Prawdziwe i fałszywe pojęcia
Prezentowany tekst jest wyjątkiem ze znanej pracy ks. J. Viollet Traktat o wychowaniu (część I, rozdział I „Zasady”).
Definicja wychowania
Podaje się zazwyczaj następującą definicję wychowania: ogół pomocy udzielonej dziecku w czasie lat jego kształtowania się, w celu rozwinięcia jego fizycznych, moralnych i umysłowych zdolności.
Ta definicja jest słuszna, ale niewystarczająca. Brak w niej wyszczególnienia powodów rozwoju zdolności dziecka.
James Millet słusznie zauważył ten brak. Dlatego też uznał, że jest w stanie go uzupełnić, precyzując, że celem wychowania jest uczynienie z pojedynczej osoby narzędzia szczęścia dla niego samego i dla innych. Ale czy nie jest to przypisywanie wychowaniu władzy, jakiej ono nie posiada ? W jaki sposób wychowanie, nawet najdoskonalsze, miałoby zapewnić szczęście zainteresowanego i jego otoczenia? To zapominanie, że nikt nie jest na tym świecie panem praw rządzących wydarzeniami, ale żeby zapewnić swoje własne szczęście i szczęście innych, trzeba by było ni mniej ni więcej jak znajomości przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Należałoby również dysponować wszechmocą Bożą, aby rozkazywać życiu i kierować nim według swojego uznania.
Chociaż prawdą jest, że dobre wychowanie nie jest pozbawione wpływu na sposób, w jaki dorosła osoba będzie potrafiła znosić życiowe trudności, to jednak problem szczęścia, osobistego czy wspólnego, nie powinien być mylony z zagadnieniem wychowania.
Kiedy Platon definiuje wychowanie: „sztuka przekazania ciału i duszy całego piękna i doskonałości, do jakich są one zdolne”, zbliża się bardziej do prawdy, gdyż określa hierarchię doskonałości, o które chodzi: doskonałość ciała, którą należy uznać za niższą od doskonałości rozumu, jak i doskonałość rozumu, mniejszą od doskonałości sumienia.
Uważamy więc, że można zdefiniować wychowanie mówiąc, iż polega ono na wykształceniu wolnej i świadomej osobowości, zdolnej pociąć spadającą na nią odpowiedzialność, tak za siebie, jak i za bliźniego. Aby osiągnąć ten cel, zdolności muszą rozwijać się w kierunku praktykowania dobra i wielkich moralnych cnót: lojalności, sprawiedliwości i miłości, w zależności wobec Boga, najwyższego sędziego i modelu wszelkiej doskonałości.
Cele wychowania
Możliwe jest teraz podanie sensu słów: wychować dziecko. Same odpowiadają na pytanie. Wychować dziecko to znaczy wyznaczyć mu cele, do których ma ono dążyć, to pomagać mu w opanowaniu jego instynktów i kierowaniu nimi rozumem, w rozwijaniu całokształtu zdolności, w walce ze złymi skłonnościami i rozwijaniu dobrych, w uzyskaniu panowania nad sobą. To znaczy pokierować jego uczuciami tak, aby nauczyć go „wznosić się” samodzielnie, aby zbliżać się każdego dnia do najwyższej doskonałości, jaką jest Bóg. [Francuskie słowo „élever” oznacza wznosić, podnosić, a także wychowywać; stąd także „s’élever” – wznosić się, unosić się (przyp. tłum.).]
Słowo „edukować” uzupełnia sens słowa „wychowywać”. Posiada ono podwójny korzeń: ducere, który oznacza – prowadzić, i przedrostek „e”, który oznacza „na zewnątrz”. Edukować dziecko, to doprowadzić je do poznania siebie, do wyjścia ze swojego egoistycznego „ja”, aby przystosować jego wrodzone zdolności do wymagań życia, tak fizycznych jak i moralnych, to znaczy prowadzić je ku szczytom ucząc je usuwania przeszkód stawianych przez namiętności. To znaczy – pomagać mu opanowywać pierwotne instynkty, aby je poddać wymogom rozumu.
Uwolnić dziecko od jego determinizmów
W chwili swoich narodzin dziecko jest poddane determinizmowi: elementom dziedzicznym, z których jest złożone, i całości warunków psychologicznych, które go kształtują. Nie jest więc wolne. Jego instynkty i jego budowa, jego temperament i jego możliwości fizyczne czynią z niego niewolnika natury. Pozwoliłoby ono prowadzić się swoim niższym pragnieniom, gdyby te nie były ograniczane i kierowane przez dorosłych.
Początkowo egzystencja dziecka jest bierna, w tym sensie, że nie jest jeszcze ono panem swojej osoby. Trudność edukacji tkwi w pomocy w staniu się wolnym, to znaczy – w zdobywaniu wyższych zdolności, które każdego dnia pozwolą dziecku kierować sobą z całkowitą wolnością. Te zdolności są tożsame z rozumem i inteligencją, osobistym sumieniem i miłością dobra.
Cokolwiek sądzili o tym J.J. Rousseau i inni zwolennicy wrodzonej doskonałości dziecka, utopią przeciwną najbardziej elementarnym faktom, wypływającym z obserwacji i naukowej wiedzy związanej z dziedzicznością, jest twierdzenie, jakoby wystarczyło pozostawić dziecko jego naturalnym skłonnościom, aby spontanicznie dochodziło do moralnej doskonałości.
Rzeczywistość jest zupełnie odmienna. Skoro jest dziedzicem całej ludzkości, a w konsekwencji dobrych i złych namiętności, które stanowią jej dziedzictwo, dziecko jest mieszaniną dobrych i złych skłonności, które pokierują nim tak do dobrego, jak i do złego. Dziecko nie jest nowym stworzeniem pozbawionym przodków. Otrzymało ono w dziedzictwie możliwość wzniesienia się do najwyższych pragnień, ale także – poddania się najniższym instynktom.
Jeszcze inne stwierdzenie w oczywisty sposób pokazuje konieczność interwencji wychowawców od pierwszych przejawów aktywności dziecka. Czy się tego chce, czy nie, dziecko nie zna w chwili swoich narodzin innych wymagań, niż wymagania swojego „ja”, stąd skłonność do odnoszenia wszystkiego do siebie, to znaczy – do kierowania się ku nieświadomemu egoizmowi; ten jeszcze wzrośnie i się rozwinie, jeżeli autorytet nie wkroczy, aby zmusić go do dostosowania się do wymogów dobra wspólnego.
W istocie, wychowanie przedstawia się jako walka pomiędzy egoistycznymi i ślepymi instynktami, szukającymi na wszelkie sposoby zaspokojenia, a rozumem reprezentowanym przez wychowawców, starających się powściągać albo kierować instynktami. Dziecko nie przyjmuje z góry poddania się prawom moralnym, których wartości nie zna i które wymagają od niego licznych ofiar. Te prawa są wynikiem długiego doświadczenia ludzkości, i to wychowawcy, a w pierwszym rzędzie rodzice, otrzymują zadanie nauczenia go i sprawienia, że będą one praktykowane. To do nich więc należy obowiązek nauczenia dziecka podporządkowania im swojego zachowania. Nie będą mogli tego osiągnąć inaczej, niż tylko używając wpływu i autorytetu, które zostały im powierzone przez naturę do kierowania i prostowania ślepych instynktów, które nie znają innego prawa niż osobistego zadowolenia.
Czysta namiętność
Choć może się to wydawać paradoksalne, czysta namiętność, jeśli można się tak wyrazić, nie występuje nigdzie indziej niż u noworodka.
Namiętność jest to pragnienie dążące za wszelką cenę do zaspokojenia. Jest ono tym gwałtowniejsze, im bardziej jest ślepe, to znaczy, że żaden rozsądny powód ani żadne stwierdzenie natury moralnej, żaden osobisty osąd nie interweniują, aby zmienić jego kierunek czy zatrzymać jego wzloty. To właśnie przypadek noworodka, który od chwili, gdy odczuwa jakiekolwiek cielesne zadowolenie, chciałby wszelkimi środkami, jakimi rozporządza, ponowić tę przyjemność. Przez swoje krzyki i swoje złości przeciwstawia się on przeszkodom i stara się ze wszystkich sił je odepchnąć. Można się z przerażeniem zapytać, czym stałby się ten noworodek, gdyby, zamiast być bezradny, posiadałby siłę mięśni podobną dorosłym. Byłaby to walka bez litości z kimkolwiek, kto by się sprzeciwił jego wymaganiom.
Nie będąc jeszcze w żaden sposób oświecone, dziecko jest niezdolne do rozróżnienia przydatności czy szkodliwości pragnień, które chce zadowolić. Do wychowującego więc należy obowiązek rozróżniania tych, które należy popierać, i tych, które koniecznie trzeba zwalczać. Uczyni to narzucając swoją wolę, nie zwracając uwagi na żądania dziecka.
Na tym stwierdzeniu opiera się nie tylko słuszność, ale i absolutna konieczność sprawowania autorytetu. To właśnie posługując się środkami danymi do dyspozycji przez Opatrzność, wychowawca poskromi namiętność dziecka i zwróci ją w kierunku, jaki uzna za przydatny dla jego fizycznego i moralnego rozwoju. Zastosuje na przemian zakazy i zachęty, aby ukształtować pierwsze przyzwyczajenia, które przygotowują pojawienie się i rozwój moralnej świadomości.
Wychowanie zakłada więc stałą współpracę pomiędzy spontaniczną energią dziecka a wpływem wychowawcy. Człowiek doskonały nie kształtuje się sam, potrzebuje on pomocy tych, którzy są depozytariuszami moralnych doświadczeń ludzkości i otrzymali zadanie przekazania ich duszy dziecka. Ci, którzy otrzymali to zadanie, są wychowawcami – w pierwszym rzędzie są to rodzice, jako odpowiedzialni za życie dziecka.
Rodzice rzeźbiarzami duszy dziecka
Tym, co często wypacza wychowanie, jest brak ideału u wychowawców. Przypominają oni nierozumnego rzeźbiarza, który, pod pozorem biegłości w zawodzie, uderza dłutem na chybił trafił w bryłę marmuru, nie zadając sobie uprzednio trudu wyobrażenia idealnego obrazu dzieła, jakie ma wykonać. Bóg powierza rodzicom dziecko, niekształtny blok ludzkiego materiału, spadkobiercę wszystkich dobrych i złych cech, nagromadzonych w rasie na przestrzeni wieków, a oni chcieliby ukształtować jego duszę i jego sumienie, nie zastanawiając się najpierw nad moralnym ideałem, w stronę, którego należy kierować swe wysiłki.
Uderzają oni na ślepo młotem czy dłutem, bólem i radością, czułościami i surowością, nie troszcząc się o następstwa. Będą się potem skarżyć, że dorosły, wyszedłszy z ich niezdarnych rąk, jest niekształtnym zbytkiem nieuporządkowanych namiętności, chociaż to właśnie oni są odpowiedzialni za jego klęskę.
Wychowanie nie może być nigdy pozostawione na łasce kaprysów, fantazji czy humorów wychowawcy. Ma się ono opierać na moralnych zasadach, zdolnych oświecić wartość używanych metod, biorąc pod uwagę różnorodność charakterów i temperamentów.
To oznacza, że metody wychowawcze są zróżnicowane, a nawet – przeciwstawne, w zależności od filozoficznych i moralnych koncepcji wychowawcy, jak i od skłonności dziecka, które trzeba rozwijać.
Fałszywe pojęcie życia
Rodzice, snujący w stosunku do swoich dzieci marzenia ziemskiej ambicji, nie będą mieli takiego samego wpływu na nie jak ci, których pierwszą troskę stanowi wpojenie im szacunku do obowiązku; ci, którzy zawierzyli pieniądzom i doczesnym bogactwom, nie użyją tych samych metod wychowawczych, jak ci, którzy uważają, że jedyne istotne bogactwa są natury duchowej; rodzice, którzy przyznają wierzeniom religijnym wartość przewyższającą wszystkie inne, zwrócą serce i umysł dziecka w zupełnie innym kierunku niż ci, którzy je uważają za niepotrzebne, a może nawet niebezpieczne. Państwo nie mające innej troski poza uczynieniem z dziecka sługi jego ambicji, nie będzie pojmowało wychowania w ten sam sposób, co Kościół, zajęty przede wszystkim uczynieniem z niego istoty wolnej, sługi Boga i bliźniego.
Jest więc istotne, aby na samym początku określić ogólnie ideał, ku któremu powinny dążyć wysiłki wychowawcy troszczącego się o przygotowanie dziecka do urzeczywistnienia jego powołania człowieka i chrześcijanina w jak najdoskonalszy sposób.
Ponieważ człowiek nie został stworzony jedynie dla ziemskiego przeznaczenia, ale jest powołany, by żyć pewnego dnia życiem samego Boga, wychowawca winien się przede wszystkim starać przygotować w sercu dziecka ideał moralny i religijny tak wzniosły, jak to tylko możliwe, a w rezultacie przyzwyczaić je do życia pod spojrzeniem Boga. Człowiek jednak nie może osiągnąć ostatecznego celu swojego przeznaczenia inaczej, niż starając się przeżyć swoje ziemskie życie w sposób jak najbardziej doskonały. Metody wychowawcze powinny więc dążyć do skierowania dziecka ku takiemu ideałowi.
Moralny ideał, w którego zdobyciu należy dziecku pomóc, nie powinien być ani częściowy, ani podzielony. Wszystkie zdolności powinny go zdobywać, a różnorodne zajęcia dziecka są etapami zbliżającymi je do celu, to znaczy do stania się doskonałym.
Prawdziwe i fałszywe pojęcie szczęścia
Wielka liczba błędów w stosowanych metodach wypływa z fałszywego pojęcia szczęścia dziecka. Jest naturalne, że rodzice, chyba że są potworami, zajmują się zapewnieniem w miarę swoich możliwości szczęścia swym dzieciom. Nie wynika z tego jednak, jakoby mieli władzę pokierować ich przyszłością według swojego uznania. Ta przyszłość należy do Boga i przewidzenie przyszłych dróg, jakimi Opatrzność poprowadzi dziecko, jest dla nich niemożliwe.
Rodzice mogą zapewnić dzieciom, szczególnie w pierwszych latach jego życia, radości, które rozwijają, powinni jednak w tym samym czasie czuwać, aby radości te kierowały się zawsze w stronę wysiłku.
Rozpieszczać dziecko pod pozorem, że będzie miało jeszcze czas na cierpienie, to rozwijać w nim zalążki egoizmu, które staną się później źródłem wielu cierpień tak dla niego, jak i dla innych.
Aby zapewnić dziecku szczęście, trzeba byłoby, jak to już zauważyliśmy, posiadać całą moc i wszechwiedzę Boga, jednym słowem – być samym Bogiem. Rodzice nie mogą przewidzieć przyszłości ani ułożyć jej według swojej woli, ani też odsunąć z jego drogi bolesnych wydarzeń czy uczynić ich przyjaznymi. Uczucia duszy przerastają ich, nie pozwalając sobie przeszkodzić w staniu się źródłem pokus. Wierzyć w to było by niebezpiecznym marzeniem i źródłem wielu rozczarowań.
To dlatego wychowawca, świadomy swojej bezradności w stosunku do przyszłości, nie tyle spróbuje usunąć cierpienia i trudności życia, co raczej pomoże posiąść dziecku władzę ich zwyciężania i opanowywania, nie tracąc przecież świadomości, iż niezmienne szczęście może zostać osiągnięte dopiero w innym świecie.
Z braku zastanowienia nad tymi podstawowymi prawdami bierze się pojęcie rzekomego „powodzenia” w wychowaniu, równe ciężkiej porażce. Taki jest przypadek rodziców, którzy chronią dzieci przed bólami i troskami albo składają na ich barkach jak najwięcej bogactw. Czynią z nich najczęściej osoby pozbawione zdolności i szukające rozrywki, choć gdyby zostali zmuszeni do większego wysiłku i nie byli przyzwyczajeni do gotowych rozwiązań, byliby to oddani pracownicy. Tak samo rodzice, którzy czynią ze zdrowia najważniejszą ze swych trosk, wychowają być może dzieci pełne energii, ale często kosztem ich moralnej wartości.
Jedyna droga zgodna z ideałem
W wychowaniu istnieje tylko jedna udana droga: przekazać dziecku siły i zalety fizyczne, moralne i duchowe, które mu umożliwią pokonać życiowe trudności, stawić czoło wszelkim ewentualnościom, nigdy się nie zniechęcić w przypadku niepowodzenia, okazać się we wszelkich, szczęśliwych czy nieszczęśliwych okolicznościach, panem samego siebie i wiernym ideałowi moralnemu, który zostanie złożony w jego duszy podczas lat edukacji.
Skoro szczęście nie jest z tego świata, rodzice nie powinni nigdy zapominać o tym, że ich dzieci będą musiały stawić czoła trudnościom życia tak, jak i oni im stawiali czoła.
Jeżeli chcą im przygotować broń na całe życie, niech nie próbują ich wychowywać nie wymagając od nich ofiar, niech je nauczą zwyciężać ból, czynić z pracy chleb powszedni, szukać radości w szczęściu innych, a nie w samolubnym poszukiwaniu przyjemności pozbawionych jutra! Osiągnięcia i powodzenie materialne nie przynoszą nigdy sercu radości podobnej tej, która wypływa z dzielnie wypełnionego obowiązku i z hojnego poświęcenia. Prawdziwe szczęście na tym świecie wypływa z wewnętrznych dyspozycji duszy, a nie z bogactw i wygód życia. Dziecko wychowane w uznaniu wartości moralnych nie zazna rozczarowań czy zniechęceń oczekujących nieuchronnie na tego, kto został przygotowany do szukania złudnego szczęścia.
To znaczy, że dziecko, któremu systematycznie uniemożliwiano ponoszenie ofiar, będzie ostatecznie najnieszczęśliwszym z ludzi. Bezradne i załamane wobec doświadczeń życia, będzie cierpiało nieporównanie więcej niż ktoś, kto został przyzwyczajony do ich przezwyciężania od najwcześniejszego dzieciństwa. Wiele matek unieszczęśliwia swoje dzieci wierząc, że dają im szczęście. Nie zrozumiały one, że prawo życia jest jak prawo narodzin i ktokolwiek nie jest w stanie zgodzić się na jego boleści, nie zdoła nigdy wypełnić powołania godnego tego miana.
Wychować dziecko to stopniowo doprowadzić je do odkrycia prawdziwych wartości moralnych życia, pomóc mu je zdobyć, aby mogło pewnego dnia jak najlepiej wypełnić swoje osobiste powołanie, przez stopniowy rozwój zdolności, przez poczucie odpowiedzialności wobec samego siebie, Boga i bliźniego.
Rodzina Katolicka, nr 2 (przy ZW 33). [2/2000 (33)]