Henry kard. Manning, O boskiej chwale Najświętszego Serca Pana Jezusa

Serce Jezusa jest sercem z ciała – sercem wziętym z istoty Jego Najświętszej Matki. Serce to bez wątpienia jest także symbolem, bo najlepiej wyobraża i objawia wiekuistą miłość Boga, ale jednocześnie jest Ono czymś więcej niż symbolem, jest rzeczywistością. A to ludzkie Serce Jezusa, w hipostatycznej jedności Jego Boskiej Osoby, było złączone z wiekuistą miłością i świętością Boga: był w Nim cały ogień Miłości Przedwiecznej, były w Nim też cały zapał i cała tkliwość naszych ludzkich uczuć. (…) A jak Wcielenie jest dla nas probierzem tego, że jesteśmy prawdziwymi uczniami Jezusa, tak Boska cześć i uwielbienie Najświętszego Serca są probierzem naszej prawdziwej wiary w tajemnicę Wcielenia. Każdy kto temu zaprzecza albo rzuca na tę prawdę najlżejszy nawet cień, każdy kto kusi się o to, żeby za pomocą subtelnych rozróżnień odmówić Najświętszemu Sercu należnej Mu czci i chwały Boskiej, sam przeciw sobie daje tym samym świadectwo, że jest heretykiem. Czy ta jego herezja jest tylko materialna, czy jest formalna, tego nie przesądzam, bo w sercach czytać nie umiem; ale taki człowiek heretykiem jest, bo zaprzecza prawdzie Bożej i to prawdzie najwyższej w hierarchii wiary. Tak samo jak za czasów Soboru Efeskiego, kiedy tytuł Matki Boskiej był godłem i znamieniem prawdziwej nauki wiary i wyznaniem prawdy, że w Jezusie była jedna tylko Osoba i to Osoba Boska, tak że każdy, kto odmawiał Matce Jezusa tytułu Matki Boskiej, tym samym, przez swoje własne zeznanie, dawał przeciwko sobie dowód herezji – tak samo i teraz za naszych dni ma się rzecz ze czcią Najświętszego Serca Zbawiciela. Ktokolwiek odmawia czci Boskiej i Boskiej chwały Najświętszemu Sercu Jezusa, ten przez to sam przeciwko sobie daje świadectwo, że jest heretykiem. I nie sądźmy, żeby to miała być herezja tylko w wyobraźni czy w słowach, nie mająca rzeczywistego skutku ani znaczenia. Przeciwnie, jest to herezja namacalnie obecna i szeroko dokoła nas rozlana, jak powietrze, którym oddychamy. Herezja ta swoją atmosferą przenika całe rzesze ludzi, którzy mimo to twierdzą, że wierzą w tajemnicę Wcielenia. Dwa wieki temu pierwszy jej przykład dali janseniści, zaraz w samych początkach nabożeństwa do Serca Jezusowego. Oskarżali oni czcicieli Najświętszego Serca, że rozłączają Święte Człowieczeństwo Zbawiciela. Za różne swoje błędy zostali oni potępieni bullą Unigenitus i dzisiaj już nie istnieją. Później z kolei sprawcy synodu w Pistoi, idąc w ich ślady, oskarżali podobnie czcicieli Najświętszego Serca, że rozłączają w Jezusie naturę ludzką od Boskiej. I oni także, bullą Auctorem fidei, zostali potępieni jako utrzymujący zdanie fałszywe, gorszące i zelżywe dla wiernych oddających Boską cześć Najświętszemu Sercu Jezusa. I oni także minęli bez śladu. Dzisiaj, za naszych dni, znowu można usłyszeć podobne rzeczy. Stare błędy wynurzają się na nowo z zapomnienia, w którym słusznie leżały i szerzą się z ust do ust, i czynnie a złośliwie pracują. Mówię złośliwie, bo naprawdę, jest rzeczą bardzo dziwną, jak mogą istnieć ludzie, którzy cieszą się ze zła, a z radością witają herezję, gdziekolwiek wydaje im się, że na nią natrafili. Czerpią jakąś szczególną radość z tego, że mogą zarzucić Kościołowi Rzymskiemu jakiś pozór błędu czy zła. Katolik cieszy się i z prawdy i każdą cząsteczkę prawdy, jaką uda mu się odkryć w tych, którzy są odłączeni od Kościoła, wita z radością. Dziękuje za nią Bogu. O tyle więcej ma przez nią wspólnego z tymi, którzy są z nim rozdzieleni. O tyle przynajmniej jest z nimi złączony, bo oni o tyle właśnie złączeni są z prawdą. Inaczej natomiast postępują ci, którzy odpadli jednocześnie od prawdy i od miłości. Z radością, gdzie tylko mogą, wynajdują zło, gdzie zaś go znaleźć nie mogą, tam je wymyślają. Ale kto ma serce, żeby się cieszyć na to i żeby pragnąć tego, żeby jakikolwiek chrześcijanin, jego bliźni, a tym bardziej którykolwiek z chrześcijańskich nauczycieli, choćby na włos odstąpił od prawdy, ten naprawdę wykonuje robotę tego, którego za swojego ojca uznać by nie chciał. Jego natchnienie z całą pewnością nie pochodzi od Boga. Taka złość nie jest tylko zwykłą złością naturalną. Pozostaje więc tylko jedno jeszcze źródło, z którego to jego natchnienie może płynąć.

Jeżeli więc za to, że czcisz Najświętsze Serce Jezusa, nazwą cię „czcicielem człowieka” albo „czcicielem ciała”, jak za dawnych czasów arianie i nestorianie nazywali wiernych synów Kościoła, nie bój się. Trafiały się nam już i inne, gorsze tytuły. Przezywano nas „bałwochwalcami chleba”, za to że oddajemy Boskie uwielbienie Jezusowi w Najświętszym Sakramencie. Przezywano nas też „bałwochwalcami Maryi”, choć już samo to określenie świadczy o tym, że nasi nowocześni nestorianie fałszywie nas oskarżają. Sami dobrze wiedzą, że nikt nie oddaje czci Boskiej Matce Bożej; każdy natomiast prawdziwy uczeń Jezusa oddaje Boską cześć Najświętszemu Sercu Jej Syna. A więc nie bój się, jeżeli z powodu miłości do Niego przyjdzie ci kiedyś znosić napaść niedowiarstwa. Czy to nie łaska? Czy to nie zaszczyt? Czy to nie prawdziwe szczęście cierpieć urąganie za cześć Boską oddaną Najświętszemu Sercu? Urąganie to nic ci nie zaszkodzi. Nie odłączy cię od Niego. Przeciwnie, złączy tym mocniej ciebie z Nim i Jego z tobą. Czy może cię drażnić albo gniewać oszczerstwo, dzięki którego znoszeniu stajesz Mu się tak przyjemny? Nie, raczej dziękuj za nie Bogu! Jeśli was sromocą dla Imienia Chrystusowego, błogosławieni będziecie: gdyż co jest czci i chwały i mocy Bożej i który jest Duch Jego, na was odpoczywa (1 P 4, 14). Najświętsze Serce Jezusa będzie ci schronieniem w czas burzy i osłoną od wiatru, i jako strumienie wód w pragnieniu, i       cień skały wysokiej w ziemi pustej (Iz 32, 2). Wejdź więc i schroń się do Najświętszego Serca Jezusa, a wszystko to przejdzie obok ciebie jak bezsilny szum wiatru. (…)

Są dwie zewnętrzne linie obronne wiary w tajemnicę Wcielenia. Na wojnie nieprzyjaciel musi najpierw zdobyć szańce i wały, zanim będzie mógł przypuścić atak do samej twierdzy. Tak samo jest też i z wiarą. Dwa szańce i wały chroniące wiarę we Wcielenie Syna Bożego to, po pierwsze, cześć, czyli nabożeństwo, jakie oddajemy Najświętszej Pannie Matce Bożej, a po drugie, Boska cześć, jaką oddajemy Jezusowi w Przenajświętszym Sakramencie. Trzysta lat temu odrzucono precz samo miano Bożej Matki. Zburzono Jej kaplice, zniesiono Jej święta, wydarto Różaniec z rąk Jej dzieci…

Zgładzono do szczętu wszelką o Niej pamięć i pamiątkę. Maluczcy, którzy przedtem wzrastali z Jej Koronką w ręku, odtąd nie mieli już nawet Jej znać ani wiedzieć o tym, że jest ich Matką. Ta robota powiodła się aż nadto. Ale postąpiono jeszcze gorzej: obalono ołtarze. Zniesiono samą nawet nazwę Ofiary. Zamilkły uroczyste śpiewy i święta na cześć Przenajświętszego Sakramentu. Samo słowo kapłan, wszystko cokolwiek mogło przypominać Mszę Świętą, wszystko; co mogło wyrażać i oznajmiać rzeczywistą obecność Jezusa na ołtarzu – i cyborium na ołtarzu, i płonącą przed nim lampę – wszystko to sprzątnięto i wyrzucono precz. A kiedy w ten sposób upadły te dwa wały ochronne, wtedy już przypuszczono atak do samej twierdzy. Odtąd przez cały czas aż po dziś dzień, tajemnica Wcielenia wystawiona była (…) na wszelkiego rodzaju napaści i jej światłość stopniowo słabła i zanikała. I dlatego jestem przekonany i wierzę w to, że dzieło łaski, które Bóg w tych czasach ożywił wśród nas, jest miłosierną przestrogą Jego Opatrzności.

Jestem przekonany i wierzę, że ta wschodząca nad nami na nowo światłość Najświętszego Serca Jezusowego – skądkolwiek przyszło to odnowienie, a skąd przyszło, nie wiem – jest zrządzeniem Bożym, mającym na celu ożywienie i podniesienie na wyższy poziom wielokroć nawet gorętszego zapału naszej czci i nabożeństwa do Osoby, do Imienia, do Męki Boskiego Zbawiciela. Przyszło ono po to, by odnowić wiarę (…) – wiarę, po pierwsze, w tajemnicę Wcielenia; po drugie, w rzeczywistą obecność Jezusa na ołtarzu; po trzecie, w radosne wyznanie, że tytuł Matki Boskiej prawdziwie i sprawiedliwie należy do Tej, która wydała na świat Boskie Dzieciątko, Wcielonego Boga–Syna.

 

Rodzina Katolicka, nr 9 (przy ZW 40), s. XI. [3/2001 (40)]