Gregoire Celier, Operacja przeżycia Tradycji

Czyż najlepszym sposobem na to, aby lepiej zrozumieć konsekracje biskupów w 1988 r., nie jest przestudiowanie tego, co sam abp Marcel Lefebvre na ten temat powiedział? Arcybiskup nazwał ten akt święceń „Operacją przeżycia” Tradycji, więc wydaje mi się słuszne, aby przejrzeć jego wyjaśnienia na ten temat.

Pierwszy punkt, o którym należy tutaj wspomnieć, niewątpliwie najważniejszy, polega na bardzo ciężkich błędach doktrynalnych i pastoralnych, pochodzących z Rzymu (polecane bądź tolerowane) od Soboru Watykańskiego II. Wymieniamy tu szczególnie: wolność religijną, fałszywy ekumenizm, błędne rozumienie kolegialności, nową, sprotestantyzowaną liturgię etc.

Jeśli spróbujemy, jak wymagał tego z naciskiem Jean Jacques Rousseau, „wykluczyć wszystkie fakty” tej soborowej rewolucji bulwersującej Kościół, wtedy dzieło abpa Lefebvre’a wygląda tylko jak samotna walka jednego człowieka sentymentalnie przywiązanego do przeszłych zwyczajów. Taka właśnie jest uporczywa opinia aktualnego Rzymu, opierająca się na dobrowolnym zaślepieniu wobec krzyczącej rzeczywistości.

Pozycja Rzymu

Tymczasem abp Lefebvre napisał w liście do kard. Ratzingera w dniu 8 lipca 1987 r.: „nasze odmówienie liberalnych zasad soborowej deklaracji nie opiera się na osobistych lub sentymentalnych opiniach, ale na nieomylnym magisterium Kościoła”. Cała sprawa konsekracji wyjaśnia się sama na tle tej problematyki, mianowicie nauczania i praktyki kościelnej hierarchii, które od czasu Soboru oddalają się w istotnych punktach od tradycyjnej praktyki i nauki Kościoła. Natomiast, jak zauważa Msgr Lefebvre, jeśli ta dewiacja mogłaby być proponowana (przez Rzym) jako wolna opcja, to byłoby to już bardzo niebezpieczne. Niestety, dewiacja ta ustaliła się jako ścisłe przymuszenie, z zamiarem odwołania, a nawet całkowitego zastąpienia katolickiej Tradycji. Konkretnie mówiąc, ta okrutna wola ukaże się w upartej odmowie by zmienić zdanie o nowinkach soborowych. Msgr Lefebvre kilkakrotnie to potwierdził ze zdumieniem i smutkiem.

Stąd wynika stała polityka „powrotu do Soboru”, obowiązująca tych, którzy kiedyś zauważając i krytykując pewne błędy i niektóre orientacje, chcą wrócić do łask Rzymu i modernistycznych biskupów. Msgr Lefebvre nieustannie ma przed oczyma los jaki spotkał np. Fontgombault, Ojca Augustina, Mater Ecclesiae oraz innych. Stąd też głęboka nieufność Arcybiskupa wobec „kontaktów” oferowanych przez Rzym. W miarę jak ta „dobra wola” ukrywa zamiar „soborowania” Tradycji, biskup nie może tego inaczej ocenić jak tylko dwulicowość, może nawet nieświadoma.

Postawa arcybiskupa Lefebvre

Przeciw tym błędom, które wybuchły podczas Soboru, abp Lefebvre prowadził walkę publiczną i nieustanną. Święcenia 1988 r. nie są żadną miarą nagłą fantazją starzejącego się biskupa, lecz kolejnym etapem walki. Oto jego pierwsze słowa z konferencji prasowej 15 czerwca 1988 r.: „Trzeba umieścić wydarzenia, które się dzieją dziś i które będą się działy jutro (przede wszystkim konsekracja biskupia czterech młodych księży 30 czerwca br.), w kontekście naszych trudności z Rzymem, nie tylko od 1970, od założenia Econe, lecz od samego Soboru”.

Jednak, kiedy arcybiskup Lefebvre podczas Soboru prowadził wytrwałą i odważną walkę, trzeba powiedzieć, iż w pewien sposób utracił ją, stąd jego dymisja z funkcji przełożonego generalnego Ojców Ducha Świętego i przejście na półemeryturę. Opatrzność Boża zaś, a jest to punkt kapitalny, spowodowała, że miał on opuścić tę emeryturę, aby zająć się dziełem błogosławionym od Boga, dziełem katolickiej Tradycji. To nie arcybiskup Lefebvre był przyczyną tego dzieła, przeciwnie, Co wierni szukający realizacji swojego powołania, przyszli do niego, prosili go o pomoc, księża zwrócili się do niego, i tak, w cudowny sposób, olbrzymie dzieło Tradycji dosłownie wynurzyło się na całym świecie.

Abp Lefebvre był głęboko przekonany, że to dzieło powstało bezpośrednio dzięki Opatrzności Bożej – zaś on nie jest ani jego założycielem, ani za nie odpowiedzialnym – to dzieło jest w samym planie Bożym istotnym elementem trwania Kościoła. Kiedykolwiek podejmował jakąś decyzję, to nigdy w stosunku do dzieła, którego nie uważał za swoja „własność” (jeśli byłoby inaczej Arcybiskup nie zrezygnowałby z kariery kościelnej, którą poświęcił już na Soborze nie idąc z wiatrem, niedługo później opuścił zwierzchnictwo Ojców Ducha Świętego), ale w stosunku do woli Bożej wyrażonej przez wydarzenia oraz w stosunku do zbawienia dusz, które mu Bóg powierzył w dziele Tradycji. W tym dziele, Msgr Lefebvre rozpoznaje kilka zasadniczych punktów (chociaż on jest zawsze świadom, że tylko Pan Bóg zna jego prawdziwe miejsce w służbie Kościołowi): zachowanie prawdziwej Wiary, katolickiego kapłaństwa i tradycyjnej Mszy świętej. Poza tym, jest świadom prawdziwej odnowy, którą Tradycja byłaby w stanie przynieść Kościołowi: oto głęboki sens jego prośby do Pawła VI w 1976 r. aby „pozwolił na eksperyment Tradycji”, skoro wszystkie inne eksperymenty nie udały się. Jednak, soborowy Rzym upiera się przy swoich coraz cięższych błędach. Stąd dziełem Tradycji nie jest wezwane do tego aby w krótkim czasie zatopić się w uczestnictwie w powszechnej reformie Kościoła; dzieło Tradycji musi przetrwać jako świadek wiary i przybytek łaski, szczególnie łaski kapłańskiej. Temu, od Boga przychodzącemu, obowiązkowi –trosce o kontynuację dzieła Tradycji – Msgr Lefebvre był do końca wierny.

W takim kontekście (przywiązanie Rzymu do soborowych błędów oraz konieczność chronienia dzieła jemu powierzonego przez Opatrzność Bożą) abp Lefebvre „egzaminuje” korzyści i niekorzyści porozumienia z Rzymem. Dlatego też, spotkanie w dniu 30 maja 1988 r. w Notre Dame de Pointet z osobami odpowiedzialnymi za zaprzyjaźnione wspólnoty, jest zupełnie charakterystyczne. Ponieważ obrona Tradycji stała się konieczna z powodu zaślepienia soborowego Rzymu, na końcu Msgr Lefebvre podejmuje decyzję dla wielu kontrowersyjną. Mówi on, że „nie nadeszła jeszcze chwila otwartej i skutecznej współpracy”.

Wybór święceń

Arcybiskup decyduje się na konsekrację biskupów, zmuszony do tego przede wszystkim przez podeszły wiek, później przez fakt, iż żaden inny biskup z wyjątkiem bpa de Castro Mayer (on także podeszłego wieku) nie miał odwagi do świadectwa tradycyjnej Wiary. Poza tym, odczuwa naglący apel Kościoła, bądź swoich własnych obowiązków biskupich, czy też ze strony opuszczonych dusz, które proszą go aby On przekazał to, co sam otrzymał, mianowicie, aby była zapewniona chwała Boga przez Ofiarę Mszy świętej, aby Kościół przetrwał przez prawdziwą wiarę, i aby dusze zostały zbawione przez kapłaństwo Naszego Pana Jezusa Chrystusa. Jego decyzja została oświetlona przez różne znaki Opatrzności, jasno ukazujące Arcybiskupowi wolę Bożą. Wśród nich jest przede wszystkim skandaliczne spotkanie międzyreligijne w Asyżu w 1986 r. oraz odpowiedź Rzymu na dubia (wątpliwości) na temat wolności religijnej, zaprezentowane przez Bractwo Świętego Piusa X. Odpowiedź pokazała jasno, że Rzym przyjmuje owe błędne doktryny z ich najbardziej katastrofalnymi konsekwencjami dla Kościoła. Aspektu kanonicznego i jurydycznego aktu konsekracji (wbrew jasnej woli rządzącego Papieża) nie można rozpatrywać z pominięciem wyjątkowej sytuacji w jakiej znalazł się Kościół. Konieczność daje prawo, trzydzieści lat walki w obronie Tradycji dowodzi, że żaden ze środków ludzkiej i chrześcijańskiej roztropności nie został wzięty pod uwagę, wszystkie zostały zlekceważone.

Kapłani wybrani do episkopatu nie są obdarzeni jurysdykcją, której Msgr Lefebvre nie mógł im udzielić. Są oni jedynie biskupami pomocniczymi Bractwa Św. Piusa X, zobowiązani do głoszenia Wiary oraz udzielania sakramentów świętych według potrzeby dusz. Są oni zresztą gotowi złożyć swe biskupstwo w ręce Najwyższego Pasterza, jeśli tylko sytuacja na to pozwoli, to znaczy, jeśli nastąpi powrót Tradycji w Rzymie. Dla arcybiskupa Lefebvre’a, chodziło zasadniczo tylko o to, aby służyć Kościołowi katolickiemu, aby w niczym nie przyczyniać się do Jego zniszczenia. „Bez żadnego buntu, żadnej goryczy, żadnej urazy, my kontynuujemy nasze dzieło formacji kapłańskiej pod znakiem magisterium wszystkich czasów; jesteśmy przekonani, że nie możemy wyświadczyć więcej przysługi świętemu Kościołowi katolickiemu, Ojcu Świętemu oraz przyszłym pokoleniom. (…) Czyniąc to, z łaską Bożą, (…) jesteśmy przekonani, że pozostaniemy wierni Kościołowi katolickiemu i rzymskiemu, wszystkim następcom św. Piotra” – napisał on w swej słynnej deklaracji 21 listopada 1974.

Zawsze Wierni, nr 23, 07-08.1998, s. 10.