JE Czesław Kaczmarek, biskup kielecki.
Podoba się czasem Bogu wynagrodzić bardzo wcześnie trudy rodziców, gdy dziecko w wieku niemowlęcym zabiera z tego świata. Choć srogi ból targnie sercem matki, wiara uspokaja ją tą błogą pewnością, że jej dziecko powiększyło grono aniołów i cieszy się niezmiernym szczęściem na łonie Boga.
Nierównie jednak częściej zachowuje Bóg obfitą nagrodę dla rodziców na daleką przyszłość, każąc przez długie lata żyć i poświęcać się każdego dnia dla dobra ukochanych dzieci. Te trudy rozpoczynają się bardzo wcześnie.
Z łona matki, jak znakomicie powiada św. Tomasz, dziecko przechodzi na łono ogniska domowego. W ognisku tym, dodaje święty doktor Kościoła, dziecko ma pozostawać tak długo, aż się stanie pełnym człowiekiem, aż wytworzą się w nim dobre i szlachetne nawyki. Słowem, aż osiągnie stan „cnoty”.
A zjawia się to maleństwo na tym świecie jako najsłabsza, najbardziej potrzebująca i najbardziej zależna ze wszystkich istot. I najdłużej ze wszystkich taką pozostaje.
W świecie zwierząt jest ta zależność bardzo ograniczona i krótkotrwała. Niedługo, a noworodki wymykają się spod opieki swoich rodziców, nie pamiętając o nich i już do nich nie wracając.
Inaczej dziecko. Ono wyraźnie różni się od innych istot żyjących na świecie. Przez szereg lat bezsilność jego jest zupełna i prawie ogólna. Nie posiada żadnego z tych instynktów, które najmniejszemu zwierzątku pozwalają poruszać się, znajdywać pożywienie, unikać niebezpieczeństw, szukać schronienia. Dopiero powoli, stopniowo i tylko dzięki pomocy ze strony innych, po wielu próbach i niewdzięcznościach, dziecko uczy się spełniać czynności życia zmysłowego, te same, które maleńkie wkoło niego żyjące zwierzęta potrafią tak szybko i sprawnie wykonać.
A cóż dopiero powiedzieć o jego życiu wyższym, o życiu jego rozumu, woli i serca? Wszak człowiek tylko połową swego jestestwa przynależy do tego świata. Drugą połową sięga w świat ducha. I ta zależność jego od rodziców i od otoczenia jest jeszcze zupełniejsza, głębsza i trwa dłużej.
Zwierzę bowiem jest tylko obdarzone ciałem, i poza życiem samym nic więcej od swoich rodziców nie bierze, toteż nic go z nimi poza tym nie łączy. Nie potrzeba mu żadnego wychowania ani doskonalenia duchowego, wystarczy mu to, czym go natura obdarzyła.
Inaczej jest z człowiekiem. Poza ciałem ma on jeszcze ducha. I dlatego dziecko od pierwszej chwili życia najściślej, fizycznie i duchowo związane jest z rodzicami wszelką myślą, uczuciem dążeniem swoim.
Pięknym i zaszczytnym jest zadanie rodziców, gdy dają dziecku życie cielesne, gdy przekazują mu krew swoją ze wszystkimi skłonnościami i dążnościami, i gdy potem pielęgnują, troszczą się o rozwój i zachowanie tych wartości.
Ale nie tylko dla życia ciała, lecz i dla życia duszy potrzebni są rodzice. Jak Bóg utrzymuje świat, że ciągle go stwarza – tak rodzice wychowują potomstwo jakby ciągle je rodząc. Kto zrodził co do ciała, wziął na siebie obowiązek, że odtąd rodzić będzie co do duszy.
Sam Bóg, którego własnością jest dziecko, składa życie i rozwój jego duszy w ręce rodziców. Człowiek bowiem rodzi się najzupełniej ciemny i bezradny i nie wie jak się ustosunkować do życia, nie wie o sobie samym i o swoim celu. Musi mu to ktoś powiedzieć, bo sam ze siebie drogą doświadczenia i żmudnego myślenia do tej wiedzy i umiejętności dochodziłby zbyt niepewnie i długo.
Pierwszą tedy szkołą duszy jest ognisko rodzinne. Tu najpierw, na kolanach rodziców, a i potem przez wiele lat władze duchowe poszerzają się niejako i rosną.
Rozum codziennie nabywa nowych wiadomości i świateł. Serce karmi się szlachetnymi a równocześnie głębokimi uczuciami rodzinnymi i wspólnymi przeżyciami.
Wola nabiera coraz to nowych nawyknień i ćwiczy się we współżyciu z innymi, w odrywaniu się od złego i umacnianiu się w dobrym. I w ten sposób niepostrzeżenie z dnia na dzień, nie tylko cieleśnie, ale i duchowo rośnie nowy człowiek. W ten sposób myśli sprawiedliwe, uczucia szlachetne i dobre przyzwyczajenia, skłonności i dążenia stają się powoli własnością duszy dziecka i one kierują jego rozumem, sercem i wolą.
Pewien gorliwy kapłan, interesujący się bardzo trybem życia swych parafian oraz sposobami religijnego wychowywania przez nich dzieci, opowiada co następuje: Wyszedłem dnia jednego na przechadzkę. Nad drogą, pod drzewem siedziało spokojnie małe dziecko, podczas gdy matka jego pracowała tuż niedaleko w polu.
Dziecko przypatrywało mi się uważnie, oczyma pełnymi inteligencji i słodyczy. Zbliżyłem się do niego mówiąc: A umiesz ty przeżegnać się, moje dziecko?
Malec uśmiechnął się dumnie – ale nie odpowiedział. Lecz matka słysząc moje pytanie zawołała: Nie tylko, proszę Jegomości, umie się przeżegnać, ale zna katechizm; niech mu Jegomość zada kilka pytań, a przekona się.
I w istocie, dziecko znało główne Prawdy Wiary i obowiązki życia chrześcijańskiego, lepiej może niż niejeden lub niejedna spośród inteligencji.
– Ile lat ma to dziecko? – pytałem zdumiony.
– Proszę Jegomości – rzekła matka jego – będzie mieć wkrótce cztery lata.
– Jakim sposobem zdołało się tyle nauczyć?
– Szło mi to dość łatwo – mówiła matka – Dziecko lubi słuchać powiastek; kiedy więc trzymam je na kolanach ubierając je, lub dając mu jeść, opowiadam mu o Panu Bogu, o religii. Mały powtarza to, co mu powiem, każe sobie często drugi raz opowiadać, i w ten sposób uczy się prawd wiary świętej.
Jakiż to wspaniały przykład duchowego rodzenia dziecka! Co za przepiękne rozmowy matki z dzieckiem o Bogu! Co za wzorowa szkoła na kolanach matki!
Rodzice kochani, naśladujcie takie i podobne przykłady i od pierwszych chwil życia dziecięcia aż do lat dojrzałych wciąż duchowo dzieciom pomagajcie, wychowujcie i rozwijajcie je.
Zawsze miejcie to na pamięci, nawet wówczas, kiedy jest jeszcze bezwładne i bezwolne, już jest chrześcijaninem i dziecięciem Królestwa Bożego. Nieśmiertelna jego dusza jest czysta i nieskalana. Wiedzcie, że od was w ogromnej mierze zależy, by czystość tak miłą Bogu przez całe swe życie ziemskie zachowało.
Nie rozumie tego ojciec lub matka, którzy za lada powodem wpadają w rozdrażnienie i gniew, nie umieją utrzymać na wodzy języka swego, i potokiem złorzeczeń lub klątw próbują wykorzenić złe nawyki dziecka lub ugruntować w nim posłuszeństwo, pracowitość i inne cnoty.
Nie tędy droga, Rodzice Drodzy. Zapewniam was, że na zgubę dziecku i swoje własne nieszczęście na taką drogę wstępujecie. Nie złością ani przekleństwem, ale miłością, cierpliwością i poświęceniem wychować zdołacie dzieci swoje. Niech one z ust waszych słyszą słowa budujące, nawet w latach najmłodszych. Nie ulegajcie złudzeniu, że dziecko jest zbyt małe żeby mogło się zgorszyć. Na wrażliwą duszę dziecka każde słowo wasze – złe czy dobre – ogromny wywiera wpływ i na swój sposób tę duszę kształtuje.
Tu pragnę zwrócić uwagę, że mylne jest przekonanie, jakoby ojciec powinien wtrącać się do wychowywania dzieci dopiero gdy już dorastają, zwłaszcza gdy chodzi o synów, około lat 14-tu. Przeciwnie, i naojcu i to zaraz od początku ciąży obowiązek wychowywania swoich dzieci.
A więc oboje rodzice wychowujcie dzieciątko swoje w pobożności i bojaźni Bożej. Choć niemowlę wasze nie odróżnia jeszcze lewej swej rączki od prawej, już bierzcie jego małą dłoń i czyńcie nią znak krzyża. Niech ono nieświadomie nawet oddaje cześć swemu Stwórcy.
Później nauczycie je żegnać się świadomie. Tymczasem sami módlcie się za nie Wysłuchujcie Mszy św. i przyjmujcie często Komunię św. w jego intencji. Polecajcie Panu Jezusowi, który tak kochał małe dzieci i lubił otaczać się nimi, oraz Najświętszej Panience, najlepszej na świecie Matce. Ona was wspierać będzie, a dziecko wasze wyrośnie pod Jej opieką.
Nie spostrzeżecie się nawet, jak dziecko wasze zacznie wymawiać słodkie wyrazy „mamo”, „tato”, jak zacznie chodzić i stopniowo posługiwać się władzą rozumu.
Uczcie je małego paciorka. Niech ze złożonymi rączkami powtarza za wami „Ojcze nasz”, „Zdrowaś Maryjo” i ulubioną przez dzieci modlitewkę do Anioła Stróża . Nie zaniedbujcie czynić tego rano i wieczorem. Skłaniajcie powoli dziecko do oddawania czci Bogu. Ćwiczcie w pamięci na obecność Bożą. Mówcie mu często o Bogu w najprostszych słowach, wszystko, o czym sami dobrze wiecie. Podkreślajcie szczególnie dobroć Bożą, Jego miłosierdzie i Jego sprawiedliwość. Mówcie, że Bóg jest wszechmogącym Stwórcą wszechrzeczy, że nagradza za dobre czyny i karze za złe. Mówcie dziecku o synu Bożym, Panu Jezusie, który dla nas i naszego zbawienia przyszedł z nieba tu na świat i stał się człowiekiem, by wykupić nas z niewoli grzechu, w jaki wpadli nasi pierwsi rodzice. Mówcie wreszcie o Bogarodzicy, która po Bogu w sercach naszych pierwsze miejsce zajmować winna, o Świętych Pańskich, naszych Patronach, którzy modlą się za nas w niebie.
Czytajcie i opowiadajcie dziecku waszemu o jego Patronie świętym lub Patronce, których życie i cnoty ma naśladować. Mówcie o duszy nieśmiertelnej człowieka, przeznaczonej do chwały wiecznej, oraz o pomocy Bożej, która potrzebna jest nam we wszystkim, a szczególnie w sprawie naszego zbawienia, naszej wieczności.
Najprostsze wasze nieuczone słowa głęboko zapadają w duszę dziecka. Nigdy ono nie zdoła zapomnieć tych, którzy uczyli je słów pacierza i prawd naszej świętej wiary.
Miłe i serdeczne rozmowy o Bogu, rozpoczęte już wówczas, kiedy dziecko jeszcze pozostaje na kolanach rodziców to prawdziwie nieziemska radość, która przetrwa do śmierci w głębi serc i to zarówno dzieci jak i rodziców.
Nie umiem i nie mogę pominąć milczeniem mojej troski i mojego głębokiego pragnienia, które chcę wyrazić. Myślę w tej chwili o was, Matki Drogie, które z natury rzeczy pierwsze zajmujecie miejsce w tym wychowaniu religijnym dziecka.
Do matki sam Bóg zdaje się mówić słowami Pisma świętego: „Weźmij to dziecię i wychowaj mi; ja tobie dam twą zapłatę” (Wyjść 2, 9).
Jakżeż byłoby dobrze, gdybyście nieustannie ćwiczyły się i postępowały w świętej umiejętności rozmów ze swoimi dziećmi!
Jakżeż byłoby pożądane, żeby polskie matki po miastach i po wioskach, po dworach, chatach i lepiankach, często rozmawiały ze sobą na te tematy, doskonaląc się w sztuce i umiejętności religijnego wychowania!
Z prawdziwą radością witaliśmy w Polsce na krótko przed wojną różne broszury, pogadanki i artykuły, które mówiły o anatomicznym, fizjologicznym, ale głównie o duchowym i religijnym rozwoju dziecka. Pisały je ręce najdzielniejszych matek które rozgrzewał i zapalał apostolski duch Akcji Katolickiej. Niechaj ta praca Boża tak pięknie i chlubnie rozpoczęta, pośród was, Matki, nie wygasła. Niechaj hojny i ofiarny duch wasz dalej wszystkie te myśli budzi i rozsiewa, aby każda parafia i każda wioska w naszej diecezji kochała dzieci i umiała z nimi rozmawiać.
Cieszyłbym się bardzo, gdybym się raz po raz dowiadywał, że matki mojej diecezji gromadzą się po domach, zwłaszcza w niedziele i święta i tam pod przewodem światlejszych z pośród siebie, uczą się i prowadzą święte rozmowy na te tematy.
Gorąco o taką łaskę z nieba dla was się modlę tej pracy z góry pełnym sercem błogosławię.
Rodzina Katolicka, nr 7 (przy ZW 38), s. X. [1/2001 (38)]