„Zawsze Wierni” nr 22, 05–06.1998 s. 39
Obszerne fragmenty artykułu Marcina Dominika Zdorta pt. Jezuita wybiera Lefebvre’a, zamieszczonego w „Rzeczpospolitej” (nr 64 z 17 III 1998), zajmują wypowiedzi prowincjała polskich jezuitów, ojca Andrzeja Koprowskiego, byłego przełożonego ks. Edwarda Wesołka. Czytamy tam m.in.: „Ojciec Koprowski zdawał sobie sprawę, że ksiądz Wesołek „nie jest typem zakonnika, który usiedziałby w klasztorze”. – Jako duszpasterz Cyganów przez kilkanaście lat nie bywał dłużej w naszych domach, nastąpił więc proces wykorzenienia z zakonu”. Ta upokarzająca wypowiedź ojca prowincjała całkowicie mija się z prawdą historyczną. Musimy zatem przypomnieć to, czego ks. Wesołek, przez swoją skromność, sam nie napisze. Gdy dwadzieścia lat temu pojawiła się idea utworzenia w Polsce misji dla Romów, o. Wesołek objął funkcję duszpasterza, ponieważ nie było innego chętnego na to miejsce. Uznał, że skoro nikt nie chce tam iść, to musi to uczynić on, gdyż takie jest prawdziwe powołanie członka zakonu jezuitów, zakonu typowo misyjnego, a nie klauzurowego. Z przytoczonej powyższej wypowiedzi wyraźnie wynika, że o. Koprowski wolał wówczas „siedzieć w klasztorze”, niż uganiać się za Cyganami, miał zatem dość czasu, aby zapuścić w klasztorze swoje korzenie. „Aby nie powtórzyła się sytuacja taka jak ks. Wesołka, w ostatnim czasie nie dopuścił [ojciec Koprowski] do wyższych święceń młodego tradycjonalistycznie nastawionego diakona w klasztorze Towarzystwa Jezusowego w Warszawie”. Jaka sytuacja? – pytamy. Taka, że jezuita idzie na misje? Końcowy fragment wypowiedzi o. Koprowskiego nie pozostawia w tej kwestii żadnych wątpliwości: „Sam noszę sutannę i nikt mi tego nie wypomina – mówi. Przyznaje jednak, że gdy był szefem redakcji programów katolickich w TVP, poprzestawał na koloratce. – Tam było zupełnie inne środowisko! Jak mógłbym w telewizji chodzić w sutannie? – pyta przełożony jezuitów”.