Minęło już 10 lat od konsekracji biskupich, przy tej okazji chciałbym zaprezentować proste, intymne przypomnienie, wyryte zarazem pewną nostalgią do tych dni życiowych dla Kościoła. Kilka wspomnień, gdzie się mieszają bezładnie powody święceń, mała i wielka historia, żywe wrażenia i refleksje.
Wiem, w jakim stopniu wierni są wrażliwi na to, ponieważ nas kochają, i dlatego może jest czas aby podnieść zasłonę surowej dyskrecji. Aby dać jeden przykład, do tej pory jeszcze nie wiem, w jaki sposób trzej inni biskupi dowiedzieli się o ich mianowaniu, czy też w jaki sposób oni przeżyli tamte dni. Nigdy nie wspominaliśmy o tym w naszych rozmowach!
Bez wątpienia, najważniejszym i najgłębszym wspomnieniem jest niezmierzona postać Jego Ekscelencji, arcybiskupa Marcela Lefebvre. Jednym z dobrodziejstw święceń, było niewątpliwie dla nas to, że dzieliliśmy z bliska wszystkie ważne fakty razem z nim, że mogliśmy rozpatrywać je głębiej z nim podczas krzyżowego wydarzenia jego życia. To właśnie w takich chwilach poznaje się lepiej wartość danej osoby. My widzieliśmy z bliska wielkość, a zarazem prostotę jego duszy: wierność do Wiary, do Kościoła, do jego obowiązków biskupa katolickiego i pasterza; razem z mądrością, spokojem, roztropnością, siłą i wielkodusznością. Stał na wysokości zadania tak według powagi, jak i według zasięgu takiego wydarzenia. Poza tym, korzystaliśmy z jego cnót codziennego dnia: pokora, prostota, dobroć, ojcowska miłość. To uderzające było go widzieć, jak w środku tych ciężkich okoliczności promieniował spokojem i nadprzyrodzoną radością. Krótko mówiąc, Monseigneur pokazał się jako bohater wiary i jako kochający ojciec.
W pierwszy piątek miesiąca czerwca1988 r., dostałem wezwanie telefoniczne od Monseigneura. Po powitaniu, zapytał mnie, czy przewidziałem przyjechać do Econe na święcenia kapłańskie 29 czerwca. „Jak zawsze, przyjadę!” – odpowiedziałem. „Czy ksiądz ewentualnie mógłby przyjechać trochę wcześniej?” – prosił mnie. Odpowiedziałem mu, że w tej chwili wielu księży uczestniczy w 30-dniowych rekolekcjach ignacjańskich w seminarium La Reja, więc jesteśmy zobowiązani zapewnić służbę niedzielną, dlatego byłoby mi trudno przyjechać wcześniej. Ale jeśli to jest potrzebne, to przyjadę. „Więc – powiedział mi – niech ksiądz przygotuje swoją podróż tak, aby przybyć w okolicach 12 czerwca. Później, potwierdzę jeszcze księdza wcześniejszy przyjazd”.
Naturalnie byłem bardzo zaskoczony tą rozmową telefoniczną. Ponieważ nie miałem za dużo wiadomości na temat toczących się rozmów z Rzymem, pomyślałem, że to na pewno szczególne spotkanie przełożonych, aby przestudiować ewentualne propozycje ze strony Watykanu. Ale dlaczego Monseigneur osobiście zadzwonił do mnie?
Jeszcze tego samego dnia, zrobiłem rezerwację samolotową na następny piątek. W środę, Swissair (Szwajcarzy są zawsze bardzo poważni) prosi mnie o potwierdzenie rezerwacji. Skoro nie miałem więcej wiadomości od Arcybiskupa zrezygnowałem. W czwartek, o godz. 7 rano, dostałem telefon od ks. Lorans, który potwierdził, że mam być w Econe najpóźniej w następną niedzielę… Agencja podróży potrafiła mi jeszcze znaleźć miejsce na następny dzień, a w sobotę po południu przyjeżdżam do Econe, pod koniec obiadu. Ojciec Le Boulch pozdrawia mnie i gratuluje, lecz ja nie rozumiem dlaczego. Potem ks. Faure mi gratuluje, i wtedy rozumiem. Idea, którą podczas całej tej długiej i nieprzyjemnej podróży wykluczyłem jako absurdalną, nagle stała się rzeczywistością, bo właśnie ks. Faure był kandydatem języka hiszpańskiego według naszych prognoz. Zaproszony na kawę z profesorami, jak to zwyczajne odbywa się w sobotę po południu, dowiaduję się od nich, że rozmowy z Rzymem zostały przerwane i że arcybiskup Lefebvre zdecydował się konsekrować czterech biskupów. Moi współbracia, zdając sobie sprawę, że nie jestem na bieżąco, nie mieli odwagi mi powiedzieć, iż ja jestem jednym z nich. Później pytam o to ks. Faure, który to potwierdził.
Następnego dnia, rano, spotkałem Monseigneura, który w nocy wrócił z seminarium Flavigny. „Przypuszczam, że ksiądz wie, dlaczego tutaj jest?” – powiedział. Potem tłumaczył mi dlaczego zdecydował się na konsekracje biskupów. Kiedy mu odpowiedziałem, że jest morze innych kandydatów języka hiszpańskiego, odpowiedział mi: „Tak, tak, ale wybrałem was!”, i dodał z uśmiechem: „Mam nadzieję, że ksiądz przyjmuje!”. Odpowiedziałem mu że tak, jeśli jest pewien swego wyboru.
Tutaj muszę powiedzieć, że w dniu kiedy Monseigneur referował tę kwestię, zgodziłem się z ideą święceń, czy z aprobatą, czy też bez zgody Rzymu. Chodziło przecież o samą kontynuację Tradycji Kościoła. Jak pojąć Kościół bez biskupów wiernych tradycyjnej Wierze katolickiej? Polityka Rzymu była „Muerte el perro se acabo la rabia” (baba z wozu, koniom lżej). Śmierć abpa Lefebvre miał uregulować „problem”. Ludzie z Watykanu jasno pokazali, że chcieli śmierci Tradycji. Monseigneur nie miał prawa, radośnie iść na śmierć, bez zostawienia Kościołowi biskupów katolickich.
Skoro zgodziłem się, czułem się zobowiązany zaakceptować ten wybór, jak żołnierz którego dowódca wzywa na front. Tego samego wieczora przyjechali inni kandydaci. Zawsze mam w pamięci nasze spotkanie, kiwanie głowami i westchnienia Msgr Williamsona, uśmiechnięte milczenie Msgr Fellay, poważne milczenie Msgr Tissier. Lecz po pierwszym wrażeniu, radość i wytchnienie, zbiegły się przy przymiarce mitr, pierścieni, sutann etc.
Oto kilka osobistych wspomnień tych święceń. Nie żałuję niczego. Co najbardziej mnie wzruszyło w ostatnich 10 latach, to życzliwość, którą mi okazali nasi wierni z ich księżmi. Jedyna moja obawa dotyczy tego, aby godnie piastować urząd biskupi, aby dorównać moim tak licznym świętym poprzednikom.
„Twoim obowiązkiem jest – być pożytecznym rządcą, jak ów sługa dobry i roztropny, którego pan ustanowił nad rodziną swoją (por. Mt 24, 45). Sam będąc człowiekiem, nie chciej panować nad ludźmi – aby nad Tobą nie zapanowała wszelka niesprawiedliwość. Choćbyś przypisywał sobie bardzo wiele, to jednak, jeśli nie uległeś złudzeniu, nie możesz mniemać, żeś otrzymał więcej niż wielcy Apostołowie.”
(Święty Bernard Clairvaux,Rozważanie o rzeczach poddanych papieżowi)
Zawsze Wierni, nr 23, 07-08.1998, s. 25.