Ks. Karol Stehlin, Od redakcji, 03.1998

Drodzy Wierni!

W tym błogosławionym okresie Wielkiego Postu, pozwólcie mi zacząć od zachęcenia Was wszystkich do rzetelnego rachunku sumienia. Otóż jesteśmy świadkami tego, jak coraz szybciej kościelny kryzys ogarnia Polskę, Coraz więcej kapłanów i wiernych jest zaszokowanych i rozgoryczonych tą pogarszającą się sytuacją. Widać już cel tych wszystkich nowinek i zmian: zniszczyć katolickość, zniszczyć wiarę, zniszczyć Kościół. Wiele razy już mówiliśmy o tym, wiele też razy udowadnialiśmy ten fakt w naszych publikacjach. Znając te wszystkie zagrożenia i czyhające na nas niebezpieczeństwa, musimy postawić pytamy: co zrobiliśmy, aby zbawić własną duszę, dla zbawienia nam powierzonych, dla uratowania ojczyzny?

Można za świętym Ignacym podzielić wiernych katolików, związanych z Tradycją na trzy grupy. Pierwsza grupa, która chce w pokoju duszy się zbawić, nie stosuje żadnych środków aż do godziny śmierci. To znaczy, katolik, który doskonale rozumie sytuację w Kościele, który widzi zagrożenie dla zbawienia dusz (szczególnie dla swojej własnej), zdaje sobie sprawę, że absolutnie należy coś robić. Rozwija on wspaniałe i wzniosłe plany, podczas spotkań zabiera głos, mówi i dyskutuje, demaskuje ukrytych wrogów i słusznie ich oskarża, podobny do architekta wyjaśnia program odbudowy i reformy, obiecuje nawet wszelką pomoc i wzywa do walki w obronie Kościoła. Po spełnionej misji, wraca szczęśliwy i zadowolony do domu… I na tym kończy się jego działalność. Takiemu katolikowi trzeba przypominać słowa Pana Jezusa, że nie wszyscy, którzy wołają Panie, Panie, będą zbawieni, ale ci, którzy wypełniają wolę Ojca, który jest w niebie. Przedstawione wyżej postępowanie wcale nie jest obroną Tradycji, a raczej jej kompromitacją. Pamiętajmy, że prawdziwa odnowa w Kościele nigdy nie dokonała się poprzez słowa, ale przez czyny. Jeśli ktoś pięknie mówi, ale jego życie nie pokrywa się z wypowiadanymi słowami, nikt nie traktuje takiego rozmówcy poważnie. Wrogowie cieszą się mówiąc: jeszcze jeden gaduła więcej!

Do drugiej grupy należą ci, którzy zdają sobie sprawę z frontalnego ataku diabła, a nawet z decydującej walki, którą szatan prowadzi z Niewiasta (słowa Matki Bożej do siostry Łucji), chcą oni wstąpić do obozu Chrystusa Króla, aby uratować wiarę i duszę. Zaczynają działać, jedni organizują się w grupach modlitewnych, inni w organizacjach katolickich. Jedni rzucą się do wydania gazet, broszur, czasopism i książek, inni wybierają się do niezliczonych pielgrzymek, aby w miejscach objawień znaleźć duchowe wsparcie. Jedni idą na kolanach do władz kościelnych, aby osiągnąć prawo odprawiania Mszy Wszechczasów w jakimś kąciku kościoła, inni wysyłają list po liście biskupom, redakcjom czasopism katolickich, a nawet piszą do Watykanu w nadziei, że ktoś tam ma jeszcze litość nad zagubionymi duszami. Jedni, wsłuchując się w tradycyjne i katolickie wypowiedzi niektórych kardynałów, marzą o powolnym powrocie hierarchii do Tradycji (zob. krytyczną recenzję książki ks. D. J. Olewińskiego) inni jeszcze, upatrują powrót do porządku tylko w gwałtownym wzburzeniu, które ma wszystko oczyścić. Każdy pracuje w pojedynkę, ale często kieruje nim raczej własna wola niż wola Pana Boga, raczej subiektywny pogląd, niż obiektywna potrzeba. Wynikiem tego jest brak porozumienia pomiędzy obrońcami Tradycji, czasem nawet kłótnia z powodu drobiazgów, przede wszystkim zaś, wszystko to uniemożliwia zorganizowanie duchowej armii, która jest niezbędna w konfrontacji z niszczącym wszystko modernizmem.

Szatan dobrze zna te przysłowia: Siła złych polega na słabości dobrych!, Divide et impera!Dziel i rządź!. Ci, którzy w Watykanie zajmują się ruchem Tradycji, chcąc wmontować go w kościelny, posoborowy pluralizm, potrafią bardzo dobrze korzystać z tych zasad. Cieszą się, jeżeli powstaje wiele, zwalczających się nawzajem grup tradycyjnych katolików. A tymczasem kryzys Kościoła rozprzestrzenia się, katolicka Polska powoli ginie!

Trzecia grupa natomiast, szuka tylko i wyłącznie tego, co im się wyda lepsze dla służby i chwały Boskiego Majestatu. Katolik z tej grupy stara się jak najwięcej poznać wolę Bożą, Wola ta jest jasno określona w nieomylnym nauczaniu Kościoła, w prawie kanonicznym, w świętych pismach Ojców i Doktorów naszej Matki – największa chwała jedynego Boga. w Trójcy Świętej. Dlatego też bezkompromisowa walka przeciwko rozprzestrzenionemu wszędzie ekumenizmowi. Walka o powszechne Królestwo Chrystusa Pana, walka przeciwko kultowi człowieka dla zbawienia dusz, i dlatego też praca misyjna o nawrócenie do jedynej, prawdziwej religii, do Kościoła katolickiego. Pojedynczy człowiek nie może uczynić tego wszystkiego sam. Jest potrzebna organizacja, duchowa rodzina, armia, w której zapewniona jest realizacja wszystkich tych celów. Armia ta musi być katolicka, musi być zgromadzeniem Kościoła Katolickiego, bo tylko w Nim znajduje się droga do nieba.

Dlatego powstanie Bractwa Św. Piusa X było darem opatrzności Bożej, w tym najciemniejszym ze wszystkich stuleciu. Dzięki Bogu dla Bractwa wciąż rodzą się nowe pokolenia kapłanów, którzy przez odprawianie Mszy Wszechczasów dają Bogu to, co należy do Boga – omnis honor et gloria, największy hołd i chwałę! Poprzez odtworzenie autentycznych katolickich instytucji prywatnych i publicznych, walczą oni o urzeczywistnienie powszechnego Królestwa Chrystusa! Wreszcie, niemal w osamotnieniu, Bractwo Św. Piusa X kontynuuje na całym świecie katolicką misję nawracania dusz do jedynej katolickiej Prawdy. Naucza rzymskiego katechizmu i udziela jedynych środków koniecznych do zbawienia – sakramentów świętych, wszystko to, aby uratować jak najwięcej dusz od wiecznego potępienia i doprowadzić je do jedynego celu życia, do zbawienia!

Nie oznacza to oczywiście tego, że członkowie tego Bractwa są kimś innym aniżeli biedni grzesznicy. Znaczy to tylko tyle, że Pan Bóg dał nam wszystkim taką instytucję, która jest w stanie przechować i przekazać przyszłym pokoleniom całe dzieło odkupienia, a przez to stała się już teraz motorem i sednem Tradycyjnej duchowej armii, która byłaby w stanie zwyciężyć modernizm. Jeśli wszyscy katolicy związani z Tradycją, zwłaszcza księża i zakonnicy, złączyliby się w takiej armii, a każdy dałby trochę ze swojej siły, ze swoich talentów i zdolności, ze swojego majątku i innych możliwości, to Polska odmieniłaby się bardzo szybko, zaś kościelna hierarchia musiałaby przynajmniej uwzględnić nasze słuszne wymagania.

Każdy z nas winien siebie zapytać, do jakiej grupy należy. Tylko bezinteresowna miłość do Trójcy Świętej, może ochronić nas od pokus i niebezpieczeństw, które zagrażają każdemu z nas. Tylko w taki sposób pokonamy nasz egoizm, ambicje, drobiazgowe nieporozumienia, niewłaściwe i nieobiektywne rozumienie kościelnej sytuacji, brak chęci poznania nauki Kościoła i bezwarunkowego stosowania się do niej, pokusę duchowego lenistwa, małodusznej rezygnacji i rozpaczy… Niech męka i śmierć Pana Jezusa uczyni z nas ludzi wielkodusznych, gotowych do ofiar, chętnych do znoszenia wszelkich krzywd i zniewag, bo błogosławieni jesteście, gdy ludzie wam urągają i prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe na was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie (Mt 7, 11–12).

Ks. Karl Stehlin

Zawsze Wierni, nr 21, 03-04.1998, s. 4.