Adam Małaszewski, Ekumenizm wobec ortodoksyjności

Gwałtowny rozwój inicjatyw ekumenicznych wielu przedstawicieli Kościoła katolickiego podejmowany w imię nauki Soboru Watykańskiego II i posoborowego otwarcia na świat współczesny nie omija takżePolski. Ekumeniczne dyskusje, uzgodnienia, spotkania i gesty prezentowane są na łamach wszystkich znanych periodyków katolickich. Katolickie uczelnie, a zwłaszcza Katolicki Uniwersytet Lubelski, Akademia Teologii Katolickiej w Warszawie, Wydział Teologiczny Uniwersytetu Opolskiego czy wreszcie Papieska Akademia Teologiczna w Krakowie organizują sesje naukowe, publikują podręczniki i monografie ekumeniczne, a czołowi ekumeniści zajmują na uczelniach odpowiedzialne, kierownicze stanowiska. Wyniki badań i refleksji są następnie propagowane w prasie katolickiej, w radiu i telewizji, przedstawiane są w kościołach, stają się okazją do uroczystych spotkań międzywyznaniowych z udziałem odłączonych od Kościoła schizmatyków i heretyków, a nierzadko odbywają się nawet wspólne modlitwy ekumeniczne z udziałem i pod kierunkiem wysokich rangą przedstawicieli Kościoła katolickiego.

Należy jednak pamiętać, że u podstaw katolickiego spojrzenia na ekumenizm powinna się znaleźć zwłaszcza ścisła i jasna definicja ortodoksyjności, a więc precyzyjne określenie, czym są prawdziwa wiara i liturgia katolicka. W tym świetle stanie się możliwa ocena inicjatyw ekumenicznych, tak rozpowszechnionych w Kościele posoborowym, z punktu widzenia wierności nauce Objawionej. Oczywiście ekumeniści często korzystają z podstawowej dla teologa kategorii, jaką jest ortodoksyjność czyli prawowierność, tj. wierność nauce katolickiej, ale pojęcie to w ich ujęciu nabiera nierzadko odmiennego niż dotąd znaczenia.

Trzeba pamiętać, że w sensie potocznym słowo pochodzenia greckiego „ortodoksja”, czyli w brzmieniu słowiańskim „prawosławie”, nie oznacza prawdziwej wiary (a więc wiary Kościoła rzymskokatolickiego), ale w istocie jest nazwą własną nadaną sobie przez schizmatyckie wyznanie greckie, chrześcijan odłączonych od Rzymu, którzy niestety uważają się za wiernych depozytariuszy prawdy objawionej. Ortodoksyjność, czyli wierność prawdziwej nauce katolickiej polega w istocie na uznaniu Depozytu Wiary zawartego w Piśmie Świętym i Tradycji. Prawdy wiary katolickiej zawarte są w nieomylnym nauczaniu soborów powszechnych, a ujęte w formuły dogmatyczne. Odrzucenie dogmatów Wiary oznacza zawsze popadniecie w herezję, a kanony soborowe kończą się formułą anathema sit – niech będzie wyłączony ze wspólnoty wiernych ten mianowicie wierny, który odważy się odrzucać jakąkolwiek prawdę katolicką. Niektóre dogmaty ogłoszone były także przez papieży (np. Piusa IX czy Piusa XII). Rangę nieomylności posiadają również katolickie wyznania wiary (np. Symbol Apostolski czy tzw. atanazjański), a nawet niektóre teksty liturgiczne, choćby kanon rzymskiej Mszy świętej (ogłoszony na Soborze Trydenckim jako wolny od błędu).

Ortodoksyjna wiara nie może ulegać zmianie. Jak uczy Sobór Watykański l, wyrażając stałe przekonanie Kościoła, dogmaty nie mogą zmieniać swego brzmienia, sensu i swej treści. Możliwe jest tylko pogłębienie rozumienia dogmatu, gdy Kościół oświecony przez Ducha Świętego rozszerza sformułowanie pewnej prawdy wiary i uzupełnia zawsze to samo sformułowanie dodatkowymi zdaniami, które zachowują wszakże to wszystko, co dotąd było głoszone. Na przykład Sobór Nicejski (325) zdefiniował: „Wierzymy w Ducha świętego”, a kolejny sobór zwołany do Konstantynopola (381) dodał: „Wierzymy w Ducha świętego, Pana i Ożywiciela, który od Ojca pochodzi”. Wbrew błędom heretyków Kościół katolicki dodał jeszcze słowa o pochodzeniu Ducha Świętego także od Syna (Filioque). Prawda ta została zdefiniowana, ponieważ teologowie greccy zaczęli w pewnym momencie głosić, że „który od Ojca pochodzi” znaczy jakoby Duch Święty pochodził „tylko od Ojca”. Tego zaś ostatniego dodatku nigdy w definicji soboru konstantynopolitańskiego nie było.

Wiara katolicka od początku jest niezmiennie głoszona i wyraża Prawdę, objawioną przez Trójjedynego Boga w Piśmie Świętym, a ujętą w Tradycji. Oczywiście definicje Kościoła są nieomylne wtedy, gdy dotyczą nauki wiary czy moralności i są ostateczne. Nie można więc przypisywać tej rangi pewnym decyzjom o charakterze dyscyplinarnym (np. sposób wyboru papieża, który ulegał w trakcie wieków zmianie, czy też regułom zakonnych, modyfikowanym przez papieży na wniosek reformatorów życia zakonnego). Nieomylne nie są także pewne rozporządzenia duszpasterskie, które służą dostosowaniu sfery praktycznej życia chrześcijańskiego do nauki wiary (np. rozgraniczenia diecezji czy erygowanie stolic biskupich).

Liczni działacze ekumeniczni w swych staraniach na rzecz pojednania się z odłączonymi od Kościoła wyznawcami Chrystusa nie bronią jednak bezwzględnie Depozytu Wiary, który można nazwać jednym słowem – ortodoksja. W dzisiejszych smutnych czasach posoborowego zamętu coraz powszechniej zaczyna pobrzmiewać twierdzenie, jakoby ortodoksja była czymś dobrym i potrzebnym – ale tylko wtedy, gdy będzie to „ortodoksja otwarta, szeroka i gotowa do uznania prawdy istniejącej w innych wyznaniach chrześcijańskich”. Wypowiedzi tego rodzaju dopuszczają niebezpieczne mieszanie prawdy i fałszu. Inne wyznania znają bowiem część prawdy, ale prawda ta jest wymieszana z błędami. Nie można więc uznać tych wyznań jako takich, błędy trzeba nazwać po imieniu i potępić.

Ortodoksyjność musi na zawsze pozostać normą wiary, gdyż każda nieortodoksyjna wiara jest wiarą po prostu heretycką, nie zaś katolicką. Ortodoksyjność szeroka i otwarta to pojęcie wewnętrznie sprzeczne, ponieważ na cóż może się otworzyć, skoro poza Prawdą jest tylko fałsz, a żadna półprawda nie istnieje? Co to znaczy „ortodoksja szeroka”? Ekumeniści twierdzą, że jest to postawa religijna wolna od „ekskluzywizmu”. Co to jest ekskluzywizm? Ekumeniści dyskredytują tym określeniem przekonanie, że wiara katolicka jest prawdziwa, a poglądy heretyckie są nieprawdziwe. Wedle więc ekumenistów wiara katolicka jest w pełni prawdziwa, ale prawdziwe są także w pełni wyznania heretyckie (prawosławie, różne odłamy protestantyzmu, anglikanizm, starokatolicyzm, itd.), gdyż głoszą i wyznają to samo, co katolicy, ale innymi słowy, w sposób równorzędny. Niestety, wielki to błąd. Niekiedy jest możliwe, aby pewne prawdy były sformułowane na dwa równorzędne sposoby, np. w rdzennej teologii greckiej w porównaniu z łacińską, ale ekumeniści twierdzą, że prawosławni wyznają dziś taką samą prawdę jak katolicy, ale przecież prawosławie nie różni się tylko sposobem ujęcia nauki wiary, ale nierzadko co do samej istoty tych zdań, które są wyznawane przez chrześcijan na Wschodzie. Prawosławni głoszą przecież, że Duch Święty nie pochodzi w żadnej mierze od Syna i że Filioque jest błędem. Nikt nie może jednak uznać, że jest to nauka zgodna z katolicką: to twierdzenie prawosławnych nie jest równorzędne z nauką katolicką! Protestanci głoszą, że papież nie jest nigdy nieomylny i że nie jest wyposażony w prymat nad całym Kościołem. To dokładnie sprzeczne z dogmatami katolickimi! Podobnie jest w tysiącach innych przypadków. Nie ma właściwie takiego dogmatu wiary katolickiej, który nie byłby negowany w jakiejś sekcie chrześcijańskiej, zwłaszcza wśród radykalnie liberalnych protestantów, którzy wierzą tylko w nieokreśloną naukę „Jezusa”, interpretowaną wedle własnych pomysłów każdego „wiernego”. Zadanie zaś pastorów sprowadza się w takiej wspólnocie do czytania Biblii i pracy charytatywnej czy oświatowej.

Forum dla szerzenia się tej fałszywej równości pomiędzy wiarą katolicką a błędami różnych fałszywych wyznań jest Światowa Rada Kościołów z siedzibą w Genewie, która grupuje wiele wyznań, ale do której na całe szczęście nie należy jeszcze Kościół Rzymski, gdyż członkostwo w tej instytucji wiąże się z szerzeniem relatywizmu religijnego i fałszywej tolerancji. Fundamentem ekumenicznego mirażu na „zjednoczenie chrześcijan” jest fałszywa koncepcja Kościoła, pojmowanego jako koalicja wyznań poszukujących znaczenia ich dogmatów. Katolik jednak nie musi poszukiwać wagi dogmatów, gdyż wie, że są one objawione przez samego Boga, a od istniejących formuł odejść nigdy nie wolno, Ekumeniści ośmielają się twierdzić, że ortodoksja może ulegać zmianie, że to, w co wierzymy dziś, nie będzie obowiązywać jutro. To czysty protestantyzm, który nie daje się pogodzić w Wiarą, ale takie poglądy głosi np. red. Jan Turnau, publicysta religijny z „Gazety Wyborczej”, który przy okazji sprawy zmarłego przed kilkunastu laty o. Anthony’ego de Mello SJ pisał, że być może poglądy o. de Mello nie mieszczą się w ramach ortodoksji, ale chodzi tutaj tylko o dzisiejszą postać ortodoksji, a więc jutro wszystko będzie w porządku, gdyż ortodoksja się zmieni. To fałsz! Ortodoksja się nie może zmienić, podobnie jak prawdziwe twierdzenie matematyczne albo prawdziwa data wydarzenia, które już się odbyło. Miarą radykalizmu red. Turnaua jest fakt, że o. de Mello głosił de facto poglądy ateistyczne, a publicysta „Gazety Wyborczej” bez zażenowania sugeruje, jakoby ateizm mógł się znaleźć w ramach nauki Kościoła!

Przeciwieństwem ortodoksyjności jest herezja, a za herezję grozi kara ekskomuniki. Jednym z wielu heretyków ekskomunikowanych przez Kościół był polski ksiądz Franciszek Hodur (1866–1953) który pełnił funkcję proboszcza wśród polskich emigrantów w mieście Scranton, w stanie Pensylwania (USA). Na tle konfliktu z miejscowymi duchownymi ks. Hodur zorganizował wraz z grupą wiernych nową parafię pod wezwaniem św. Stanisława i wypowiedział posłuszeństwo Kościołowi. W roku 1898 został ekskomunikowany i zorganizował nowe wyznanie pod nazwą Polski Narodowy Katolicki Kościół, uzurpując sobie przymiotnik „katolicki” mimo zerwania z papieżem. O ile spory organizacyjne i dyscyplinarne pozwalają zawsze zachować nadzieję na pojednanie, a schizma jeszcze nie jest herezją, to jednak ks. Hodur nie poprzestał na zerwaniu z papieżem i nie ograniczył się do schizmy kościelnej, Jako zwierzchnik wspólnoty „polsko-katolickiej” podjął reformę religijną, która stanowi niewątpliwą herezje. Najpierw, w roku 1907, ks. Hodur został wyświęcony na biskupa przez heretyckich biskupów starokatolickich z Utrechtu. Akt ten stał się możliwy dzięki zaakceptowaniu przez ks. Hodura herezji starokatolickiej, zwłaszcza dzięki odrzuceniu dogmatów o nieomylności papieskiej. Warto zauważyć, że ks. Hodur potępił wtedy także Syllabus Piusa IX. Święcenia biskupie przyjęte w Holandii były pomimo herezji ważne, dlatego sakramenty sprawowane przez starokatolików są również ważne, choć oczywiście katolik nie może z nich korzystać, gdyż oznaczałoby to communicatio in sacris cum acatholicis. W roku 1924 bp Hodur wyświęcił czterech nowych heretyckich biskupów. Pozostając w odłączeniu od papieża wraz ze swymi wiernymi, których było około 60 tysięcy, popadał w kolejne błędy. Już w roku 1914 zaprowadził „ósmy sakrament święty”, który nazwał „głoszeniem i słuchaniem Słowa Bożego”, następnie ogłosił wiarę w powszechne zbawienie i odrzucił istnienie piekła. Ta ostatnia reforma żywo przypomina poglądy ks. prof. Wacława Hryniewicza OMI. Dla zachowania liczby siedmiu sakramentów w roku 1921 jeden z Synodów wyznania „narodowego” ogłosił, że Chrzest i Bierzmowanie stanowią jeden sakrament. Oczywiście w imię demokratyzacji życia kościelnego świeccy zostali dopuszczeni do współdecydowania o sprawach wyznania Bp Hodur zniósł także obowiązkowy celibat duchownych oraz zaprowadził spowiedź powszechną, bez indywidualnego wyznania grzechów w konfesjonale. Do liturgii wprowadzono język polski.

Reformy podjęte w latach dwudziestych przez starokatolickich „polskokatolików” w wielu kwestiach przypominają wytrwałe dążenia modernistów w Kościele katolickim w naszych czasach. Przedstawione poglądy bp. Hodura jednoznacznie wyrażają jego protestancką w istocie koncepcję wiary chrześcijańskiej. Fakt istnienia herezji i schizmy wyznania „narodowego” nie budzi wątpliwości, a założona przez niego wspólnota chrześcijańska istnieje dzisiaj zarówno w Stanach Zjednoczonych (pod nazwą Polski Narodowy Katolicki Kościół), jak i w Polsce (Kościół Polskokatolicki). Gałąź polska jest blisko związana z ośrodkiem w Ameryce.

Zagadnienia dotyczące tego wyznania podejmujemy tutaj z powodu spotkania ekumenicznego, jakie miało miejsce dnia 15 lutego 1992 roku w katedrze Polskiego Narodowego Katolickiego Kościoła pod wezwaniem św. Stanisława, biskupa i męczennika w Scranton. W spotkaniu, które zostało nazwane „Nabożeństwem gojenia”, wzięli udział trzej biskupi polskokatoliccy oraz Edward kardynał Cassidy ze strony Stolicy Apostolskiej i czterej biskupi rzymskokatoliccy. Biskupi katoliccy ogłosili wtedy, że wymazują z pamięci zarzuty i ekskomuniki, które dotyczyły biskupów i wiernych „Kościoła Narodowego”. Niestety nikt ze strony katolickiej nie wskazał na herezje i błędy głoszone przez wspólnotę „polskokatolicką”. Spotkanie ekumeniczne z lutego 1992 r. przebiegało w atmosferze, którą ekumeniści nazywają „wyjściem poza mentalność powrotu bądź wchłonięcia do Kościoła rzymskiego”. Pomimo deklaracji, że oznacza to jedność w rzeczach istotnych, to jednak w praktyce okazuje się, że dla ekumenistów liczne dogmaty wiary nie są wcale istotne, a zamiast powrotu odłączonych od Kościoła heretyków głosi się szeroką koalicję religijną, w której poświęcane są coraz to nowe prawdy wiary w imię iluzorycznej jedności, która stanowi program, cel, a nawet poniekąd nowy nieogłoszony „dogmat” liberalnej religijności. Pojęta w tym duchu ortodoksyjność nie ma nic jednak wspólnego z wiernością integralnemu depozytowi wiary.

Odwołanie ekskomuniki na prawosławnych (1964) zaowocowało umową z Balamand (1993), w której głosi się, że biskupi i kapłani prawosławni są hierarchią ustanowioną przez Ducha Świętego. Czym zaowocuje odwołanie ekskomuniki z heretyckiego ks. biskupa Franciszka Hodura? Otóż owoce tej decyzji już się dokonują. Stolica Apostolska pozwoliła bowiem niestety księżom rzymskokatolickim na udzielanie w pewnych okolicznościach sakramentów pokuty, namaszczenia chorych czy Eucharystii wiernym „Kościoła Narodowego”. Powstaje jednak ważkie teologiczne pytanie: jak jest możliwe, aby wierny tego wyznania otrzymał rozgrzeszenie od katolickiego kapłana, nie wyrzekając się ciężkiego błędu herezji? Dlaczego kapłan katolicki nie uświadomi tego wiernego o potrzebie nawrócenia, ale udzielając mu łaski sakramentalnej utwierdza go w błędach? Konsekwencje tej decyzji są nader poważne!

Ci sami ekumeniści, którzy swym braterskim ramieniem obejmują schizmatyckich braci z odłączonych wyznań heretyckich i głoszą „istotną jedność” z prawosławiem i kościołem polskokatolickim, którzy odwołują ekskomuniki słusznie nałożone na błądzących poza Kościołem błędnowierców głoszą, że Bractwo Św. Piusa X jest schizmatyckie. Cóż znaczy słowo ekskomunika w ich ustach? Jakaż jest wina abp. Lefebvre, który głosił czystą wiarę katolicką, skoro rzeczywiści heretycy są przyjmowani do Kościoła bez nawrócenia? Dokąd dąży ekumenizm? Jak to możliwe, że „lefebryści” są rzekomo poza Kościołem, jeżeli w Kościele rzekomo są prawosławni i „polskokatolicy”? W sytuacji intelektualnego i teologicznego zamętu wszystko jest jednak możliwe. Musimy oceniać fakty, a nie słowa. Prawda polega na zgodności z rzeczywistością, a rzeczywistość nie opiera się na zgodności z dowolnymi nieraz słowami. Jedyną zaś prawdą w dziedzinie religii jest Chrystus i jego Kościół. Pomimo zamętu w Kościele musimy przy nim mocno wytrwać, gdyż Bóg uzdrowi to, co popadło w kryzys, nie może bowiem porzucić Swej owczarni.

Zawsze Wierni, nr 28, 05-06.1999, s. 74.