Ryszard Mozgol, Pius IX – Crux de cruce

„Na samą myśl o XIX wieku ludzie będą się kiedyś oblizywać!”. Ta zaskakująca opinia, wyrażona przez konserwatywnego myśliciela politycznego Valeriu Marcu, może uzyskać akceptację tylko wówczas, jeśli rozpatrujemy tamto stulecie konfrontując je ze zbrodniczym wiekiem XX. Nie możemy zapominać, że oba stulecia stanowią niemalże nierozerwalną całość ideowo-polityczną, której korzenie tkwią w antychrześcijańskiej filozofii oświecenia. Wiek XX jest „twórczym” rozwinięciem „postępowych” koncepcji XIX stulecia, komunistyczne zbrodnie są jedynie zastosowaniem o wiek wcześniejszych pomysłów jakobińskich. „Długi wiek XIX”, jak mawiają niekiedy historycy, rozpoczął się wraz z rewolucją francuską w 1789 r, a zakończył się dopiero w 1914 r. sarajewskim morderstwem, które uruchomiło niespotykaną do tej pory lawinę destrukcji w postaci „Trzydziestoletniej Wojny Europejskiej” (1914-1945). Cechą charakterystyczną tamtego okresu była nasilająca się walka przeciwko Kościołowi katolickiemu, prowadzona przez masonerię i podległe jej republikańsko-demokratyczne i monarchistyczne ośrodki władzy na wszystkich płaszczyznach życia społecznego, politycznego, naukowego i kulturalnego. Kościół wyszedł z tego starcia poważnie osłabiony, pomimo kolejnych pontyfikatów sprawowanych przez silne jednostki o niezwykłych przymiotach ducha, prowadzonych w tych czasach rebelii nieomylną ręką Bożą. Jednym z takich papieży był Jan Maria hrabia Mastai-Ferretti, który przyjął imię Piusa IX (1846–1878). Odpowiedni papież na ciężkie czasy, do którego niewątpliwie mogły odnosić się słowa, którymi powitano wybór Innocentego II: „Wybraliśmy Cię nie na honory; ale na ciężkie trudy”. Człowiek energiczny, niezłomny, bezkompromisowy, ale też pełen miłosierdzia, pokory, ojcowskiej dobroci, pobożności. Jednym słowem – bohater i święty, człowiek wyrazisty, jednoznaczny, taki jakich brak w tym stuleciu „smutnych panów w garniturach”, Może w tym właśnie tkwi powab XIX stulecia, które pomimo rewolucyjnej zgnilizny wydało takie silne osobowości, zdolne do przeciwstawienia się zalewającej Europę fali barbarzyństwa… Warto się nad tym zastanowić, przypatrując się osobie Piusa IX.

Na chrzcie – Jan Maria

13 dzień maja Roku Pańskiego 1792 był dniem szczęśliwym dla Hieronima hrabiego Mastai-Ferretti, ponieważ jego żona Katarzyna z Solazzich powiła zdrowego chłopczyka. Było to dziewiąte dziecko tego udanego, szczęśliwego małżeństwa. Pałac Ferrettich, mieszczący się w centrum Senigalii przy Via dei Municipio, rozbrzmiewał długo śmiechem i radością, zewsząd napływały gratulacje, a cała rodzina skupiła się wokół szczęśliwych rodziców, by uczestniczyć w uroczystym chrzcie. Przybyli również księża, Paulin Mastai-Ferretti i bp Pesaro Andrea Mastai-Ferretti, który udzielił sakramentu chrztu. Dziecku nadano imię Jan Maria.

Tymczasem nad rodzinną Marchią Ankonitańską zaczęły się gromadzić ciemne chmury, zwiastujące niespotykaną do tej pory zawieruchę historyczną. Trwająca od kilku lat rewolucja we Francji osiągnęła swoje szatańskie apogeum w krwawej dyktaturze jakobinów. Kilka miesięcy po przyjściu na świat przyszłego Piusa IX, we wrześniu 1792 r. armia rewolucyjna nieoczekiwanie rozbiła silniejsze oddziały austriacko-pruskie pod Valmy. Nieudana ucieczka Ludwika XVI, króla Francji, znalazła swój tragiczny epilog w parodii procesu i męczeńskiej śmierci króla i królowej na gilotynie. Wierne królowi oddziały kontrrewolucjonistów z Sercem Pana Jezusa na sztandarach toczyły bohatersko bój w obronie tronu, ołtarza – ale też i swoich ubogich chat. „Wojna pałacom, pokój chatom!” – wrzeszczał przed budynkiem Konwentu rewolucyjny motłoch. Na bagnetach rewolucyjnej bandy postanowiono zanieść „Wolność, Równość i Braterstwo” innym ludom europejskim. Po Niderlandach przyszła kolej na Szwajcarię i Italię. Wojna zapukała do drzwi spokojnego pałacu w Senigalii, pola północnej Italii pokryły się ciałami zabitych Włochów, Austriaków i Rosjan broniących starego porządku oraz najemników rewolucji z Batawii, Francji, znad Renu i Wisły. Władzę nad całą Italią zdobyła Francja, a Corona Pereira Longobardów spoczęła na czole butnego Korsykanina Napolione Buonaparte. Sędziwy papież Pius VI został zamęczony w napoleońskim więzieniu. Wuj dorastającego Jana Marii, bp Andrea Pesaro, osobisty doradca papieża Piusa VII, wraz z Ojcem Świętym został aresztowany przez żołnierzy Buonapartego i osadzony pod strażą,

Dziecko wzrastało mimo historycznych przeciwności w religijnej atmosferze domu rodzinnego, wychowywane przez matkę i mamkę Mariannę Chiarini Governatori. Dalsze wychowanie i wykształcenie powierzono oo. Pijarom z pobliskiego Volterre, trzeba je było jednak przerwać w 1810 r. ze względu na okoliczności natury politycznej. Już jako mały chłopczyk, Jan Maria został przeznaczony przez swego ojca do służby wojskowej. W pamiętnym roku 1810, w wieku 18 lat, młodzieniec podlegał obowiązkowi odbycia służby wojskowej w okupacyjnej armii napoleońskiej, na co rodzina nie chciała się zgodzić. Niechybnie podzieliłby los swoich rówieśników, których zawierucha wojenna rzuciła na pokryte śniegiem bezkresne połacie Rosji w 1812 r., gdzie zostały zdziesiątkowane przez mrozy i wybite przez Kozaków, ale przyszłego księdza i papieża ukrywano, a później broniono przed poborem zaświadczeniami o ciężkiej chorobie[1]. Mając 21 lat młody hrabia Mastai-Ferretti odbył pielgrzymkę, która miała stać się przełomowym momentem w jego życiu. Właśnie przed cudownym wizerunkiem Matki Boskiej Loretańskiej ostatecznie podjął długo rozważaną decyzję o wstąpieniu do seminarium duchownego. Rodzina, zamiast żołnierza służącego świeckim władcom tego świata, uzyskała kolejnego żołnierza Kościoła Wojującego.

Po wzorowym pobycie w seminarium duchownym, 10 IV 1819 r. kleryk Mastai otrzymał z rąk bpa Caprano święcenia kapłańskie. Jako dziecko pochodzące z zacnej arystokratycznej rodziny uzyskał od samego początku względy papieża Piusa VII. Ale syn północnowłoskiego arystokraty nie był „salonowym lwem”, nie stronił nigdy od twardego życia niższych warstw społecznych swoich rodzinnych stron. Jeszcze jako kleryk seminarium zaangażował się całym sercem w pracę w zakładzie dla sierot Tata – Giovanii, który dzięki jego prywatnym wpływom i poświęceniu stał się wzorową instytucją dobroczynną. Wiele sierot księdzu Mastai zawdzięczało swoją przyszłość, wykształcenie, powodzenie w życiu i liczne dobra duchowe. Był ich księdzem, ale i „tatą”. Właśnie w skromnym, by nie rzec ubogim kościółku p.w. S. Anna Dei Falengna – ni przy przytułku, ks. Mastai odprawił swoją Mszę prymicyjną. Następca Piusa VII, papież Leon XII docenił wysiłki młodego kapłana i umożliwił rozbudowę sierocińca, a młodego księdza uczynił dyrektorem zakładu. Tam też przyszły namiestnik św. Piotra usłyszał z ust ubogiej kobiety słowa jakże miłe, ale zarazem jakże kłopotliwe: „Mastai ma prawdziwie serce papieskie”.

Gospodarz

Ojciec Święty doceniał nie tylko uczynki miłosierdzia młodego księdza, ale też jego zalety „dyplomatyczne” – dyskrecję, elokwencję i skuteczność. Ks. Mastai wyruszył w podróż dyplomatyczną, reprezentując papieża w Nowym Świecie. Misja została zakończona sukcesem nie tylko w Ameryce Północnej, ale przede wszystkim w Chile, które stało się w ciężkich czasach zmagań z liberalizmem ostoją wierności Kościołowi, pomimo władzy sprawowanej przez masonów. Do dziś liczne ulice, place, mosty i parki chilijskich miast noszą imię Piusa IX. W ten sposób po śmierci papieża (!) uczczono jego osobę, która Chilijczykom dała uznanie niepodległości, a Kościołowi niezłomnego obrońcę wiary.

Powodzenie misji dyplomatycznej wróżyło szybką karierę duchowną, co nastąpiło dość szybko. Z bólem serca ks. Mastai żegnał się ze swoimi podopiecznymi, wyruszając w drogę do Rzymu, gdzie obejmował z poruczenia papieskiego godność kanonika i zarząd nad hospicjum. W 1825 r. Leon XII powierzył ledwo trzydziestopięcioletniemu księdzu arcybiskupstwo spoletańskie, które sam dzierżył przed objęciem tronu papieskiego. Miejski historyk współczesny tamtym wydarzeniom napisał: „dla miasta Spoleto będzie wiekopomnym wjazd w mury miejskie arcybiskupa Mastai, który przez swoją obecność podczas pięciu burzliwych lat, jakie tam spędził, zdawał się oczywistą opiekę i błogosławieństwo niebieskie na miasto ściągać”. W istocie były to burzliwe lata, w których karbonariusze zorganizowali pierwsze poważne wystąpienia w Italii godzące w porządek Kongresu Wiedeńskiego. W czasie tych wydarzeń arcybiskup Spoleto miał podobno uratować Ludwika Napoleona Buonaparte – późniejszego Napoleona III, a wtedy spiskowca, rewolucjonistę powiązanego z karbonariuszami – od więzienia, za co ściągnąć miał na siebie sprawiedliwy gniew papieża Grzegorza XVI. Historia wydaje się zmyśloną przez ówczesnych dziennikarzy bajką, po­nieważ w tym samym roku 1832 papież przeniósł abpa Mastai-Ferretti na „znaczniejszą stolicę do Imoli”[2]. Źle zarządzane do tej pory arcybiskupstwo Imoli potrzebowało energicznego gospodarza, jakim był wcześniejszy arcybiskup kwitnącego Spoleto. Miasto stało się jego domem na ponad 7 lat. Z takim samym zaangażowaniem rozpoczął naprawę podupadłych domen kościelnych w powierzonym arcybiskupstwie. Dał się poznać nie tylko jako dobry zarządca, ale również jako człowiek o wielkim sercu, miłosierny, wyczulony na ludzką krzywdę. Znana scena z powieści nieprzychylnego Kościołowi masona Victora Hugo pt. Nędznicy (1 wyd. 1862 r.) została najprawdopodobniej zaczerpnięta z autentycznych wydarzeń, których bohaterem był abp Imoti. Pewnego dnia zdesperowany mieszkaniec Imoli ścigany przez wierzycieli za długi udał się do biskupa. Kasa abpa Mastai niestety świeciła wtedy pustkami, wobec czego hierarcha dał biednemu człowiekowi srebrne świeczniki, za sprzedaż których miał on otrzymać potrzebną do spłaty długu kwotę. Sprawa wyszła jednak szybko na jaw, ponieważ złotnik wyceniając świeczniki rozpoznał na nich herby arcybiskupie. Dłużnik został zatrzymany, a miłosierny samarytanin powiadomiony o kradzieży swojej własności. Wielkie było zdziwienie, kiedy dostojny hierarcha stwierdził, że podarował świeczniki potrzebującemu i złotnik może swobodnie nabyć własność tego człowieka, Ta serdeczność i prosty dar serca zawsze zjednywała przyszłemu papieżowi uznanie nawet wśród przeciwników.

W uznaniu zasług abpa Imoli dla Kościoła świętego papież Grzegorz XVI na konsystorzu 14 XII 1840 r. podniósł go do godności kardynała. Jak podkreśla autor biografii Piusa IX, J. M. Villefranche, paliusz kardynalski otrzymała osoba nie przebywająca w Rzymie i zupełnie nie starająca się o godności kościelne.

1 VI 1846 r. nastąpiła śmierć chorego od pewnego czasu papieża Grzegorza XVI, ostatniego do tej pory namiestnika Chrystusowego wybranego spośród braci zakonnej. Rozpoczęto gorączkowe przygotowania do konklawe, nie czekając na przybycie wszystkich kardynałów zagranicznych, obawiając się wybuchu rewolucji w czasie sediswakancji.

Duch Święty – liberalny gołąb wolności?

Podczas podróży kard. Mastai-Ferretti do Rzymu miało miejsce zdarzenie odczytane przez prosty lud jako wyraźny znak Opatrzności. Powóz kardynała zatrzymał się w małej miejscowości Fossombrone, której ludność prosiła o błogosławieństwo. Gdy kardynał wysiadał z powozu, jak grom z jasnego nieba spadła na karocę śnieżnobiała gołębica. Rozentuzjazmowany tłum zaczął wołać Eviva!, a gołębica pomimo zgiełku i pomimo prób czynionych przez niektórych ludzi nie dawała się odpędzić z powozu. Rozległy się okrzyki: Papież! Papież gołębicy! Z tego powodu papież Pius IX nosił wśród katolickiego ludu Italii miano takie samo jak św. Fabian, miano papieża gołębicy.

Konklawe rozpoczęło obrady 14 VI w upalne niedzielne południe. Nikt nie brał pod uwagę kandydatury kard. Mastai; od dłuższego czasu wymieniano nazwiska głównych kandydatów. Ale już pierwsze głosowanie pokazało, że grono zwolenników skromnego kardynała pochodzącego z północy jest największe. Ostatnie głosowanie odbyło się dwa dni później. Jednogłośnie oddało ono stery Łodzi Piotrowej kard. Mastai-Ferretti, który na kolanach, ze łzami w oczach przyjął werdykt szanownego zgromadzenia. Po chwili spędzonej samotnie w ciszy i skupieniu, dostojny elekt podał zgromadzonym swoje nowe imię – Pius IX, stając się tym samym kontynuatorem swoich zacnych poprzedników.

Wiadomość o dokonanym wyborze szybko obiegła świat, zakwitła w nagłówkach prasowych, zawitała do salonów i kawiarń, odwiedziła zebrania i wiece wszystkich partii politycznych, Do Rzymu zaczęły napływać depesze gratulacyjne dworów i gabinetów rządowych. Liberałowie przyjęli wybór Piusa IX z wielką radością, masoneria rozpuszczała informacje, że nowy papież jest przeciwieństwem reakcyjnego Grzegorza XVI, że stanie na czele rewolucyjnych przemian w Italii i Europie. Włoscy zeloci pragnęli wykorzystać Ojca Świętego do swoich celów politycznych, które nie tylko nie miały z celami Kościoła nic wspólnego, ale często były wrogie zasadom chrześcijaństwa. Jeszcze przed wydarzeniami 1848 r. przywódca włoskich karbonariuszy Giusseppe Mazzini pisał do Papieża: „Ojcze Święty, krokom twoim przypatruję się z nadzieją niezmienną… Nie trać ufności, polegaj na nas; …założymy dla ciebie rząd jedyny w Europie; potężne uczucie przejmujące całe Włochy z jednego krańca do drugiego zdołamy w czyn przeprowadzić; wpośród wszystkich ludów Europy wzbudzimy ci poparcie; …my tylko sami to zdołamy, ponieważ my tylko mamy jedność celu i my tylko wierzymy w prawdę naszej zasady” (8 IX 1847 r.). Wkrótce miało okazać się, o jaką w/orf i jakie zasady chodziło masonerii i karbonariuszom. Dziwnie brzmiały te okrzyki wznoszone na cześć Piusa IX przez rewolucjonistów pod oknami pałacu papieskiego:

Niech żyje Pius IX! Śmierć wstecznikom! Śmierć wrogom papieża Piusa! Po jednej z takich manifestacji w styczniu 1848 r., która zakończyła się przedstawieniem Żądań ludu rzymskiego papieżowi i rozruchami pod ambasadą austriacką w Rzymie, papież rzekł: „Niestety! Widzę, że po Niedzieli Palmowej następuje Tydzień Męki!”. Szybko masoneria przestała rozgłaszać plotki o liberalnym papieżu, widząc naprzeciw siebie postać dobrotliwą, ale niezłomną, wytrwale stojącą na gruncie prawd katolickich. Szybko rewolucyjni podżegacze zapomnieli o amnestii, jaka objęła działaczy politycznych, na których ciążyły wyroki, oraz o innych gestach dobrej woli. Hymny na cześć papieża śpiewane po jego wstąpieniu na tron zastąpiła włoska marsylianka: „Otrząśnij się Rzymie z niegodnego prochu”.

Skąd brały się opinie powtarzane w liberalnych kręgach całej Europy o Piusie IX jako o zadeklarowanym liberale, który wprowadzi Kościół bezboleśnie w epokę postępu i nauki, dostosuje do nowego ducha czasów? Niewątpliwie były to po części propagandowe działania kręgów liberalnych, które chciały w ten sposób uzyskać legitymację do legalnych działań politycznych. Za wieloma działaniami podejmowanymi w tym okresie przez liberałów włoskich, nawet w samym Rzymie stał londyński gabinet „uczynnych grabarzy” lorda Palmerstona, uprawiający politykę „równowagi europejskiej”, która nie była niczym innym jak wzajemnym podszczuwaniem na siebie państw i powiększaniem stref chaosu na kontynencie. Tyle wielka polityka… Natomiast przyczyna wydaje się bardziej prozaiczna. Sposób myślenia Papieża był niezrozumiały dla liberałów. Syn rodziny hrabiowskiej, sięgający po najwyższe zaszczyty jakby od niechcenia, był bardzo wylewny, prosty w obyciu, szczery. Dla kręgów politycznych nawykłych do wolt politycznych, konspiracji i zdrad taka osoba była albo niespełna rozumu, albo skrywała prawdziwe intencje i cele pod maską wylewności. Na ten drugi sposób odczytywano Papieża. …A klucz do jego postawy, sposobu bycia tkwi po prostu w lekturze, z którą nie rozstawał się od czasów swojej młodości, a którą były pisma św. Franciszka Salezego. Święty ów pisał, że ludzie nieczystego serca doszukują się w prostocie ukrytych intencji.

„Wiosną Ludów” sieją zamęt

Zapowiedziane przez Matkę Boską w La Salette dramatyczne wydarzenia nastąpiły bardzo szybko. W lutym 1848 r. wybuchła rewolucja w Paryżu, zmiatając mieszczańskiego króla Ludwika Filipa i ustanawiając krótkotrwałą republikę. Miesiąc później rewolucja zagościła na dobre w Badenii, skąd promieniowała na całe Niemcy. W bezpiecznym do tej pory Berlinie wybuchły rozruchy o niespotykanej dotąd sile, polała się krew. Fryderyk Wilhelm IV musiał kapitulować przed żądaniami rewolucjonistów i pod osłoną wiernych pułków schronił się w Poczdamie. W tym samym momencie w Wiedniu uzbrojone oddziały, w takt walców Straussa, zmusiły cesarza do ucieczki aż do Ołomuńca. Rewolucja wybuchła w Budapeszcie, Pradze i Krakowie. Wierne Habsburgom pozostały jedynie oddziały chorwackie i serbskie pod dowództwem Radetzky’ego. Rewolucja w swoim pierwszym okresie była przygotowana perfekcyjnie. Spiskowcy z tajnych organizacji skupionych w Młodej Europie wykorzystali niezadowolenie społeczne, wynikające z głodu spowodowanego niszczącą od kilku lat wszelkie zasoby zarazą kartoflaną i nieurodzajami zbożowymi. Po grzbietach głodnych ludzi liberałowie pragnęli wdrapać się na szczyty władzy, a londyńscy bankierzy zacierali ręce z radości. Podobny mechanizm polityczny zastosowano w całej Italii, tyle że decyzyjne ośrodki ruchu rewolucyjnego ogniskowały się w dą­żącej do dominacji na półwyspie Sabaudii.

Pomimo iż wydarzenia rewolucyjne na południu Italii przybrały bardzo niepokojący obrót, ludność Rzymu zachowywała się z niezwykłym spokojem, który można tłumaczyć jedynie szczupłymi siłami karbonariuszy, W marcu 1848 r., w obliczu sprowokowanej przez liberalnego króla Sardynii Karola Alberta wojny z Austrią, Pius IX musiał po raz pierwszy powściągać rewolucyjne nastroje ulicy, podgrzewane przez karbonariusza, zbiegłego z klasztoru barnabitę Gavazziego. W czasie manifestacji nawołującej do „krucjaty przeciw Austrii” Papież rzekł: „Jako sługa Boga pokoju, nie mogę błogosławić żagwi, jaka ma roznieść pożogę po Europie”. Jednoznacznie negatywne stanowisko, stojące w jaskrawej sprzeczności z planami tajnych towarzystw, spowodowało rozpętanie kampanii nienawiści przeciw Ojcu Świętemu. Zbuntował się papieski korpus, dowodzony przez sabaudzkiego dowódcę Durando, który rozkazał zastąpić dwukolorowe sztandary papieskie trójkolorowym sztandarem rewolucji włoskiej. W Rzymie rozpowszechniano broszury antypapieskie, jak np. Historia Piusa IX, papieża intruza, zdrajcy ojczyzny. Reakcja Ojca Świętego była spokojna i pełna miłosierdzia: „Niech ich wina pozostanie w wiecznej tajemnicy, a skrucha niech przeniknie ich serca”. Od tego momentu Pius IX z garstką oddanych sobie ludzi, takich jak kard. Antonelli, stanął naprzeciw niebezpiecznych i gotowych iść po trupach do celu rewolucyjnych kohort. Przychylna Austria była daleko, sama pogrążona w rebelii i wplątana w niebezpieczną wojnę z Sardynią.

Na początku maja 1848 r. papież powierzył misję stworzenia gabinetu umiarkowanemu politykowi hrabiemu Mamiani. Jednak macki karbonariuszy sięgały daleko… Mamiani okazał się zaprzedanym zdrajcą, który wbrew woli papieża powierzył pieczę nad wojskiem papieskim Karolowi Albertowi i pogrążył Rzym w zupełnej anarchii politycznej, która miała dopomóc karbonariuszom w przejęciu całkowitej władzy nad miastem. Tylko przytomność księcia Aldobrandini-Borghese uratowała twierdzę św. Anioła przed dostaniem się w ręce uzbrojonych oddziałów rewolucyjnych. Chaos pogłębiły wieści nadchodzące z frontu północnowłoskiego. Okazało się bowiem, że Radetzky rozbił w kilku bitwach oddziały sardyńskie i korpus Durando i przeszedł do uwieńczonej powodzeniem kontrofensywy. Zwycięska dla oręża habsburskiego bitwa pod Custozzą (25 VII 1848 r.) nie tylko zakończyła pierwszy akt włoskiej operetki pt. Risorgimento, ale sromotnie zakończyła panowanie Karola Alberta w Sardynii, otworzyła w glorii rządy Franciszka Józefa I w Austrii i była katastrofą dla politycznych matactw Mamianiego. Po krótkich zawirowaniach politycznych, papież przekazał władzę hrabiemu Pellegrino Rossiemu.

Karbonariusze nie ukrywali zadowolenia. Rossi – dawny działacz karbonariuszy, skazany na banicję osiadł w Szwajcarii, w służbie dyplomatycznej Ludwika Filipa Orleańskiego ambasador Francji w Rzymie, z tajną misją Thiersa ograniczenia wpływów jezuitów we Francji. Słowem – „brat” rewolucji! Okazać się jednak miało, że ten skromny i pokorny człowiek jest jedyną tamą dla powstrzymanej na chwilę rewolucyjnej powodzi. Do Rzymu powrócił, spokój i dobrobyt, Rossi zorganizował gwardię karabinierów strzegących spokoju na ulicach, powtrącał najbardziej czynnych rewolucjonistów do więzień, uporządkował bieżące sprawy polityczne. Karbonariusze postanowili niezłomnego polityka zabić. Rossi otrzymywał listy z pogróżkami, ale jedyną odpowiedzią na tchórzliwe metody bandytów było stwierdzenie: „gardzę tymi ludźmi”. Mógłbym wejść do parlamentu bocznymi skrytymi drzwiami, ale tego nie zrobię. Nie zrobię im tej satysfakcji, iżby mniemać mogli, że mnie zastraszyli”. Pius IX, kiedy dowiedział się o zbrodniczych zamierzeniach, starał się uchronić swojego oddanego sługę. Długo rozmawiał z Rossim, starając się nakłonić go do podjęcia jakiś środków ostrożności. Papież mówił: „Oszczędź wielkiej zbrodni naszym wrogom, a mnie – wielkiej boleści”. Ale Rossi był nieugięty: „To są nikczemni tchórze, nie mieliby tyle odwagi!”[3]. Papież udzielił Rossiemu błogosławieństwa „jakie daję ci z całej duszy”. Był dzień 15 października 1848 r. W tym samym dniu hr. Rossi został zasztyletowany na schodach parlamentu, jak niegdyś Juliusz Cezar. Parlament rzymski na wieść o skrytobójczym morderstwie dokonanym na swoim przedstawicielu nie przerwał obrad, jak gdyby nie wydarzyło się nic istotnego. Pokazuje to jasno charakter takich zgromadzeń, pełnych mętnej wody, środowiska, z którego w żadnej części świata nie wylęgło się jeszcze nic dobrego. Jeden z deputowanych III Republiki Francuskiej w swojej mowie powiedział: „ W dniu, w którym ten sam okręt poniesie ku malarycznym okolicom naszych kolonii karnych przekupnego polityka oraz zbrodniczego anarchistę, nawiążą oni ze sobą rozmowę i ukażą się nawzajem jak dwa dopełniające się aspekty jednego i tego samego porządku społecznego”. Rewolucjoniści głosili chwałę „nowego Brutusa”, sztylet mordercy wystawiono na widok publiczny w kawiarni, ułożono odę do „świętej ręki”. W Italii zapanowały na dobre zasady i wiara „ojca ojczyzny” Mazziniego.

Kto uderzy matkę?

Na drugi dzień Rzym ogarnęła rewolucja. Uzbrojony motłoch, który przeciągnął na swoją stronę niektóre oddziały, obiegł Kwirynał. Kard. Antonelli, u boku którego uwijał się kapitan „Szwajcarów” Meyer, rozpoczął przygotowania do obrony. Okazał się równie wytrawnym wojskowym co prawnikiem. Śmiertelny postrzał w głowę otrzymał ks. prałat Palma. Wśród zgiełku książę d’Harcourt, ambasador Francji, beształ niezdecydowane oddziały. Świątobliwy papież z pokorą i modlitwą przyjmował zniewagę urzędu Namiestnika Chrystusa. Odrzucano ko­lejne wezwania do złożenia broni i dopiero po całym dniu walki Pius IX oznajmiając jednocześnie, iż „przyjmowanie warunków od zbuntowanego ludu równałoby się abdykacji, której robić nie ma prawa”, zdecydował się na rozpoczęcie rozmów. Galetti był blady, kiedy Pius IX jednoznacznie określił swoje nieugięte stanowisko, przyjmując jednak narzucone żądania ze względu na dobro zagrożonego rozruchami ludu rzymskiego i swoje uwięzienie. Pyszny rewolucjonista, niegdysiejszy przywódca spisku mającego na celu zabicie Grzegorza XVI, w konfrontacji z majestatem Ojca Świętego stał się na powrót tylko synem cyrulika bolońskiego. Kontrolę nad Rzymem przejęli karbonariusze. Sytuacja była groźna. Jak zawsze nieoceniony Antonelli wraz z ks. d’Harcourt zorganizowali misterny plan ucieczki Piusa IX z Rzymu do spokojnego już Neapolu. W nocy z 24 na 25 XI 1848 r. Pius IX z kilkoma osobami towarzyszącymi, z relikwią będącą wcześniej własnością Piusa VI, w której przechowywał Najświętszy Sakrament na piersiach, opuścił Wieczne Miasto. Król Neapolu Ferdynand II przyjął dostojnego gościa z należytymi honorami, udzielając nie tylko gościny, ale również wszelkiego poparcia politycznego. Siedzibą papieża stała się Gaeta, miasteczko w Królestwie Obojga Sycylii, które na czas pobytu papieża stało się ważnym centrum politycznym Europy, do którego ściągali najznamienitsi politycy. W czasie pobytu na wygnaniu papież nie zaniedbywał wszelkich spraw swojego urzędu, wysyłał podziękowania za słowa i czyny poparcia, potępiał błędy społeczne i teologiczne, jakie szerzyły się wśród duchowieństwa, a co najważniejsze ogłosił w Gaecie 2 II 1849 r. encyklikę o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny, przyjętą w całym katolickim świecie z szczerym zadowoleniem. Encyklika ta była wstępem do ogłoszenia w 1854 r. bulli Ineffabilis Deus, która ex cathedra ogłaszała dogmat jako obowiązujący w Kościele.

Po udanej ucieczce papieża rewolucjoniści ze wściekłości rozpoczęli w Rzymie przygotowania do ogłoszenia republiki. Reakcja Ojca Świętego była natychmiastowa, 1 I 1849 r. ogłoszono ekskomunikę obejmującą wszystkich rewolucjonistów i ich współpracowników. Dwory i rządy europejskie zostały poinformowane o sytuacji politycznej w Rzymie i postanowieniach papieskich. Katolicy w całej Europie zintegrowali swoje działania na rzecz powrotu papieża do Rzymu. We Francji mowy Montalemberta skłoniły gen. Cavaignac’a, pacyfikatora rewolucji czerwcowej w Paryżu, do wysłania do Rzymu trzy i półtysięcznego korpusu armii francuskiej. Rewolucjoniści powierzyli władzę w ręce Mazziniego, który przybył do Rzymu z awanturnikiem Garibaldim (G. LeBon: „Garibaldi, natura żądna przygód, o miernych zdolnościach, ale nadzwyczaj energiczny”) i jego zbieranymi w całej Europie mętami rewolucyjnymi. Korpus gen. Oudinota po krótkich, ale zaciętych walkach wkroczył do miasta. Mazzini poszedł w ślady średniowiecznego uzurpatora Cola di Rienzi, salwując się ucieczką. Oudinot przesłał papieżowi klucze do miasta; wydawało się że wszystko wraca do normy, ale… Nastąpił zwrot w polityce francuskiej, wynikający z objęcia stanowiska prezydenta przez Ludwika Napoleona Buonaparte. Prezydent zażądał sekularyzacji Państwa Kościelnego i wprowadzenia kodeksu napoleońskiego. Opinia publiczna zawrzała. Gorąco popierali ten pomysł republikanie i masoni, tacy jak Thiers (nie był masonem!) czy Hugo. Pius IX uzyskał we Francji gorącego obrońcę w przywódcy partii katolickiej Montalembercie, który w jednej ze swoich mów odwołał się do przejmującej metafory: „Gdy mężczyźnie walczyć wypadnie z kobietą, jeżeli kobieta ta nie jest istotą najniżej upadłą, może przeciwko niemu wystąpić śmiało, może mu powiedzieć: jeżeli mnie uderzysz, zbezcześcisz siebie, ale mnie nie zwyciężysz. Otóż panowie, Kościół nie jest kobietą, jest matką!”. Pius IX nie był obrońcą swojego stanu posiadania, był obrońcą depozytu, który mu powierzono, był obrońcą honoru Kościoła katolickiego, Matki naszej.

Masońska camorra

Kim byli wrogowie Piusa IX? Czym był ówczesny liberalizm, który dziś wydaje się taki niegroźny i sympatyczny? Warto w tym momencie odpowiedzieć na te pytania. Już kilka miesięcy po wstąpieniu na Tron Św. Piotra (9 XI 1846 r.) Pius IX opublikował encyklikę Qui pluribus, traktującą o konspiracji masońskiej w Europie i celach wytyczonych przez tajne stowarzyszenia. Papież bardzo poważnie potraktował poruszany problem, który ze względu na przejęcie jeszcze za pontyfikatu Leona XII sporej ilości dokumentów masońskich uzyskał nowy, pełniejszy obraz. To właśnie włoska masoneria, w postaci karbonaryzmu („Związek Węglarzy”) była najgroźniejszym przeciwnikiem papieża i Państwa Kościelnego. Abp. Lefebvre, opisując encykliki dotyczące wolnomularstwa, pisał: „Ostrożni papieże zrozumieli, że należało ujawnić wolnomularzy i, tak jak to sami powiedzieli: zerwać maskę, zdemaskować te sekty. Masoni zasłaniają się maską filantropii, postępu, tłumacząc swoje działania pragnieniem udoskonalenia natury człowieka w celu przyjaźni między ludźmi, etc. Są to tylko fałszywe i złudne perspektywy. Poprzez swoje encykliki papieże, zrywając maskę, za którą kryło się wolnomularstwo, wyraźnie pokazali, czym ono jest w rzeczywistości”. Już w połowie XIX w. Pius IX potrafił przewidzieć – co uczynił w swojej encyklice – jakie będą owoce komunizmu, skrywanego za liberalnym parawanem, postulowanego przez liczne odłamy karbonaryzmu. Statuty karbonarskiej organizacji „Młode Włochy”, napisane podobno przez Mazziniego, wyznaczały jako cel zniszczenie na Płw. Apenińskim wszystkich rządów i zastąpienie ich republikańską Italią, opartą na zasadach pełnej równości. Instrukcja Wysokiej Wenty Karbonariuszy, najwyższego organu organizacji, przechwycona i opublikowana w czasie pontyfikatu Piusa IX, stwierdzała m.in.: by iść krokiem pewnym po tej drodze niebezpiecznej, ale pewnej, wymagane są przede wszystkim dwie rzeczy. Powinniście posiadać wyraz twarzy prosty jak gołębie, ale powinniście być roztropni jak węże… Nie używajcie nigdy wobec młodych wyrazów bezbożnych ani nieczystych. Maxima debetur puero reverentia”[4]. Czytamy dalej:  „Zakładajcie sieci tak jak Szymon bar Jona: rozciągajcie je w głębi zakrystii, seminariów i klasztorów raczej, niż na pełnym morzu; a jeżeli nie będziecie zbyt pospiesznie działali, obie­cujemy wam połów bardziej cudowny niż jego. Złowicie rewolucję w tiarze i ornacie, maszerującą z krzyżem i sztandarem, rewolucję, którą wystarczy tylko nieco podniecić, aby podpaliła świat na czterech rogach”. W podobnym duchu wyrażał się w swoich pismach Giuseppe Mazzini, pisząc: „Postarajcie się, aby równość przeniknęła do Kościoła, a wszystko pójdzie”. Dokument Wielkiej Wenty z 1822 r. głosił: „Jest absolutną koniecznością zdekatolicyzować świat”. Jak widać Pius IX, broniąc świata i katolicyzmu przed działaniami „satanicznej” (określenie S. Przybyszewskiego) sekty, wystąpił odważnie przeciwko niej, skupiając na sobie całą jej lucyferyczną nienawiść[5].

Niepokalana zwycięży!

12 IV 1850 r odbył się tryumfalny wjazd papieża do Rzymu, wśród owacji mieszczan zmęczonych już rewolucyjnymi wydarzeniami i wiwatów artyleryjskich francuskiej baterii korpusu Oudinota. Pomimo prób zastraszania społeczeństwa przez spiskowców, grożących sztyletem każdemu, kto witać będzie „księdza Mastai”, Rzym tonął w kwiatach i złocił się biało–żółtymi flagami papieskimi. Życie wracało w Wiecznym Mieście na swoje dawne, „wieczne” tory.

Początek lat ’50 XIX w. upłynął papieżowi Piusowi IX na porządkowaniu spraw kościelnych na całym świecie, m. in. odtwarzaniu diecezji na terenach utraconych przez katolicyzm na rzecz protestantyzmu w Niderlandach i na Wyspach Brytyjskich, a także zakończonych wielkim sukcesem w 1855 r. działaniach w Austrii, zmierzających do odwołania haniebnych, oświeceniowych dekretów antykościelnych Józefa II, do zniesienia których przyczynił się pobożny Franciszek Józef I. Jednak najistotniejszą kwestią tego okresu było ogłoszenie dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny w 1854 r. Jak już wspomniano wcześniej, podstawą orzeczenia dogmatu była encyklika z Gaety rozesłana hierarchom Kościoła na całym świecie, w której papież prosił o rozpatrzenie planowanego ogłoszenia dogmatu w świetle Tradycji. Nadesłano 603 odpowiedzi, z których 546 „…domagało się usilnie dogmatycznego orzeczenia tej wiary”, 8 XII 1854 r. papież wraz z 192 biskupami przybyłymi z różnych stron świata ogłosił uroczyście, nie ukrywając wielkiego wzruszenia bullę, w której czytamy: „powagą Pana naszego Jezusa Chrystusa, świętych Apostołów Piotra i Pawła oraz Naszą ogłaszamy, orzekamy i określamy, że nauka, która utrzymuje, iż Najświętsza Maryja Panna od pierwszej chwili swego poczęcia – mocą szczególnej łaski i przywileju wszechmocnego Boga, mocą przewidzia­nych zasług Jezusa Chrystusa, Zbawiciela rodzaju ludzkiego – została zachowana nietknięta od wszelkiej zmazy grzechu pierworodnego, jest prawdą przez Boga objawioną i dlatego wszyscy wierni powinni w nią wytrwale i bez wahania wierzyć”. J. M. Villefranche pisze, że było to „pierwsze orzeczenie wiary, jakiego nie poprzedziła żadna niezgoda i po jakim nie nastąpiła żadna herezja. Na znak przyjęcia dogmatu w sercu Rzymu stanęła dwa lata później potężna, marmurowa kolumna Niepokalanego Poczęcia N.M.P.

Żelazny premier Sardynii

Tymczasem na arenie politycznej Włoch pojawiła się nowa postać: przebiegły Camillo hr. Benso di Cavour, potomek arystokratycznego rodu, który sprzedał majątek rodzinny, by stać się przemysłowcem, powiązany z kręgami liberalnej piemonckiej burżuazji, wreszcie premier rządu Królestwa Sardynii. Człowiek, którego jedynym celem było osiągnięcie dominacji w Italii przez Piemont, nawet przy pomocy zbrodni i grabieży. W 1855 r. Cavour, popierany przez lorda Palmerstona i hr. Walewskiego, wystąpił na forum międzynarodowym z oskarżeniami przeciw Państwu Kościelnemu o bezprawne dzierżenie wbrew woli ludu Legacji oraz o wstecznictwo niezgodne z duchem postępu wynikające z klerykalizmu i zażądał mianowania świeckiego wicekróla, który sprawowałby władzę nad Państwem Kościelnym. Sytuacja stała się niebezpieczna, gdy doszło do spotkania pomiędzy Cavourem a Napoleonem HI w Plombieres. Niezależność Stolicy Apostolskiej była zagrożona. Jakież było zdziwienie świata politycznego, gdy ze zdecydowaną obroną papiestwa wystąpił publicznie ambasador Francji w Rzymie hr. Rayneval, którego nota udowadniała w prosty sposób bezzasadność zarzutów Cavoura i ukazywała go jako politycznego oszusta. Dokument francuskiego polityka był apoteozą pontyfikatu Piusa IX, ukazując papieża jako dobrego władcę, któremu leży na sercu dobro poddanych, ich rozwój duchowy, ale również materialne powodzenie. Dobrą kondycję Państwa Kościelnego potwierdził objazd domen przez Ojca Świętego w 1857 r., którego echa można wyśledzić w niechętnych notatkach prasy europejskiej, potwierdzającej nie bez zdziwienia oznaki poparcia i miłości ludu do swojego papieża. Tymczasem nadchodził czas próby zapowiedziany przez Matkę Boską.

Pontyfikat Piusa IX otwierały ważne wydarzenia natury nadprzyrodzonej. We wrześniu 1846 r. w wąwozie Sezia nieopodal La Salette ukazała się dwójce ubogich dzieci Matka Boska, powierzając im m.in. tajemnicę zastrzeżoną tylko dla papieża oraz tajemnicę, którą Kościół miał ogłosić dopiero w 1858 r., a która miała przedstawić przyszłe straszliwe wydarzenia. Nadszedł rok 1858, ale duża część przesiąkniętej gallikanizmem i skorumpowanej hierarchii kościelnej we Francji nie chciała ogłosić tajemnicy uznanych już wtedy objawień. Jedenastu z najbardziej przeciwnych biskupów francuskich zmarło w tajemniczych okolicznościach w przeciągu kilku lat[6]. Tzw. „Sekret z La Salette” wzywał papieża Piusa IX do nieopuszczania Rzymu po 1859 r., do wytrwałości i wiary. Przestrzegał również papieża przed Napoleonem III, pisząc: „jego serce jest podwójne, a kiedy zechce być naraz papieżem i cesarzem, szybko Bóg odwróci się od niego”. Sekret głosił również klęski polityczne, jakie spadną na Italię, która odrzuciła panowanie Chrystusa nad sobą oraz cierpienia, jakie dotkną w przyszłości Ojca Świętego. Pius IX nie miał podstaw, by nie ufać słowom orędzia, wszak spełniało się dokładnie – przepowiedziana zaraza kartoflana (1848), kilkuletnie klęski nieurodzaju zboża i orzechów (1846-1849), wyginięcie winnej latorośli w Europie (1846), zaraza zbierająca żniwo wśród dzieci do lat 7 (1848-1849). Pius IX wydał postanowienie o budowie świątyni w La Salette, założeniu zgromadzenia XX. Saletynów, nawoływał do modlitwy i pokuty; zamienił Rzym w duchową twierdzę modlitwy.

W zapowiedzianym 1859 r. nastąpił tajemniczy zwrot w polityce Francji, która stając się sojuszniczką Piemontu rozpoczęła wrogie działania skierowane przeciw Austrii i pośrednio przeciwko Państwu Kościelnemu, optując za przekazaniem realnej władzy w Rzymie dynastii sabaudzkiej i stworzeniem konfederacji italskiej. Pius IX wytężył wszystkie siły, by ratować pokój w Europie. Zagrożona Austria wypowie­działa pierwsza wojnę Sardynii, którą z kolei poparła Francja, cynicznie głosząc, że wkracza do Włoch, by strzec ładu i papieża, oraz „aby przyczynić się do założenia porządku opartego na zaspokojeniu słusznych wymagań i potrzeb”. Dodajmy: potrzeb francuskich i sabaudzkich. Jakby na życzenie wybuchły rewolucje karbonarskie w Toskanii i Parmie, suto opłacane z kont londyńskich. Austria przegrała wojnę z wrogiem znacznie silniejszym i wycofała siły na północ, za rzekę Po. Korzystając z tego faktu, na polecenie Cavoura wojska piemonckie zajęły Legację, sporą część Państwa Kościelnego, gdzie urządzono parodię tryumfu i przekazania władzy „z woli ludu” królowi Wiktorowi Emanuelowi II. Wojska papieskie stoczyły w 1859 r. pierwsze, uwieńczone sukcesem bitwy, które przywróciły władzę papieską nad Peruggią. Dyktat francuski w czasie rokowań pokojowych w Villafranca usankcjonował zdobycze. Na terenach okupowanych przez Piemont zarządzono „demokratyczne” głosowanie, które opisuje dokładnie Vittorio Messori. W jednym z miast, posiadających 923 osoby uprawnione do głosowania (2% ogółu), gło­sy oddało 401 osób. Już po „zjednoczeniu” Włoch, Garibaldi został wybrany deputowanym uzyskując 18 głosów (!!!), a Cavour aż 300 (!!!). Wola ludu?… W 1874 r. ordynacja wyborcza przyznawała prawo głosu w państwie 605 007 ludziom, na 30 mln Włochów. Politolog G. Sartori podsumowuje to słowami: „We Włoszech w wieku XIX to nie wyborcy wybierali deputowanego, ale deputowany chcąc nie chcąc wybierał tych, którzy mieli głosować na niego”[7]. Szwindel zwany demokracją, z którego kpił w swoich pismach karbonariusz Mazzini! Napoleon III autorytetem Francji usankcjonował zdobycze Piemontczyków, jednocześnie w memoriałach, notach i broszurach zapewniając Papieża o poszanowaniu jego praw. Pius IX podsumował jego zapewnienia słowami jednoznacznymi: „hołd oddany rewolucji, teza zwodnicza dla umysłów słabych, nie mających właściwego kryterium do obnażenia ukrytej w niej trucizny, i przedmiotem boleści dla wszystkich dobrych katolików”. Encyklika Nullis certe vobis (19 I 1860 r.), omawiająca zagadnienie funkcjonowania Państwa Kościelnego, została zakazana we Francji i Sardynii. Po wymianie korespondencji z Wiktorem Emanuelem, w której papież nie tyle bolał nad stratą Legacji, co nad „nieszczęsnym stanem duszy W. K. Mości”, Papież obłożył ekskomuniką wszystkich zaborców. Nastąpił czas wojny, do którego druga strona nie miała odwagi się przyznać, przywiązana do sztyletu skrytobójcy.

Papiescy żuawi spod Castelfidardo

Nadszedł czas ostatniej w dziejach Europy prawdziwej wyprawy krzyżowej. Z całej Europy napływał do Rzymu kwiat młodzieży, chcącej zaciągnąć się pod Chrystusowe sztandary. Przybyli Flamandowie i Walończycy, przybyli Holendrzy i zaprawieni w bojach z protestantami Irlandczycy, przybyła młodzież z Francji, Hiszpanii i – podobno znad Wisły; arystokraci, mieszczanie, a nawet chłopi. Bić się za papieża! Walczyć za Kościół! Za honor Europy! Na czele oddziałów papieskich żuawów stanął ksiądz de Merode, doświadczony żołnierz armii francuskiej, weteran walk w Algierii, późniejszy minister wojny Państwa Kościelnego. Buławę dowódcy powierzono niepokonanemu do tej pory francuskiemu gen. La Moriciere, który ku zdziwieniu europejskiej opinii publicznej przejął dowodzenie nad garstką straceńców. Umiarkowany bp Dupanloup, który dopiero pod koniec życia wyparł się swoich tolerowanych przez papieża modernistycznych opinii, opisywał spotkanie ks. de Merode z gen. Moricierem na zamku Prouzel. Spotkał się ksiądz, nie mogący nic ofiarować, z generałem, żądając od tego drugiego „aby walczył bez nadziei i umarł bez chwały”. Generał po chwili zadumy, powstając, powiedział: „Pójdę!”, ku radości przysłuchującego się temu młodzieńca i czekającego księdza, „Młodzieniec zginął od kuli przy boku swego wodza; – kapłan, ks. de Merode, zmarł wyczerpany gorliwością, z jaką służył Ojcu chrześcijan, – a generał… generał po raz pierwszy poszedł na przegraną. Miał być zwyciężonym, podobnie jak krzyżowcy, których klęski ocaliły Europę i cywilizację świata; lecz zwyciężony został po splamieniu krwią rąk zaborców, a krew ta pozostanie niezmytą!”. Pierwszy rozkaz dzienny generała wydany po przyjeździe do Ankony brzmiał: „rewolucja, jak niegdyś islamizm, zagraża dziś Europie, teraz tak jak dawniej sprawa papieska jest sprawą cywilizacji świata”.

20-tysięczna armia, tak jak wieki temu rycerze spod Hattinu, jak lancknechci Tilly’ego spod Raab, hiszpańscy tercios spod Lepanto, ruszyła ze swoim wodzem walczyć za papieża.

Tymczasem „bohater dwóch światów” – Garibaldi, na czele oddziału liczącego 1400 osób odzianych, ze względu na braki zaopatrzenia, w czerwone rzeźnickie koszule, zaatakował zdradziecko Królestwo Obojga Sycylii. Nastąpiła tzw. „wyprawa tysiąca”, będąca „mitem założyciel­skim” państwa włoskiego, która zniszczyła doszczętnie starą feudalną Sycylię, zamieniając ją w ubogą prowincję państwa włoskiego z głodującą ludnością i rosnącą przestępczością, zmuszającą sycylijczyków do emigracji za ocean. Przełomowe lata ’50 i ’60 XIX w. zostały utrwalone na kartach smutnej i nostalgicznej powieści „Lampart” pisarza pochodzącego z sycylijskiej rodziny arystokratycznej – Giuseppe Tomaso di Lampedusy, opisującego grabieże dokonane przez bandy rewolucyjne prowadzone przez zawsze brudnego i cuchnącego Garibaldiego. Wydarzenia związane z Sycylią miały miejsce na wyraźny rozkaz Cavoura przy wsparciu ze strony floty brytyjskiej i brytyjskich pieniędzy. Tymczasem „czerwone koszule” od południa wkroczyły w granice Państwa Kościelnego, na co Cavour odpowiedział wprowadzeniem wojsk piemonckich do papieskiej Umbrii i Marchii w celu „wprowadzenia porządku” i ochrony „powagi papieża”. Napoleon jak Judasz sprzedał Chrystusa. Wojna stała się faktem. Błyskawiczne uderzenie armii piemonckiej, działającej w porozumieniu z Francją, uniemożliwiło stworzenie normalnego frontu, La Moriciere postanowił przebić się do Ankony i w twierdzy poczekać na nadejście armii francuskiej i austriackiej. Pomoc jednak nie nadeszła. Pod Castelfidardo (18 IX 1860 r.) papiescy żuawi stoczyli krwawą bitwę z liczniejszą i silniejszą armią wroga. Zostali wybici, garstka dostała się do niewoli, małe grupki przedzierały się samotnie w kierunku Ankony i innych stanowisk szczupłej armii katolickiej. Ankona padła po kilku dniach huraganowego ostrzału, po czym Piemontczycy wzięli odwet na jeńcach za dotkliwe straty spod Castelfidardo. La Moriciere odmówił przyjęcia tytułu hrabiowskiego i jakiegokolwiek honorarium za służbę papieską, pisząc Ojcu Świętemu, iż chce umrzeć jako Leon de la Moriciere. Pius IX przesłał mu „to, czego odmówić nie możesz”, order Chrystusa, za którego ginęli żuawi spod Castelfidardo i Ankony. Dokonano kolejnego zaboru prowincji kościelnych. Tryumfujący Wiktor Emanuel II mógł przyjąć uzurpatorski tytuł króla Włoch, przy niemej akceptacji Napoleona III. Cavour wyraził się jednak, że państwo włoskie będzie faktem politycznym dopiero w momencie, kiedy „roztoczy opiekę nad Rzymem”. Pius IX miał pełną świadomość niebezpieczeństwa – „Me należy się łudzić: rewolucja tu przyjdzie; głosiła to już ona i głosi teraz jeszcze”. I przyszła!

Korzystając z chwili wytchnienia papież rzucił się w wir pracy. Słał listy do dworów europejskich, rozstrzygał problemy, nawoływał do modlitwy, czuwał nad opracowaniem Mszy św. o Niepokalanym Poczęciu N.M.P., wstawiał się za prześladowanymi katolikami w Irlandii i na ziemiach polskich (1863 r.), w czasie wielkich uroczystości w Święto Zesłania Ducha Św. w 1862 r. kanonizował braci zakonnych, którzy ponieśli śmierć męczeńską z rąk pogan w Japonii w XVI w. „Kościół w chwilach ucisku potrzebuje nowych swych rzeczników u Boga” – twierdził. W czasie podniosłych uroczystości, w których uczestniczyło 240 biskupów, papież ogłosił, radując cały świat katolicki, swoją wolę rychłego zwołania soboru powszechnego. 8 XII 1864 r. ogłoszono nową encyklikę Quanta cura, którą rozesłano do wszystkich biskupów świata wraz z Syllabusem, zbiorem zawierającym wszystkie błędne poglądy filozoficzne, społeczne i polityczne XIX w. Dokument żywo dyskutowany przez lata stał się swoistym młotem na liberałów, którzy od tego czasu znienawidzili papieża do szczętu. „Nigdy w najpiękniejszych nawet wiekach wiary, całe ciało Kościoła nie było ściślej ze swoją Głową złączone” – podsumowuje te kilka lat spokoju biograf papieża.

Obrona Świętego Rzymu

Ale w szczęśliwych chwilach pokoju nie zaniedbywano również spraw materialnych, jak chociażby kwestii obrony niewielkiego Państwa Kościelnego. Z wielką skrupulatnością odtworzono korpus żuawów papieskich, który ponownie zapełnił się ochotnikami ze wszystkich stron Europy i weteranami walk spod Castelfidardo, których powierzono wytrawnemu dowódcy, gen. Kanzlerowi. Utrzymanie „najemników papieskich”, jak określała pogardliwie żuawów prasa piemoncka, wzięły na siebie diecezje – np. katolicy z diecezji Cambrai utrzymywali 200 ochotników, zaś diecezja kolońska 100 żołnierzy. Tracący grunt pod nogami „papierowy cesarz Francuzów” zmienił nastawienie względem Piusa IX po 1866 r.t kiedy polityka Bismarcka brała Paryż na cel, i zezwolił na utworzenie legionu zwanego „antybskim”, składającego się wyłącznie z ochotników służących w armii francuskiej. Do tego dochodziła nieliczna regularna armia rzymska. Na te siły w starciu z garibaldczykami i piemontczykami mógł liczyć Ojciec Święty. W 1867 r. czerwona lawina ruszyła, rozpoczynając preludium w postaci „rewolucyjnego wrzenia” podtrzymywanego sztyletem i bombami.

Niewielkie bandy garibaldczyków rozbiły oddziały żandarmerii pod Aquapendente i oddział pod Bagnoreą, po zdobyciu której zbezczeszczono katedrę, rozbijając tabernakulum, niszcząc figurę Matki Boskiej i krucyfiks oraz mordując przed ołtarzem zakrystianina, by profanacja mogła zostać uznana za całkowitą. Garibaldi tryumfował: „Tak, wy, księża, wyrafinowani mistrzowie stosów, tortur i więzień, wy, którzy z radością hieny pijecie w kielichu waszego kłamstwa krew wyswobodzicieli, wiedzcie, że wam przebaczamy, podobnie jak i wam, żołnierze-kaci, którzy jesteście cuchnącym katem ze wszystkich sanfedystowskich kloak”. Tryumfował jednak na krótko. Banda rewolucjonistów została rozbita przez żuawów pod Subiaco. W Rzymie terroryści wysadzili w powietrze koszary Serristori, w których zginęło kilkudziesięciu żołnierzy. Jednak guerilla, ze względu na brak poparcia, nad którym publicznie ubolewali odgrażając się ludności, spełzła na niczym. W związku z pogarszającą się sytuacją Francja zdecydowała się, ku radości katolików, interweniować w obronie papieża. Zanim jednak oddziały armii tulońskiej wylądowały w Italii, ponad 5-tysięczny korpus Garibaldiego ruszył na Rzym. Bohaterski opór półtysięcznego oddziału legionu antybskiego w Monte-Rotondo powstrzymał pochód i dał możliwość przejęcia inicjatywy. 3 X 1867 r. armia papiesko-francuska pod dowództwem gen. Kanzlera zwarła się z nieprzyjacielem pod Mentaną. Atak na bagnety, jakiego dokonali żuawi pod dowództwem kawalera spod Castelfidardo, płk. Charette, śmiało można zaliczyć do największych osiągnięć oręża europejskiego. Żuawi przeszli umocnienia garibaldczyków na pierwszym wzgórzu, potem drugim, i wsparci oddziałami francuskimi rozbili formacje broniące winnicy Santucci i zamku Mentana. Okrzyk Garibaldiego: „Rzym albo śmierć!” zamienił się na lament „albo ucieczka, albo śmierć!”. Garibaldi pozostawił swoje oddziały na pastwę losu, uchodząc pod opiekuńcze skrzydła Wiktora Emanuela II. „Wampir Włoch”, jak rewolucjoniści nazywali Piusa IX, okazał wręcz nadludzką dobroć i mi­łosierdzie, uwalniając niemalże wszystkich jeńców, którym wybaczył i których osobiście odwiedził w więzieniu. Wyjątek stanowili dwaj sprawcy podłożenia bomby w koszarach w Rzymie, którym wytoczono uczciwy proces, w czasie którego przyznali się do winy. Oskarżonych skazano na karę śmierci, zaaprobowaną przez papieża. Masoni w całej Europie podnieśli krzyk, oskarżając Państwo Kościelne o obskurantyzm, dając tym samym świadectwo swoich przekonań, wedle których skrytobójcy, zadający śmierć bezbronnym, są więcej warci niż uczciwi ludzie. Pius IX podsumował zarzuty słowami nieugiętymi, które rozprawiały się z humanitarnymi frazesami słyszanymi często aktualnie: „Król winien sprawiedliwość wszystkim, a naprzód ludziom uczciwym, potrzeba tedy koniecznie, aby mordercy nie mogli rachować na bezkarność”. Stary człowiek z kluczami św. Piotra w ręku stał na straży Kościoła, zagradzając drogę pochodowi barbarzyńskich władców tego świata.

Wieści o zwycięstwach armii papieskiej ściągnęły pod sztandary Chrystusowe nowych ochotników. W 1868 r. do żuawów przystało 300 Kanadyjczyków, a z Węgier przysłano do ochrony Ojca Świętego trzy szwadrony doborowych huzarów, jak się miało okazać – niezwykle potrzebnych.

W kwietniu 1869 r. Pius IX obchodził 50. rocznicę otrzymania łaski odprawiania Mszy św. Rzym został zasypany depeszami gratulacyjnymi i najlepszymi życzeniami dla papieża od katolickich władców i prostych ludzi, które Ojciec Święty nazwał „prawdziwym wyrazem powszechnego głosowania katolickiego”. Największą radością papieża były jednak informacje, że w dniu rocznicy miliony katolików na całym świecie przyjęło Komunię świętą w jego intencji.

W czerwcu 1868 r. ogłoszono bullę zwołującą na rok następny powszechny sobór Kościoła w pałacach watykańskich. To ważne wydarzenie przykuło na całe trzy lata uwagę świata. Do udziału w soborze zaproszono wielu dostojnych gości, pomiędzy którymi znajdowała się cesarzowa austriacka, król Neapolu, królowa wirtemberska i inni. Pominięto celowo w zaproszeniach hierarchów anglikańskich, wzbudzając tym ich wściekłość, oraz starających się o przystęp protestantów, którym Pius IX odpisał: „Zbłąkanym wskutek wychowania i wierzącym w prawdę swoich mniemań, nie odmawiamy bynajmniej badania ich argumentów. Wszakże nie może to mieć miejsca na soborze; ale nie brak uczonych teologów, których im wskażemy i którym będą mogli otworzyć swe dusze… Oby jak największa liczba obrała tę drogę i postępowała po niej z dobrą wiarą!”. Papież zdecydowanie bronił w ten sposób zasady, że „poza Kościołem nie ma zbawienia”. Tę postawę potwierdzały również decyzje o potępieniu „towarzystw biblijnych” i kiełkujących anglikańsko-katolickich organizacji ekumenicznych, głoszących teorię „trzech różnych gałęzi” Kościoła. Dokument Św. Oficjum z 1864 r. stwierdzał: „Lecz żadną miarą nie można pozwolić, by wierni i duchowni pod kierownictwem heretyków modlili się o jedność chrześcijańską, i co gorsze jest, według intencji splamionej i zarażonej herezją”.

Chwalebne dzieło Soboru Watykańskiego I

8 XII 1869 r. miało miejsce uroczyste otwarcie Soboru, w którym uczestniczyło 722 Ojców. Od początku Soboru ujawniły się dwie przeciwne tendencje. Liczniejsza, związana z papieżem Piusem IX, dążąca do naprawy życia kościelnego w duchu katolickim, ochrony słusznych praw Kościoła przeciw zakusom liberalizmu i postulująca w duchu dawnej Tradycji katolickiej umocnienie monarszej władzy papieża. Druga, skupiająca się wokół ks. prał. Dollingera, związana z hierarchami niemieckimi, francuskimi i amerykańskimi (np. bp Dupanloup), dążąca do „pogodzenia” Kościoła z tendencjami świata współczesnego, Grupa modernistyczna uzyskała automatycznie poparcie całej prasy liberalnej, rozpisującej się o „potężnej opozycji soborowej”, zagrzewanej wspaniałymi ideałami wolności i oświeconej zdobyczami najnowszej nauki, jak nie bez sarkazmu pisał ks. Villefranche. Pisała tak do pierwszego głosowania Ojców Soborowych nad uchwałą de fide, która została przez szacowne zgromadzenie przyjęta jednogłośnie, po czym na długo nabrała wody w usta, zbywając Sobór milczeniem. W kwietniu (a dokładnie 24 IV) Sobór przyjął konstytucję dogmatyczną o wierze, po czym przystąpiono do dyskusji nad zdefiniowaniem dogmatu o nieomylności papieskiej, w oparciu o przygotowany schemat De Romano Pontifice. Dyskusja szczegółowa ciągnęła się niezwykle długo i dopiero 13 VI 1870 r. nastąpiło z niecierpliwością oczekiwane głosowanie. Na obecnych 601 Ojców Soborowych aż 451 dało placet, przy sprzeciwie 88 i 62 głosach placet iuxta modum („zgoda pod warunkiem”). Pius IX tryumfował, ale miał pełną świadomość, że tryumf nie jest jego zasługą, ale działaniem Ducha Świętego. Miesiąc Papież ważył decyzję o promulgacji dokumentu, który należało jeszcze tylko przyjąć przez głosowanie Ojców Soborowych, których grono opuścili przeciwnicy dogmatu o nieomylności papieskiej. Na wieść o zbliżającej się wojnie między „spadającym orłem” Napoleonem III a Prusami, promulgacja odbyła się 18 VII 1870 r. W imiennym głosowaniu na 546 ojców padły tylko 2 głosy przeciwne. Dogmatyczna konstytucja De Ecclesia Christi była ostatnim wielkim wydarzeniem XX soboru powszechnego, którego nie dokończono wobec wybuchu wojny francusko-pruskiej.

Jeszcze nie przebrzmiały dźwięki Te Deum, wieńczącego IV sesję Soboru, gdy w Europie wybuchła wojna, a wraz z nią zamęt dający możliwość Wiktorowi Emanuelowi sięgnięcia po władzę nad Rzymem. Pius IX kanałami dyplomatycznymi ratował zagrożony pokój, apelując do serca króla Prus. Serce Wilhelma I nie było zrobione w sławnych fabrykach Kruppa, ale nieugięta wola „żelaznego kanclerza” Bismarcka parła do wojny. Po pierwszych niepowodzeniach armii Napoleon III, jak to się powszechnie przyjmuje, chcąc wzmocnić (?!) swoje wojska wycofał garnizon z Rzymu, dając wolną rękę piemontczykom. Wiktor Emanuel wystosował obłudny list do papieża, pełny szumnych frazesów o walce z rewolucją, obronie porządku chrześcijańskiego, opiece nad prawami ludności rzymskiej etc. Zabiegi dyplomatyczne Piemontu kard. Antonelli skwitował: „Słowo ma teraz siłę, nie logika”, Pius IX głęboko zasmucony stwierdził: „Oto, do jakiego stopnia rewolucja zdołała poniżyć króla ze szlachetnego domu sabaudzkiego!”. Dyplomata piemoncki, broniący haniebnej polityki swojego państwa, oczekując papieskiej odpowiedzi, usłyszał: „Panie, mijasz się z prawdą i spotwarzasz Włochy! Na te dwadzieścia cztery miliony, dwadzieścia trzy mnie są oddane, mnie kochają, mnie szanują i żądają jednej tylko rzeczy, aby rewolucja pozostawiła nas w spokoju. Ale jest milion nieszczęsnych, których zatruliście fałszywymi waszymi doktrynami i haniebnymi pożądliwościami. To są przyjaciele was i poplecznicy waszych ambitnych planów Król Włoch nie czekał w istocie na odpowiedź – nim dotarła, armia Wiktora Emanuela trzema kolumnami wkroczyła na teren Państwa Kościelnego (11 IX 1870 r.). Nastąpił finał dramatu.

Drugie sacco di Roma[8]

Kiedy papież stanął przed swoją małą armią mającą już za chwilę przelewać za niego krew, z jego ust dobyło się ciche westchnienie: „Mój Boże! Jak ich mało, zaledwie ich widać”. Naprzeciw stała zaprawiona w walkach, sześciokrotnie silniejsza armia sabaudzka. Mimo tego wojska papieskie podjęły walkę. Sabaudczycy rozpoczęli szturm w najsłabszym miejscu umocnień rzymskich, przy Porta Pia, gdzie tysiącletni mur był słaby i łatwy do sforsowania. Rozpoczęli huraganowy ostrzał artyleryjski. Wojsko gen. Kanzlera i płk. Charette’a bohatersko broniło murów, odrzucając piechotę nieprzyjaciela i przechodząc do kontrataku. Po kilku godzinach zażartej walki na rozkaz Piusa IX rozesłano rozkazy o zaprzestaniu działań militarnych. Żołnierze właśnie gotowali się do walki na bagnety. Wielu z nich nie rozumiało, dlaczego otrzymali rozkaz wywieszenia białej flagi, skoro w tym momencie tryumfowali. Miejsca walk spłynęły nie tylko krwią tego dnia, ale zroszone zostały gorzkimi męskimi łzami. Sabaudczycy, co mieli we zwyczaju, wkraczając do miasta wzięli odwet na broniących się, mordując poddających się żołnierzy papieskich. Nieliczna gwardia pozostała zamknięta wraz z papieżem w Watykanie. Rozpoczęła się grabież miasta.

Papież trwał w oporze; tymczasem w Rzymie zorganizowano plebiscyt, w którym wcześniejsi poddani papiescy mieli zadecydować o przynależności państwowej Rzymu. Jak twierdzi wielu historyków, plebiscyt – tak jak poprzednie – sfałszowano. Król Włoch złożył oświadczenie mające niewiele wspólnego z prawdą: „Ogłaszając jedności włoską Jako król i jako katolik trwam w postanowieniu zabezpieczenia wolności Kościoła i niezależności papieża”. Kilka dni później minister króla, wicehrabia Venosta powtórzył słowa Wiktora Emanuela, dodając że „doczesna władza papieża, jako zabytek wieków średnich, wobec ducha czasu i nowszej idei państwowej nie może się ostać”. Reakcja Ojca Świętego była zdecydowana: 1 XI 1870 r. papież w encyklice Respicientes ogłosił, że zaborcy i ich pomocnicy zostali obłożeni klątwą kościelną i innymi karami duchowymi jeszcze w 1860 r., a zatem wszelka współpraca wiernych katolików z okupantami nie wchodzi w rachubę. Reakcja rzymian była żywą manifestacją religijną. Syn króla, następca tronu Umberto (I nazywany był przez papalino [‘papieskich] mangiapreti [‘księżożerca’], arystokracja rzymska unikała wizyt w Kwirynale, a pięć dam, które ważyły się uczestniczyć w balu organizowanym przez bojkotowaną ks. Małgorzatę, zostało nazwanych „pięcioma ranami Rzymu”. Siła jednak stała po stronie piemontczyków, pogardliwie nazwanych buzzurami [‘przyjezdnymi’], którzy rozpoczęli „układanie nowych stosunków” w mieście, nazwanych później sacco urbanistico [‘grabieżą miasta’]. Zażądano od papieża kluczy do pałacu kwirynalskiego, który miał być od tej chwili rezydencją królewską. Pius IX odrzekł swoim gwardzistom z temperamentem: „Odkąd że to złodzieje potrzebują kluczy, by otwierać bramy? Niech je rozwalą, jeżeli chcą. Żołnierze Buonapartego, przychodząc po Piusa VII, weszli oknem do Kwirynału i nie byli na tyle bezczelnymi, aby żądać pierwej kluczy”. Jezuitom odebrano Collegium Romanum, w którym urządzono rządową szkołę, kilkadziesiąt klasztorów zamieniono na „budynki użyteczności publicznej”, skonfiskowano majątek Kongregacji Rozkrzewiania Wiary, która była własnością nie tylko hierarchii, ale w szczególności katolików z całej Europy. Jakiegoż to rozwoju w duchu postępu doświadczył Rzym po przyłączeniu do powstającego państwa włoskiego? Jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać w Wiecznym Mieście loże masońskie, które, jak głosiły, „weszły do Rzymu, by walczyć z papieżem oko w oko, by pod kopułą św. Piotra zgromadzić szermierzy rozumu, by w samym sercu Rzymu, stolicy świata, nadać masonerii rozmiary olbrzymie. Uderzy ona tam bez miłosierdzia na wszystkie reltgie, mające, jako punkt wspólny, wiarę w Boga i w nieśmiertelność duszy” (Rivista massonica). Przekonał się o tym pół wieku później młody Maksymilian Maria Kolbe. Powstawały kluby emancypantek, stowarzyszenia demokratów i związki ateistów, nawet stowarzyszenie „uczniów szatańskich”, prócz socjaldemokratów zaczęły funkcjonować domy publiczne, jakich do tej pory jawnie w Rzymie być nie mogło. Zniszczono wiele zabytków, miejsca wykopalisk archeologicznych prowadzonych z polecenia papieża zabudowano czynszowymi kamienicami, które swoim ohydnym wyglądem straszą turystów w niektórych miejscach Rzymu po dziś dzień. Postęp! Czyli pierwsze odnotowane masowe zakażenia syfilisem w rzymskich hospicjach; prawdziwa nędza, z którą nie potrafiły poradzić sobie państwowe instytucje, zmuszająca rzesze biedoty do emigracji; coraz liczniejsze samobójstwa; gwałty, które za czasów papieskich były problemem społecznym tak egzotycznym, że aż nierealnym; wprowadzone przez państwo prawo rozwodowe…

Papież do ostatka walczył o restytucję zagrabionego Państwa Kościelnego. Non possumus rozlegało się przy każdej próbie mediacji, Pius IX „wychodził drugimi drzwiami” w obliczu kolejnych propozycji rozpoczęcia rozmów z rewolucjonistami. W maju 1871 r. król podpisał przyjętą przez parlament ustawę o rękojmiach, mającą zapewnić papieżowi autonomię w ramach państwa włoskiego. Ustawa tchnęła duchem liberalizmu, rozdzielając Kościół od państwa, wprowadzając swobodę religijną i równouprawnienie religijne, dając w zamian Piusowi IX Watykan i Castel Gandolfo. Propozycja została uroczyście odrzucona w encyklice Ubi nos z 15 V 1871 r. Ojciec Święty ogłosił się „więźniem Watykanu”, wzywając katolików do łączności z „Piotrem w okowach”. Katolicy na całym świecie pośpieszyli z pomocą – tak materialną w formie świętopietrza, które umożliwiło odrzucenie propozycji finansowania przez rząd włoski dworu papieskiego, jak i pomocą duchową w formie modlitw, czuwań i przyjmowania Komunii św. Konflikt dwóch władz został zażegnany dopiero kilkadziesiąt lat później, kiedy rząd Mussoliniego zawarł konkordat, zwany „paktami laterańskimi” z papiestwem.

2 VII 1871 r. obchodzono tryumfalnie święto przeniesienia stolicy do Rzymu. Wieczne Miasto, miasto Katona, Cycerona, stolica Imperium Rzymskiego, światowa stolica Kościoła zostało zdegradowane do roli stolicy Królestwa Włoskiego. „Król koczowników”, jak pogardliwie określano Wiktora Emanuela II, zapewniał z balkonu pałacu kwirynalskiego: „Tu jesteśmy i tu zostaniemy”. Chociaż nienawidził Rzymu do ostatniego tchnienia, dotrzymał obietnicy, zmarł w stolicy chrześcijaństwa 9 I 1878 r. Miłosierdzie Piusa IX było niezwykłe, bowiem na najmniejszy gest skruchy Wiktora Emanuela, spodziewającego się rychłego końca, papież zdjął z niego kary kościelne i pozwolił mu przyjąć sakramenty Kościoła, o które prosił. Takiego szczęścia nie miał jego syn Umberto II „Księżożerca”… Papież nigdy nie ustawał w modlitwie za wrogów Kościoła.

Golgota „więźnia watykańskiego”

Od roku 1871 władze państwa włoskiego stopniowo zaostrzały kurs antykatolicki. Zlikwidowano naukę religii w szkołach (1874), w Rzymie mogła się ona odbywać tylko na specjalne życzenie rodziców. W roku następnym wprowadzono ustawę antyklerykalną i zmuszono duchownych do służby wojskowej. Reakcja Stolicy Apostolskiej była jak zwykle zdecydowana, dekret Non expedit zabraniał katolikom udziału w życiu politycznym państwa nie respektującego w najmniejszym stopniu zasad katolickich. Wśród katolików królowało hasło: „Ne elettori, ne eletti”, czyli „Ani elekci, ani wyborcy”. Katoliccy deputowani uroczyście złożyli swoje mandaty, udowadniając, że mają za nic godności i pieniądze. Odwaga, która nigdy nie została dana chrześcijańskim demokratom.

Stronnictwo rewolucyjne chciało stworzyć państwo równości, a stworzyło masońską oligarchię; chciało zbudować państwo dobrobytu, a powstało państwo nędzy; chciało państwa sprawiedliwości, a powołano do życia państwo gardzące swoimi obywatelami. Właścicielami państwa stała się, jak napisał komunista Antonio Graniaści, „banda awanturników bez sumienia i wstydu, która najpierw stworzyła Włochy, a potem je pożarła”. Jeden z rewolucjonistów, Ferdinando Martini, pisał w liście do swego towarzysza Carduccia: „Czy my wszyscy, drogi Ciosue, wyrządziwszy tyle zła, jesteśmy jeszcze w stanie zdobyć się na lekarstwo? Komu my głosimy orędzie? To my, wolteriańska burżuazja, doprowadziliśmy ludzi do niewiary. Czy teraz, rzeszom, które żądają kury w rosole, ponieważ nie wierzą już w życie pozagrobowe, zaczniemy znów mówić o Bogu, którego wczoraj negowaliśmy? Nie uwierzą nam. Mówię o ludności miast i miasteczek, która nie wie, co począć z Bogiem bez kościołów, bez obrzędów, bez księży Na wszystko zło, jakie my – nie ty czy ja, lecz my jako klasa – uczyniliśmy z bezmyślnej pychy, grobowce i nagrobki są zbyt nikłą rekompensatę. W gadaninie pedagogów szkoła miała zastąpić Kościół. Piękne zastępstwo! Polecam ci je!”. Żartowano, że państwo włoskie przypomina Mszę requiem, bo tak jak ona„sine Gloria, sine Credo, longum Offertorium, nulla benedictio”[9].

Wojna francusko-pruska zdestabilizowała sytuację na kontynencie, stając się zapowiedzią roku 1914. Francja po horrorze komuny paryskiej, pomimo miażdżącej przewagi ugrupowań monarchistycznych, została ogłoszona republiką. III Republika, trafnie nazywana „Rzeczpospolitą Koleżków”, rozpoczęła od 1875 r. osuwanie się po równi pochyłej ku coraz silniejszym i radykalniejszym rządom koalicji masońsko-lewicowej. W styczniu 1871 r. powołano do życia Cesarstwo Niemieckie, państwo o potężnym potencjale ludnościowym i ekonomicznym, jednak w dalszym ciągu zmuszone do przezwyciężania tendencji separatystycznych swoich prowincji. Rząd brytyjski z niepokojem obserwował skuteczną politykę Berlina, jątrząc i wzmacniając konflikty europejskie. Austro-Węgry i Rosja walczyły z rosnącymi problemami wewnętrznymi. Europa przypominała beczkę prochu, z lontem przycinanym przez rządzące ekipy liberałów i radykałów. Zdawało się, że wszyscy zapomnieli o starcu zamkniętym w Watykanie. Ale starzec przypominał się tym, którzy „zapomnieli”, często w ostrych słowach.

Sprawą przykuwającą uwagę Piusa IX u schyłku pontyfikatu były rosnące tendencje sekularyzacyjne państw, wynikające z rozprzestrzeniania się tendencji liberalnych. Najostrzej wystąpiły one w II poł. XIX w. we Francji i w Niemczech.

Po względnym okresie współpracy Kościoła i Francji reprezentowanej przez Zgromadzenie Narodowe pod przewodnictwem Adolfa Thiersa, nastąpił okres prześladowań Kościoła. Za pontyfikatu Leona XIII i św. Piusa X uzyskają one sankcję prawa państwowego; w tamtym czasie były dokonywane przez doskonale zorganizowane w tym dziele loże wolnomularskie. Główne uderzenie skierowano w katolicką oświatę, katolickie kręgi wojskowe i działalność dobroczynną wśród robotników. Pomimo tego życie religijne we Francji rozkwitało, np. w postaci pielgrzymek do Lourdes, Chartres i Paray le Monial albo kultu Najświętszego Serca Pana Jezusa. Pius IX roztaczał swoją opiekę nad Francją, witając z radością inicjatywę budowy pomnika ofiar komuny paryskiej, bazyliki Sacre-Coeur.

Śledź „a la Bismarck”

Znacznie bardziej skomplikowana była sytuacja w Cesarstwie Niemieckim, w którym pierwszorzędną rolę odgrywała polityka pruska wyznaczana przez „żelaznego kanclerza” Otto von Bismarcka. Po politycznym utworzeniu państwa niemieckiego głównym problemem, zdaniem Bismarcka, stała się jego integracja. Obawiając się „władzy za górami” (ultra montain), wpływu nieomylnego papiestwa na Niemców i kokietując stronnictwo liberalne, bez którego nie mógł rządzić, kanclerz uznał katolicyzm za „wroga zjednoczonych Niemiec. Podstawą ideową działań przeciwko Kościołowi były koncepcje wrocławskiego socjalisty Ferdinanda La Salle, który nazwał walką o kulturę [Kulturkampf] walkę pomiędzy Kościołem a nowoczesną cywilizacją. Opublikowany w „Nationalzeitung” program antykościelny (19 VI 1870 r.) przewidywał m.in. likwidację wydziału katolickiego w ministerstwie wyznań, likwidację katolickiej oświaty, rozwiązanie niektórych zgromadzeń zakonnych, kary dla opornych księży. W latach 1870-1878 wprowadzono w Prusach i całym cesarstwie, prócz wymienionych już restrykcji, zakaz uczestniczenia w działaniach katolickich organizacji młodzieżowych dla studentów i gimnazjalistów, unieważniono kościelne dokumenty dotyczące chrztu, małżeństw i pogrzebów, wprowadzono prawo rozwodowe, przyjęto prawo do obsadzania stanowisk kościelnych i prawo o kształceniu duchownych, wygnano z cesarstwa duchownych obcokrajowców, wyrzucono z armii kapelanów i prześladowano katolicki korpus oficerski, zezwolono na konfiskaty beneficjów kościelnych, umożliwiono sądową zmianę wyznania z katolicyzmu na protestantyzm. Rząd posunął się do tak barbarzyńskich metod, jak podważanie testamentu na korzyść osoby wyznania protestanckiego lub deklarującej zmianę wyznania. Wiele z aktów prawnych wprowadzających te prześladowania było w jaskrawej sprzeczności z konserwatywną konstytucją pruską i prawodawstwem ogólnoniemieckim, na co wskazywał stuprocentowy Prusak, były przyjaciel księcia Bismarcka, przywódca protestanckich konserwatystów z „Kreuzzeitung” związany z „Centrum”, Ludwig von Gerlach. Pruska praworządność, o której z takim namaszczeniem pisał Roman Dmowski, polegała na dostosowywaniu prawa do aktualnych wymogów polityki państwa. Bismarck do spółki z liberałem Beningsenem przeforsowali po­prawki do konstytucji i zmiany w prawie krajowym. Pius IX w licznych wypowiedziach mówił o prześladowaniach Kościoła w Niemczech. Pisał w 1873 r. do Wilhelma I: „Wszystkie rozporządzenia, jakie ukazały się za czasów rządów Waszego Majestatu, zmierzają z każdym dniem coraz to bardziej do całkowitego zniszczenia katolicyzmu (…). Mówią zaś, że Wasz Majestat nie łagodzi stanowiska rządu i nie osłania religii katolickiej przed tak surowymi przedsięwzięciami” Wilhelm I odpisał pod dyktando Bismarcka, oskarżając katolików niemieckich o łamanie „wielowiekowego pokoju religijnego” w Niemczech przez partię Katolickie Centrum.

Do deputacji katolików niemieckich (23 I 1876 r.) papież przemówił: „Dzisiejszą walkę rozpoczęli ludzie, z których jeden jest uosobioną pychą, drugi uosobioną chciwością; one to pędzą ich do zajmowania się rzeczami, które do nich nie należą wcale, ale jest jeszcze i trzeci, który ukląkł przed bożyszczem nieczystej wolności. (…) Bądźcie stali i mężni, i powiedzcie braciom waszym, aby to samo czynili. Nowe trudności was cze­kają, nowe prawa prześladowcze wam grożą, lecz nie lękajcie się! Pamiętajcie, że Kościół jest wodą, którą, im więcej ciśniesz, tym wyżej się podnosi – plus pressa, plus surgit. Obejmijcie krzyż wasz z odwagą, pogardźcie pogróżkami waszych nieprzyjaciół i nie lękajcie się bronić praw Kościoła, a wtedy ujrzycie niebawem, że po dzielnej walce Bóg wam da zwycięstwo i ustanie chłosta, bo Bóg nie tylko jest sprawiedliwym, ale także Ojcem miłosierdzia”. Kolejną deputację niemieckich katolików, wśród których byli Wielkopolanie, pod tron papieski przyprowadził kard. Ledóchowski. Bismarck był doskonałym mówcą politycznym, potrafiącym delikatnie grać na ludzkich emocjach lub rozpętać burzę namiętności, ale w konfrontacji z mowami Piusa IX wydaje się tylko początkującym oratorem. W czasie audiencji papież przemówił do biskupów niemieckich, porównując Bismarcka do Attyli: „Ten nowy Attyla myślał, że niszczy że burzy, a tymczasem odbudował. Ten nowy Attyla, który pracował nad wykorzenieniem i poniżeniem imienia Chrystusa Pana, odrodził was i umocnił w wierze. Wasi pasterze niezłomni przemówili, jak św. Bonifacy na zjeździe biskupów: „«Nie jesteśmy psy milczące, walczymy w imię Pana naszego i umrzemy, jeżeli potrzeba światu świadectwa wiary ojców naszych. My bronimy praw Bożych Stolicy św., my gotowi jesteśmy na prześladowanie, na kary i wyroki, ale stałymi pozostaniemy w wypełnianiu naszych obowiązków». I widzieliśmy własnymi oczyma biskupów złożonych z urzędu, uwięzionych, wygnańców, świeckich noszących kajdany, ludzi przywiązanych do wiary wydanych na prześladowanie i pośmiewisko potężnych tego świata. Ale Kościół, zbudowany na skale, nie boi się wstrząsów, nie lęka się upadku. Skała czasami się zanieczyści i zaplami, ale burze i huragany, uderzające o nią bałwanami morskimi, wybielają ją i nowego dodają jej blasku. Skała jednak stoi nieporuszona, i niezachwiany, nieporuszony stoi na niej Kościół”. Tak było w istocie, prześladowania, które Pius IX porównywał często do czasów Juliana Apostaty, oczyściły Kościół niemiecki z wszelkich plew i błota, ukazując w całej pełni niezwykłe bogactwo duchowe i heroizm wiernych. Raz po raz maszerowali katolicy z Niemiec pokłonić się papieżowi, maszerowali Wirtemberczycy i Badeńczycy, maszerowali Kaszubi, Prusacy i Wielkopolanie, maszerowali najbardziej dotknięci prześladowaniami Bawarzy i Ślązacy. A kiedy władze zakazywały pielgrzymek do „więźnia watykańskiego”, słali papieżowi listy, lub tak jak jeszcze w 1869 r. katolicy śląscy – wiersze. „My zaś dziatki Szlązkiej ziemi” „Którym nie pozwolił Bóg” „Rzucić się dziś wraz z drugimi”, „Ojcze święty, do twych nóg”. „Duchem jesteśmy u Ciebie”, „A po części tyż i w niebie”.

Bismarck przegrał konfrontację z Kościołem. Niemcy stworzył, ale otworzył je szeroko na skuteczną propagandę socjalistyczną i masońską. W ostatnich latach pontyfikatu Piusa IX w Niemczech zauważalny był zanik moralności chrześcijańskiej i zdziczenie obyczajów, za które odpowie­dzialność spadła na agnostyckiego protestanta z Pomorza. Rząd rozpoczął wycofywanie się z ustawodawstwa antykatolickiego, co nałożyło się na śmierć świętobliwego papieża Piusa IX. Propaganda protestancka i liberalna głosiła, że przyczyna leżała w „bardziej ludzkim” Leonie XIII, ukrywając, że pierwsze kroki pojednawcze Bismarck czynił jeszcze za życia Piusa IX. Niestety, Kulturkampf, czyli „polityczny śledź a la Bismarck” stał się towarem eksportowym Niemiec; przeszczepiony na grunt francuski, hiszpański, włoski i szwajcarski przez liberałów przyczynił się do nadania państwom europejskim dzisiejszego ateistycznego, antychrześcijańskiego oblicza w stopniu nie mniejszym niż w wieku XX komunizm.

Si! Proficiscere!

Pod koniec 1877 r. stan zdrowia sędziwego papieża (miał wtedy 85 lat) uległ pogorszeniu. Długo nie leczony bronchit spowodował poważną chorobę płuc, do tego doszła dawno trapiąca papieża choroba nóg, niemniej poczucie humoru nie opuszczało Ojca Świętego. Niejednokrotnie żartował ze swego stanu zdrowia. W lutym 1878 r. w 75 rocznicę przyjęcia pierwszej Komunii św. odprawił Mszę św. i przyjął delegację proboszczów, którzy ofiarowali Ojcu Świętemu świece pierwszokomunijne. Okazało się, że było to ostatnie spotkanie papieża z odwiedzającymi go wiernymi.

6 lutego nastąpiło pogorszenie zdrowia Piusa IX, który do swego lekarza wyrzekł: „Tym razem już po wszystkim”, a do pocieszającego go kard. de Falloux: „Tym razem trzeba się wybierać”. Życie człowieka na ziemi to pielgrzymka do niebiańskiej ojczyzny. Wyruszając w jakąkolwiek drogę zaopatrujemy się w potrzebne rzeczy, zabieramy plecak, ubrania, żywność, liczymy na dobre słowo i błogosławieństwo najbliższych. Papież wybierając się w tę podróż, która czeka każdego człowieka, zaopatrzył się w sakramenty: msgr Marinelli wysłuchał spowiedzi, po której papież przyjął Komunię i Ostatnie Namaszczenie. Leżąc na łóżku przez kilka minut modlił się. Choroba robiła, gwałtowne postępy”. Tymczasem całe Włochy klęczały w kościołach przed Najświętszym Sakramentem, modląc się w intencji papieża. Siły słabły, ale Pius IX załatwiał ostatnie sprawy swego urzędu, żegnał się z najwierniejszymi dworzanami i sługami. Uścisnął twardą, żołnierską dłoń wiernego gen. Kanzlera, żegnając go słowami: „Addio, addio, addio”. W południe nastąpiła agonia. W czasie odmawiania litanii do Wszystkich Świętych papież wyrzekł swoje ostatnie słowa: „Za waszą świętą pomocą… pójdziemy do domu Pańskiego”. Kard. Bilio stanąwszy nad Ojcem Świętym wymówił słowo proficiscere, ‘wychodź duszo’. Papież odpowiedział: „Si! Proficiscerer”. Przez długie godziny konania „watykański więzień” nie pozostawał bez opieki. U papieskiego łoża klęczeli hierarchowie Kościoła, gwardziści i szlachta rzymska. O godzinie 17-tej rozpoczęto odmawianie tajemnic bolesnych Różańca. Kiedy kard. Bilio rozpoczął czwartą dziesiątkę rozważając tajemnicę dźwigania krzyża, papież sko­nał. Umarł ze łzą w oku, a dzwony w całym Rzymie odezwały się na Ave Maria. Bł. J. Pelczar wskazuje na związek życia świątobliwego papieża Piusa IX, czciciela Niepokalanej, z jego śmiercią. Chwila śmierci papieża nie była wyznaczana przez ziemski czas, ale przez różańcowy zegar Matki Boskiej. Pogrzeb Ojca Świętego odbył się 13 lutego, wg wszelkich przepisów prawa kościelnego. Cały katolicki świat pogrążył się w żałobie. Ostatecznie, na mocy papieskiego testamentu, doczesne szczątki spoczęły w kościele św. Wawrzyńca Za Murami.

Korona cierniowa Risorgimenta

259 pontyfikat w historii Kościoła był czasem papieża „wojownika”, jak powszechnie określano Piusa IX po jego śmierci. Znienawidzony przez liberałów wszelkiej maści, nawet po śmierci nie zaznał od nich spokoju. Okazało się, że mający kłopoty z chodzeniem starzec „zza Alp” był tamą nie do przejścia dla kohort szatańskiej rewolucji. Na nic zdały się próby zohydzenia pontyfikatu, kłamstwa i intrygi; wierni katolicy otaczali miłością papieża, który zmarł w opinii świętości. Wobec tego zmieniono taktykę: zamiast wściekłych ataków postanowiono przemilczeć ten najdłuższy z pontyfikatów (32 lata), lub też subtelnie krytykować popełnione błędy. Już po śmierci Piusa IX moderniści, z jednej strony dołączając do chóru pochwał, życzyli sobie nowego papieża „mniej wojowniczego”.

Tymczasem następca św. Piotra Leon XIII wyraził się o swoim poprzedniku w słowach pełnych uwielbienia: „Znakomity ten Rządca owczarni chrześcijańskiej z niepokonanym męstwem walczył w obronie prawdy i sprawiedliwości, i tak przedziwnie, z największą troskliwością rządził światem chrześcijańskim, że nie tylko blaskiem cnót swoich Stolicę Apostolską wielce wsławił, ale przy tym w całym Kościele taką miłość i cześć dla siebie zjednał, że tak jak długością swojego pontyfikatu przewyższył wszystkich papieży rzymskich, tak też między wszystkimi może szczególniejsze odznaki powszechnej wierności i czci odbiera?”. Dokonana beatyfikacja Piusa IX jest hołdem oddanym jego niezłomności i cnotom osobistym – ale powinna być także uznaniem słuszności jego działań. Nie jest to łatwe zadanie, zważywszy na podnoszące się tu i ówdzie głosy sprzeciwu ze strony „przypadkowej” koalicji lewicy politycznej, środowisk żydowskich, modernistów i masonów. Przyglądajmy się uważnie, czy tak czasem „watykański upiór”, „zaciekły antysemita”, „słaby papież, który ulegał wpływom swojego konserwatywnego otoczenia”, „masonożerca”, nie ulegnie „cudownemu przepoczwarzeniu” na łamach liberalnej prasy w „papieża czułego na punkcie sprawiedliwości społecznej”, „prekursora dialogu z judaizmem”, „zadeklarowanego filosemitę”, „papieża, który dał podwaliny pod przepełnione cudownością dzieło Soboru Watykańskiego II”, czy wreszcie w „brata z loży filadelfijskiej”[10]. Tak czy inaczej, ta beatyfikacja jest dla moder­nistów czasów tolerancji ciężkim orzechem do zgryzienia[11].

Jest również czasem próby dla rządzącego Włochami establishmentu politycznego, zważywszy na negatywną opinię Piusa IX o możliwościach państwa włoskiego. V. Messori pisze: „Z samego tylko okresu Risorgimenta i post-Risorgimenta Kościół włoski ma (…) około 31 świętych, 61 błogosławionych, 350 sług Bożych i czcigodnych – 442 imiona, które są przysłowiowym wierzchołkiem góry lodowej w owej niewiarygodnej mobilizacji całego Kościoła”. Módlmy się, by ta rzesza uzyskała za swego przewodnika papieża Piusa IX, błogosławionego Piusa IX, świętego Piusa IX…

Przypisy:

1. Ten fragment życiorysu Piusa IX jest pełen niejasności. Szereg autorytetów podkreśla, że dziecko było chorowite od momentu urodzenia, co wykluczałoby planowaną dla Jana Marii karierę wojskową. P. B. Casoli pisze, że choroba nie była symulowana. Przez kilka lat jako ksiądz, Jan Maria Ferretti miał odprawiać Mszę św. jedynie w asystencji innego kapłana, ze względu na stan swojego zdrowia. Został zwolniony specjalną dyspensą przez papieża Piusa VII od tego „upokarzającego” postanowienia.

2. Z drugiej strony wyjaśniałoby to powtarzaną do dziś bajkę o Piusie IX-liberale, do której przyczynić sic; miało kilka prywatnych wypowiedzi Grzegorza XVI.

3. Protestancki historyk L. von Ranke pisał o Rossim: „był jednym z tych mężów stanu owej epoki – uczciwym w poglądach, w pełni jak na owe czasy wykształconym, energicznym i nieustraszonym”.

4. Juvenalis, Satyry, XIV, 47: „Dziecku należy się najwyższe poszanowanie”.

5. Czytelnikom zainteresowanym pełniejszymi informacjami na ten temat polecam następujące publikacje wydane w Polsce: Wyd. Wers – W. Sawicki, Organizacje tajne w walce z Kościołem. Poznań 2000; wyd. Fulmen – G. F. Dillon, Antychryst w walce z Kościołem, Warszawa 1996; P. Virion, Misterium nieprawości. Warszawa 1996; ks. H. Czepułkowski, Antykościół w natarciu, Warszawa 1994; Wyd. Antyk – Bl. bp J. Pelczar, Masoneria. Komorów; G. R. Liksa, Historia masonerii i innych towarzystw tajnych. Komorów.

6. Tajemnica została spisana i przekazana Piusowi IX w 1851 r. na polecenie bpa Brouillard. Pierwsze ogłoszenie drukiem orędzia nastąpiło w Neapolu w 1873 r.

7. Dla protestanckiego historyka Leopolda von Ranke: „Prowincje odpadłe wypowiedziały się – skoro powstała dla nich taka możliwość – w plebiscycie, w którym wzięła udział cała niemal ludność, za zjednoczeniem z Piemontem”. Czy to liberalny pluralizm sądów, wynikający z odmiennego punktu widzenia? Czy może zwykłe kłamstwo protestanckiego historyka?…

8. Mianem sacco di Roma określa się złupienie i zniszczenie Rzymu przez wojska cesarza Karola V w 1527 r.

9. Dosłownie „bez chwały, bez wiary, długo tworzone, pozbawione błogosławieństwa”. Gloria, Credo, Offertorium, Benedictio – części Mszy Św.

10. F. Kucharczak na łamach „Gościa Niedzielnego” (nr 36, 3 IX 2000, ss. 12-13) powiela demoliberalne absurdy w artykule pt. Przegrany zwycięzca. Z tekstu wynika, że Pius IX był co prawda miłym człowiekiem, ale ciemnym, ulegającym ultrakonserwatywnemu kard. Antonelliemu, nie rozumiejącym istoty dialogu ze społeczeństwem, które „zanurzone w nurcie historii, (…) zaczynało płynąć w innym kierunku”. Pius IX „nie rozumiał istoty zachodzących przemian demokratycznych”. Tuż obok artykułu o Piusie IX znajduje się tekst o Janie XXIII pt. Jan Odważny – o papieżu, który rozumiał, co to dialog, nurt historii i przemiany demokratyczne. Pan Kucharczak interpretuje fakty równie swobodnie co Rankę, myli przyczyny ze skutkami, np. gdy zarzuca konserwatyzmowi papieża spowodowanie niepokojów społecznych, które z kolei wymagały coraz większego zaangażowania policji. Więc to konserwatyzm Piusa IX wywołał rewolucję w Italii? Na pewno nie. Rewolucja wybuchła, bo takie były tendencje, taki był „Zeitgeist”, była przecież nieuchronna, co powtarza p. Kucharczak za Heglem i Marksem. Autor może być pewny, że tylko jedna rzecz jest nieuchronna – to, że kiedyś przyjdzie mu stanąć przed Majestatem Boskim.

11. O tym, jakich trzeba wygibasów intelektualnych, aby wpasować Piusa IX w rzeczywistość Kościoła posoborowego, pokazuje dyskusja na łamach dziennika „Życie” (2-3 IX 2000, ss. 12-13). Redaktor Naczelny KAI M. Przeciszewski postuluje nie wprost pobłażliwe potraktowanie Piusa IX, który „nie miał wystarczającej formacji intelektualnej, aby zrozumieć nieuchronne mechanizmy procesu historycznego”. O. W. Oszajca SI przedstawia swoje, jak zwykle oryginalne, koncepcje odnośnie żywej tradycji Kościoła, widząc w Piusie IX zasiew tego, co zbiera teraz Jan Paweł II. Natomiast Marek Jurek unika twardego zestawienia obu beatyfikowanych papieży, uciekając w dywagacje na temat postępowości i ultrakonserwatyzmu.

Prace wykorzystane w artykule:

1. Breviarum Fidei,: Wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła. Opr. S. Głowa SI, I. Bieda SI. Poznań 1988.

2. Ks. M. Poradowski, Trzydziestolecie Drugiego Soboru Watykańskiego. Wrocław-Poznań 1996.

3. L von Ranke, Dzieje papiestwa w XVI-XIX wieku. T. 2. Wyd. III. Warszawa 1993.

4. J. Krassuski, Kulturkampf. Katolicyzm i liberalizm w Niemczech XIX wieku. Poznań 1963.

5. Pius IX. Pamiątka 10. Kwietnia 1869, jako dnia jubileuszu 50-letniego kapłaństwa Ojca Świętego. Królewska Huta 1869.

6. J. M. Villefranche, Pius IX. Warszawa 1878.

7. J. Blum, Das Leben des hl. Vaters Papst Pius IX. Einsiedeln, New York, Cincinati, St. Louis 1876.

8. V. Messori, Przemyśleć historię. Katolicka interpretacja ludzkiego losu. T. 2. Kraków 1999.

9. Abp M. Lefebvre, Against the Heresies. Kansas City 1997.

10. Ks. B. Kumor. Historia Kościoła. Cz. 7.Czasy najnowsze 1815-1914. Lublin 1991.

11. P. B. Casoli, Pius IX. Wspomnienie o ukochanym ojcu. Kraków 1895.

12. Bł. ks. J. Pelczar, Pius IX i jego pontyfikat. T. I-III. Kraków 1897.

13. Europa i świat w epoce restauracji i romantyzmu i rewolucji 1815-1849. Red. W. Zajewski. T. 1. Warszawa 1991.

14. A. de Lassus, Sekret Matki Bożej z La Salette o czasach ostatecznych. Komorów b. r. w.

Memoriał Raynevala(fragmenty)

Napisany w celu odparcia kłamliwych zarzutów premiera rządu Królestwa Sardynii przez ambasadora Cesarstwa Francji w Rzymie Hr. Raynevala w 1855 r.

Pytałem przeciwników, ilu liczą księży w administracji. Odpowiadano mi, iż jest ich około trzy tysiące, i wierzyć mi nie chciano, gdy z dokumentami w ręku wykazywałem, iż nie ma ich nawet dwustu, i do tego połowa z tych rzekomych księży nie ma żadnego Święcenia, a nosi tylko tonsurę i szatę duchowną. A jednak na takich fałszach opierają się wszystkie zarzuty, przejęte przez publiczność za rzecz nie ulegającą wątpliwości.

W Legacjach, w Marchiach, w Umbrii, we wszystkich prowincjach Państwa Kościelnego, Rzym wyjąwszy, przypada po jednym tylko prałacie urzędniku, z wyjątkiem trzech prowincji, w których żaden urzędnik nie jest księdzem. Rady, trybunały i różne dykasterie administracyjne pełne są urzędników świeckich; liczba ich w administracji wynosi 2.933, w sądownictwie 620. Że znowu księża nie są tak złymi urzędnikami, przekonuje fakt, iż prowincje rządzone przez delegatów świeckich, a między nimi Ferrara i Camerino, wysyłają do Rzymu deputację za deputacją z prośbą ó delegata duchownego. Lud obwinia delegatów świeckich, że interesy publiczne poświęcają dla interesów rodzinnych.

Pius IX kazał dokonać rewizji kodeksu postępowania sądowego i handlowego; studiowałem je długo: są one wyższe ponad wszelką krytykę. Kodeks hipoteczny rozpatrywali prawnicy francuscy; przywodzą go oni teraz jako wzór do naśladowania… Organizacja municypalna jest tak szeroka, iż dziś daje się czuć potrzeba nie już rozszerzenia władzy municypalnej, lecz wzmocnienia władzy rządowej. (…)

Liczba sprawców rewolucji z 1849, którym wzbroniony jest wstęp na terytorium papieskie, nie wynosi stu. Nadzwyczajna ta łagodność nie przeszkodziła wcale parlamentowi angielskiemu oskarżać rządów papieskich o okrucieństwo. (…)

Podatki ciągle, pomimo przyjęcia długów rewolucji, są niższe niż w innych państwach europejskich. Rzymianin płaci przeciętnie 22 franki podatku; Francuz płaci 45 franków (ok. roku 1875 płacił przeszło 100 franków – przyp. red. Zawsze Wierni) Lista cywilna, pensja kardynałów, ciała dyplomatycznego, koszty utrzymania pałaców papieskich i muzeów: wszystko razem wynosi tylko 3.200.000 franków[1].(…)

Porobiono wiele nowych dróg w różnych stronach państwa; rozszerzono port Terraciny; drenowano bagna pontyjskie i ostyjskie i zbudowano znakomite w kilku miejscach wiadukty. Zaprowadzona została żegluga parowa na Tybrze; miasto oświetlono gazem, urządzono komunikację telegraficzną i prowadzone są czynne prace nad rozwojem kolei żelaznych. Nie zapomniano o rolnictwie. Ustanowiono nagrody dla popierania ogrodnictwa i hodowli bydła. Wreszcie komisja, złożona ze znakomitych właścicieli ziemskich, zajmu je się kwestią dotąd nierozwiązaną użyź­nienia i zaludnienia Kampanii rzymskiej.(…)

Gdyby lud rzymski miał więcej samodzielności, gdyby wreszcie chociaż był pracowitszy i ambicji swoich nie ograniczał do zdobycia miernego dochodu wystarczającego na pierwsze potrzeby życia, kraj podniósł by się w bardzo krótkim czasie do wysokiego stopnia pomyślności. Ale pozostawia on cudzoziemcom wszelkie przedsięwzięcia zyskowne, a rząd nie zawsze jest w stanie zastąpić inicjatywę prywatną swoją własną. (…)

Pomimo tego, położenie ludności jest stosunkowo dobre. Zadowolenie widać na wszystkich twarzach przy każdym zebraniu tłumów, gromadzących się chętnie na pierwszy sygnał zabaw publicznych. Zaiste warto wówczas zapytać, czy to ma być ten lud, którego nędze budzą politowanie całej Europy? Rozumie się, że jak wszędzie tak i tu jest nędza, ale tutaj łatwiejsza do zniesienia, bo pierwsze potrzeby życia tanio dadzą się zaspokajać miłosierdzie prywatne jest hojne, zakłady dobroczynne liczne i skuteczne. Niektóre więzienia należałoby zwiedzić, aby wizytujący mógł podziwiać – a w stwierdzeniu tym nie ma przesady – wytrwałe miłosierdzie Ojca Świętego.(…)

Na zarzut, że rząd papieski stanowi administracja, która nie może mieć na celu dobra ludu, rząd ten mógłby odpowiedzieć: „Badajcie nasze postępowanie i potępiajcie wówczas, jeżeli śmieć będziecie”. Rząd może zapytać nie tylko, jakim aktem swoim mógłby usprawiedliwić dawane mu nagany, ale ponadto, któremu ze swoich obowiązków odpowiedzieć zaniedbał. Ale czyż z tego wszystkiego wyprowadzać mamy wniosek, że rząd papieski jest ideałem bez niedostatków i słabości? Bynajmniej! Ale te niedostatki i słabości są tego rodzaju, jakie spotykamy we wszystkich rządach, a nawet, z małym wyjątkiem, we wszystkich ludziach.

Rząd papieski złożony jest z Rzymian działających po rzymsku; jest podejrzliwy, małostkowy, wahający się. Boi się odpowiedzialności; więcej bada niż działa. Lubi wymijania i półśrodki. Brak mu, podobnie jak i całemu ludowi energii, stanowczości i ducha inicjatywy. Ale choć można krytykować każdego, kto zaniedbuje swoje obowiązki, niesprawiedliwą byłoby rzeczą wyrzucać komuś, że nie jest Sykstusem V, Colbertem lub Napoleonem.

Mówią o nadużyciach rządu papieskiego, ale jakież to są te nadużycia? Żalą się, że w komorach celnych urzędnicy domagają się łapówek od podróżnych. Bez wątpienia jest to zwyczaj bardzo naganny, ale czy sekularyzacja rządu uleczyłaby kraj z tej wady głęboko zakorzenionej w je­go istocie? Zresztą, jeżeli tu kto się bogaci, to zawsze tylko człowiek świecki.

Mówią wiele o rozbójnikach. Jeździłem po kraju w różnych kierunkach i nigdzie nie spotkałem się ze złodziejami. Prawda, że od czasu do czasu słychać, iż gdzieś zatrzymany był powóz i podróżny okradziony. Jednego takiego wypadku już zanadto. Ale nie należy zapominać, że ad­ministracja używa wszystkich środków do usunięcia takich wypadków. Dzięki energicznym jej krokom, rozbójników chwytają i karzą wszędzie. Gdy we Francji złoczyńcy zatrzymają gdzieś powóz, gdy na drodze z Londynu do Windsoru okradają damę dworu królewskiego z jej klejnotów, fakt przechodzi bez rozgłosu, niepostrzeżenie; ale gdy coś podobnego przytrafi się w jakim zakątku Państwa Kościelnego, prasa, ucieszona z okazji, publikuje fakt wielkimi literami i woła o pomstę przeciwko rządowi papieskiemu…

Słowem, po ścisłym rozpatrzeniu problemu musimy wyznać, że rząd papieski odpowiada swemu zadaniu, że szedł ciągle drogą reform i że przeprowadził wiele znakomitych ulepszeń.

Przypis

1. Np. obiad papieża, tego „kosztownego” człowieka, wynosił wg spisów marszałka 5 franków dziennie. Składał się ze zwykłej zupy, pieczeni lub frytury, jarzyn i owoców. W późniejszych czasach, obawiając się o zdrowie papieża, dodawano filiżankę bulionu, dwa kartofle z solą, jakiś owoc i deser, np. włoskie dolce – bł. J. Pelczar, Pius IX i jego pontyfikat. T. III. Kraków 1897, s. 395. Obiad raczej ubogich mieszczan, niż wystawny posiłek władców – przyp. red. Zawsze Wierni.

Cyt. za: J.M. Villefrance, Pius IX. Warszawa 1878, s. 142-147. Tłum. ks. M. Nowodworski (tłumaczenie uwspółcześniono).

Pius IX i żuaw papieski

Miłościwy dla wszystkich, nagradzał wiernych przyjaciół swoją przyjaźnią a każdą wyświadczoną przysługę wdzięcznie wspominał. Do jednej deputacji katolickich stowarzyszeń w roku 1873 należał także dawniejszy żuaw papieski, który w ostatnich czasach wstąpił do seminarium. Ojciec Święty spostrzegłszy go zawołał:

Cóż to? Żuawa widzę w sutannie? Dobrze, mój synu, kocham moich żuawów, oni są wszędzie chwałą Kościoła. Chcesz niezawodnie, abym cię uwolnił od cenzur kościelnych, nieprawdaż? A wielu zabiłeś garibaldczyków?

– Nie wiem tego Ojcze Święty.

Nie wiesz mój synu. Odtąd pamiętaj, abyś ich liczył, bo zdać ci z nich przyjdzie sprawę. Chcesz być kapłanem, a więc będziesz ich atakował wszędzie z odwagą żuawa i poświęceniem apostoła, będziesz mordował ich bez pardonu, ale nawracając ich do Boga. Ilu nawrócisz tych nieprzyjaciół wiary i Kościoła, tylu liczyć będziesz zabitych garibaldczyków; a teraz potrzymaj moją laskę abym ci mógł twoją prośbę podpisać.

Młodzieniec nie mógł powstrzymać się od łez.

A to co? – zawołał Papież – żuaw płakać będzie? Chcesz więc, abym i ja z tobą zapłakał?

To mówiąc ujął go za głowę, przycisnął do piersi i pobłogosławił.

Bł. ks. J. Pelczar, Pius IX i jego pontyfikat. T. III, Kraków 1897, s. 384.

Szczególną życzliwość okazywał Pius IX protestantom i wielu z nich swą przenikającą, a słodką wymową do prawdziwej owczarni nawrócił. Pewnego razu odwiedzał szpital św. Jana Bożego na wyspie; wszyscy zakonnicy i chorzy pospieszyli ucałować mu stopy, jeden tylko męż­czyzna stał opodal, acz z wyrazem uszanowania na twarzy.

– A ty, mój synu, czegóż nie zbliżasz się do mnie?

– Ojcze Święty, ja jestem lekarzem religii protestanckiej.

– Lekarzem? No i cóż z tego? Ja lubię lekarzy, nieraz doznałem ich opieki i z wdzięcznością to pamiętam. Ale ty jesteś także protestantem. Powiedzże mi tedy, mój synu, przeciwko czemu protestujesz i dlaczego protestujesz.

To rzekłszy, dał błogosławieństwo owemu lekarzowi, który słowa Ojca Świętego tak sobie wziął do serca, że wkrótce potem wyrzekł się błędów i został posłusznym jego synem.

Kiedy indziej, podczas publicznej audiencji, dwie panienki, przecisnąwszy się przez ciżbę, padły ze łzami do stóp Piusa IX.

– Czego płaczecie, moje drogi córki? – zapytał papież.

– Ojcze Święty, jesteśmy protestantkami, a chciałybyśmy wrócić do Kościoła katolickiego;

– I któż się wam sprzeciwia, moje dzieci?

– Nasza matka.

W tej chwili przybliżyła się matka, jakby chciała obronić swe córki przed Namiestnikiem Chrystusowym. Pius IX spojrzał na nią z powagą i rzekł:

– W imię Chrystusa, którego jestem zastępcą, proszę cię, pani, o te dzieci, które więcej należą do Boga, niż do ciebie. One już poznały światło; czyż się nie lękasz, byś sama nie została, pozbawiona tego światła, jeżeli dłużej sprzeciwiać się im będziesz?

Słowa te były dla matki jakby błyskawicą, rozpraszającą ciemności, – niebawem poszła za córkami.

Bł. ks. J. Pelczar, Pius IX i jego pontyfikat. T. III, Kraków 1897.

Zawsze Wierni, nr 36, 09-10.2000, s. 16.