JE bp Bernard Fellay, List do Przyjaciół i Dobroczyńców

Drodzy Przyjaciele i Dobroczyńcy,

Minął już rok od tego radosnego dnia, gdy poświęciliśmy naszą nową wielką kaplicę seminarium w Econe. Wszyscy ją chwalą, a jest to ponadto przyczyna dumy i radości naszych seminarzystów. To sukces pod każdym względem, ale ponad wszystko wybudowanie tej kaplicy bardzo sprzyja naszej modlitwie. Wielka nawa poprzeczna, mająca 120 miejsc siedzących dla seminarzystów, rozbrzmiewa radośnie hymnami chwalącymi Pana, dźwięczącymi pod kamiennymi łukami sklepienia, podczas gdy w nawie głównej 300 wiernych utwierdza się w wierze i miłości, szczególnie podczas wielkich ceremonii, gdy chmury kadzideł i majestatyczne ruchy ministrantów przy ołtarzu oddają cześć i chwałę nie wysłowionej potędze Boga, Och, jak bardzo pragnęlibyśmy widzieć was wszystkich, choćby czasami tylko biorących udział w tej chwili radości,

która jest przedsmakiem Nieba! Obszerna krypta, gdzie spoczną doczesne szczątki arcybiskupa Lefebvre, skoro świt gości wiernych, którzy pragną uczestniczyć we Mszy św. o godz. &m rano przed rozpoczęciem pracy, tym samym poświęcając Bogu resztę swojego dnia i wpływając budująco na seminarzystów – także wzajemnie. Nigdy nie przestaniemy dziękować Bożej Opatrzności za ofiarowanie nam tak wspaniałego kościoła.

Jednakże, by zakończyć budowę tak szybko jak to tylko możliwe, musieliśmy zaciągnąć znaczne pożyczki – i są one spłacane wolniej, niż byśmy sobie tego życzyli. Opóźnienie to zbytnio obciąża środki, którymi dysponuje Dom Generalny, a w szczególny sposób wpływa negatywnie na naszą pomoc udzielaną misjom w krajach, które praktycznie całkowicie są uzależnione od pomocy z Menzingen. Dzieje się tak dlatego, gdyż jak dotąd Dom Generalny wziął na siebie budowę kościoła seminaryjnego w Econe, i na dzisiaj jeszcze około połowy kosztów pozostało do zapłacenia. Dom Generalny musiał także wziąć na siebie koszty konstrukcji nowej kaplicy seminarium w Argentynie. Zapał i entuzjazm tamtejszego architekta zdają się zaowocować budową podobnego takiego klejnotu, tak że niewiele pozostawimy naszym argentyńskim współbraciom powodów do zazdrości w związku z budową kościoła w kolebce Bractwa, tj. w Econe. Kaplica seminarium w Argentynie ma być poświęcona 8 grudnia 2000 r.

Nasz patron, św. Pius X uważał, iż to, co stanowi tło naszej modlitwy, powinno piękne – ale piękno to ma też swoją cenę. Bez wątpienia zgodzicie się zapewne z naszym pragnieniem zmniejszenia – tak szybko, jak to tylko możliwe – wysokich odsetek, które obecnie musimy płacić bankom. Dary lub pożyczki z waszej strony byłyby dla nas bardzo pomocne. Z góry wam dziękujemy za waszą hojność, która we wszystkich tych latach nigdy nas nie zawiodła, a obiecujemy wam wszystkim nasze szczególne modlitwy we wszystkich waszych intencjach.

Jeszcze raz powierzamy waszej opiece te przedsięwzięcia budowlane, które są bardzo praktycznymi znakami religijnej witalności, wprawiając każdego w podziw, szczególnie zaś tych, którzy uwielbiają przewidywać naszą bliską śmierć lub wyginięcie!

Dzięki Bogu, w przyszłym roku nasze Bractwo znacznie przekroczy liczbę 400 księży, 180 seminarzystów, 120 sióstr, 65 oblatów i 55 braci. Mimo to prośby, które nadchodzą z ponad 60 krajów, mogą tylko czasami w niewielkim stopniu być zaspokojone. Bez wątpienia ruch Tradycji wzrasta na całym świecie, pomimo katastrofalnego wręcz upadku Wiary i przerażającego rozprzestrzeniania się praktycznego ateizmu świata współczesnego. Coraz więcej dusz podąża naszą drogą. Żeby tak liczba księży i seminarzystów wzrastała odpowiednio proporcjonalnie! W ostatnich latach Bóg ofiarował nam raczej spokojny, pokojowy rozwój, podczas gdy ogólne niszczenie Kościoła i wartości chrześcijańskich podwoiły się w przededniu nowego milenium.

W obliczu skandalu w Asyżu, odnowionego tym razem w Watykanie (w końcu października 1999 r.), nie przestajemy się temu sprzeciwiać, a do was zwracamy się o włączenie się w zadośćuczynienie za taki afront wobec Najwyższego Majestatu Wszechmogącego Boga. Ponownie pogwałcono bowiem pierwsze przykazanie, tym razem Placu św. Piotra w Rzymie. Jak wielu świętych przewraca się w swoich grobach, gdy muszą spoglądać w milczeniu na te sceny dyskredytujące heroiczne akty, dzięki którym sami weszli do chwały Pana. Pamięć świętych Piotra i Pawła jest znieważana tymi pożałowania godnymi spotkaniami. Co gorsze, poprzez ich powtarzanie, stają się one sposobem życia, do którego możemy się przyzwyczaić. Takie akty bałwochwalstwa stanowią obrzydzenie w pełnym sensie tego słowa, ale próbuje się, poprzez ich powtarzanie, stworzenie wrażenia, iż są one uprawnione. Codzienne pokazywanie skandalu przestaje szokować, miłość staje się oziębła, a Wiara stacza się ku czemuś, co można by nazwać większym lub mniejszym pobudzeniem uczuć religijnych ku jakiemuś bóstwu, o którym ludzie sądzą, że jest prawdziwym Bogiem, a może nawet Jezusem Chrystusem. Indyferentyzm staje się prawem, ale biada tym, którzy odważą się twierdzić, iż obowiązkiem wszystkich ludzi jest zwrócenie się ku jednemu prawdziwemu wyznaniu, do jedynego prawdziwego Boga.

Trudno zrozumieć jak Watykan mógł zaprzestać walki z odwiecznym wrogiem, zgromadzić braci, których nie chce już nazywać odłączonymi, spojrzeć życzliwie na pogan, w których nagle ujrzał piękno, po czym odwrócić wszystkie swoje działa i użyć wszystkich kar na swoje własne dzieci, które pozostają katolikami! Ale tak właśnie się dzieje!

Po odrzuceniu naszego Bractwa Św. Piusa X, Rzym rzuca teraz gromy na tych, którzy pragną odprawiać wyłącznie starą liturgię. Księża Bractwa Św. Piotra dostają teraz gorzką nauczkę, widząc jak naiwnie zawierzyli dostojnikom kościelnym, którzy w 1988 roku obiecywali im gwiazdki z nieba – jeżeli tylko opuszczą dom ich ojca duchowego, arcybiskupa Lefebvre, i rozpoczną proces „pojednania”. Pomimo ich ówczesnej dezercji, oskarża się dziś tych księży o brak łączności ze swoimi wiernymi, z „rzeczywistością” Kościoła. Czyż więc przez cały ten czas żyli oni mrzonkami? Najwyraźniej tym, co stanowi przyczynę zmartwienia Rzymu, jest wyłączna celebracja rytu trydenckiego. Tego lata Rzym dokonał wielu posunięć, wszystkich w tym samym kierunku. Żywe reakcje wiernych Ecclesia Dei, szczególnie w USA, zdają się przymuszać władze rzymskie do zmiany pierwotnych żądań. Jednakże, nawet jeżeli teraz nie ma pewności co do decyzji względem wspólnot Ecclesia Dei, Rzym wyraźnie wskazał kierunek, w którym zamierza podążać. Prędzej czy później, wspólnoty cieszące się dotąd protektoratem Komisji Ecclesia Dei będą musiały wstąpić do szeregu. Rytem Kościoła Soborowego jest Nowy Ryt, więc każdy wyznający lojalność względem tego Kościoła będzie musiał również go używać. Nie będzie żadnych wyjątków. Warunkiem zgody na kontynuowanie celebracji starego rytu będzie danie Rzymowi namacalnego dowodu – czynem, a nie słowem – iż akceptuje się Nową Mszę. Warunek ten został już nałożony w indulcie z 1984 r. i oczywiście jest on utrzymany jako zasada: nie ma zgody na celebrowanie starego rytu dla kogokolwiek, kto odmawia celebrowania nowego.

Można podejrzewać, że Rzympotraktowałby nas w ten sam sposób, gdyby Arcybiskup realizował postanowienia Protokołu z 5 maja 1988 r. Z rozmów pomiędzy czołowymi postaciami Bractwa Św. Piotra i niektórymi kardynałami zdaje się wynikać, iż Rzym nie czuje się związany postanowieniami protokołu, w oparciu o który Bractwo Św. Piotra tak czy inaczej powstało.

Tutaj dotykamy pewnej bardzo istotnej kwestii: przez ostatnie 30 lat walczyliśmy o zachowanie starego rytu. W jego obronie woleliśmy raczej znosić kary i potępienia ze strony Rzymu i biskupów, niż celebrować Mszę papieża Pawła VI. Pierwszym powodem odmowy celebracji Nowej Mszy był fakt, iż ryt ten jest zły i niebezpieczny dla Wiary, a po drugie, iż postawił on sobie otwarcie za cel pogodzenie katolików z protestantami, niejako chcąc wszystkich ponownie zjednoczyć – nazywa się to ekumenizmem. Powoli, wcale sobie tego nie uświadamiając, świeccy i księża korzystający z nowego rytu tracą poczucie katolickiej wiary. Owoce tego są dobrze widoczne dla wszystkich tych, którzy pragną mieć oczy otwarte. Pustoszenie kościołów, seminariów i domów zakonnych, które nastąpiło wraz z wprowadzeniem Nowej Mszy – szczególnie widoczne w krajach doświadczonych przez I i II wojnę światową, gdzie wcześniej wiara rozkwitała – trzeba przypisać głównie zmianie tego, co leży w samym centrum życia katolickiego, jego źródle, żywicielce i duszy: Mszy św. Prócz tego, jak to wielu może zaświadczyć, wierni odeszli i porzucili praktyki religijne, ponieważ w nowym rycie nie znajdowali już tego, czego szukali: Boga, utwierdzenia w wierze, przebaczenia grzechów, nadprzyrodzonej pociechy i pomocy w ciężkich próbach, a ponad wszystko żarliwej miłości Boga.

Nie jest to kwestia odczuć lub kultury, ale nadprzyrodzonej rzeczywistości, która została wyrwana z życia Kościoła. Ten prosty fakt, iż na całym świecie dusze młode i stare, różnych kultur, poszukują i pragną Mszy Wszechczasów, przemawia przeciwko wszystkim fałszywym argumentom. Jeżeli dusze takie nie zostały pochłonięte w swym domu przez te nowe ceremonie, to trzeba to w pierwszej kolejności przypisać ich poczuciu Wiary, a nie jakiejś reakcji na poziomie naturalnym. Poczuły one, nie zawsze będąc w stanie wyjaśnić to teologicznie, iż ich katolicka wiara jest czymś, czemu nowy ryt jest obcy. Gdy pewnego razu starszyzna plemienia w puszczy amazońskiej zwróciła się do księży misjonarzy o odprawianie starej Mszy „ponieważ tam właśnie jest misterium”, wyrazili oni z zadziwiającą prostotą wszystko to, co należałoby powiedzieć. Nowa Msza, stawiająca sobie za cel desakralizację, eliminację „pozaziemskości”, uczynienie wszystkiego zrozumiałym, została wyczyszczona ze swej istoty: tajemnicy. Mając do czynienia z Mszą Pawła VI trudno mówić o „celebrowaniu Świętego Misterium”.

Dlatego, drodzy wierni, musimy prowadzić te walkę w słusznej sprawie bez wytchnienia. Wchodzimy teraz w nową fazę tej batalii. Czyżby Watykan pragnął zlikwidować starą Mszę świętą jeszcze przed śmiercią obecnego Papieża? Być może. Jednakże jedynym dobrym rozwiązaniem dla Rzymu jest powrót do sprawdzonych i prawdziwych środków uświęcania dusz, oraz powstrzymanie się od wszystkich eksperymentów – tak szkodliwych dla tych dusz. Katolicy mają prawo do katolickiego pożywienia, nie rozcieńczonego ekumenizmem. Tradycyjna przeszłość Kościoła jest kluczem dla jego rozwoju w przyszłości. Próba budowania czegokolwiek poza Tradycją oznacza podążanie ku nieszczęściu takiemu, jakiego nadejście już teraz odczuwamy, nieszczęścia nieurodzaju, które jest śmiertelne w swej konsekwencji.

Niech Matka Boska Różańcowa w Jej miesiącu październiku raczy dać nam siłę i wytrwałość w niezmiennym kontynuowaniu naszej wierności życiu katolickiemu w służbie naszej Matce Kościołowi, l niech Bóg napełni was Swą łaską i błogosławieństwem za waszą wielką hojność.

†Bernard Fellay

Przełożony Generalny

Menzingen, 17 października 1999 r.

Zawsze Wierni, nr 31, 11-12.1999, s. 6.