R. Plus, Jesteśmy niebem

„Niebem jesteśmy”

św. Augustyn

Niedawno zmarła w Dijon, po kilku zaledwie latach życia zakonnego S. Elżbieta od Św. Trójcy, karmelitanka bosa. Cała jej świętość opierała się wyłącznie na tej właśnie prawdzie „mieszkania Bożego w nas”. Jej życie jest dowodem, jak daleko ta poufałość wewnętrzna z Bogiem posunąć się może. I niech się nikt nie zasłania tym, że była karmelitanką. Słusznie wyraża się O. Foch w liście, umieszczonym jako wstęp do Wspomnień S. Elżbiety: „Rysem najbardziej pociągającym, który ją tak wyróżnia jest to, że doskonałość tej duszy zakonnej przedstawia się ostatecznie jako rozkwit łaski, jako rozwój postępowy, zwyczajny i logiczny tych cnót teologicznych, które chrzest św. sprowadza do każdej duszy”. Te słowa nie znaczą nic innego jak to, że ów podkład nadprzyrodzony, na którym S. Elżbieta wznosiła gmach swej świętości, posiadamy również i my wszyscy. Bóg, który w niej mieszkał, jest i w nas wszystkich obecny. Nie ma dwóch odmiennych rodzajów łaski. Miejsce jakie Bogu oddajemy w sobie, może być rozmaite, wedle pojemności cnót naszych, ale jest to tylko rzecz stopnia, większej lub mniejszej miary, lecz nic więcej.

Ona sama uważa, że odkryła wielką tajemnicę w dniu, w którym zrozumiała, że powiedzenie Chrystusa Pana i Św. Pawła o „Bogu w nas” nie jest przenośnią, ale że należy je brać dosłownie; inaczej mówiąc: Bóg w nas to nie prosta formułka tylko, ale rzeczywistość i to najwznioślejsza, I z tą chwilą rzeczywistość owa stała się podstawą jej życia. „Bóg w nas”, tzn. Bóg Ojciec, Syn Boży, Duch Święty, „Trzej”, jak ona się wyraża. Niechże jej nikt nie mówi o Bogu dalekim i nieobecnym. Jej Bóg jest tak blisko. Ci „Trzej” są w niej. Całe więc jej życie streści się odtąd w tych kilku wyrazach: Zażyłość wewnętrzna z osobami, które mieszkają w duszy S. Elżbiety.

Odtąd najdroższą jej świadomością – a powinna być taką dla każdego z nas – było to, że posiadając Boga, dusza nasza jest niebem.

Powiedzieliśmy przedtem, że dusze nasze są tabernakulum, kościołem. Lecz równie słusznie możemy powiedzieć, że są niebem, są rajem. „Życie – pisze S. Elżbieta – jest to przystawanie z Bogiem od rana do wieczora, od wieczora do rana. Mamy przecież Boga w sobie, a życie to początek nieba”.

Zdaje mi się, – pisze dalej – że tajemnica świętości polega na tym, by ten nasz dom Boży napełnił się cały tymi «Trzema». A wszakże to tak łatwe! Wtedy można powiedzieć sobie, że niebo nasze jest w nas. O jakież szczęście to będzie, gdy zasłona opadnie i obcować będziemy z Bogiem twarzą w twarz”. A w liście do swej siostry przytacza słowa Apostoła: „Już nie jesteście gośćmi, ani przybyszami, aleście współobywatelami Świętych i domownikami bożymi”. I dodaje: „To niebo znajduje się we wnętrzu duszy naszej. O jakież to proste, a jak pocieszające. Zawsze, nawet wśród wszelkich trosk, możesz ukryć się w tej samotni (…). Gdy rozpraszają cię liczne zajęcia, a zechcesz się skupić, w każdej chwili możesz wejść do własnej duszy, gdzie mieszka twój Bóg, możesz wspominać te wzniosłe słowa: Członki wasze są świątynią Ducha Św., który mieszka w was (1 Kor 3, 16) i te, co sam Chrystus Pan wyrzekł: Mieszkajcie we mnie, a ja w was”. To też o św. Katarzynie z Sienny powiadają, że wśród świata żyła zawsze samotna, bo przebywała w tym mieszkaniu wewnętrznym.

Jest to także przewodnią myślą jej Rozważań. Pisze tam: „Dusza moja jest niebem, gdzie przebywam, wyczekując Jeruzalem niebieskiego”. I streszcza się w tym przepięknym słowie: „Znalazłam niebo na ziemi, gdyż niebo to Bóg, a Bóg jest w mojej duszy”.

Szczególniejszej łasce zawdzięcza ona dar jasnego wniknięcia w tę tajemnicę. Łatwość taką „wejścia w siebie”, życie „sam na sam” z Bogiem, mogą mieć w takim stopniu tylko dusze uprzywilejowane, a w każdym razie, wolne od licznych roztargnień życia światowego.

Lecz nie o to nam chodzi. Nie twierdzimy, że wszyscy mają tę samą łatwość, ale że we wszystkich, którzy są w stanie łaski, Bóg mieszka i że od nas zależy, przy pomocy łaski oczywiście i w miarę zewnętrznych środków, jakimi rozporządzamy w naszym życiu duchowym, wchodzenie do naszego wnętrza, kiedy chcemy się modlić, gdyż tam mieszka Bóg i nigdzie nie znajdziemy Go bliżej, niż w naszej duszy.

Sam Boski Zbawiciel raczył pouczyć o tym w święto Wniebowstąpienia św. Małgorzatę Marię: „Wybrałem twą duszę, aby mi była niebem odpocznienia na ziemi, a serce twoje będzie mi tronem, w którym lubować się będzie miłość moja”.

Dla Świętej była ta obecność wprost odczuwalna, dla nas wszystkich stwierdzona tylko przez wiarę, ale jest to obecność w obu wypadkach zasadniczo ta sama, a różni się tylko jakby powierzchownie, sposobem, jakim przychodzimy do jej świadomości.

Ojcowie święci wykładają nieraz tę naukę. „Niebem jesteś, a do nieba pójdziesz”, mówi Orygenes. A św. Augustyn: „Mając Boga niebios w sobie, niebem jesteśmy”. A czyż nie czytamy w Naśladowaniu: „Gdzie ty jesteś, tam jest i niebo”. O. Faber tłumaczy to zdanie: „Bóg czyni niebem miejsce, w którym przebywa”.

Nie trudno też zrozumieć św. Teresę, która wpada w zachwyt na widok duszy, będącej w stanie łaski, „Niebo – pisze – nie jest jedynym mieszkaniem Boga; mieszka On również w duszy, którą też słusznie nazwać można drugim niebem”.

Św. Teresa mówi wprawdzie w swych pismach o „obecności bożej w nas” głównie w znaczeniu mistycznym, a podobnie postępują też prawie wszyscy ówcześni pisarze, niemniej jednak przypomina także ogólne zasady teologiczne i dogmatyczne. Mówiąc o Orygenesowym „Ty jesteś niebem”, nazywa duszę małym niebem, w którym mieszka Stwórca nieba i ziemi. A św. Bernard, mówiąc o duszy pisał: „Nie dość jest nazwać duszę, ze względu na pochodzenie, niebiańską, trzeba ją nazwać niebem”.

Niestety, „niebo” to i tym się różni od nieba w wieczności, że możemy je utracić. Skarb nasz, tu na ziemi, nosimy w naczyniach kruchych tam zaś o utratę jego nie będzie obawy. Jest też to niebo w nas niewidzialne. Bóg w nas mieszka, ale usuwa się spod wszelkiego spostrzeżenia zmysłów; między wiarą a widzeniem istnieje przepaść niezmierna.

Ulubionym przedmiotem rozważań Marii de la Bouillerie, późniejszej Sercanki, była myśl: „Ciało nasze jest zasłoną, która nie pozwala nam oglądać Boga”. Istotnie, między chwałą a łaską jest tylko ta odległość, owa zasłona, ogromna, ale i bardzo mała. Przy śmierci zasłona ciała opadnie, niby płaszcz, który zrzucamy i wtedy (…) wtedy zobaczymy.

Może być utracone, jest niewidzialne, nie wyczuwają go zmysły: takim jest niebo łaski. Przez łaskę otrzymujemy dziedzictwo, ale trzeba nam doczekać się chwały, aby je posiąść. Jakaż to jednak wspaniała przyszłość, byleśmy o niej myśleli. Jestem „niebem”! Czyż wobec tego nie narzuca się konieczny wniosek: pracować nad tym, by niebo było we mnie, by go było coraz więcej. Siać posiew wieczności w czasie, czyż jest ponadto jakiś inny cel godny tego życia? Któż by chciał, po zastanowieniu się, gdzie indziej go szukać?

Z książki O. Raoula Plus T. J. Bóg w nas.

Zawsze Wierni, nr 17, 07-08.1997, s. 36.