Modernista jako historyk i krytyk
Zastosowanie immanencji życiowej
Czy panowanie filozofii nad historią ogranicza się do tego, że krytyk dzielić musi dokumenty na odnoszące się do historii rzeczywistej i historii wiary?
Nie. Nie do tego jedynie ogranicza się panowanie filozofii nad historią.
Gdy więc w imię agnostycyzmu dokumenty podzielone zostaną na dwie kategorie, z czym znowu występuje filozof, by wywrzeć wpływ na krytyka?
Z zasadą immanencji życiowej.
Co wyrokuje on?
Że wszystkie fakty w historii Kościoła wyjaśnić należy immanencją życiową.
W jakim stosunku, według tej zasady, znajduje się fakt, będący tylko emanacją życiową, do potrzeby immanentnej, z której wypływa?
Ponieważ przyczyna lub warunek wszelkiej emanacji życiowej tkwi w jakiejś konieczności albo potrzebie, więc nigdy fakt nie uprzedza owej potrzeby, a historycznie musi następować po niej.
Co wobec tego założenia robi historyk – modernista, gdy pracuje nad dziejami Kościoła?
Badając na nowo dokumenty dziejowe, zawarte w księgach św. albo z innych pochodzące źródeł, zestawia na ich podstawie poszczególne konieczności, które się w Kościele po kolei pojawiały.
Komu następnie oddaje to zestawienie?
Krytykowi.
Jak krytyk posługuje się tym zestawieniem w stosunku do dokumentów, przeznaczonych dla historii wiary?
Segreguje dokumenty według poszczególnych wieków w ten sposób, że każdy dokument odpowiada owemu zestawieniu, pamiętając zawsze o zasadzie, że fakt zastępuje po potrzebie, opowiadanie zaś faktu – po fakcie.
Czy jednak nie może zdarzyć się czasem, że niektóre części Pisma Św., zamiast po prostu wyrażać potrzebę, same są faktem, wytworzonym potrzebą?
Tak. Zdarzyć się może czasem, że niektóre części Pisma Św., np. Listy, są faktem, wytworzonym potrzebą.
Lecz, mimo tych wyjątków, czy istnieje prawo ogólne, według którego moderniści określają datę dokumentów historii kościelnej?
Tak. bądź co bądź istnieje prawo, że wiek każdego dokumentu dziejowego oznaczać należy jedynie na podstawie czasu każdorazowej potrzeby, pojawiającej się w Kościele.
Zastosowanie ewolucjonizmu
Podzieliwszy dokumenty według daty tak arbitralnie określonej, jakie jeszcze rozróżnienie robią moderniści?
Odróżnić trzeba – mówią – powstanie faktu od jego rozwoju: co w jednym dniu powstać może, wzrasta jedynie w przeciągu czasu.
Jaki stąd obowiązek wypływa dla krytyka?
Stąd winien krytyk dokumenty dziejowe, podzielone jak już widzieliśmy, dzielić po raz drugi, odróżniając te, które odnoszą się do powstania faktu, od tych, które należą do jego rozwoju, i znowu je uporządkować wedle czasu.
Kto w pracy tej przewodniczyć ma historykowi?
Znowu filozof, przykazującemu, aby poszukiwaniami swymi tak kierował, jak przepisują zasady i reguły ewolucji.
Jak więc historyk modernista winien stosować ewolucję w dziejach Kościoła?
Winien dokumenty dziejowe:, zbadać raz jeszcze; wnikać w okoliczności i warunki, wśród których Kościół w poszczególnych znajdował się wiekach; w jego siłę zachowawczą; w potrzeby wewnętrzne i zewnętrzne, które pobudzały do postępu, w przeszkody, które się nasuwały, słowem, we wszystkie te szczegóły które przyczynić się mogą do oznaczenia, w jaki sposób prawa ewolucji się uwydatniały.
Co następnie robi historyk?
Kreśli jakby szkic dziejów Kościoła.
Kto mu w tym pomaga?
Pomaga mu krytyk i; dobiera resztę dokumentów dziejowych. Historyk chwyta za pióro, i dzieje ukończone.
Lecz jeśli historykiem i krytykiem u modernistów rządzi filozof, kto w takim razie jest prawdziwym twórcą historii: historyk czy krytyk?
Żaden z nich, lecz raczej filozof.
Dlaczego?
Wszystko bowiem dzieje się tam przez aprioryzm.
Jaki aprioryzm?
W którym roi się od herezji.
Czy podobni historycy nie są pożałowania godni?
Tak. Szkoda naprawdę tych ludzi, o których powiedział Apostoł: Znikczemniali w myślach swoich… Albowiem powiadając się mądrymi, głupimi się stali (Rz 1, 21, 22).
Lecz obok pożałowania czy nie zasługują też oni na słuszne oburzenie?
Tak, gniew święty budzą, zarzucając Kościołowi, że dokumenty dziejowe tak miesza i ustawia, iż przemawiają na jego korzyść.
Skąd im na myśl przychodzi rzucać na Kościół oszczerstwa podobne?
Podsuwają Kościołowi to, co czują, że sumienie im jak najwyraźniej wyrzuca.
Krytyka tekstu
Gdy historyk modernista arbitralnie segreguje dokumenty według okresów zgodnie z wymaganiami rzekomego prawa ewolucji, co wynika stąd odnośnie ksiąg świętych?
Z tego rozdzielenia i ułożenia dokumentów dziejowych w pewne okresy wynika bezpośrednio, że ksiąg św. nie można tym autorom przypisywać, którym imiona księgi te noszą.
Czy przed podobną konsekwencją nie cofają się historycy moderniści?
Nie. Bez wahania twierdzą oni często, że owe księgi, zwłaszcza Pięcioksiąg i trzy pierwsze Ewangelie, powstały stopniowo z krótkiego opowiadania pierwotnego przez dodatki, tj. przez uzupełnienia, wsunięte dla teologicznej czy alegorycznej interpretacji, albo też przez wtręty, zamieszczone celem połączenia zdań różnorodnych.
Lecz czym tłumaczą te hipotezę?
Ewolucją żywotny ksiąg św., z rozwoju, wiary powstają i odpowiadającą wierze.
Gdzie widzą ślady tej rzekomej ewolucji?
Zdaniem ich, ślady tej ewolucji są tak widoczne, że można by niemal historię jej napisać.
Czy próbują pisać ową historię?
Tak, piszą ją rzeczywiście, a piszą z taką pewnością siebie, że zdawać by się mogło, iż własnymi oczami patrzyli na poszczególnych autorów, gdy ci w różnych wiekach do powiększenia ksiąg św. się przyczyniali.
Na co powołują się, chcąc poglądy swe udowodnić?
Aby poglądy swe udowodnić, powołują się na tzw. krytykę tekstu; silą się na wykazanie, że to lub owo zderzenie albo słowo nie jest na miejscu, i inne tym podobne przytaczają dowody.
Co można by twierdzić, widząc śmiałość, z jaką moderniści tłumaczą powstawanie ksiąg św.?
Można by słusznie twierdzić, że utworzyli sobie jakby pewne wzory opowiadań albo mów, na podstawie których z silnym przekonaniem rozstrzygają, co na swoim, a co nie na swoim znajduje się miejscu.
Czy naiwność i zarozumiałość swą posuwają aż do tego stopnia, by samym przechwalać się ze swych rzekomych zdolności i zasług na polu tego rodzaju krytyki?
Tak. Kto by ich słyszał rozprawiających o swoich uczonych badaniach nad księgami św., w których tak wiele znaleźli nieścisłości, mógłby mniemać, że nikt przed nimi nie przerzucał kart tych ksiąg, że nie zgłębiła ich dokładnie owa niezliczona prawie liczba Doktorów, odznaczających się nieporównanie wyższą zdolnością, uczonością i świętością.
Jakiego zdania byli dawni Doktorowie o księgach świętych?
Doktorowie ci, bardzo uczeni, nie tylko pod żadnym względem nie ganili ksiąg św., ale im głębiej je badali, tym gorętsze dzięki składali Bogu, że w ten sposób raczył mówić z ludźmi.
Jak wyszydzają moderniści cześć dawnych Doktorów dla ksiąg świętych?
Mówią, że Doktorowie ci nie posługiwali się wobec ksiąg św. tymi środkami, jakich używają oni.
Jakich to środków, którymi posługują się moderniści, pozbawieni byli dawni Doktorowie?
Nie uczyła ich i nie wiodła filozofia, która rozpoczyna od negacji Boga; nie uważali też samych siebie z wyrocznię:
Oczywiście, moderniści rozciągają na Ojców Kościoła swój sąd o Tradycji. Z niezwykłym zuchwalstwem powiadają, iż Ojcowie Kościoła zasługują na szacunek, lecz w stosunku do historii i krytyki wykazują ogromną ignorancję, co tylko wytłumaczyć można warunkami ówczesnej epoki. Wreszcie usiłują oni na wszelki sposób uszczuplić zakres urzędu nauczycielskiego w Kościele, już to drogą bluźnierczych objaśnień jego pochodzenia, natury i praw, już też, wydając przeciw niemu, bez żadnych skrupułów potwarcze druki nieprzyjaciół. Do tego tłumu modernistów można zastosować słowa, pisane z wielką goryczą przez Naszego poprzednika: „Aby ściągnąć oburzenie i nienawiść do mistycznej Oblubienicy Chrystusowej, która jest światłością prawdziwą, synowie ciemności zwykli używać w obliczu świata całego, obłudnej potwarzy i przeinaczając sens oraz wartość rzeczy i słów, ukazują ją jako przyjaciółkę ciemności, szerzycielkę ignorancji, wroga nauk, światła i postępu”. Nic też dziwnego, Czcigodni Bracia, że moderniści z całą swą złą wolą i z całą cierpkością prześladują katolików, walczących mężnie w obronie wiary Kościoła.
św. Pius X, Pascendi Dominici Gregis
Zawsze Wierni, nr 20, 01-02.1998, s. 72.