć, że te poważne mankamenty, wyliczone w Krótkiej analizie krytycznej przez kard. Ottavianiego, nie dotyczą błędnego tłumaczenia Nowej Mszy na języki miejscowe, ale oryginalnego tekstu łacińskiego, innymi słowy „najczystszej i najlepszej formy” Novus Ordo. Autorzy Krótkiej analizy krytycznej piszą wręcz, że „w wielu punktach [nowy ryt] może zadowolić najbardziej modernistycznych protestantów”.
Czyż jednak nowa liturgia mogłaby być inna, skoro weźmie się pod uwagę podstawy, na jakich została zbudowana? Powszechnie wiadomo, że zasadą, która legła u podstaw Nowej Mszy, nie było pragnienie zabezpieczenia czystości wiary katolickiej, ale chęć zaspokojenia ekumenicznych zapędów jej autorów. To dlatego Nową Mszę ułożono przy pomocy sześciu pastorów protestanckich i dlatego wielu protestantów chwaliło ją za ustępstwa na rzecz ich heretyckich przekonań.
Protestancki „brat” Roger Schütz z Taize powiedział: „Nowe modlitwy eucharystyczne mają strukturę odpowiadającą modlitwom z mszy luterańskiej”. Z kolei M. G. Siegle, profesor teologii dogmatycznej na wydziale protestanckim uniwersytetu w Strasbourgu napisał: „w odnowionej Mszy nic nie powinno sprawiać problemów ewangelikom”.
Powyższe wypowiedzi protestantów, wraz z niezliczonymi przykładami podobnych opinii, przywiodły katolickiego filozofa Romano Amerio do niewesołej konstatacji: „Trzeba zatem uznać, że reforma zmieniła katolicką Mszę, która była nie do zaakceptowania przez protestantów, w katolicką Mszę, którą mogą już oni zaakceptować”.
Nie ma zatem najmniejszego powodu do odkorkowania najlepszego szampana, aby uczcić wydanie instrukcji Liturgiam authenticam. Nawet gdyby została skutecznie wprowadzona w życie, mogłaby poprawić tłumaczenia fragmentów Pisma św., co jest godne pochwały, ale i tak ostatecznym rezultatem byłoby doskonałe tłumaczenie zdewastowanej liturgii.
Wierni katolicy zbyt długo byli pozbawieni swego świętego dziedzictwa. Instrukcja Liturgiam authenticam zaledwie muska nieistotne szczegóły i odciąga katolików od prawdziwego rozwiązania obecnego kryzysu liturgicznego. To, co jest potrzebne, to nie „reforma reformy”, ale przywrócenie sacrum, co można osiągnąć wyłącznie przez powrót do Mszy Św. Wszechczasów jako oficjalnego rytu Kościoła.
Sławny liturgista, ks. Klaus Gamber, w swojej książce Reforma liturgii rzymskiej zamieścił podobną uwagę: „W ostatecznej analizie oznacza to, że w przyszłości tradycyjny ryt Mszy św. będzie musiał być zachowany w Kościele katolickim (…) jako główna forma celebracji Mszy św. Musi ponownie stać się normą naszej wiary i symbolem jedności katolickiej na całym świecie, niewzruszoną skałą w tym okresie wstrząsów i niekończących się zmian”.
1. Krótka analiza krytyczna nowego Ordo Missae była zamieszczona m.in. w Zawsze Wierni nr 6/2000 (37).
Artykuł ukazał się w czerwcowym numerze „Catholic Family News” z br. Tłumaczył Przemysław Jackowski. Wyróżnienia w tekście pochodzą od tłumacza.
Jaką wagę przywiązuje się do tego błędnego tłumaczenia widać po następującym przykładzie: jeszcze kilka lat temu na Węgrzech w węgierskich tłumaczeniach mszału było prawidłowo wydrukowane „za wielu” Po otwarciu granic wydano z tego powodu nowe mszały, w których znajduje się „za wszystkich”. Jeśli taki koszt ponosi się dla jednego słowa, to jest to dowodem, że reformatorom chodzi o coś ważnego. Oni uważają tę zmianę za niezmiernie istotną.
Ks. Matthias Gaudron, Katechizm o kryzysie w Kościele, Warszawa 2001, s. 79.
Zawsze Wierni, nr 42, 09-10.2001, s. 94.