Ks. Pius Pawellek, Najświętsze Serce Jezusa uzdrowieniem dusz naszych

I obchodził Jezus wszystką Galileę, uzdrawiając wszelaką chorobę i wszelką niemoc między ludźmi (Mt 9, 35).

Z pychy zranił stary wąż piekielny serca pierwszych rodziców naszych. Śmiertelna to była rana, której jad dotknął tak duszy, jak i ciała człowieka, bo jako przez jednego człowieka przeszedł grzech na wszystkich, a przez grzech śmierć, tak też śmierć przeszła na wszystkich. Za podszeptem szatana mógł człowiek zezwalając na pokusę jego zranić się dobrowolnie, ale zatruty jadem grzechu i pogrążony w ciężkiej niemocy sam się uleczyć nie mógł. Potrzeba mu było lekarza Boskiego, aby wszechmocność i dobroć Jego chciała i mogła go uleczyć. Wąż miedziany, wzniesiony przez Mojżesza na puszczy, był wyraźną i piękną figurą Jezusa, Boskiego lekarza dusz naszych. Węże ogniste, które jadem swym zabijały tysiące Żydów, to obraz grzechu Adama, który zatruł i zaraził cały rodzaj ludzki. Wąż zaś miedziany podobny tym, zewnętrznie jednak jadu nie miał i nie kąsał, owszem wejrzenie nań przywracało zdrowie, wyobrażał Jezusa, który podobny i równy nam we wszystkim jednak nie miał i cienia grzechu, owszem miał wszystką władzę go zniszczyć i uleczyć z ran dusze nasze. Wąż ten wywyższony spośród obozu, aby każdy widzieć go mógł, wyobrażał jeszcze, że Chrystus podwyższony na krzyżu, zgotuje nam z ran swoich i krwi swej przenajświętszej skuteczne lekarstwo dla dusz naszych. Serce Jezusa przebite na krzyżu to serce lekarza dusz naszych, to źródło laski skutecznej, które je całkowicie ze wszystkich grzechów uwalnia od śmierci wiecznej i przywraca życie wieczne. Życie nasze zawdzięczamy dobroci i poświęceniu tegoż Serca. Jakżeż gorąco powinniśmy je ukochać! Oddajmy pokłon Jezusowi, dziękujmy Mu pokornie za to lekarstwo cudowne, zgotowane nam ze krwi swojej i prośmy o łaskę, abyśmy go dobrze używali i odzyskali zdrowie i życie.

Dobroć Jezusa jest niewymowna, On chce uleczyć wszystkie dusze z ran grzechowych

Po grzechu jakże prędko zamieniła się ziemia w padół płaczu i nędzy. Człowiek wygnany z raju rozkoszy, skazany na pracę ciężką, cierpienia i śmierć dźwigał nadto jeszcze jarzmo grzechu, który zranił i zepsuł wszystkie władze duszy. Grzech pierworodny zaszczepił to zniszczenie w całym potomstwie Adama. Ogarnęło ono cały rodzaj ludzki, a im więcej tenże rozszerzał się, tym większa przepaść grzechów i występków zalewała ziemię. Przepaść też rozłączenia miedzy niebem a ziemią pogłębiała się coraz bardziej. Już pierwsza karta Pisma św. kreśli nam to smutne położenie człowieka w przerażających wyrazach: A widząc Bóg, że wiele było złości ludzkiej na ziemi, a wszystka myśl serca była napięta ku złemu po wszystek czas, żal Mu było, że uczynił człowieka na ziemi, i ruszony serdeczną boleścią wewnątrz, rzekł: wygładzę człowieka, którego stworzyłem z ziemi. Groźba Pańska ziściła się. Potop zniszczył wszystko aż do jednej rodziny Noego, sprawiedliwego! Potem jeszcze przyszedł ogień z nieba, aby oczyścić ziemię z występków plugawych, kiedy człowiek cały stał się ciałem i zapomniał, że ma duszę. Smagał też Bóg jeszcze strasznymi chorobami i wojnami występki ludzkie, ale to chłosta i kara, a nie lekarstwo, a człowiek tak był zaślepiony i ciężko upadły, Że nie poznał się nawet, że ręka sprawiedliwości Bożej chłoszcze go, aby go podnieść i uleczyć: Zaprzeczyli Pana i rzekli to nie on!

Duch Boży, litując się nad tym upadkiem obrazu Bożego, woła: Kto wzbudzi z Syjonu zbawienie Izraela? Gdyż ani Mojżesz, chociaż ogłosił prawa i przykazania, ani Eliasz lub Elizeusz, chociaż szli z cudami wybranymi, ani wszyscy prorocy, chociaż upominali i uczyli, nie mogli uleczyć tej ciężkiej niemocy; ciężko chory rodzaj ludzki patrzył na cuda, słuchał nauki i upomnień, ale dźwignąć się nie mógł, bo każda głowa była chora i każde serce ciężko strapione, bo wewnątrz w duszy nurtował grzech i szerzył swe spustoszenie dalej. Potrzeba było lekarza, który by wyjął z duszy to żądło zatrute i uleczył serca zarażone ciężko. I oto Duch Św. daje nam takiego lekarza, który mocą Jego rodzi się z Dziewicy niepokalanej, która przez błogosławiony owoc żywota swego, starła głowę węża, wydając światu tego Baranka Bożego, który sam święty, niepokalany, odłączony od grzeszników, wywyższony nad niebiosa gładzi grzechy świata całego i przywraca zdrowie i życie duszom naszym. Duch Pański na mnie, przeto że mnie pomazał, posłał mnie, abym oznajmił cichym, abym leczył skruszone sercem i opowiedział więźniom wyzwolenie i zamkniętym otwarcie. Tak przepowiadał prorok, a Chrystus sam uczy, że w Nim, spełniła się ta przepowiednia dosłownie. A z uczynków jego i owoców poznajemy tę miłość wielką ku nam tegoż lekarza dusz naszych. Czy słyszano kiedy, aby lekarz przyjął choroby i rany chorego, którego leczy, aby mu tylko przywrócić zdrowie? Taką przysługę wyświadcza nam jednak Serce Jezusa i leczy nasze serca. Litością zdjęte, aby choroba nasza nie stała się wieczną i sprowadziła nam śmierci wiecznej: Prawdziwie choroby nasze On znosił.

Wszyscyśmy jako owce pobłądzili, każdy na swą drogę ustąpił, a Pan włożył Nań nieprawość wszystkich nas. Patrz na Kalwarie i krzyż! Oto ciało Jezusa zranione w jedną ranę, płacze krwawymi łzami, całe grzechów naszych, a ta krew, którą zrasza ziemię, spływa na dusze tych, którzy ją chcą przyjąć jako lekarstwo, i leczy wszystkich rany i choroby. Cudowna, niepojęta miłość i cudowne lekarstwo! Jezus przyjmuje na siebie nową niemoc, a nam udziela swojej siły i zdrowia, przyjmuje na się występki ludzkie, pokutuje, spłaca długi nasze, a nam powraca łaskę i miłość Boga, sam nasycony urąganiem i wzgardą, a nam przywraca godność dzieci Bożych i prawo do chwały wiecznej. Duch Boży zatwierdza to: Lecz On zraniony jest za nieprawości nasze, start jest za złości nasze, karność pokoju naszego na Nim, a sinością Jego jesteśmy uzdrowieni! Patrz na to Serce przebite włócznią, okolone cierniem twych grzechów, napełnione boleścią za nie! To lekarz twój! Jemu zawdzięczasz zdrowie duszy i życie wieczne! Czy nie musisz upaść przed Nim ze czcią i uznać z wdzięcznością, że jesteś wielkim dłużnikiem jego? Czy nie musisz stać się niewolnikiem Jego i połączyć się z Nim na zawsze, abyś czerpał z niego siły t zdrowie! Ach, uznaj to wszystko! Miłosierdzie Twoje, żeśmy nie zginęli na wieki! Bądź z nami na zawsze!

Jezus jest wszechmocnym lekarzem. On może nas uleczyć, byśmy chcieli przyjąć lekarstwo Jego

Jezus nie tylko pragnie uleczyć nas, ale On może usunąć wszystkie choroby nasze! To Boski lekarz! Lekarstwo jego niezawodne! Kto do Niego się ucieka i jemu się odda posłuszny rozkazom Jego, pewnie uleczony będzie. „Mamy wielkiego lekarza i wielkie lekarstwo” woła z ufnością św. Ambroży. Słowem swym wszechmocnym leczył wszystkie choroby ciała, umarłym przywracał życie, wypędzał czarty, śliną swą dawał wzrok ślepym, głuchym słuch, a niemym mowę, słowem okazał się boskim lekarzem w chorobach i niemocach ciała. Wszystkie te choroby to wyobrażenie cięższych o wiele chorób duszy. Posłannictwo Jezusa pokonać grzech i śmierć wieczną i uleczyć dusze nasze. Jam po to przyszedł, aby wszyscy mieli żywot i mieli go w obfitości”. Wszystko też zostawia ludziom. Nie pragnie bogactw, honorów, rozkoszy, Serce Jego gardzi tym wszystkim, pragnie i szuka dusz i jednej zgubionej owieczki nie chce pozostawić w zbłąkaniu na zatratę, ale jej szuka, jako prawdziwy Melchizedech zdaje się wołać do świata całego: Wszystko zatrzymaj sobie, daj Mi tylko dusze!

A jeżeli słowem lub śliną leczył choroby ciała czyliż nie zgotował o wiele pewniejsze i skuteczniejsze lekarstwo dla dusz naszych, kiedy za nie położył własną swą duszę i wszystką krew przelał, jak sam powiada: Większej miłości nikt mieć nie może, jak kiedy kto duszę swą kładzie za przyjaciół swoje. I oto już za życia swego na ziemi wszechmocność Jego leczy i dusze razem z ciałem. Ufaj synu – mówi do paralityka – odpuszczają się grzechy twoje. Czy nie leczy nawet najstraszniejsze namiętności, czy nie zrywa skutecznie pęta nałogów nawet zastarzałych? Patrzmy na Magdalenę! Oto upada u stóp Jezusa obciążona występkami, skalana grzechami życia całego zmysłowego, a powstaje czysta jako piękna przyjaciółka Jezusa, wierna Mu aż do śmierci. Upada u nóg ciężko chora na duszy, a powstaje zupełnie zdrowa, dusz jej odrodzona miłością nadprzyrodzoną, wzbogaconą szatą godową miłości i łaski. Jakże prędko uleczył duszę łotra na krzyżu, kiedy otwiera dla niej królestwo swoje, a wiemy, że nic zmazanego nie wejdzie do królestwa niebieskiego. Patrzmy na Szawła! Czy nie musimy tu podziwiać wszechmocności i dobroci tego Boskiego lekarza dusz! Powala o ziemię zaciekłego wroga krzyża swego, a podnosi wiernego miłośnika Jego.

Słowem i światłością z nieba gromi prześladowcę Ewangelii, parskającego gniewem i wściekłością ku wyznawcom jej, a podnosi żarliwego jej apostoła: A ja nie wstydom się Ewangelii, dla której jestem więźniem jakby złoczyńca okuty w kajdany ręce moje, ale Ewangelia Jezusa wola jest. Jakże prędko przemienia Jezus to naczynie wybrane, które rozgłosi Imię Jego przed wszystkimi narody i królami!

Któż Może jeszcze wątpić, że byle chciał uznać Jezusa jako lekarza swego i chciał przyjąć lekarstwo Jego, może być zdrowym. Nie ma choroby duszy ani ciężkiej, ani zastarzałej, której by nie usunął ten lekarz, którego wszechmocność i dobroć lud uwielbiając wołał: Wszystko dobrze uczynił i głusi uczynił że słyszą i niemi że mówią. Każdy więc z nas może i powinien z ufnością oddać się Jemu, wyznając: Panie, jeśli chcesz, możesz mnie uzdrowić, i każdy usłyszy te słodkie słowa: Chcę, bądź uleczony! Niech ci się stanie wedle wiary twojej.

Mając lekarza, który może leczyć wszystkie choroby duszy, czemu tak wiele ciężko chorych na duszy? Jedyna odpowiedź: bo gardzą lekarzem i lekarstwem Jego! Ale podziwiaj tę dobroć Jezusa i pragnienie gorące, aby wszystkich uleczyć i zbawić. Oto mimo wzgardy opuszczony i zapomniany On sam nie opuszcza nieszczęśliwych chorych, którzy zapomnieli o własnej jedynej duszy i niemocy jej ciężkiej. Ach, miłosierdzie jego nieskończone. Umie się ulitować nad słabością ludzką i ślepotą ciężką. Dobroć Jezusa pamięta, że dziecko upadłe może sobie zadać ciężkie rany i złożyć swą duszę na łoże śmiertelnej choroby, ale uleczyć się samo nie może, wie że człowiek może dobrowolnie wstąpić do tej przepaści grzechu i szukać w nim upodobania, ale podźwignąć się sam nie może. Więc Serce Jego litując się podaje swą rękę pomocną aż do tej przepaści i łaską uprzedzającą zbliża się do każdego chorego, nie czekając nawet, aż będzie wezwany i z łaskawością niewymowną pyta: Chcesz być zdrowym? A nadto kto Go przyjmie i używa środków Jego, uleczy go pewnie i przyrzeka nagrodę stokrotną! Cóż można jeszcze nadto dodać do podobnej dobroci? Wie bowiem to Serce, żeśmy nie tylko chorzy, lecz i ubodzy, i dlatego z pełności skarbów swych leczy nas i wzbogaca! Czy cię ta dobroć niezrównana nie poruszy, zwłaszcza kiedy rozważysz, że co czyni dla wszystkich!, toż samo gotów zawsze uczynić dla ciebie. Oto tak czuwa nad tobą dobroć i wszechmocność jego z całą starannością, jakby miał jedną wyłącznie i to twoją duszę do uleczenia, jakby zapomniał o wszystkich. Zawsze jest przy tobie gotowy z pomocą swoją. Którędy się zwrócisz, nigdy cię nie opuszcza. Gdziekolwiek jesteś, zawsze ci towarzyszy. Cokolwiek czynisz, wszechmocność jego cię wspiera. Kiedy o Nim zapomnisz i sam dobrowolnie powiększasz rany twej duszy, kiedy niebezpieczeństwo śmierci się zbliża, wtedy właśnie najpilniej ścigacie łaska Jego zawsze, narzucając się z lekarstwem, pyta: Czy chcesz być zdrów? Może nawet nie zważasz na to pytanie, ale i to jeszcze nie zraża dobroci Boskiego lekarza twego. Zawsze gotów podać ci rękę pomocną! Może Mu i odpowiesz, ale nie chcesz używać środków Jego. On wtedy przypomina ci je, ale i nowych używa sposobów dowodów miłości swojej. O nie gardź więc tym Sercem. Daj się przekonać! Przyjmij to lekarstwo pewne! Nie zważaj na gorycz i przykrość chwilową! Serce jego osłodzi ci wszystko. Nie zapominaj o Nim nigdy. To On odpuścił grzechy twoje, uleczył duszę twoja z ran ciężkich, wybawił od śmierci wiecznej i chce ukoronować dobrocią i miłosierdziem swoim. Teraz nie wymaga więcej, jak tylko: Bądź wiernym aż do śmierci. Amen.

X. Pius Pawellek, Chrystus z nami… O Najświętszym Sercu Pana Jezusa, Kraków 1938, s. 53-59.

Zawsze Wierni, nr 22, 05-06.1998, s. 70.