Podstawą, kamieniem węgielnym rodziny katolickiej jest małżeństwo sakramentalne, ustanowione przez Chrystusa. Małżonkowie katoliccy mogą być dumni ze swojego wyróżnienia, gdyż Boski nasz Nauczyciel, Pan Jezus, tylko dwa stany wyniósł do godności sakramentu – kapłaństwo i małżeństwo.
Istotnymi cechami małżeństwa są: jedność i nierozerwalność, które stoją na straży dobra rodziny i interesu społecznego i przypominają człowiekowi tę prawdę: nie dla siebie tylko żyjesz!
Warunki konieczne, towarzyszące zawarciu małżeństwa, to: wolność decyzji i miłość, bez których związki małżeńskie stają się chybione, a nawet nieważne.
Małżonków sam Bóg łączy i jednoczy aż do śmierci. Użycza im szczególniejszej pomocy.
„Jeżeli nowożeńcy szczerym sercem do ołtarza przystępują – otwierają sobie skarbnicę łask, z której czerpią siły nadprzyrodzone do wiernego, świętego i wytrwałego wykonania obowiązków i zadań swych aż do śmierci. Sakrament małżeństwa bowiem nie tylko pomnaża w tych, którzy łasce nie stawiają przeszkody, czynnik trwały życia nadprzyrodzonego to jest łaskę uświęcającą, lecz osobne jeszcze dodaje dary, dobre natchnienia, zarodki łaski, pomnaża i doskonali siły przyrodzone, tak że małżonkowie nie tylko rozumieją całą doniosłość stanu małżeńskiego, jego obowiązki i jego cele, lecz, skosztowawszy w duszy ich słodyczy, szczerze się do nich skłonią, skutecznie ich zapragną i w czyn obrócą, zwłaszcza że Sakrament daje im prawo do wzmocnienia się przez łaskę uczynkową, którą uzyskać mogą, ilekroć potrzebować jej będą do wykonania obowiązków swego stanu.”[1]
Bardzo a bardzo jest potrzebna nowożeńcom ta szczególna pomoc i łaska, bo prawowici małżonkowie są współpracownikami Boga w Jego planach i w stosunku do swych dzieci piastują władzę zleconą im przez Stwórcę. Mąż i żona zawierają umowę ze sobą, ale zarazem zawierają ją z Bogiem. Małżonkowie zobowiązują się być narzędziem Bożej Opatrzności w dziele rozrostu rodzaju ludzkiego. Bóg zobowiązuje się do współpracy z aktem twórczym małżonków przez stworzenie w odpowiedniej chwili nieśmiertelnej duszy dziecka, Bóg ponadto dostarcza – nawet w przyrodzonym porządku rzeczy – pomocy swej łaski, bez której wychowanie dzieci na dobrych, szlachetnych ludzi jest rzeczą na ogół niemożliwą. Dopóki bowiem dzieci nie rozpoczną samodzielnego życia, rodzice są odpowiedzialni nie tylko za życie ich doczesne, ale i, co ważniejsze za ich losy w wieczności.
Można tu także zauważyć i to, że zdrowie, moc, siła każdej społeczności ludzkiej ściśle zależą od duchowej mocy i siły małżeństw chrześcijańskich. Błogosławieństwo Boże wzięte przez nowożeńców z ołtarza i wewnętrzna wartość rodzin przechodzą na całe narody do tego stopnia, że można by tę prawdę tak wyrazić: jakie małżeństwa – takie społeczeństwo. Istotnie tak jest, bo to się w życiu poszczególnych narodów widzi i obserwuje. Zazwyczaj ten naród ma dobrych, pracowitych, sumiennych i szlachetnych ministrów, kapłanów, rolników i robotników, który ma prawych i bojących się Boga ojców rodzin. Ten naród jest bogaty, szczęśliwy i Bogu bliski, który ma święte matki, pełniące wolę Bożą na każdy dzień.
Ojczyzna nasza także może być dowodem, iż słuszne są nasze twierdzenia. Opieka Boża towarzyszyła narodowi naszemu wówczas, kiedy słusznie zwany był „Matką świętych”, kiedy ślubów swoich względem Maryi Królowej wiernie dochowywał. Lecz gdy stygnąć zaczęła pobożność, gdy do rodzin polskich wdarły się występki i obyczaje Bożej nauce przeciwne – nastały dni klęsk i upadku. Nie mógł bowiem Pan Bóg patrzeć obojętnie, jak same podstawy religijnego wychowania narodu, zatrute w zgniłych moralnie rodzinach, powszechnie zostały zachwiane.
Któż zaprzeczy, że i w ostatnich latach coraz więcej małżeństw polskich cuchnęło i gniło? Kto nie przyzna, że w wielu rodzinach, zarówno w mieście, jak na wsi, mimo wszelkich chrześcijańskich pozorów, zgoła pogańskie panowały obyczaje? Któż zliczy ile lekkomyślnych, świętokradzkich zawarto związków małżeńskich, ile rodzin się rozbiło, ile stąd zgorszenia wsiąkło w duszę narodu, ile straciliśmy przez to dzieci, które miały się stać błogosławieństwem narodu?!
I czy trzeba się dziwić, że nie uniknęliśmy doświadczeń, które kochający nas Bóg po to zsyła, byśmy z nich mogli wyciągnąć naukę na przyszłość, odnowić w sobie to, co zwietrzało i uległo zepsuciu?
Korzystajmy przeto ochotnie i szczerze z czasu próby! Na kolanach błagajmy i przepraszajmy dobrego Boga za ten ciężki grzech, aby zmazany został.
Niechaj odtąd każdy mężczyzna i kobieta, przygotowujący się do stanu małżeńskiego, lepiej pamiętają o tej głębokiej prawdzie, że jakie małżeństwo, takie społeczeństwo. Niechaj już naprzód dobrze zastanowią się nad swoimi obowiązkami w małżeństwie.
Niestety, zbyt często widzimy przykłady lekkomyślnego zawierania małżeństw za pierwszym niejako popędem. Najczęściej zwraca się uwagę na urodę i majątek, a zamiast czystej i świętej miłości, co podstawą jest zgodnego współżycia małżonków i źródłem późniejszych ofiar i poświęceń, darzą się młodzi uczuciem brudnym, czysto zmysłowym, które, rozpalone nadmiernie, do różnych nadużyć przed małżeństwem prowadzi, a po zawarciu małżeństwa, gdy przygaśnie, do niewierności otwiera drogę.
Kto dziś się pyta, jaka to jest rodzina, z której ma być mój przyszły mąż lub żona? Czy pracowita i skromna, czy cieszy się dobrą sławą, czy zna zasady wiary świętej? Komu to dziś przychodzi na myśl zastanowić się, czy narzeczony lub narzeczona są wierni Bogu i Kościołowi? Jak gdyby nie wiedziano o tym, że kto Bogu i Kościołowi nie jest wierny, nie będzie też dochowywał wiary i swemu małżonkowi lub małżonce. Postępując tak lekkomyślnie, ludzie dziwią się potem, że tak wiele dziś małżeństw jest niedobranych i nieszczęśliwych, że tak często nie masz szczęścia rodzinnego w naszych domach.
Św. Paweł Apostoł, wielki wychowawca pierwszego „pokolenia chrześcijańskiego” nazywa małżeństwo „wielkim sakramentem (…) w Chrystusie i Kościele”, bo wyobraża ono stosunek Chrystusa do Jego Oblubienicy – Kościoła świętego. Jakże więc poważnie należy traktować zawieranie małżeństwa, boć są to więzy, które rozerwać może tylko śmierć sama; jak przestrzegać pilnie, by pozostało ono czyste, nieskalane, święte, żyjące wedle przykazań Bożych i wskazań matki naszej, Kościoła katolickiego!
Wybierając sobie współmałżonka wiedzcie, że uroda, która jest cennym, ale nie największym darem Bożym, rychło z młodością przemija, że bogactwo i zamożność również są nietrwałe. Kto na nich buduje swoją przyszłość, podobny jest człowiekowi wznoszącemu dom swój na ruchomym piasku. Zaiste, upadek tego domu może być wielki. Trzeba zatem najpierw zwracać uwagę na wewnętrzne wartości człowieka. Religijność, nienaganne życie, zdrowie i pracowitość powinny być więcej cenione niż wszystko inne.
Mężczyzna wybierający sobie żonę niech pamięta, iż wybiera matkę swych przyszłych dzieci – niewiasta, że wybiera dla nich ojca. Ludzie, zawierając małżeństwo, troszczą się bardzo o wyprawienie odpowiedniego do swej zamożności wesela, ale mało myślą o przygotowaniu sumiennym swoich dusz. Jakże bolesne jest dla duszpasterza, dla proboszcza parafii, gdy stwierdza, że narzeczeni bardzo niewiele albo zupełnie nie znają zasad wiary. Czy jest do pomyślenia, żeby przyszła matka i ojciec nie umieli Wierzę w Boga, żeby nie posiadali żadnego katechizmu i żadnej katolickiej książki w domu, ani książeczki do nabożeństwa, ani różańca? A jednak to się spotyka, zarówno w mieście jak i na wsi – i to tak bardzo boli!
Rozdziera często serce kapłańskie także i to, że wielu traktuje spowiedź przedślubną jako uciążliwy obowiązek i przystępuje do Komunii świętej z oziębłym sercem, obojętnym dla Zbawiciela, który chciałby dusze nowych małżonków obdarzyć łaską nadprzyrodzoną, w sercach ich zamieszkać.
A ponad Bożą łaskę i błogosławieństwo Jego iluż wyżej stawia huczne wesele, któremu zazwyczaj towarzyszy nadużycie trunków, plugawe rozmowy i śpiewy, bijatyki i zgorszenie.
Czy taki powinien być wstęp do nowego, trudnego i odpowiedzialnego stanu małżeńskiego? Zaledwie w kilka lat, a niekiedy nawet w kilka miesięcy po takim ślubie i takim weselu powstaje nienawiść i kłótnia między małżonkami. Darmo odwoływać się do cierpliwości, wyrozumiałości i tej miłości dozgonnej, którą sobie ślubowali; jak kwiat, co pięknie rozkwita, ale wnet więdnie i opada, pozostawiając smutną, nagą łodygę – tak nazbyt rychło przeminęło lekkomyślne, nie z łaski poczęte uczucie. A potem wloką sprawę do sądu biskupiego i proszą o rozwód: Jesteśmy nieszczęśliwi – mówią – charaktery nasze nie zgadzają się, przymuszono nas do zawarcia ślubu. I wiele innych tak często zmyślonych, niepoważnych i wykrętnych podaje się powodów.
Jakież to biedne dusze! Ile przez nie cierpi cała rodzina, cała wieś, całe miasto i cała parafia! Jest to zaraza, która w okropny sposób niszczy wokół zdrowe chrześcijańskie życie.
Dlatego, powtarzając raz jeszcze za Ojcem Świętym, i ja z kolei zaklinam Was, Pasterze dusz, na „wnętrzności” Jezusa Chrystusa – użyjcie wszystkich środków, abyście nie byli zmuszeni błogosławić niegodnych Chrystusowego Sakramentu nowożeńców. Módlcie się często w tej intencji sami i parafian do tego zachęcajcie. Urządzajcie specjalne nauki katechizmowe dla nowożeńców. Z całą stanowczością powagi i urzędu duszpasterskiego domagajcie się, aby na te nauki uczęszczano. Nigdy nie żałujcie czasu na dokładne rozmowy, egzamin i pouczenie przedślubne. Zaklinam rodziców i opiekunów, aby synów i córki swoje w takiej karności i świętej dyscyplinie i nauce chowali, żeby się przed Bogiem i przed ludźmi ich nie wstydzili.
Zaklinam wreszcie Was, którzy sposobicie się do małżeństwa, abyście wyzbyli się i zerwali ze złymi obyczajami i do małżeństwa przygotowywali się jak do sprawy wielkiej, z myślą służenia w nim Bogu i Ojczyźnie.
Pamiętajcie o tym, że nastrój weselny minie, dźwięki muzyki i śpiewu szybko ucichną, bukiet ślubny zwiędnie – a Sakrament przyjęty przy ołtarzu pozostanie na zawsze. Przygotujcie się więc tak, aby w duszy nie było przeszkód do przyjęcia wszystkich mocy, przywiązanych do sakramentu małżeństwa. Tak, aby „łaska Boża – wzięta przez was od Chrystusa – próżną w was nie była”.
„Kielecki Przegląd Diecezjalny”, marzec 1941.
PRZYPISY
1. Pius XI, encyklika O małżeństwie chrześcijańskim z 31 grudnia 1931 r.
Brewiarz rzymski mówi o Matce Najświętszej: „Tyś chwałą Jeruzalem, Tyś radością Izraela, Tyś przyczyną chwały rodu naszego”. I dlaczego taką chwałą otacza Maryję? Wszak Ona Matką Boga – Niepokalaną, bo Bóg, jako Najczystsza Istota, mógł zamieszkać tylko w najczystszym łonie Tej, na której duszy nie było żadnej zmazy grzechowej od samej chwili poczęcia.
Słusznie mogła śpiewać Matka Boża – „albowiem uczynił mi wielkie rzeczy Ten, który możny jest i którego Imię święte”, bo wielki to dla Niej był przywilej wobec powszechnego obciążenia grzechem pierworodnym całej ludzkości. Stąd też Maryi Niepokalanej nie ciało nad duszą, lecz dusza nad ciałem panowała, i to bezustannie od chwili poczęcia, aż do kresu życia ziemskiego. Ta stałość sprawiła, że Bóg nie zezwolił, by ciało Jej uległo rozkładowi, lecz przeniósł je z duszą do swego niebieskiego królestwa.
Dzięki temu opanowaniu Bóg mógł stale i bez przeszkód zamieszkiwać w Maryi i słusznie nazwał ją przez usta anioła „łaski pełną”, bo łaską była przepojona Jej dusza, a serce miłością.
Odkryjmy w nas cień duszy maryjnej!
Nasz chrzest, to jakby chwila poczęcia się niepokalanego Maryi. On zmył z nas wszelki grzech i ozdobił szatą łaski. Dla duszy ludzkiej rozpoczyna się nowe życie. Zamieszkuje w niej Bóg, jako w miłym dla siebie przybytku.
Podobny jest także fakt Wcielenia Jezusa. Matka Najświętsza dobrowolnie zgadza się na to, by Jezus zamieszkał w jej łonie, by z Niej wziął ciało. I w nas może zamieszkać Ten sam Jezus! Wystarczy, byśmy powiedzieli maryjne „fiat” – niech się stanie, a Jezus Eucharystyczny zamieszka w nas.
Świętość nasza jest jednak tak nikła… więcej bowiem w duszy naszej cieni, niż blasków czystości i świętości. To rezultat przesadnego kultu ciała, które zawładnęło duszą naszą.
Zbyt często patrzymy tylko na piękność ciała! Zbyt często porywają nas najrozmaitsze rekordy sportowe!
Wróciliśmy w ostatnich latach do starych, pogańskich ideałów. Dlaczego jednak nie sięgnęliśmy po zawsze aktualne ideały ewangeliczne? Unikajmy cofania się przez odrzucanie tego, co chrześcijaństwo przyniosło ludzkości! Idźmy za najwspanialszym wzorem, jaki spośród odkupionych przez Jezusa, mamy w Maryi Niepokalanej. Wołajmy za św. Sofroniuszem: „Prawdziwie błogosławionaś Ty między niewiastami, ponieważ błogosławieństwo Ojca przez Ciebie spłynęło na ludzi”.
Pozwólmy błogosławieństwu temu spłynąć na nas, by duch nasz na nowo zapanował nad ciałem!
C.K.
„Rycerz Niepokalanej”, nr 3 (159), marzec 1935 r.
Rodzina Katolicka, nr 10 (przy ZW 41), s. XIII. [4/2001 (41)]